Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Literatura, ze szczególnym uwzględnieniem literatury historycznej i militarnej.
Awatar użytkownika
clown
Général de Division Commandant de place
Posty: 4423
Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
Lokalizacja: Festung Stettin
Has thanked: 1 time
Been thanked: 8 times

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: clown »

Neoberger pisze:clown - musiem rozstrzygnąć wątpliwości w DV. Tylko kim by tu zagrać?
A będziemy mieć tyle czasu w sobotę? Chyba, że zagramy w DV zamiast Napcia :) albo w piątek u Ciebie. Jestem otwarty na propozycje.

Pejotl - ale teraz do czego zmierzasz? Pewnie, że Glantz nie jest wyrocznią i się myli, co wskazuje mu się w jego pracach. Natomiast jest to cecha charakterystyczna prac historycznych, że można pewne rzeczy porównać, bo wiemy na czym dany autor się oparł.
"When Titans Clashed" jest pracą z 1995 roku (przynajmniej taką ja mam u siebie na półce), więc siłą rzeczy może być w niektórych miejscach przestarzała. Teraz postęp wiedzy historycznej jest moim zdaniem geometryczny i cały czas coś nowego się ukazuje, jest odtajniane, czy publikowane.
Nowe prace, ("Barbarossa Derailed", czy trzytomowy Stalingrad, lub wydana po polsku "Czerwona Burza nad Bałkanami") opierają się na nowszych materiałach czy pracach (Kołomyjec, Moszczanski, itp.) wiec widać postęp i bycie "na bieżąco".
Co do książki o operacji "Mars", to jest jeszcze jedna opinia o niej - że ponieważ Glantz napisał wiele złego u Żukowie, to Rosjanie się na niego obrazili i zaczęli mu robić koło pióra. Tej książki nie czytałem, natomiast opinie o niej są podzielone.
"Siłą" książek Sołonina jest styl - je się wręcz połyka, każdy, kto nawet nie zna się zbytnio na historii jest ładnie prowadzony po sznurku i cieszy się, że na końcu autor zostawia mu wniosek do odgadnięcia, który odgadnąć nie jest trudno, skoro wcześniej wszystko podał mu ładnie na tacy.
Glantz pisze koszmarnie - czytając Stalingrad (w trakcie przygotowań do recenzji Battle for Stalingrad Johna Hilla) wręcz czułem się jakbym tam był - dzienne raporty niemieckie i sowieckie, straty, zdobycie pokoju, stracenie trzech, piętro nasze, inne piętro dla wroga, itp. na prawie 900 stronach mamy ponad 100 stron samych tylko przypisów, bibliografia zabija swoim rozmiarem (też coś koło setki stron). Mamy np. raporty NKWD o rozstrzelanych za dezercję, tchórzostwo, itp. Dzięki temu bajki Beevora z jego książki o Stalingradzie o rozstrzelanych 10 tysiącach żołnierzy sowieckich można wyrzucić do kosza. Ale wnioski wyciągamy sami: nikt ich nam na tacy nie podaje. Trzeba mózgownicę ostro wysilać.
Dla mnie Sołonin jest takim drugowojennym Łysiakiem - pisze świetnie, natomiast poziom badawczy kuleje.
Zresztą, gdyby był takim super, hiper wypasem, to czemu jego książki nie sprzedają się w milionach egzemplarzy za granicą? Odpowiedź jest prosta - na zachodzie łatwo podważono by jego "badania". W Polsce sprzedaje się, bo wpisuje się w ogólny nurt krytyki Armii Czerwonej i systemu jako takiego.
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
Awatar użytkownika
clown
Général de Division Commandant de place
Posty: 4423
Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
Lokalizacja: Festung Stettin
Has thanked: 1 time
Been thanked: 8 times

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: clown »

