Spox, ja się krytyki nie boję. Zasłużoną przyjmuję z pokorą (a czasem zażenowaniem, że takie głupie błędy mi się zdarzyły), gorzej z niezasłużoną. Tutaj należy oczywiście winić mnie, bo nawet jeśli Clown popełnił błąd (przy okazji cieszę się, że też podchodzisz do tego na luzie), to ja powinienem go poprawić. I tyle w temacie błędów interpunkcyjnych czy literówek.
Natomiast co do redakcji, to niestety, jak słusznie zauważył Wysoki widać to zasadniczo dopiero po przejrzeniu tekstu po przerobieniu przez tłumacza i później przez redaktora. Na ten przykład w Morvanie mnóstwo rzeczy musieliśmy robić sami po tłumaczach (znaczy ja i Marcin), bo nie dość że tekst trudny, to babole straszne.
Żeby jednak nie odlatywać od głównego tematu: Clown odwalił naprawdę niezłą robotę, jak na swoje, bodaj drugie dzieło. Pracy było sporo, ale nie narzekam (zwłaszcza teraz, jak już po ). Też mam nadzieję, że przy II i III tomie będzie mniej.
Co do Hoepfnera odezwę się we właściwym temacie, jak tylko zamknę sprawę Omana.
Do wad Austriaków w kampanii tego roku dodałbym kilka kolejnych bardzo istotnych: kompletny brak konsekwencji w realizowaniu planów, tworzenie zbyt skomplikowanych założeń, co przy fatalnej wydolności systemu dowodzenia musiało przynosić opłakany efekt i oddawanie inicjatywy w bojach spotkaniowych. Chociaż to ostatnie mściło się nawet w bitwach obronnych (vide Ebelsberg) i tylko czasem, przy bardzo sprzyjających "okolicznościach przyrody" (Aspern-Essling, czy wcześniejsza przeprawa przez Dunaj) udawało się odnieść sukces. Niekonsekwencja wraz ze ślamazarnością działań odbiła się też na froncie włoskim, gdzie zaprzepaszczono w żenujący sposób całkiem zacne początki... O debiliźmie w podziale sił na fronty nie wspomnę (przerzucenie dodatkowego korpusu do Włoch, niepotrzebne marnowanie sił na KW i wydzielenie Chastelera).
Kod: Zaznacz cały
W drugim tomie jest opis, jak Karol próbował w obszernym rozkazie dziennym uświadomić podwładnym, że kawaleria nie jest w stanie złamać sformowanego czworoboku.
Mnie zaskoczyły zasadniczo dwie rzeczy, kiedy po raz pierwszy czytałem książkę: szybkość utracenia inicjatywy strategicznej przez Austriaków i dramatyczna pogoda na początku kampanii. A, no i jeszcze postawa niemieckich sojuszników. Bawarczycy to jeszcze pikuś, ale Ci Wirtemberczycy od Hugela, to jakieś dziki... . Przy kolejnych czytaniach doszedł też motyw z małą ilością jazdy u Austriaków, w stosunku do reszty sił. A przecież jakość całkiem niezgorsza...