Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Filmy, seriale, programy telewizyjne i wszelkie inne tematy związane z kinem i telewizją.
Awatar użytkownika
Torgill
General of the Army
Posty: 6209
Rejestracja: poniedziałek, 14 czerwca 2010, 00:00
Lokalizacja: Wrocław
Has thanked: 917 times
Been thanked: 435 times
Kontakt:

Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: Torgill »

Miałem wczoraj wielką przyjemność obejrzeć najnowsze dzieło Mela Gibsona - szczęśliwie w kinie grali jeszcze jeden seans dziennie (było całkiem sporo osób).
Po wyjściu z kina mogę spokojnie stwierdzić, iż jest to najlepszy film w realiach II Wojny Światowej od czasu Szeregowca Ryana. Nie tylko ze względu na sprawność realizacyjną, czy brutalny realizm (przebija nawet sceny z walki na Peleliu w Pacyfiku), ale również opowiadaną historię i jej przesłanie.
W Ryanie dookoła toczyła się wojna, ginęły tysiące ludzi, a mimo to drużyna żołnierzy wyruszyła aby uratować jednego człowieka - bo tak było trzeba. W Przełęczy Ocalonych też giną tysiące ludzi, ale największym bohaterem staje się ten, kto nikogo nie zabił, zamiast tego uratował wiele ludzkich istnień. Taki niesamowicie mocny kontrast wprowadza ten film do kategorii wagi najcięższej - świetnego filmowego dzieła. Gdyby nie stojąca za Gibsonem pozafilmowa historia, to kto wie, czy nie mógłby liczyć na Oskara, choć na pewno wpadnie kilka statuetek w innych niż reżyseria kategoriach.
Porównując z Ryanem chociażby pracę kamery trzeba zaznaczyć, że jest ona spokojniejsza, nie tak roztrzęsiona jak robił to Kamiński. Muzyka także nie jest aż tak bardzo patetyczna, jak ta Johna Williamsa, ale ta spokojniejsza obrazowa i muzyczna narracja nadają scenom walki więcej surowości. A dzieje się na ekranie bardzo dużo, walki o przełęcz to całkowita rzeź, bestialstwo i zdziczenie w czystej postaci. W tym piekle znajduje się jednak kilku aniołów (sanitariusze), z głównym bohaterem jako najważniejszym.

Co do samych scen batalistycznych - Gibson jest bardzo doświadczony w ich kręceniu, więc nic dziwnego, że wyszły tak dobrze.
Miło popatrzeć na pancerniki wypalające kolejne salwy w kierunku wyspy.
Jest bardzo fajnie podkreślona rola rkm'ów i ckm'ów w taktyce drużyn - oczywiście trzeba jednak pamiętać, że film nie jest o sposobie prowadzenia walki, ale o postępowaniu zgodnie z własnymi zasadami, sumieniem i ratowaniu ludzkiego życia. Mógłbym się przyczepić do kilku detali (w scenie gdy Doss holuje na kocu sierżanta, ten częstuje seriami Japończyków, nie widać jednak, żeby zmieniał magazynki, a strzela sporo) - to są jednak naprawdę detale.

Zatem jeśli ktoś jeszcze nie był, a lubi filmy wojennego, to jest moim zdaniem pozycja obowiązkowa. A jak ktoś był to niechaj podzieli się własną opinią.

U mnie Hacksaw Ridge to absolutny TOP i gdy pojawi się na DVD na pewno do niego wrócę.
TommyGn
Sous-lieutenant
Posty: 411
Rejestracja: piątek, 29 sierpnia 2014, 12:11
Has thanked: 150 times
Been thanked: 23 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: TommyGn »

Przez przypadek na You Tube wszedłem na fragment.
Sorry jest to największe g... od czasu.
O ile sam pomysł zrobienia filmu o bohaterskim sanitariuszu jest świetny. To wykonanie to koszmar.
Sceny batalistyczne pod względem logiki można porównać ewentualnie do filmów Stallone czy Schwarzeneggera, lub włoskich filmów wojennych z lat 60tych i 70tych.
Po 1 szczęka mi opadła gdy zobaczyłem GI wdrapujących się po siatce na urwisko. FAKTYCZNIE Japonia musiała przegrać tą wojnę skoro żaden Japończyk nie pomyślał, że wystarczy przeciąć linii i problem z głowy.
Potem było już tylko gorzej.
Atak wśród ciał zabitych - to już nie wiedziałem czy to film wojenny czy gore-horror. Potem jeden a GI bierze w jedną rękę przecięte na pół ciało kolegi [dobrze, że w scenariuszu była góra a nie dół] i zasłaniając się jak tarczą rusza wyprostowany na wroga, w drugiej trzymając BARa i oczywiście kosząc Japończyków. Potem w innej scenie było też strzelanie z trzymanego w rękach CKM - No RAMBO?COMMANDO/MAD MAX.
Taktyka to oczywiście kupą mości panowie - prawie tak jak sowieci we "Wróg u bram".
Oprócz tego dowiedziałem, że bazooka była tak potężną bronią, że trafiony bunkier rozsypywał się na kawałki, a pociski 406 mm pancerników nic nie mogły zrobić. Niestety zespół wziął, ze sobą chyba tylko jeden pocisk, bo inne trzeba było wypalać albo wrzucać granaty. Przynajmniej działanie miotaczy było względnie prawidłowe, bo w "Zaginionym batalionie" pojechali z grafiką komputerową, tak że miotacz d razu robił, z żołnierza kościotrupa.
Słyszałem, że Gibson na starość zgłupiał, ale Ci co mu dali pieniądze na pewno nie czytali scenariusza.
Przynajmniej muszę jednak przyznać, że gra aktorska głównego bohatera mi się podobała. Czasem też dość fajnie wyglądały ujęcia na strzelającą broń.
A i jeszcze co do japońskiej i amerykańskiej taktyki. Gdy nasz dzielny sanitariusz wraca z ostatnim żyjącym rannym, jest ścigany przez Japończyków, którzy koniecznie chcą ustrzelić go chodzącego po siatce w dół. Wobec tego stają wyprostowani na przepaścią - widoczni jak kaczki na niebie, i są koszeni przez stojących u stóp urwiska GIs. Szczególnie dobrze strzela z pm jeden sierżant.
Sorry ale to jest ….. a nie film wojenny.
Kiedy drzewa padają, i pni wycieka żywica jak krew - Janusz Reichel - Czorsztyn '91 https://www.youtube.com/watch?v=7cdP1fm4VjM
Awatar użytkownika
Torgill
General of the Army
Posty: 6209
Rejestracja: poniedziałek, 14 czerwca 2010, 00:00
Lokalizacja: Wrocław
Has thanked: 917 times
Been thanked: 435 times
Kontakt:

