Legion of Honor (Clash of Arms)
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Ludziska w Stanach i gdzieniegdzie indziej już grają i na razie opinie pozytywne szczególnie wartościowe jest zauważenie ich postaci przez Cesarza
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
- Neoberger
- Général de Brigade
- Posty: 2098
- Rejestracja: sobota, 7 listopada 2009, 19:19
- Lokalizacja: Wwa
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 125 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Jak nie ma gry jak można mieć ją we wtorek wieczór w domu (zamawiając dziś)?
Tyle, że za 100 zł więcej.
http://www.rebel.pl/product.php/1,728/9 ... Honor.html
Tyle, że za 100 zł więcej.
http://www.rebel.pl/product.php/1,728/9 ... Honor.html
Berger
-
- Sous-lieutenant
- Posty: 382
- Rejestracja: piątek, 28 kwietnia 2006, 16:17
- Lokalizacja: Piotrków Trybunalski
- Has thanked: 7 times
- Been thanked: 6 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Właśnie... Pograłbym, ale to 100 złotych więcej.
"Dajcie mi choć jednego tak wyszkolonego Brytyjczyka, a ja będę wiedział gdzie go posłać żeby najlepiej zginął"
F. Foch o BEF
F. Foch o BEF
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Ano przesadzili. Aż dziwne, że taka przebitka cenowa.
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
-
- Sous-lieutenant
- Posty: 382
- Rejestracja: piątek, 28 kwietnia 2006, 16:17
- Lokalizacja: Piotrków Trybunalski
- Has thanked: 7 times
- Been thanked: 6 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Pozostaje czekać...
"Dajcie mi choć jednego tak wyszkolonego Brytyjczyka, a ja będę wiedział gdzie go posłać żeby najlepiej zginął"
F. Foch o BEF
F. Foch o BEF
- duc de Fort
- Capitaine
- Posty: 843
- Rejestracja: sobota, 21 stycznia 2012, 18:34
- Lokalizacja: Warszawa
- Been thanked: 1 time
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Wynika z dwóch rzeczy. Rebel ma grę od hurtowni w Niemczech, dokąd dotarła w tym tygodniu. Jakbym stamtąd zamawiał, też miałbym cenę około 300 zł. Każdy musi po drodze zarobić, a kurs dolara jest taki, jak widać.Ano przesadzili. Aż dziwne, że taka przebitka cenowa
Po drugie wcześniej CoA zapowiadał cenę RRP gry na 65$, a teraz okazało się, że jest 75$. Przy następnym zamówieniu u mnie też będzie już drożej...
Jeszcze chwila cierpliwości. Gra powinna być na koniec przyszłego tygodnia.
Pozdrawiam
Konrad
FortGier.pl - najlepszy sklep z wojennymi grami planszowymi
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Kurcze, to pewnie Drezno z La Bataille pewnie będzie z 500 zeta...
Nic to, czekamy
Nic to, czekamy
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
- Chevau-léger
- Sous-lieutenant
- Posty: 364
- Rejestracja: czwartek, 24 sierpnia 2006, 09:06
- Lokalizacja: Varsovie
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Już mam Przyszło Królewską Pocztą (Royal Mail), a nie tam z jakiejś Germanii Czeka mnie miły wieczór
- Chevau-léger
- Sous-lieutenant
- Posty: 364
- Rejestracja: czwartek, 24 sierpnia 2006, 09:06
- Lokalizacja: Varsovie
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Wysoki poziom edytorski, choć nie oszałamiający. To znaczy - gra wydana bardzo ładnie, ale to dzisiaj jest już standard. Pudełko mogłoby być solidniej wykonane, karty są trochę cienkie. Mam "Hell of Stalingrad" więc byłem przygotowany na to, że gra Clash of Arms będzie ociekać klimatem. I tak rzeczywiście jest: wszystkie pomoce - od opportunity po ledger cards i inne są stylizowane na dzieła XIX-wiecznej poligrafii, instrukcja i play book śliczności (jak wygląda instrukcja wiadomo bo jest dostępna w sieci). Wszystkie karty - pomoce maszerują już jutro do laminacji, a karty - ubiorą koszulki (pardon: wdzieją uniformy). Żetony są tycie (malutkie) i bardzo kolorowe. Stwarza to wszystko taki fajny, napoleoński klimat, że mówię Wam - powinna to być francuska gra. Kart, moim zdaniem, nie warto wkładać w koszulki kolorowe tylko przezroczyste, by nie tracić efektu - są one w różnych kolorach, w zależności od przeznaczenia danego zestawu kart (np. do pojedynków, kampanijne etc.).