Kwestia wspomnień jeńców sowieckich z pierwszych dni Barbarossy. Nie jest prawdą, że ich nie ma. Przykładem wyjściowym do badań jest książka Jurgena Thorwalda "Iluzja" o żołnierzach radzieckich w armii niemieckiej. Są w niej manuskrypty i odnośniki do przesłuchań jeńców, ich poglądów, itp. Czyli jakieś materiały są, ale wymaga to benedyktyńskiej pracy.
Wspomnienia "wstydliwe"? Pewnie, że jest wstyd, ale jest też coś takiego jak potrzeba rozliczenia z przeszłością: inaczej nie powstałyby takie książki jak "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Swietłany Aleksijewicz, gdzie "żony" frontowików opowiadają o upokorzeniach, gwałtach, itp. "Wojna Iwana" to już klasyk. Coraz to pojawiają się nowsze opracowania oparte o wspomnienia i wywiady z żyjącymi weteranami. Trzeba tylko chcieć i porządnie posiedzieć, a nie grafomańsko wałkować i pisać rok w rok książki. Gill pracował nad "Gromem nad Dunajem" 19 lat. Jedna czwarta życia wyjęta z kalendarza. I nawet on sam ma wątpliwości, czy wszystko sprawdził.
Pytanie Strategosa o przyczynę klęski w pierwszych miesiącach 1941 roku? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi w literaturze przedmiotu. Ja jej nie znam. Są strzępy informacji. I nawet Sołonin może mieć w niektórych aspektach rację (tak jak miał ją Łysiak w swoich wywodach). Problem w tym, że trzeba do tego tytanicznej pracy, gdyż i starcie było tytaniczne.
Ostatnio zmieniony czwartek, 12 lutego 2015, 19:45 przez clown, łącznie zmieniany 1 raz.
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
Darth Stalin
Censor
Posty: 6598
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:58
Has thanked: 78 times
Been thanked: 180 times

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: Darth Stalin »

Generalnie: nie ma jednej odpowiedzi. Zapewne wszystko po trochu, przy czym teza o "przyłapaniu RKKA na podstawach wyjściowych do ofensywy" raczej się nie broni. Już prędzej "w trakcie koncentracji, której cel nie do końca jest jasny".
Możliwe, że Stalin chciał Adolfa "odstraszyć". Możliwe, że chciał zaatakować pierwszy "pozaplanowo" (bo na pewno organizacyjnie i logistycznie RKKA w tym czasie nie była zdolna do prowadzenia "głebokich operacji" wedle pomysłu Triandafiłłowa), ale się nie wyrobił z terminarzem i Wehrmacht uderzył w trakcie koncentracji.
Możliwe, że wszystko na raz.

BTW: clownie, o co chodzi z tym podważeniem "bajek Beevora o 10 tys. rozstrzelanych"?
Awatar użytkownika
clown
Général de Division Commandant de place
Posty: 4423
Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
Lokalizacja: Festung Stettin
Has thanked: 1 time
Been thanked: 8 times

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: clown »

clownie, o co chodzi z tym podważeniem "bajek Beevora o 10 tys. rozstrzelanych"?
Raporty NKWD, które podaje Glantz dowodzą, że rozstrzelań było dużo, dużo mniej. Musiałbym się z powrotem wgryźć w Glantza, ale są to wielkości o co najmniej jeden rząd mniejsze. Jeśli uda mi się to znaleźć, to dam znać i wskażę gdzie dokładnie to jest w książce (chociaż nie jestem pewien, czy te dane nie są porozrzucane nieco).
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
Awatar użytkownika
Neoberger
Général de Brigade
Posty: 2098
Rejestracja: sobota, 7 listopada 2009, 19:19
Lokalizacja: Wwa
Has thanked: 5 times
Been thanked: 125 times

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: Neoberger »

clown - w DV zagramy kiedy indziej.
Berger
Awatar użytkownika
Pejotl
Major en second
Posty: 1131
Rejestracja: czwartek, 24 lipca 2008, 22:26
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 7 times
Been thanked: 9 times