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: Torgill »

TommyGn pisze:Po 1 szczęka mi opadła gdy zobaczyłem GI wdrapujących się po siatce na urwisko. FAKTYCZNIE Japonia musiała przegrać tą wojnę skoro żaden Japończyk nie pomyślał, że wystarczy przeciąć linii i problem z głowy.
Potem było już tylko gorzej.
Proponuję Ci obejrzeć ten film, opowiada on o zgodności HR z historią. W 13.44 minucie jest archiwalne zdjęcie pokazujące amerykańskich żołnierzy wdrapujących się po siatce.
TommyGn pisze:Taktyka to oczywiście kupą mości panowie - prawie tak jak sowieci we "Wróg u bram".
Szarża banzai?

Dla mnie dziwną sceną była tak z kopnięciem granata - zresztą podlinkowany przeze mnie filmik też na to zwraca uwagę.

Osobiście mam dla HR o wiele lepszą ocenę, ale każdy ma swoją :)
TommyGn
Sous-lieutenant
Posty: 411
Rejestracja: piątek, 29 sierpnia 2014, 12:11
Has thanked: 150 times
Been thanked: 23 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: TommyGn »

Torgill pisze:
TommyGn pisze:Po 1 szczęka mi opadła gdy zobaczyłem GI wdrapujących się po siatce na urwisko. FAKTYCZNIE Japonia musiała przegrać tą wojnę skoro żaden Japończyk nie pomyślał, że wystarczy przeciąć linii i problem z głowy.
Potem było już tylko gorzej.
Proponuję Ci obejrzeć ten film, opowiada on o zgodności HR z historią. W 13.44 minucie jest archiwalne zdjęcie pokazujące amerykańskich żołnierzy wdrapujących się po siatce.
TommyGn pisze:Taktyka to oczywiście kupą mości panowie - prawie tak jak sowieci we "Wróg u bram".
Szarża banzai?

Dla mnie dziwną sceną była tak z kopnięciem granata - zresztą podlinkowany przeze mnie filmik też na to zwraca uwagę.

Osobiście mam dla HR o wiele lepszą ocenę, ale każdy ma swoją :)
Japończycy - szarża banzai - czywista oczywistość. ALE MI CHODZIŁO o Amerykanów !!!! Też szarża Banzai !!!
Spójrz na taktykę GI, czy to w "Kompanii braci" czy to w "Pacyfiku"
Że wdrapywali się po siatce OK. Ale na szczycie nie było choć jednej amerykańskiej placówki !!!! Więc wychodzi na to, że Japończycy byli takimi idiotami, że tej siatki nie odcieli. Lub gdy sanitariusz z ostanim rannym spuszcza się po linie, to zamiast tą linę odciąć bagnetem, to stają wyprostowani nad urwiskiem i są potem koszeni jak Niemcy w radzieckim czy jugosłowiańskim filmie.
Bazooka rozwalająca bunkier w drzazgi, itd, itd. W takim tle kopnięcie lecącego granata wydaje się naprawdę realistyczne.
Ten film NIE, NIE i jeszcze raz NIE.
Kiedy drzewa padają, i pni wycieka żywica jak krew - Janusz Reichel - Czorsztyn '91 https://www.youtube.com/watch?v=7cdP1fm4VjM
Awatar użytkownika
Telamon
Maréchal d'Empire
Posty: 6920
Rejestracja: środa, 30 maja 2012, 17:27
Lokalizacja: Kraków/Zakliczyn
Has thanked: 697 times
Been thanked: 404 times
Kontakt:

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: Telamon »

Myślę, że ktoś musi po prostu sprawdzić opisy przebiegu walk o Hacksaw Ridge. Sam bym to zrobił... ale mi się nie chcę. :P
Potem w innej scenie było też strzelanie z trzymanego w rękach CKM - No RAMBO?COMMANDO/MAD MAX.
https://www.youtube.com/watch?v=4SQqVEu135E

John Basilone, który za swoją akcję dostał MoH? :P
TommyGn
Sous-lieutenant
Posty: 411
Rejestracja: piątek, 29 sierpnia 2014, 12:11
Has thanked: 150 times
Been thanked: 23 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: TommyGn »

Telamon pisze:
John Basilone, który za swoją akcję dostał MoH? :P
I taki film mi się podoba.