Szykuje się niezła zabawa!
Szykuje się niezła zabawa!
- Pejotl
- Major en second
- Posty: 1131
- Rejestracja: czwartek, 24 lipca 2008, 22:26
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 7 times
- Been thanked: 9 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Dwa wieczory mi zajęło wkładanie kart w koszulki.
Żetony nierówno wydrukowane (nadruk przesunięty w jedną stronę) i przy wypychaniu wydzierają się mocno na rogach. Też tak macie?
Wygląda smakowicie ale jak zobaczyłem tę instrukcję i liczbę tabel pomocniczych... kiedy ja to ogarne?
Żetony nierówno wydrukowane (nadruk przesunięty w jedną stronę) i przy wypychaniu wydzierają się mocno na rogach. Też tak macie?
Wygląda smakowicie ale jak zobaczyłem tę instrukcję i liczbę tabel pomocniczych... kiedy ja to ogarne?
Człowiek potyka się o kretowiska, nie o góry.
-
- Sous-lieutenant
- Posty: 382
- Rejestracja: piątek, 28 kwietnia 2006, 16:17
- Lokalizacja: Piotrków Trybunalski
- Has thanked: 7 times
- Been thanked: 6 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
MAM! Jeszcze zafoliowana! Jutro jadę pomęczyć studentów! Otworzę dopiero wieczorem...
"Dajcie mi choć jednego tak wyszkolonego Brytyjczyka, a ja będę wiedział gdzie go posłać żeby najlepiej zginął"
F. Foch o BEF
F. Foch o BEF
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Mały raport z rozgrywki (wersja dla jednego gracza, bez zasad opcjonalnych).
Cesar Maison - nasz sympatyczny młodzieniec z Tarbes, wieku lat 20, postawny, wysoki, cieszący się dobrym zdrowiem, o ujmującym spojrzeniu i znany w swoim mieście głównie z chęci wdawania się w bójki z każdym, kto szuka (lub nie) zaczepki. Jego ojciec, z zawodu kowal, z bólem serca przyjął jego decyzję o zaciągnięciu się do wojska, lecz wyposażył go w odpowiednią ilość pieniędzy, by syn nie przymierał głodem w stolicy i miał co włożyć na cyt: „ten cholerny grzbiet”.
Rok 1792
Jego pierwszy przydział to Armia Renu, zwana później Armią Renu i Mozeli. Mianowany sierżantem za zasługi w wyłapywaniu wrogów rewolucji, spędza czas na intensywnym szkoleniu, któremu nie przeszkadzają ani pogłoski o aresztowaniu Ludwika XVI, ani próby denucjacji go jako zadeklarowanego jakobina, ani przygodny romans z damą o nieznanym naszemu młodzieńcowi nazwisku Bonaparte. Nie odmówił on niedwuznacznej propozycji zaproszenia do buduaru, lecz na szczęście cała sytuacja nie ujrzała światła dziennego, co mogłoby utrudnić Cesarowi dalszą karierę.
Kampania wojenna roku 1792 upłynęła Cesarowi dość spokojnie – marsze, działania zwiadowcze, walki z partyzantami i małe utarczki przerywały doniesienia z innych frontów, gdzie armie Republiki, a szczególnie Armia Północy wyróżniła się chwalebnie pod Valmy i Jemappes. Cesar świętował te zwycięstwa w gronie kolegów i z dobrym zapasem win, co spowodowało upadek z konia w drodze powrotnej, jednak na szczęście obyło się bez poważniejszego uszczerbku na zdrowiu. Koniec kampanii zastaje Cesara przy konwojowaniu transportów zaopatrzenia oraz eskortowaniu parlamentariuszy.