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: Pejotl »

clown -> właściwie donikąd nie zmierzam, bo dałem się wciągnąć nie w tę dyskusję, którą chciałem ;-) Książka "Czerwiec 1941" nie wraca bowiem do żadnych tez o planowanym ataku tego czy innego dnia tylko jest niemal w całości poświęcona stratom obu stron. Ze stosunku strat 1:28 Sołonin wywodzi, że albo walki jakie opisano toczyli z Niemcami dzicy uzbrojeni w łuki i dzidy, albo też tych zaciętych walk po prostu nie było (były gdzieniegdzie). Niemcy maszerowali przed siebie a wokół nich jednostki radzieckie rozpadały się z powodu paniki (nawet wśród generałów) i masowych dezercji. To oczywiście mocne uproszczenie wywodów Sołonina.

Osobiście żałuje, że nie przetłumaczono na polski "Miechanizirowannyje Korpusa RKKA w boju" Jewgenija Drig'a, mam to po rosyjsku ale od liter boli mnie głowa po 5 minutach. Dałoby to trzeci punkt widzenia wobec Bieszanowa i Sołonina. Może Napoleon V by się tym zainteresował?
Człowiek potyka się o kretowiska, nie o góry.
adi2
Adjudant-Major
Posty: 337
Rejestracja: piątek, 5 lipca 2013, 21:10

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: adi2 »

Pejotl pisze:clown -> właściwie donikąd nie zmierzam, bo dałem się wciągnąć nie w tę dyskusję, którą chciałem ;-) Książka "Czerwiec 1941" nie wraca bowiem do żadnych tez o planowanym ataku tego czy innego dnia tylko jest niemal w całości poświęcona stratom obu stron. Ze stosunku strat 1:28 Sołonin wywodzi, że albo walki jakie opisano toczyli z Niemcami dzicy uzbrojeni w łuki i dzidy, albo też tych zaciętych walk po prostu nie było (były gdzieniegdzie). Niemcy maszerowali przed siebie a wokół nich jednostki radzieckie rozpadały się z powodu paniki (nawet wśród generałów) i masowych dezercji. To oczywiście mocne uproszczenie wywodów Sołonina.

Osobiście żałuje, że nie przetłumaczono na polski "Miechanizirowannyje Korpusa RKKA w boju" Jewgenija Drig'a, mam to po rosyjsku ale od liter boli mnie głowa po 5 minutach. Dałoby to trzeci punkt widzenia wobec Bieszanowa i Sołonina. Może Napoleon V by się tym zainteresował?
No coz prawdopodobnie radziecka taktyka walki (a raczej jej brak) i rozkaz ani kroku w tyl, to byla woda na mlyn Blitzkriegu :)

Doswiadczony gracz gra z nowym graczem. Paczatek nalezy do doswiadczonego gracza ale nowy gracz zaczyna sie uczyc w miare uplywu czasu; radzi sobie coraz lepiej. Dodatkowo z pomoca nowemu graczowi przychodzi inny gracz. Zagrania doswiadczonego gracza juz sa znane i jego przeciwnicy wiedza jak na nie odpowiadac. ;)
Chętnie zagram online (Vassal itp.). Moje filmiki z gier PC kampanii mp(Europa Universalis 2):

http://youtu.be/mkga5VM5aY0
Awatar użytkownika
clown
Général de Division Commandant de place
Posty: 4423
Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
Lokalizacja: Festung Stettin
Has thanked: 1 time
Been thanked: 8 times

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: clown »

Częściowo odpowiedź może będzie tkwić tutaj:
http://napoleonv.pl/opis/7529753/armia- ... resji.html
Aczkolwiek mam pracę Ziemkego o froncie wschodnim w latach 1942-1945 i jest ona głównie opisywana z perspektywy niemieckiej.
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
Awatar użytkownika
Marcin2501
Major
Posty: 1197
Rejestracja: środa, 10 października 2007, 11:33
Lokalizacja: z miasta Łodzi

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: Marcin2501 »

adi2 pisze:No coz prawdopodobnie radziecka taktyka walki (a raczej jej brak) i rozkaz ani kroku w tyl, to byla woda na mlyn Blitzkriegu :)