A to też przeciw HR. Gdyby w ten sposób były używane CKM marines z filmy HR, to BANZAI by się skończyło stosem japońskich trupów. Ale w HR koszenie Japończyków najlepiej wychodzi ciągniętemu na kocu rannemu sierżantowi [?] uzbrojonemu w pistolet maszynowy M3.

Well.
Kiedy drzewa padają, i pni wycieka żywica jak krew - Janusz Reichel - Czorsztyn '91 https://www.youtube.com/watch?v=7cdP1fm4VjM
Awatar użytkownika
Teufel
Legatus Legionis
Posty: 2424
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 15:55
Lokalizacja: Stadt Thorn/Festung Posen
Has thanked: 17 times
Been thanked: 53 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: Teufel »

Ten film to taki znak czasów - idealnie wpasowuje się w oczekiwania dzisiejszych demokratów z Californii - bohaterem jest człowiek poniekąd upośledzony/uszkodzony, czyli idealny bohater, inny niż pozostali żołnierze. Dysponuje jednak czymś wyjątkowym, co wyróżnia go spośród żołnierskiej masy, dzięki czemu ratuje towarzyszy broni. Dziś każdemu chce się wmówić, że jest wyjątkowy, może to co chce, podczas gdy generalnie ludzie są przeciętni. Sceny walki nie są zbyt porywające. W mojej ocenie 5/10 - czyli w porządku, ale nie wrócę raczej już do niego.
Legiony i ja mamy się dobrze.
Awatar użytkownika
Anomander Rake
Général de Division
Posty: 3095
Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
Lokalizacja: Wawa i okolice
Been thanked: 3 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: Anomander Rake »

Nawet z przyjemnością obejrzałem ten film, przy czym jego pierwsza połowa wydała mi się lepsza niż druga.
TommyGn
Sous-lieutenant
Posty: 411
Rejestracja: piątek, 29 sierpnia 2014, 12:11
Has thanked: 150 times
Been thanked: 23 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: TommyGn »

A znalazłem film wojenny [chiński czy koreański], który chyba spełnia określenie "największe gówno". Sceny walki w Stalingradzie, żywcem zerżnięta z "Wróg u bram".
https://www.youtube.com/watch?v=WHFaHALKGFU
https://www.youtube.com/watch?v=s690thIsGXs
Kiedy drzewa padają, i pni wycieka żywica jak krew - Janusz Reichel - Czorsztyn '91 https://www.youtube.com/watch?v=7cdP1fm4VjM
Gutex
Enfant de troupe
Posty: 1
Rejestracja: wtorek, 3 grudnia 2019, 10:13

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: Gutex »

Co do kopnięcia granatu: fakt autentyczny. Potwierdzony we wniosku o MC. A co do tego g... pewien Koreańczyk o nazwisku Yang Kyoungjng przeszedł przez Armie Japońską, Sowiecką i Niemiecką:
https://www.newsweek.pl/wiedza/historia ... -i/wvxp89c
TommyGn
Sous-lieutenant
Posty: 411
Rejestracja: piątek, 29 sierpnia 2014, 12:11
Has thanked: 150 times
Been thanked: 23 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: TommyGn »

Gutex pisze: wtorek, 3 grudnia 2019, 11:34 Co do kopnięcia granatu: fakt autentyczny. Potwierdzony we wniosku o MC. A co do tego g... pewien Koreańczyk o nazwisku Yang Kyoungjng przeszedł przez Armie Japońską, Sowiecką i Niemiecką:
https://www.newsweek.pl/wiedza/historia ... -i/wvxp89c
OK, nawet jeśli historia człowieka jest autentyczna. To ten film z jego debilnymi scenami dalej zostanie największym g...

W "P. O.", na tle innych idiotycznych scen, kopnięcie granatu i tak wydaje się realistyczne.
Kiedy drzewa padają, i pni wycieka żywica jak krew - Janusz Reichel - Czorsztyn '91 https://www.youtube.com/watch?v=7cdP1fm4VjM
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: jabu »