Rok 1793
Początek roku 1793 to kolejny przydział Cesara, tym razem do Armii Włoch. Czas garnizonowy przeplatały inspekcje i kontrole, praca administracyjna oraz sporo czasu wolnego, który Cesar wykorzystał na lekcje śpiewu oraz studiowanie regulaminów wojskowych. Jego zaangażowanie spotkało się z pozytywną oceną kontrolera w osobie kapitana Bonaparte („jeszcze się spotkamy, obywatelu Maison”) oraz jego bezpośrednich przełożonych.
Kampania w Armii Włoch przebiegała bez specjalnych wzlotów i upadków, lecz solidna postawa przyniosła Cesarowi awans na podporucznika. Uniknął on zarówno porażek Armii Północy (Neerwinden, zdrada Dumourieza) jak i jej wzlotów (Fleurus), słynnego oblężenia Tulonu, ale także Terroru, który doprowadził do gilotyny kilku jego przyjaciół z oddziału. Nie brał on także udziału w pacyfikacji Wandei (może to i lepiej?).
Lata 1794 - 1797
Transfer do Armii Rezerwowej. Nie bez przyczyny generał Bonaparte wybrał Cesara – przewrót 13 Vendemiaire’a, mimo pewnych błędów Cesara, wynikających z nieobycia w większym gronie, przebiegł bez zakłóceń. Nie wystarczyło to jednak do tego, by otrzymać zaproszenie na ślub generała Bonaparte z Józefiną.
Kampanie lat 1794 - 1797 otworzyły zmagania we Włoszech. Cesar sprawował się w nich wyśmienicie – na początku wsparł on saperów przy przeprawie, a następnie dołączył do Masseny w czasie szturmu przez most w Lodi. W trakcie bitwy pod Castiglione jego oddział został rozbity, jednak Cesar po raz kolejny wyróżnił się, chroniąc pułkowy sztandar. Za swoje czyny otrzymał pamiątkową szablę z nazwą bitew, w których się wyróżnił. Po kolejnych drobnych starciach przyszedł czas na bitwę pod Arcola i Rivoli. W tej pierwszej Maison towarzyszył gidom w ataku, jednak w trakcie szarży otrzymał ranę postrzałową z kartacza i pod Rivoli nie zdążył.
Lata 1798-1799
Nadal w Armii Włoch. Po wyleczeniu ran Cesar bierze udział w formalnym przyjęciu kapitulacji Mantui, po którym dysponuje czasem wolnym, uczestnicząc we wzmacniających ciało ćwiczeniach. Przyda mu się to na pewno w trakcie kampanii.
Kampanie rozpoczynają ostrze marsze oraz wieści z Egiptu, gdzie Napoleon rozbija mameluków. A we Włoszech Republika bierze srogie baty od Rosjan Suworowa. Maison uczestniczy w bitwie nad Trebbią, lecz jego oddział stanowi rezerwę, więc żądny wrażeń bohater musi poczekać na swoje pięć minut. Po kilku utarczkach z wrogiem i wzięciu jeńców, kolejną bitwą z udziałem naszego bohatera jest bitwa pod Novi, gdzie Suworow po raz kolejny pierze na kwaśne jabłko armię francuską – Maison odznacza się w akcji, kiedy to jego oddział zaskakuje kawaleria wroga a nasz Cesar, mimo poważnych ran, inspiruje ludzi do walki. Za swoje czyny zostaje awansowany na porucznika.
Lata 1799-1800
Jako żołnierz Armii Rezerwowej Cesar bierze udział w zamachu z 18 Brumaire’a, gdzie wraz z Muratem pomaga opróżnić salę Rady Pięciuset. W czasie wolnym opracowuje nowy podręcznik taktyki piechoty oraz czyta traktaty militarne. Szkoli także rekrutów oraz po przydzieleniu do sztabu uczestniczy w pracach administracyjnych.