Doswiadczony gracz gra z nowym graczem. Paczatek nalezy do doswiadczonego gracza ale nowy gracz zaczyna sie uczyc w miare uplywu czasu; radzi sobie coraz lepiej. Dodatkowo z pomoca nowemu graczowi przychodzi inny gracz. Zagrania doswiadczonego gracza juz sa znane i jego przeciwnicy wiedza jak na nie odpowiadac. ;)
ZSRR nowym graczem? Chałchyn-goł, Polska, Finlandia, nie wspominając o państwach nadbałtyckich i Besarabii.
Niemcy miesiąc w Polsce (a faktycznie krócej), trochę ponad miesiąc we Francji i kilka tygodni spacerku po Bałkanach - gdzie tu ich wielkie doświadczenie?
Awatar użytkownika
Torgill
General of the Army
Posty: 6210
Rejestracja: poniedziałek, 14 czerwca 2010, 00:00
Lokalizacja: Wrocław
Has thanked: 917 times
Been thanked: 438 times
Kontakt:

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: Torgill »

Marcin2501 pisze: ZSRR nowym graczem? Chałchyn-goł, Polska, Finlandia, nie wspominając o państwach nadbałtyckich i Besarabii.
Niemcy miesiąc w Polsce (a faktycznie krócej), trochę ponad miesiąc we Francji i kilka tygodni spacerku po Bałkanach - gdzie tu ich wielkie doświadczenie?
Tak, tylko Niemcy uczyli się czegoś innego, niż Rosjanie, a ponieważ gra się tak, jak przeciwnik pozwala, to taktyka blitzkriegu i umiejętność jego zastosowania okazała się ważniejsza na początku.
Równie dobrze można by doświadczenie ZSRR skwitować słowami: Chałchyn - Goł - przeciwnik z marną bronią pancerną, Polska - odosobnione punkty oporu - żadne doświadczenie, Finlandia - falowe natarcia na umocnionego i mniej licznego przeciwnika. Jakie z tych doświadczeń było pomocne do walki z Wehrmachtem?

A Niemcy: Hiszpania (trzeba o tym pamiętać!), kampania wrześniowa, waleczny przeciwnik, próbujący manewrować, ale wolny - pierwsze bojowe wykorzystanie przez Niemców dużych formacji pancernych, Skandynawia - mało przydatne na Rosjan, ale kolejne doświadczenie, Francja - walka z liczniejszym przeciwnikiem, dysponującym lepszą bronią pancerną, Jugosławia i Grecja - znowu wykorzystanie formacji pancernych, tym razem w trudnym terenie.
Nie mówiąc o doświadczeniach lotnictwa zdobywanym przez dwa lata wojny.
Awatar użytkownika
clown
Général de Division Commandant de place
Posty: 4423
Rejestracja: poniedziałek, 9 stycznia 2006, 17:07
Lokalizacja: Festung Stettin
Has thanked: 1 time
Been thanked: 8 times

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: clown »

Sowieci też walczyli w Hiszpanii, więc ten argument akurat odpada. Skandynawia tym bardziej, szczególnie, że nie nauczyło to Niemców działania w niekorzystnych warunkach pogodowych vide 1941/1942.
Akurat doświadczenie ja bym raczej odwrócił - Niemcy myśleli, że każdego mogą pokonać, natomiast Sowieci cały czas się "uczyli". I w końcu się nauczyli.
"Cała kraina gier jest oczywiście krainą maniactwa, a jednak rejon gier naśladowczo-wojennych jest w tej krainie bardziej maniacki niż inne rejony. Jak na mój gust, jest to już 'konik' posunięty zbyt daleko, hermetyczny, bez przyszłości."
Awatar użytkownika
Torgill
General of the Army
Posty: 6210
Rejestracja: poniedziałek, 14 czerwca 2010, 00:00
Lokalizacja: Wrocław
Has thanked: 917 times
Been thanked: 438 times
Kontakt:

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: Torgill »

clown pisze:Sowieci też walczyli w Hiszpanii, więc ten argument akurat odpada. Skandynawia tym bardziej, szczególnie, że nie nauczyło to Niemców działania w niekorzystnych warunkach pogodowych vide 1941/1942.
Akurat doświadczenie ja bym raczej odwrócił - Niemcy myśleli, że każdego mogą pokonać, natomiast Sowieci cały czas się "uczyli". I w końcu się nauczyli.
A ilu tych "hiszpańskich internacjonalistów" Stalin wykończył po ich powrocie do ZSRR? :)

Natomiast Sowieci rzeczywiście "się uczyli" i się nauczyli.
Natomiast Niemcy po szybkim pokonaniu Francji mogli rzeczywiście sądzić, że pokonają każdego. Ale jak się pokonuje Francuzów, to potem nie chce się uczyć od Napoleona ;)
Awatar użytkownika
Marcin2501
Major
Posty: 1197
Rejestracja: środa, 10 października 2007, 11:33
Lokalizacja: z miasta Łodzi

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: Marcin2501 »

Torgill pisze: Tak, tylko Niemcy uczyli się czegoś innego, niż Rosjanie, a ponieważ gra się tak, jak przeciwnik pozwala, to taktyka blitzkriegu i umiejętność jego zastosowania okazała się ważniejsza na początku.
Radziecka doktryna w tamtym czasie, to też jak najbardziej Blitzkrieg. Taktyka obu armii była zbliżona. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że Armia Czerwona była nawet lepiej do niej dostosowana - przynajmniej na papierze.
Torgill pisze:A ilu tych "hiszpańskich internacjonalistów" Stalin wykończył po ich powrocie do ZSRR? :)
Taki Pawłow, czy Kriwoszejn mieli się dość dobrze ;)
Awatar użytkownika
Andrzej
Kapitan
Posty: 758
Rejestracja: wtorek, 24 stycznia 2006, 20:41
Lokalizacja: Warszawa
Been thanked: 3 times

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: Andrzej »

Obecnie czytam tą książkę. Bardzo ciekawa, jak poprzednie. Tym razem w drugiej części autor opisuje pierwszy etap niemieckiej agresji na ZSRS. Wszystkie tezy mówiące przygotowywaniu ataku armii sowieckiej mają swoje potwierdzenia w wielu dokumentach i wprost działaniach Stalina. W książce Sołonin rozprawia się z Isajewem, kremlowskim historykiem, który za wszelką cenę wybiela Armię Czerwoną i jej dowództwo.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43394
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3966 times
Been thanked: 2526 times
Kontakt:

Re: Czerwiec 1941. Ostateczna diagnoza (M. Sołonin, Rebis)

Post autor: Raleen »

Wcześniej była mowa o Grupie Konno-Zmechanizowanej gen. Bołdina. Chciałbym zacytować fragment o tym jak wyglądało dowodzenie tą grupą. Opiera się on na wspomnieniach samego Bołdina. Padały wcześniej zarzuty pod adresem Sołonina, że w zasadzie nie opiera się on czy mało opiera się na źródłach, że jego wywody to luźne opowieści, stawiano go w jednym szeregu z Suworowem. Mam nadzieję, że choćby po tym niewielkim fragmencie osoby, które nie czytały książki będą mogły się zorientować i trochę wyrobić sobie zdanie. Uwaga techniczna - liczby w nawiasach kwadratowych to odsyłacze do bibliografii. Jak widać w tekście obszernie cytowane są wspomnienia, które poddawane są miejscami bardzo wnikliwej analizie. Autor nie korzysta z różnych źródeł, przynajmniej tam gdzie może, sięga także do źródeł niemieckich. Pierwsza książka, choć zawiera dużo tego rodzaju odnośników nie była jeszcze nimi tak "naładowana" jak kolejna, gdzie występuje więcej elementów polemiki i w związku z tym więcej przypisów i odsyłaczy oraz powoływanych jest więcej dokumentów.

Mark Sołonin, 22 czerwca 1941, czyli jak zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana, Poznań 2012, s. 108-116:

„Na przyczyny pogromu GKZ mogłyby rzucić światło pamiętniki radzieckich generałów – ale mało który je napisał.