Witam,

Nawet nie wiedziałem, że było u Was wałkowane Hacksaw Ridge Gibsona. Teraz zauważyłem przypadkiem, gdy temat się mimochodem reaktywował. Nie mam niestety czasu na szersze podzielenie się wrażeniami.
Raz, że obecnie wywiązuję się z kilku zleceń i nie dysponuję już wolnymi rezerwami czasowymi. Dwa, gdyż w kinie byłem na tym dokładnie 3 lata temu, więc przed oczyma został jedynie kościec z tego, co zanotowałem po seansie.
Na wstępnie wiec szybko o minusach, które mnie odepchnęły i zaburzyły oglądanie, zwłaszcza drugiej połowy filmu.
W temacie batalistyki muszę niestety zgodzić się z kol. TommyGn. Niestety, gdyż lubię i cenię Gibsona. Wyreżyserowane przezeń dekadę wcześniej Apocalypto (2006), mimo szeregu niewątpliwych słabości, oceniam finalnie wysoko i mogę oglądać co jakiś czas, wręcz cyklicznie, każdorazowo dając się unieść opowiadanej historii z jej klimatem.
W dobrym kinie wojennym nie wystarczy dużo kamer, przemyślane ujęcia, planowa aranżacja technik świadczących, że wzięli się ze scenariuszem za bary specjaliści.
To wszystko mamy w batalistyce Hacksaw Ridge i mniej zorientowanego w realiach widza, lub nawet tego mniej uważnego – z pewnością się tym kupi. Ale w scenach starć zatracono po prostu zdrowy rozsądek. Prawdopodobnie celowo stworzono takie a nie inne sytuacje, nielogiczne z punktu widzenia taktyki oraz tego, co o niej wiemy, aby dużo się działo, natychmiast, było krwawo, błyskawicznie i ekspresyjnie. Skupiono się w układaniu walki na tym, a całkowicie odpuszczono tzw. realizm, który (być może) sfilmowany zgodnie z realiami wypadłby mniej atrakcyjnie i sprzedałby się widzowi gorzej. Gibson to nie Ridley Scott. Nawet będąc już w ciągach alkoholowych i z głową zaprzątniętą problemami uczuciowymi, w które sam się wmanewrował a następnie zapętlił, nie wywalił konsultanta z planu i z niego nie szydził (jak Scott podczas zdjęć do Gladiatora). Dobrał sobie natomiast skwapliwie takiego, który, po bardzo sowitym opłaceniu i perspektywie dalszych zatrudnień, ochoczo wszystko zaakceptował. Hacksaw Ridge wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk. Walki na Okinawie zawsze mnie słabiej interesowały, ale mimo wszystko wiem, że dochodziło tam do starć na bliską odległość i przewlekłych walk, nie tyle wręcz, co na odległość szturmową.

Nie było do końca tak, jak to pokazano w filmie, gdzie wsparcie dopiero po pewnym czasie dają okręty liniowe. Amerykanie minimalizowali straty jak mogli. Tam walczyła w końcu Armia a nie Korpus, który miał odmienne założenia walki wymuszone latami specyfiką tej formacji. W teren utracony czasowo przez Amerykanów waliły ogniem stromotorowym dziesiątki Shermanów czekających na przedpolu, które normalnie by się na wzgórze wdrapały i rozmazały obrońców gąsienicami po powierzchni. Są zachowane zdjęcia pokazujące czołgi zmiękczające wzgórze uporczywym ostrzałem pośrednim ze stosami łusek po wystrzelonych pociskach urastającymi do wzniesień wyższych od wozu, usypanych przy każdym strzelającym pojeździe. Wtórowały im M7 Priest oraz haubice kal. 105 mm i działa dalekiego zasięgu kal. 155 mm. To wszystko nieustannie młóciło wzgórze z krótkimi przerwami na szturm przeprowadzany przez Zające (jak nazywali piechurów z Armii marines) w chwili, gdy próbowali zająć teren zakładając, iż nikt żywy tam nie miał prawa przetrwać. W filmie tego wszystkiego brak. Sugeruje się całkiem odmienny przebieg walk o ten punkt. W starciach na Okinawie jedna ze stron miała już tak wyraźną i przytłaczającą przewagę ogniową nad drugą, iż nawet spora koncentracja przez Japończyków artylerii ciężkiej, spora jak na ich możliwości, tylko nieznacznie tą dysproporcję wyrównywała. Na tuzin luf artyleryjskich po stronie amerykańskiej, zgadzam się, że odkrytych, przypadała jedna japońska. Na przygotowanej zawczasu, przemyślanej i zaplanowanej pozycji, zakrytej i przeważnie dobrze zamaskowanej, ale dalej była to jedna lufa.
Dodatkowo jeśli ktoś puścił na polu walki bąka i uznano, że zrobił to Japończyk – na winowajcę zaczynało się polowanie ze strony roju wezwanych maszyn z lotnictwa szturmowego. Amerykanie mieli absolutną przewagę w powietrzu i panowali nad niebem Okinawy w sposób bezdyskusyjny od pierwszego dnia inwazji na wyspę. Hacksaw Ridge odczuwało skutki tego panowania każdego dnia walk przyjmując nieprzerwana ulewę ołowiu z góry, korygowaną dodatkowo dobrą łącznością po amerykańskiej stronie. Na obszarze Pacyfiku Amerykanie mieli od 2,5 roku dające przewagę nad przeciwnikiem, efektywne walkie-talkie bardzo poszerzające możliwości sprawnego korygowania ognia nie obserwowanego przez artylerzystów (Armia zaczęła je dostawać szybkimi rzutami na Pacyfiku w grudniu 1942 r., Korpus powoli w styczniu-kwietniu 1943 r. a nawet później. Na Tarawie w listopadzie wciąż ich jednak prawie nie znali).
Z tego wszystkiego zobrazowano w filmie jedynie, z tego co pamiętam, ostrzał okrętów liniowych. W rzeczywistości było całkowicie inaczej.
W filmie nie ma też po oddanej taktyki walki piechoty, ani po stronie amerykańskiej ani japońskiej. Jest coś, co przypomina natarcie kupą, zbitą ławą, która atrakcyjnie pluje ogniem. Gdyby Jankesi tak nacierali na Hacksaw Ridge – szturmowali by je do dziś. Choć nie. Amerykańska opinia publiczna wymusiła by przerwanie walk po kilku dniach ze względu na straty a Okinawa pozostałby w rękach wroga. Współczesna, precyzyjna broń po prostu uniemożliwiła by podobną taktykę a już Amerykanie, ze wskazaniem na żołnierzy Armii nigdy by tak nie nacierali. Nie bili się w ten sposób nawet Japończycy. Jedyny zbliżony manewr, absolutnie jedyny i paradoksalnie bardzo rzadko praktykowany, za to mocno zmitologizowany oraz wzbudzający strach, stanowił legendarny atak banzai. Wykonywali go jednak w sytuacji bez wyjścia, gdy położenie własne uznawano za bezdyskusyjnie beznadziejne i wzmiankowana forma ataku stanowiła alternatywę względem poddania się. Na sfilmowanym wzgórzu tak nie było. Mieli go bronić uporczywie i jak najdłużej, minimalizując, na ile się w ogóle dało w obliczu takiej lawiny ognia ze strony przeciwnika, własne straty.
Nie było tam także betonowych schronów bojowych, które stanowią fantazję twórców filmu. Występowały natomiast umocnienia drewniano-ziemne. Walki o wzgórze rozpoczęły się nieco przypadkowo a wygenerowała je częściowo… pogoda. Japończycy przygotowali główną linię rozbudowanej i głęboko urzutowanej obrony dalej. Mieli wyliczone, że zaraz zacznie się pora deszczowa z intensywnymi opadami, w których zmechanizowani Amerykanie ugrzęzną. W takim stanie mieli przystąpić do przełamania głównej linii japońskiej obrony. Tymczasem Amerykanie połykali teren nadchodząc a deszcz się spóźniał. Trzeba ich było za wszelką cenę spowolnić, aby do głównej linii obrony dotarli oblepieni błotem i ograniczeni przez jego maź oraz lejący się z nieba potop (zupełnie niewspółmierny do naszych opadów – jeden z amerykańskich żołnierzy porównał go do „ustawicznego sikania lwicy z ZOO w San Diego”… W takiej ulewie inną efektywność ma miotacz płomieni, pilot samolotu szturmowego, który mniej widzi, czołgista który został w tyle aby wyciągać z błocka pojazd i artylerzysta z podobnego powodu odkopujący ciągnik działa.