W czasie marszu przez przełęcz Świętego Bernarda asystuje Pierwszemu Konsulowi w jego epickim marszu. Pod Marengo dzielnie broni pozycji nad Fontenone i mimo ran, zostaje w szeregach swoich ludzi, świętując wygraną bitwę.
Kolejny etap kampanii przynosi starcie z austriacką ariergardą, gdzie Cesar zostaje wyzwany na pojedynek przez austriackiego mistrza szermierki. Ceną jest honor pułku i umożliwienie wzięcia do niewoli sporych sił austriackich. Cesar rusza na wąsatego wiarusa odważnie, lecz ten szybkimi sztychami strąca Maisona z siodła i zabija. Tak kończy życie Cesar Maison, żołnierz armii francuskiej…
Cesar Maison - nasz sympatyczny młodzieniec z Tarbes, wieku lat 20, postawny, wysoki, cieszący się dobrym zdrowiem, o ujmującym spojrzeniu i znany w swoim mieście głównie z chęci wdawania się w bójki z każdym, kto szuka (lub nie) zaczepki. Jego ojciec, z zawodu kowal, z bólem serca przyjął jego decyzję o zaciągnięciu się do wojska, lecz wyposażył go w odpowiednią ilość pieniędzy, by syn nie przymierał głodem w stolicy i miał co włożyć na cyt: „ten cholerny grzbiet”.
Rok 1792
Jego pierwszy przydział to Armia Renu, zwana później Armią Renu i Mozeli. Mianowany sierżantem za zasługi w wyłapywaniu wrogów rewolucji, spędza czas na intensywnym szkoleniu, któremu nie przeszkadzają ani pogłoski o aresztowaniu Ludwika XVI, ani próby denucjacji go jako zadeklarowanego jakobina, ani przygodny romans z damą o nieznanym naszemu młodzieńcowi nazwisku Bonaparte. Nie odmówił on niedwuznacznej propozycji zaproszenia do buduaru, lecz na szczęście cała sytuacja nie ujrzała światła dziennego, co mogłoby utrudnić Cesarowi dalszą karierę.
Kampania wojenna roku 1792 upłynęła Cesarowi dość spokojnie – marsze, działania zwiadowcze, walki z partyzantami i małe utarczki przerywały doniesienia z innych frontów, gdzie armie Republiki, a szczególnie Armia Północy wyróżniła się chwalebnie pod Valmy i Jemappes. Cesar świętował te zwycięstwa w gronie kolegów i z dobrym zapasem win, co spowodowało upadek z konia w drodze powrotnej, jednak na szczęście obyło się bez poważniejszego uszczerbku na zdrowiu. Koniec kampanii zastaje Cesara przy konwojowaniu transportów zaopatrzenia oraz eskortowaniu parlamentariuszy.
Rok 1793
Początek roku 1793 to kolejny przydział Cesara, tym razem do Armii Włoch. Czas garnizonowy przeplatały inspekcje i kontrole, praca administracyjna oraz sporo czasu wolnego, który Cesar wykorzystał na lekcje śpiewu oraz studiowanie regulaminów wojskowych. Jego zaangażowanie spotkało się z pozytywną oceną kontrolera w osobie kapitana Bonaparte („jeszcze się spotkamy, obywatelu Maison”) oraz jego bezpośrednich przełożonych.
Kampania w Armii Włoch przebiegała bez specjalnych wzlotów i upadków, lecz solidna postawa przyniosła Cesarowi awans na podporucznika. Uniknął on zarówno porażek Armii Północy (Neerwinden, zdrada Dumourieza) jak i jej wzlotów (Fleurus), słynnego oblężenia Tulonu, ale także Terroru, który doprowadził do gilotyny kilku jego przyjaciół z oddziału. Nie brał on także udziału w pacyfikacji Wandei (może to i lepiej?).
