Jestem zadziwiony. Kilkoma kwestiami.
1. Dlaczego Wallace poprzez interfejs gry, zabawkową oprawę, niepoważne żetony powoduje, że niewielu traktuje jego gry wojenne jak gry wojenne.
2. Dlaczego ta seria ma tak słaby odbiór.
3. Dlaczego ta gra nie jest tak dziecinna jak się wydaje.
4. Dlaczego mimo niepoważnych z pozoru mechanizmów Shiloh jest rasową grą wojenną budzącą wielkie emocje.
Wszystko to pojawiło się w mojej głowie nie po zakupie, nie po partyjce z synem, ale po grze z Grześkiem B.
Chcieliśmy zagrać w coś lekkiego. Obaj zmęczeni życiem woleliśmy porzucać kostkami w grze niepoważnej niż narażać mózgi na coś poważnego.
Stało się inaczej. Walka była zacięta. Mnóstwo myślenia i kombinowania jak wygrać. Powagę sytuacji oddaje fakt wyrywania sobie instrukcji i prób interpretowania przepisów (Grzesiek miał rację).
Okazało się, że kostki rzucane na możliwe w grze rozkazy dla danej strony świetnie symulują chaos pola walki w wojnie secesyjnej.
Gdy potrzebny był ruch to wypadał ostrzał artylerii. Widzieliśmy w wyobraźni, że żołnierze są zmęczeni walką, a dowódcy nie wiedzą co dalej. Jeszcze bardziej uwidoczniły to moje rzuty gdy również miałem ostrzał. Obie strony odpoczywały
Kolejnym plusem gry była konieczność myślenia o tym, że bitwa jest dwudniowa (w połowie pierwszego dnia już wiedzieliśmy, że Konfederaci nie dadzą rady - za wcześnie nadszedł Grant i Buell).
A końcówka drugiego dnia była dramatyczna. Walka o wzgórze z punktem zwycięstwa trwała od rana. Pole zaległy stosy piechoty Unii. Artyleria obu stron dokonywała cudów waleczności, ale w końcu Unia była o krok od zwycięstwa. Konfederaci ogołocili z wojska już prawie całą linię byle tylko utrzymać punkt. Tym bardziej, że dzień dobiegał końca (kończyły się karty Konfederacji).
I tu rozegrał się dramat, który o mało co nie spowodował wylewu u nas obu (trzęsły nam się ręce, kostki latały po planszy). Karty Konfederacji się skończyły, ale by nastąpił kres walk konieczne było wyrzucenie przez Grześka 1. Niestety nie wyrzucił. Rozpaczliwy szturm Unii. I... Nic. Odparty.
Grzesiek rzuca. I... Nie ma 1.
Ostatni szturm Unii. Jest!!! Wzgórze zdobyte. Ale... Konfederaci może jeszcze je odbiją. Jest szansa.
Byle teraz Grzesiek nie wyrzucił 1. Może jeszcze da radę odbić?
Grzesiek rzuca. I... Rzucił trzy 1. TRZY JEDYNKI. Opadliśmy na krzesła.
Gniew i rozpacz z jednej. Zmęczenie, ale i satysfakcja z drugiej. Skończyły się długie 3 godziny zmagań.
Sprawdziliśmy jeszcze czy gdyby jednak Unia nie zdobyła wzgórza Konfederat stracił by pewność siebie i wycofał się z pola walki. Różnica w stratach wynosiła bodajże 3. I Unia wyrzuciła 3. Czyli i tak Unia zostałaby zwycięzcą.
Świetna gra. Świetna rozgrywka.
Clash of Willis Shiloh 1862
- Lord Voldemort
- Pułkownik
- Posty: 1325
- Rejestracja: poniedziałek, 24 kwietnia 2006, 15:26
- Lokalizacja: Opole
- Been thanked: 6 times
- Kontakt:
Re: Clash of Willis Shiloh 1862
Gwoli sprostowania. Martin Wallace jest autorem zasad "serii". Autorem samej gry jako takiej jest Coleman Charlton.