Osobną kwestię stanowi broń pokazana w filmie oraz jej, często wyimaginowana efektywność.
O części z tych rzeczy już wspominano, więc nie będę tego powtarzał. Gibson zatrudnił pół tuzina konsultantów. Każdy odpowiadał za nieco inny aspekt. Zasadniczo z tego, co pokazano w Hacksaw Ridge zgadza się wszystko. Tylko dwa gadżety są, wg mnie, lekko dyskusyjne.
Ojciec bohatera (z tego co pamiętam – niezapomniany Hugo Weaving z The Matrix) chce się zastrzelić ze Smitha & Wessona M1917, do którego jako weteran WWI teoretycznie miał prawo. Są wszystkie, lub prawie wszystkie, podstawowe bronie piechoty używane w linii wiosną 1945 r. Dyskusyjne jest ich zastosowanie w filmie (strzelec BARa prowadzący ostrzał z jednej ręki) oraz zawyżona efektywność prezentowana w filmie (przytyk do bazooki, na co ktoś już zwrócił uwagę oraz przede wszystkim do Smarownicy M3).
Dwa dyskusyjne gadżety, które da się obronić, ale upierdliwy szczególarz-pedant będzie kręcił podczas oglądania nosem to właśnie rzeczony peem M3 oraz spadochronowa wersja karabinka M1. Ten pierwszy pojawia się u kilku strzelców, choć najczęściej grasuje z nim bardzo przeze mnie lubiany swego czasu Vince Vaughn w roli sierżanta. Grasuje to mało powiedziane. To, co jest w stanie upolować z prymitywnej w sumie broni skutecznej wyłącznie na bardzo bliski dystans jest absolutnie przeszacowane.
M3 prawie nie posiadano na uzbrojeniu w jednostkach liniowych. Jeśli chodzi o standardowe jednostki lądowe przydzielano je żandarmom, wybranym kurierom, kierującym ruchem, zaopatrzeniowcom, ochronie sztabu (zamieniającej je następnie na Thompsony, ewentualnie dodatkowe, mimo iż już przydzielane obstawie dowództwa etatowo, ale dalej wciąż pożądane Winchestery 1897) itd. Nie jest niemożliwe, ale raczej wątpliwe aby sierżant na pierwszej linii zabrał go w ogień bardzo ciężkich walk.
Gdy film wszedł na ekrany, zaintrygowany trochę czytałem o kulisach realizacji.
Vaughn ma opinię artysty wygodnego, niezbyt otwartego na ciężki wysiłek na planie. Ponoć narzekał na replikę Thompsona przydzieloną mu pierwotnie i mimo, że z niego kawał drągala przeszkadzał mu podczas gry jej ciężar. Ponawiane skargi irytowały Gibsona, więc dał gwiazdorowi replikę Smarownicy. Marudzenie ustało wraz z odjęciem 1 kg.
Osobne zastrzeżenie to pojawiający się w akcji incydentalnie karabinek M1 w wersji M1A1 – czyli przewidzianej dla spadochroniarzy ze składaną, metalową kolbą. Używa go jednorazowo łącznościowiec targający na plecach przenośną radiostację. Nie powinien się pojawić w rękach „zwykłej” piechoty walczącej na Okinawie. Reszta M1 pokazanych w tle też ma maleńki feler, ale że stanowi on absolutną normę w amerykańskim kinie wojennym zaciągniętym fabułą wokół WWII, nie zamierzam zeń czynić zarzutu a jedynie sygnalizuję. Z tego co pamiętam wszystkie karabinki pokazane w filmie prezentują, o ile uzbrojony w nie żołnierz stanie nieruchomo w kadrze lub skieruje się nań zbliżenie (np. podczas celowania, w filmie jest sporo takich scen, więc nie sposób nie zauważyć tych detali) regulowane celowniki oraz zaczep pozwalający na umocowanie bagnetu. Tymczasem przytłaczającą większość karabinków M1 wyposażono w oba elementy po zakończeniu WWII, pod koniec 1945 r. Tak naprawdę chrzest przeszły raczej dopiero podczas wojny w Korei – stąd model pokazany w Hacksaw Ridge nie przypadkowo nazywa się czasami koreańskim.