Lata 1794 - 1797
Transfer do Armii Rezerwowej. Nie bez przyczyny generał Bonaparte wybrał Cesara – przewrót 13 Vendemiaire’a, mimo pewnych błędów Cesara, wynikających z nieobycia w większym gronie, przebiegł bez zakłóceń. Nie wystarczyło to jednak do tego, by otrzymać zaproszenie na ślub generała Bonaparte z Józefiną.
Kampanie lat 1794 - 1797 otworzyły zmagania we Włoszech. Cesar sprawował się w nich wyśmienicie – na początku wsparł on saperów przy przeprawie, a następnie dołączył do Masseny w czasie szturmu przez most w Lodi. W trakcie bitwy pod Castiglione jego oddział został rozbity, jednak Cesar po raz kolejny wyróżnił się, chroniąc pułkowy sztandar. Za swoje czyny otrzymał pamiątkową szablę z nazwą bitew, w których się wyróżnił. Po kolejnych drobnych starciach przyszedł czas na bitwę pod Arcola i Rivoli. W tej pierwszej Maison towarzyszył gidom w ataku, jednak w trakcie szarży otrzymał ranę postrzałową z kartacza i pod Rivoli nie zdążył.
Lata 1798-1799
Nadal w Armii Włoch. Po wyleczeniu ran Cesar bierze udział w formalnym przyjęciu kapitulacji Mantui, po którym dysponuje czasem wolnym, uczestnicząc we wzmacniających ciało ćwiczeniach. Przyda mu się to na pewno w trakcie kampanii.
Kampanie rozpoczynają ostrze marsze oraz wieści z Egiptu, gdzie Napoleon rozbija mameluków. A we Włoszech Republika bierze srogie baty od Rosjan Suworowa. Maison uczestniczy w bitwie nad Trebbią, lecz jego oddział stanowi rezerwę, więc żądny wrażeń bohater musi poczekać na swoje pięć minut. Po kilku utarczkach z wrogiem i wzięciu jeńców, kolejną bitwą z udziałem naszego bohatera jest bitwa pod Novi, gdzie Suworow po raz kolejny pierze na kwaśne jabłko armię francuską – Maison odznacza się w akcji, kiedy to jego oddział zaskakuje kawaleria wroga a nasz Cesar, mimo poważnych ran, inspiruje ludzi do walki. Za swoje czyny zostaje awansowany na porucznika.
Lata 1799-1800
Jako żołnierz Armii Rezerwowej Cesar bierze udział w zamachu z 18 Brumaire’a, gdzie wraz z Muratem pomaga opróżnić salę Rady Pięciuset. W czasie wolnym opracowuje nowy podręcznik taktyki piechoty oraz czyta traktaty militarne. Szkoli także rekrutów oraz po przydzieleniu do sztabu uczestniczy w pracach administracyjnych.
W czasie marszu przez przełęcz Świętego Bernarda asystuje Pierwszemu Konsulowi w jego epickim marszu. Pod Marengo dzielnie broni pozycji nad Fontenone i mimo ran, zostaje w szeregach swoich ludzi, świętując wygraną bitwę.
Kolejny etap kampanii przynosi starcie z austriacką ariergardą, gdzie Cesar zostaje wyzwany na pojedynek przez austriackiego mistrza szermierki. Ceną jest honor pułku i umożliwienie wzięcia do niewoli sporych sił austriackich. Cesar rusza na wąsatego wiarusa odważnie, lecz ten szybkimi sztychami strąca Maisona z siodła i zabija. Tak kończy życie Cesar Maison, żołnierz armii francuskiej…
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
- ChevalierVernix
- Sous-lieutenant
- Posty: 449
- Rejestracja: poniedziałek, 6 września 2010, 19:25
- Lokalizacja: obecnie Białystok
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 2 times
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
A teraz kilka uwag technicznych - u mnie żetony są w porządku, bez przesunięć. Co do ilości tabel, to w zasadzie korzysta się z jednej - Fate Sheet, gdzie wszystko jest rozpisane. Oczywiście wątek ze śmiercią naszego bohatera nie uwzględnia do końca mechaniki gry, która pozwala na "odrodzenie" się, lecz ze sporą utratą zdobytych w grze zasobów.