Dowódca 6. KKaw. generał major I. S. Nikitin dostał się do niewoli i został rozstrzelany przez Niemców w obozie koncentracyjnym w kwietniu 1942 roku [20, 124].

(…)

Uważny czytelnik na pewno zauważył w tym budzącym grozę spisie rozstrzelanych generałów brak jednego nazwiska.

To naprawdę bardzo dziwne. Bo i według stopnia (generał lejtnant), i zajmowanego stanowiska (zastępca dowódcy frontu) I. W. Bołdin stał wyżej od wszystkich represjonowanych z wyjątkiem, oczywiście, samego Pawłowa. I jeśli całe dowództwo frontu okazało się winne „przestępczej bezczynności i rozkładu dowodzenia wojskami”, to jakże mógł pozostać bezkarny dowódca głównego zgrupowania uderzeniowego Frontu Zachodniego?

Bołdin w żaden sposób nie mógł się usprawiedliwiać brakiem doświadczenia. W jego karierze były już dwa „marsze wyzwoleńcze” – na Polskę (wrzesień 1939 roku) i Besarabię (czerwiec 1940 roku).

We wrześniu 1939 roku komkor Bołdin wkroczył do Polski na czele Grupy Konno-Zmechanizowanej Frontu Białoruskiego, która prowadziła natarcie na linii Słonim – Wołkowysk i po zaciętym boju w dniach 20-21 września szturmem wzięła Grodno. Tak więc Bołdinowi początek wojny jawił się jak w pieśni: „Po drogach znajomych, za kochanym narkomem konie bojowe powiedziemy (przyp.: Z popularnej pieśni kawalerzystów 1. Armii Konnej).

Rozwiązanie tej zagadki jest bardzo proste. Czekiści po prostu nie mogli wezwać go na rozstrzelanie: od końca czerwca do początku sierpnia znajdował się w okrążeniu i był dla nich niedostępny. A w sierpniu 1941 roku, po pogromie większości armii kadrowej, po dostaniu się do niewoli dziesiątków generałów (w sumie do końca 1941 roku w niewoli niemieckiej znalazło się ich 63), Stalin stał się bardziej powściągliwy w rozstrzeliwaniu dowódców, którzy jeszcze pozostali w szeregach.

(…)

Bołdin to niepospolity pamiętnikarz. Ma lotną pamięć, przechowującą nawet najbardziej błahe szczegóły. Opisując swój pierwszy dzień wojny, wspomina i duszny skwar, i to, że woda w manierce była ciepła i nie orzeźwiała wyschniętego gardła. W najdrobniejszych szczegółach, na dziesiątkach stronic, opisuje historię swojej tułaczki po lasach w okrążeniu.

Ale o tym co najważniejsze – o przygotowaniu, przeprowadzeniu i rezultatach przeciwuderzenia – mówi bardzo zwięźle i oszczędnie.

Jest pierwszy dzień wojny, wieczór 22 czerwca.

„Dowódca 10. Armii pochyla się nad mapą, ciężko wzdycha i mówi
- Z kim walczyć? Prawie całe nasze lotnictwo i artyleria przeciwlotnicza rozbite. Amunicji mało.
Kończy się paliwo do czołgów (…) Już w pierwszych godzinach napaści lotnictwo przeciwnika wykonało naloty na nasze składy paliw. Płoną do tej pory. Na magistralach kolejowych cysterny z paliwem także zostały zniszczone (…)
Na SD przybył dowódca 6. Korpusu Kawalerii generał major I. S. Nikitin. Wyglądał na zmartwionego.
- Jak sytuacja? – pytam kawalerzystę.
- Źle, towarzyszu generale. Szósta dywizja rozbita…
- Gdzie resztki dywizji?
- Poleciłem ześrodkować je w lesie na północny wschód od Białegostoku.”