Aby już dłużej o broni nie przynudzać. Japończycy nie prowadzili by ognia z Arisak wraz z nasadzonymi na broń bagnetami, jak to pokazano na planie. Było to nieregulaminowe a poza tym częściej by przez to chybiali, choć w obiektywie kamery wygląda atrakcyjnie. Jest również nieprawdopodobne, aby prowadzili ostrzał z tak strasznie gęstego ustawienia, jak ich ściśnięto w filmie. I tak dalej…
Gibson mnie tym wszystkim niemile zaskoczył, ale nie aż tak bardzo. Dla mnie osobiście była to po prostu pod tym względem powtórka z We Were Soldiers (2002), gdzie wg mnie w temacie batalistyki zrobiono pod Jego kierownictwem jota w jotę to samo.
Oglądając sceny walki na wzgórzu w filmie skojarzyły mi się one z tym, co pamiętam z końcówki ulubionego komiksu Kajko i Kokosz Na wczasach Janusza Christy, kiedy to do uśpionego grodu zakradają się, z dwóch różnych stron, zbójcerze i wikingowie. Potem następuje ślepa, dzika, chaotyczna nawalanka obliczona na wymiętolenie przeciwnika po której, o świtaniu w obu barwach klubowych występują już „widoczne braki kondycyjne” niemniej wciąż przeciwnicy w zbitej kupie, sczepieni w zapasach, dalej się okładają. Odmianę tego widziałem w sumie w Hacksaw Ridge Gibsona. Skojarzenie dalekie, ale uważam, że coś w nim jest.

Moździerze japońskie prowadzące w filmie ogień to zwyczajne, amerykańskie M1 kal. 81 mm. twórcy poszli na skróty ograniczając się do pokrycia farbą zbliżoną barwą do mundurów żołnierzy japońskich. Przypomnę, iż można było wykazać się inwencją. W tańszym prawie dwukrotnie od filmu Gibsona The Thin Red Line zrobionym prawie dwie dekady wcześniej, jego reżyser Terrence Malick uparł się i wykonano mu na zamówienie repliki dwóch moździerzy typ 97 kal. 81 mm, które da się odróżnić (np. stojące w zdobywanej wiosce). No ale to był Terrence Malick, perfekcjonista który miał wówczas dwie dekady przerwy w kręceniu filmów. Plus jest oczywiście taki, że gadżety w obrazie Gibsona "strzelają" a u Malicka "stoją" urozmaicając tło.

Zastanawia także fakt, iż w filmie Vince Vaughn jest najpierw sierżantem szkolącym pluton rekrutów a następnie walczy wraz z nimi, gdy są już frontowymi żołnierzami rzuconymi do działań wojennych. To bardzo miało prawdopodobne, aby sierżant z ośrodka szkoleniowego znalazł się następnie na linii frontu. Zarówno w Armii, jak i w Korpusie takich roszad raczej nie praktykowano. Może, jeśli już, na wyjątkowo natarczywą prośbę mającego już dość niańczenia podoficera.
O ile konsultanci od broni, ekwipunku i umundurowania (było ich dwóch, z obu stron) nie odnotowali wpadek z replikami z innego okresu o tyle ci odpowiedzialni za pojazdy, już – wg mnie – tak.
Z filmu zapamiętałem m.in. ciężarówkę International Harvester KB-3 stylizowaną na wóz wojskowy produkowaną od 1947 lub 1948 r. i przemykającą wyraźnie 2-3 razy w różnych okolicznościach
https://en.wikipedia.org/wiki/Internati ... _KB_series
autobus AEC Regal IV w wersji z 1959 r., a na pewno z lat 50-tych
https://commons.wikimedia.org/wiki/Cate ... C_Regal_IV
który, z tego co pamiętam, markuje maszynę dowożącą rekrutów do obozu szkoleniowego a który w rzeczywistości udaje wcześniejsze wersje, jak np. te z linku poniżej:
https://www.sydneybusmuseum.info/1500
Odrobinkę też podskoczyłem widząc na planie wczesną wersję słynnego Forda Model TT, ale rozumiem, że był to celowy zabieg Gibsona mający podkreślić anachronizm mentalny, uczuciowy i materialny charakteryzujący ojca głównego bohatera, zaburzeniami wciąż tkwiącego w okopach Wielkiej Wojny.