Rozgrywka w kampanii Republiki (1792-1800) to około 2 godzin. Całość pewnie rzeczywiści oscylować będzie w granicach 7-8 godzin. Jest jeszcze scenariusz samego Pierwszego Cesarstwa (od 1805)
Natomiast od strony klimatu jest rewelacja - każda karta to samopisząca się opowieść a Ci, którzy znają, lub słyszeli o wspomnieniach Marbota, Coigneta, Barresa, itp. idealnie się tu odnajdą.
W przyszłym tygodniu gramy w większym gronie, żeby sprawdzić interakcję między graczami a po lekturze instrukcji i kart wydaje się, że jest jej trochę.
Co do pojedynku - za odmowę jest -5 do chwały, więc nie ma wyjścia generalnie gra napędza takie ryzykanctwo, co wpisuje się w klimat epoki. Jestem w trakcie lektury "Armii Napoleona" Sokołowa i tam właśnie jest to świetnie opisane, dlaczego żołnierze i oficerowie tak bardzo ryzykowali.
I fotka z ostatniej sceny:
http://i.imgur.com/cXtyWji.jpg
Rozgrywka w kampanii Republiki (1792-1800) to około 2 godzin. Całość pewnie rzeczywiści oscylować będzie w granicach 7-8 godzin. Jest jeszcze scenariusz samego Pierwszego Cesarstwa (od 1805)
Natomiast od strony klimatu jest rewelacja - każda karta to samopisząca się opowieść a Ci, którzy znają, lub słyszeli o wspomnieniach Marbota, Coigneta, Barresa, itp. idealnie się tu odnajdą.
W przyszłym tygodniu gramy w większym gronie, żeby sprawdzić interakcję między graczami a po lekturze instrukcji i kart wydaje się, że jest jej trochę.
Co do pojedynku - za odmowę jest -5 do chwały, więc nie ma wyjścia generalnie gra napędza takie ryzykanctwo, co wpisuje się w klimat epoki. Jestem w trakcie lektury "Armii Napoleona" Sokołowa i tam właśnie jest to świetnie opisane, dlaczego żołnierze i oficerowie tak bardzo ryzykowali.
I fotka z ostatniej sceny:
http://i.imgur.com/cXtyWji.jpg
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
- clown
- Général de Division Commandant de place
- Posty: 4423
- Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
- Lokalizacja: Festung Stettin
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 8 times
Re: Legion of Honor (Clash of Arms)
Wczoraj rozgrywka dwuosobowa. Przetestowałem możliwości tzw. Ledger Sheet, czyli kartek pomocnych do zapisywania aktualnych statystyk naszego bohatera. Na pewno sprawdzą się lepiej w rozgrywce na więcej osób, bo nikt nie będzie przeskakiwał i przesuwał żetonów na jednej karcie, bo łatwo można się zamieszać.
Rozegraliśmy kampanię Republiki (do koronacji Napoleona). Rozgrywka z tłumaczeniem zasad trwała 2,5 godziny.
Zacząłem jako podporucznik, kolega jako sierżant. Początkowo spokojne życie koszarowe, szkolenia, inspekcje, kontrole, w tle echa zwycięskich bitew innych armii. Dopiero w kolejnej rundzie ruszyliśmy na poważniejszą wojnę, gdzie udało mi się awansować na porucznika za postawę przy pacyfikacji Wandei oraz aktywnie dopingując kata przy egzekucji Ludwika XVI. Kolega w tym czasie poszerzał swoją wiedzę militarną, podlizywał się przełożonym, uczestnicząc w obiadkach z wyższymi dowódcami.
Dzięki temu mógł on zostać przeniesiony do Armii Włoch, gdzie uczestniczył w bitwach pod Arcole, Lodi i Castiglione. Pod Rivoli został ranny, stając dzielnie w szeregach swoich ludzi, jednak mimo faktu, iż znany był Napoleonowi, nie otrzymał pamiątkowej broni za swoją postawę. Ja w tym czasie spędzałem kampanię na nudnych obowiązkach pilnowania składów oraz na posterunkach.