Bez zbędnych komentarzy porównajmy ten akapit z fragmentem wspomnień szefa sztabu 94. Pułku Kawalerii (z tejże „rozbitej” 6 DKaw.) W. A. Grieczaniczenki [83]:

„Około godziny 10-tej 22 czerwca weszliśmy w styczność z przeciwnikiem. Doszło do wymiany ognia. Próby Niemców, aby z marszu przedrzeć się ku Łomży, zostały udaremnione. Na prawo obronę utrzymywał 48. Pułk Kawalerii. O 23.30 22 czerwca na rozkaz dowódcy korpusu generała majora I. S. Nikitina oddziały dywizji dwoma kolumnami forsownym marszem skierowały się do Białegostoku (…) Do godziny 17.00 23 czerwca dywizja skoncentrowała się w lasach 2 kilometry na północ od Białegostoku.”

Drugi dzień wojny, 23 czerwca 1941 roku.

„Do świtu sztaby 6. Korpusu Zmechanizowanego i 6. Korpusu Kawaleryjskiego usadowiły się na nowym miejscu w lesie piętnaście kilometrów na północny wschód od Białegostoku. Ten malowniczy leśny zakątek stał się także moim stanowiskiem dowodzenia”.

Zgadza się. W protokole z przesłuchania Pawłowa znajduje się potwierdzenie, że wszystkie sztaby, które i bez tego znajdowały się daleko od terenu walk (odległość od Białegostoku do ówczesnej granicy wynosi 100 kilometrów), wycofały się jeszcze dalej:

„W drugim dniu oddziały 10. Armii, oprócz sztabu armii, pozostawały na swoich miejscach. Sztab armii zmienił stanowisko dowodzenia, odchodząc bardziej na wschód od Białegostoku, w rejon Wołpy” [67].

Czym zaś zajmowali się nasi generałowie, zebrani w tym „malowniczym leśnym zakątku”?

„Czas mija, a mi i tak nie udaje się zrealizować rozkazu Pawłowa o utworzeniu uderzeniowej grupy konno-zmechanizowanej. Najbardziej nieprzyjemne (tak w tekście – M.S.) jest to, że nie wiem gdzie znajduje się 11 Korpus Zmechanizowany generała D. K. Mostowienki. Nie ma łączności ani z nim, ani z 3. Armią, w której skład wchodzi”.

Wstrząsające wyznanie. Jak zastępca dowódcy okręgu mógł nie znać rejonu dyslokacji korpusu zmechanizowanego? To nie igła w stogu siana. W całym okręgu było ich zaledwie sześć, a jeśli nie brać pod uwagę 17. i 20. KZmech., których formowanie dopiero się zaczynało, to realnie zdolnych do walki korpusów zmechanizowanych było dokładnie cztery.

Wypada przypomnieć, że sztab 11 KZmech. i 204. Dywizja Zmechanizowana stacjonowały w Wołkowysku (85 kilometrów na wschód od Białegostoku), 29. Dywizja Pancerna – w Grodnie (75 kilometrów na północny wschód od Białegostoku), a 33. DP – w rejonie miasteczka Indura (18 kilometrów na południe od Grodna).

Innymi słowy, z „malowniczego leśnego zakątka 15 kilometrów na północny wschód od Białegostoku”, w którym ukryli się Bołdin z Nikitinem, do dywizji 11 KZmech. było najwyżej 70 kilometrów. A nie zdołano pokonać tej odległości.

Aż do ostatecznej klęski, która nastąpiła 26-27 czerwca, Bołdin nie tylko ani razu nie był w rejonach rozmieszczenia powierzonych mu wojsk, lecz nawet nie zdołał nawiązać jakiejkolwiek łączności z 11 KZmech. Na wszelki wypadek przypomnijmy wnikliwemu czytelnikowi, że w składzie GKZ Bołdina znajdowały się dwa szwadrony łączności, konny dywizjon łączności, trzy korpuśne eskadry lotnicze i osiem (!) samodzielnych batalionów łączności.