Czy film może się pochwalić plusami w temacie realizmu? Jednak tak. Odniosłem nawet wrażenie, jakbym oglądał dwa różne obrazy.
Pierwsza cześć całkiem niezła a później druga, którą już pokierowały jakieś złe moce.
Rozpisałem się niezgodnie z planem, więc tu już będę z konieczności oszczędny. Moim zdaniem dobrze oddano obyczajowość i tzw. zwyczaje dnia codziennego z pierwszej, umownie przyjmijmy, że „cywilnej” części filmu. Zapamiętałem np. scenę wspólnego posiłku ojca z synami. Kto chce, niech sobie odtworzy. Widać na niej jak ojciec (Hugo Weaving) spożywa jedzenie używając sprawnie dwóch różnych sztućców, podczas gdy synowie operują pojedynczym widelcem. Może drobiazg, ale mnie ujął, gdyż pamiętam szereg publikacji dotyczących realiów z tzw. amerykańskiego domu lat 40., podkreślających, iż w Stanach wszyscy już tylko zmiatają posiłek widelcem a po uzupełniający go nóż sięgają wyłącznie starzy (polecam pod tym kątem np. „Neger, Neger” napisaną przez czarnoskórego Hansa-Jürgena Massaquoia, który zdumiał się tymi pojedynczymi widelcami u młodych przybywając z III Rzeszy, po wojnie, na stałe już, do Ameryki).
Reszty nie będę już komplementował, gdyż i tak przestrzeliłem z czasem poświęconym filmowi, oglądanemu zresztą przed paru laty a więc z czymś mogłem przeszacować lub źle zapamiętać.
Bilans nie wychodzi jednak na równo a szalki nie przeważył nawet bardzo w tej roli dla mnie wiarygodny Andrew Garfield, którego zresztą wszystkie dotychczasowe kreacje sprawiły mi dużo satysfakcji.
Za najlepsze podsumowanie, skądinąd nie najgorszego jednak filmu (przesłanie, szacunek dla prawdziwego Desmonda Thomasa Dossa, dobra gra aktorska reszty obsady, znaczny wysiłek podczas filmowania, udźwiękowienie oraz montaż za które zasłużenie nominowano obraz – nawet zdaje się, że z sukcesem) niech posłuży informacja, iż po zastanowieniu nie zasilił on jednak kolekcji moich filmów z zakresu kina wojennego.
Uznałem finalnie, że sympatia dla Gibsona sympatią, ale jednak w tym przypadku - nie warto.
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: jabu »

Torgill pisze: poniedziałek, 28 listopada 2016, 23:29 Mógłbym się przyczepić do kilku detali (w scenie gdy Doss holuje na kocu sierżanta, ten częstuje seriami Japończyków, nie widać jednak, żeby zmieniał magazynki, a strzela sporo) - to są jednak naprawdę detale.
Detale, ale nimi jest przetykana znaczna część drugiej połowy filmu. Mnie w kinie ten detal tak ugodził, że widząc scenę z ciągniętym sierżantem sam poczułem się ranny i to poważnie. Przy każdej kolejnej scenie czułem w związku z tym narastający upływ krwi, który jednak przemogłem siłą woli i dotrwałem do końca seansu. ;)
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: jabu »

TommyGn pisze: sobota, 8 września 2018, 22:52 Po 1 szczęka mi opadła gdy zobaczyłem GI wdrapujących się po siatce na urwisko. FAKTYCZNIE Japonia musiała przegrać tą wojnę skoro żaden Japończyk nie pomyślał, że wystarczy przeciąć linii i problem z głowy.
Siatki desantowe dostarczone z jednostek nawodnych jak najbardziej były w użyciu podczas wspinaczki na Hacksaw Ridge. Tu mamy niewyraźną, ale reprezentatywną fotografię:
https://www.npr.org/2016/11/04/50054874 ... 5386947030
Z tym przecięciem to fakt. Pamiętajmy jednak, że Japończycy trzymając uporczywie wysunięte względem linii ich głównej obrony Maeda Kochi (前田高地), czyli Wyżynę Maedy jak nazywali Hacksaw Ridge, gdyż Maeda to nazwa nadana okolicy na długo przed wojną, starali się na nim maksymalnie wyniszczyć i spowolnić w tym konkretnym miejscu Amerykanów, „zapraszając” niejako do walki tam a nie do posuwania się dalej na skrzydłach. Zależało im aby włazili ile wlezie na górę, tu i teraz. Dopóki nie zobaczą nad głowami pierwszych kropel deszczu. Jasne, że tak jak w filmie to by nie było, ale z perspektywy masowego widza przyciągniętego do kin, aranżacja scen tuż nad urwiskiem niosących w sobie ogromny potencjał dramatyzmu, stanowiła najpewniej strzał w dziesiątkę zapierający większości z nich dech w piersiach.

TommyGn pisze: sobota, 8 września 2018, 22:52 Słyszałem, że Gibson na starość zgłupiał, ale Ci co mu dali pieniądze na pewno nie czytali scenariusza.
Dobrze zrobili, że mu dali. Film zarobił na siebie z nawiązką. Budżet wyniósł niepełne 40 mln $ a Box Office cztery i pół razy więcej już po trzech miesiącach od premiery
https://www.boxofficemojo.com/release/rl780043777/
To były dobrze zainwestowane pieniądze.