Wzrastająca renoma (oraz awans) kolegi przyniosła mu pożytek w postaci transferu do Armii Orientu i wycieczce do Egiptu, gdzie oprócz awansu obłowił się finansowo. Ja w tym czasie spędzałem czas na spokojnych i nudnych odcinkach frontu.
Zmiana nastąpiła z chwilą, kiedy zadenuncjowano mnie jako jakobina i publicznie ścięto (zasady pozwalają na "odrodzenie się", lecz za cenę utraty 75% statystyk).
Kolega z kolei rozwijał swoją karierę, uczestnicząc w działaniach wojny z drugą koalicją (pomagał także Muratowi przy przewrocie 18 Brumaire'a). Po moim transferze obaj dołączamy do Armii Rezerwowej i po przejściu Przełęczy Świętego Bernarda bierzemy udział w bitwie pod Marengo. Jak zwykle chwała i zaszczyty, kolega awansuje na kapitana. Mnie prawie nie widać z tłumu żołnierzy
Koniec Republiki zastaje nas w obozie w Boulogne, gdzie wyróżniamy się w trakcie przeglądu wojsk i bierzemy udział w ceremonii koronacji Napoleona. Kolega wygrywa grę, mając wyższy stopień (dochrapał się szefa batalionu), więcej pieniędzy oraz chwały.
Rozegraliśmy kampanię Republiki (do koronacji Napoleona). Rozgrywka z tłumaczeniem zasad trwała 2,5 godziny.
Zacząłem jako podporucznik, kolega jako sierżant. Początkowo spokojne życie koszarowe, szkolenia, inspekcje, kontrole, w tle echa zwycięskich bitew innych armii. Dopiero w kolejnej rundzie ruszyliśmy na poważniejszą wojnę, gdzie udało mi się awansować na porucznika za postawę przy pacyfikacji Wandei oraz aktywnie dopingując kata przy egzekucji Ludwika XVI. Kolega w tym czasie poszerzał swoją wiedzę militarną, podlizywał się przełożonym, uczestnicząc w obiadkach z wyższymi dowódcami.
Dzięki temu mógł on zostać przeniesiony do Armii Włoch, gdzie uczestniczył w bitwach pod Arcole, Lodi i Castiglione. Pod Rivoli został ranny, stając dzielnie w szeregach swoich ludzi, jednak mimo faktu, iż znany był Napoleonowi, nie otrzymał pamiątkowej broni za swoją postawę. Ja w tym czasie spędzałem kampanię na nudnych obowiązkach pilnowania składów oraz na posterunkach.
Wzrastająca renoma (oraz awans) kolegi przyniosła mu pożytek w postaci transferu do Armii Orientu i wycieczce do Egiptu, gdzie oprócz awansu obłowił się finansowo. Ja w tym czasie spędzałem czas na spokojnych i nudnych odcinkach frontu.
Zmiana nastąpiła z chwilą, kiedy zadenuncjowano mnie jako jakobina i publicznie ścięto (zasady pozwalają na "odrodzenie się", lecz za cenę utraty 75% statystyk).
Kolega z kolei rozwijał swoją karierę, uczestnicząc w działaniach wojny z drugą koalicją (pomagał także Muratowi przy przewrocie 18 Brumaire'a). Po moim transferze obaj dołączamy do Armii Rezerwowej i po przejściu Przełęczy Świętego Bernarda bierzemy udział w bitwie pod Marengo. Jak zwykle chwała i zaszczyty, kolega awansuje na kapitana. Mnie prawie nie widać z tłumu żołnierzy
Koniec Republiki zastaje nas w obozie w Boulogne, gdzie wyróżniamy się w trakcie przeglądu wojsk i bierzemy udział w ceremonii koronacji Napoleona. Kolega wygrywa grę, mając wyższy stopień (dochrapał się szefa batalionu), więcej pieniędzy oraz chwały.
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."