Najbardziej dociekliwi mogą poznać też ich numery: 4., 7., 124., 185. samodzielne bataliony łączności w składzie 6 KZmech. i 29., 33., 583., i 456. sbł w składzie 11 KZmech. [8].

„Nie dość nieszczęść: o świcie wrogie bombowce zaskoczyły w marszu 36. Dywizję Kawalerii (tę samą, której dowódca przeszedł na stronę Niemców – M.S.) i zniszczyli ją. Tak że o kontrataku teraz nie mogło być mowy (…) Siedziałem w namiocie ogarnięty ponurymi myślami” [80].

Naturalnie Bołdin nigdzie ani słowem nie wspomniał o tym, jakie konkretnie siły i środki włączone zostały do składu Grupy Konno-Zmechanizowanej, w jakim ugrupowaniu i jakimi siłami nacierał przeciwnik, tak że stwierdzenie, iż „zniszczenie” jednej dywizji kawalerii uczyniło przeciwuderzenie wojsk radzieckich „całkowicie niemożliwym”, nie wydawało się aż tak absurdalne, jakie jest w istocie.

Uważny czytelnik z pewnością już spostrzegł bardzo dziwną chronologię wydarzeń: według wersji Bołdina, 22 czerwca „rozbita” została 6. Dywizja Kawalerii, o świcie 23 czerwca „zniszczona” została 36. Dywizja Kawalerii; innych oddziałów kawaleryjskich w składzie jego grupy po prostu nie było. A zaraz potem, 25 czerwca, szef sztabu wojsk lądowych Wehrmachtu odnotowuje w swoim dzienniku, że w rejonie Grodna „duże masy rosyjskiej kawalerii atakują zachodnie skrzydło VII Korpusu”!

Tak, trudno dowódcy kierować wojskiem, jeśli tkwi on w malowniczym lesie, o dziesiątki kilometrów od pola walki, zastąpiwszy rozpoznanie pogłoskami i posępnymi myślami…

„Zadzwonił Chackilewicz, który znajdował się w oddziałach.
- Towarzyszu generale – powiedział zdenerwowany – kończy się paliwo i amunicja.
- Słyszysz mnie, towarzyszu Chackilewicz? – podniosłem głos, starając się przekrzyczeć straszliwy łoskot przelatujących nad nami wrogich samolotów. – Trzymaj się! Natychmiast podejmę wszelkie środki, aby okazać wam pomoc.
Żadnej łączności ze sztabem frontu nie było. Dlatego od razu po rozmowie z Chackilewiczem wysłałem do Mińska samolot z listem, w którym prosiłem o niezwłoczne zorganizowanie przerzutu paliwa i amunicji drogą powietrzną” [80].

(…)

Oto właściwie wszystko, czego o okolicznościach klęski można się dowiedzieć ze wspomnień Bołdina. Oto standardowe elementy „okoliczności siły wyższej”, które radziecka nauka historyczna bierze pod uwagę: nie było łączności, nie było paliwa, skończyła się amunicja.
Dlaczego nie ma łączności? Otóż nieprzyjacielscy dywersanci poprzecinali wszystkie przewody.
Gdzie się podziało paliwo? Niemieckie lotnictwo zbombardowało wszystkie składy.
Dlaczego nie dowieziono pocisków? Przecież list do Mińska nie doleciał.

Niepotrzebne są, bo przeszkadzają w przyswojeniu jedynie słusznej prawdy szczegóły: ile było przewodów, a ilu było dywersantów, jaki limit przebiegu po jednym zatankowaniu miały radzieckie czołgi, ile pocisków mieści się w przewożonej w czołgu jednej jednostce ognia, jakimi siłami lotnictwo niemieckie mogło zbombardować „wszystkie składy” i ile tych składów było w jednym tylko Zachodnim Specjalnym Okręgu Wojskowym – odrzucono je jako zbędne. Odrzucono – jako niepotrzebną – także tę prostą i bezsporną prawdę, że siły zbrojne tworzy się właśnie w tym celu, aby mogły działać w warunkach przeciwdziałania przeciwnika.”
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Literatura”