TommyGn pisze: sobota, 8 września 2018, 22:52 Japończycy - szarża banzai - czywista oczywistość. ALE MI CHODZIŁO o Amerykanów !!!! Też szarża Banzai !!!
No właśnie nie oczywista. Banzai wykonywało się w całkowicie innych okolicznościach, gdy się było przypartym do muru lub alternatywę stanowiła śmierć (ewentualnie wydany na poczet akcji rozkaz mówił wyraźnie – macie nie wracać żywi). Na Hacksaw Ridge nie było niczego przypominającego atak banzai. Tylko przewlekła i uporczywa obrona nastawiana nawet nie tyle na wykrwawienie (nie mieli do tego środków a te dalekonośne, co mieli, milczały nie zdradzając pozycji na głównej linii obrony) co przytrzymanie w tym miejscu przeciwnika.
Pomyślałem, że to jednak nadmienię, gdyż tych szarż banzai to się mocno w kinie wojennym z klimatem wojny na Pacyfiku nadużywa. To, co Japończycy zdobyli w ciągu pół roku odbijano z ich rąk ponad sześć razy dłużej.
Przy taktyce banzai na skalę nadużywaną w kinematografii wyniszczyliby swój potencjał w kilka miesięcy.
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
Awatar użytkownika
jabu
Chu-i
Posty: 757
Rejestracja: niedziela, 12 marca 2006, 19:37
Lokalizacja: Warszawa/Płock
Has thanked: 7 times
Been thanked: 41 times

Re: Hacksaw Ridge - Przełęcz Ocalonych

Post autor: jabu »

Telamon pisze: poniedziałek, 17 września 2018, 17:38 Myślę, że ktoś musi po prostu sprawdzić opisy przebiegu walk o Hacksaw Ridge. Sam bym to zrobił... ale mi się nie chcę. :P
Potem w innej scenie było też strzelanie z trzymanego w rękach CKM - No RAMBO?COMMANDO/MAD MAX.
https://www.youtube.com/watch?v=4SQqVEu135E
John Basilone, który za swoją akcję dostał MoH? :P
Owszem, ale on w tej akcji nie strzelał z cekaemu „z ręki”. Prowadził ogień na zmianę z Browninga M1917 oraz z BARa. Strzelał z przygotowanego zawczasu stanowiska, w którym był prawie po brodę osłonięty, siedząc przez prawie cały czas w nim skulony. Incydentalnie, chwilami, gdy już nie mógł obsługiwać żadnego z nich, gdyż zbytnio się rozgrzały od intensywnie prowadzonego ognia a któryś z przeciwników doń podpełzał na odległość umożliwiającą rzut granatem, Basilone faktycznie opuszczał na moment stanowisko i walił z ręki, ale z użyciem przysługującego mu etatem Colta M1911A1. Niestety miał do niego jedynie cztery magazynki. Dwa własne oraz dwa po zabitym już wcześniej koledze z jego sekcji (noszącym trójnóg), który ze swojej broni bocznej nie zdążył wystrzelić ani razu.
Przypuszczam, iż Tobie się pomylił Basilone z sierż. Mitchellem Paige
https://en.wikipedia.org/wiki/Mitchell_Paige
nieco mniej znanym, który miesiąc po Basilone, także na Guadalcanal zasłynął w 1942 r. podczas drugiej tury nocnej ofensywy japońskiej w październiku, mającej wreszcie zagarnąć Henderson Field. Nie wczytujcie się, proszę w przeszacowane głupoty podane w linku. Podałem go wyłącznie celem przybliżenia postaci.
Sierż. Paige faktycznie bronił się tam przez krótki czas z użyciem Browniga M1917 bez podstawy, trzymanego na zaimprowizowanym pasie (czego w filmie oczywiście nie ma). Wyczyn ten silnie później zmitologizowano. W odróżnieniu od Basilone'a (który nie miał w sumie świadków) koledzy marines byli podzieleni w ocenie wyczynu Paige'a. Szybko przestrzelono mu chłodnicę w cekaemie i musiał zmienić broń na bardziej konwencjonalną (w broni Basilone'a także, ale ten mógł robić przerwy pozwalające na schłodzenie, gdyż miał na 2-osobowym stanowisku zaciągnięty tam zawczasu kaem BAR wraz z torbą amunicyjną). Początkowo Paige nie otrzymał za swój wyczyn Medalu Honoru (dalej MH). Przyznano mu niższe odznaczenie. Basilone'a odznaczono szybko MH i zasmakował życia bohatera ściągany do objazdów po Stanach i firmowania sprzedaży obligacji wojennych. Paige był tym bardzo rozgoryczony. Wraz z przełożonymi rozpoczął z użyciem dostępnych środków kampanię mającą przybliżyć opinii publicznej jego wyczyn. Oczywiście pomogło podpuszczenie w tej materii prasy oraz rozmiłowanie Amerykanów w zjawisku super bohaterów, które jeszcze pełniej obserwujemy wciąż do dziś. Paige dostał w końcu swój MH jak również, nieco tytułem rekompensaty z powodu poniesionego uszczerbku (względem Basilone'a, który jako super bohater się wielokrotnie mocniej przebił), gdyż Korpus z pewnych względów nie chciał obdzielić „za dokładnie to samo” dwóch strzelców cekaemu pod rząd, dodatkowo z tej samej jednostki i za tą samą kampanię - awans na tzw. mustanga stając się podporucznikiem (mustang to, upraszczając sprawę, oficer marine, który wcześniej służył w tej formacji jako podoficer).

Do końcowych postów już się nie odniosę, bo limit czasu przewidzianego na wolontariat został mocno przekroczony i czas wracać do pracy z której się utrzymuję.
Dodam jedynie, że fakty są zawsze autentyczne a historia o koreańskim lekkoatlecie - piechurze wydaje się rzeczywiście potwierdzona. Nakręcono w oparciu o jego losy bardzo znany, dość nietuzinkowy film, którego nie sposób abyście nie znali.

Dobrej nocy,
jabu
Wszystkiego nie napiszesz. O wszystkim można tylko pomarzyć - Szamil Basajew.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Film”