Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Re: Muskets & Tomahawks
BTW: Jutro od około 11 będziemy z Noskiem grać małą partyjkę na Wilczej.
Chętnych zobaczenia, jak kolekcjonuje się skalpy, serdecznie zapraszamy.
Chętnych zobaczenia, jak kolekcjonuje się skalpy, serdecznie zapraszamy.
Re: Muskets & Tomahawks
Sacreble! Kolejna klęska francuskich wojsk kolonialnych!
Moje siły w składzie 2 oddziałów Compagnie Franches de la Marine i 2 oddziałów Indian miały bronić wysuniętej francuskiej osady. Zwiadowcy donosili, że zbliża się w jej kierunku brytyjska armia. Trwało jeszcze zawieszenie broni, nie spodziewaliśmy się natarcia na większą skalę, ale musieliśmy przygotować się na odparcie ewentualnego rajdu.
2 oddziały Marines stacjonowały w wiosce, kiedy pojawili się Brytyjczycy: duży oddział regularnych, rangerzy i kilku Indian uzbrojonych w gwintowane strzelby. Moi Huroni byli akurat na zwiadzie, miałem tylko nadzieję, że w porę usłyszą walkę i zdążą z pomocą.
Dowódca przeciwnika był doświadczonym wojskowym. Wymagał żelaznej dyscypliny, co owocowało błyskawicznym przeładowywaniem muszkietów i oddawaniem jednej salwy za drugą. Sam osobiście był jednak tchórzem i w ferworze walki bał się zbliżyć do naszych dzielnych chłopców!
Brytyjczycy od początku przejęli Inicjatywę i zaczęli intensywny ostrzał naszych pozycji. Udało się nam odrzucić Rangerów w głąb lasu, ale regularni podchodzili coraz bliżej, zadając bolesne straty oddziałowi Marines. Indianie strzelali dość celnie, ale nie wywierało to większego wrażenia (może przez małą intensywność ostrzału, bo strzelby ładuje się dłużej).
Kiedy przybyli Huroni w osadzie broniły się już tylko niedobitki: dwóch Kanadyjczyków schroniło się w budynku, kolejnych 4 kryło się między lasem a chałupą. Regularni dziarsko wmaszerowali na środek placu, podpalając po drodze jeden z domków. Następnie rzucili się z bagnetami na grupkę Marines (którzy od razu dali nogę), ale wystawili się na szarżę Huronów. Walka była długa i krwawa! Początkowo większe straty były po stronie brytyjskiej, ale nie ustępowali i mimo kilku zabitych wybili Indian co do jednego.
Później była już tylko walka wręcz z Rangersami, skończona sromotną porażką. Ostatni oddział Huronów widząc to wszystko spanikował po pierwszym ostrzale. Gwoździem do trumny była strata dowódcy!
Moje siły w składzie 2 oddziałów Compagnie Franches de la Marine i 2 oddziałów Indian miały bronić wysuniętej francuskiej osady. Zwiadowcy donosili, że zbliża się w jej kierunku brytyjska armia. Trwało jeszcze zawieszenie broni, nie spodziewaliśmy się natarcia na większą skalę, ale musieliśmy przygotować się na odparcie ewentualnego rajdu.
2 oddziały Marines stacjonowały w wiosce, kiedy pojawili się Brytyjczycy: duży oddział regularnych, rangerzy i kilku Indian uzbrojonych w gwintowane strzelby. Moi Huroni byli akurat na zwiadzie, miałem tylko nadzieję, że w porę usłyszą walkę i zdążą z pomocą.
Dowódca przeciwnika był doświadczonym wojskowym. Wymagał żelaznej dyscypliny, co owocowało błyskawicznym przeładowywaniem muszkietów i oddawaniem jednej salwy za drugą. Sam osobiście był jednak tchórzem i w ferworze walki bał się zbliżyć do naszych dzielnych chłopców!
Brytyjczycy od początku przejęli Inicjatywę i zaczęli intensywny ostrzał naszych pozycji. Udało się nam odrzucić Rangerów w głąb lasu, ale regularni podchodzili coraz bliżej, zadając bolesne straty oddziałowi Marines. Indianie strzelali dość celnie, ale nie wywierało to większego wrażenia (może przez małą intensywność ostrzału, bo strzelby ładuje się dłużej).
Kiedy przybyli Huroni w osadzie broniły się już tylko niedobitki: dwóch Kanadyjczyków schroniło się w budynku, kolejnych 4 kryło się między lasem a chałupą. Regularni dziarsko wmaszerowali na środek placu, podpalając po drodze jeden z domków. Następnie rzucili się z bagnetami na grupkę Marines (którzy od razu dali nogę), ale wystawili się na szarżę Huronów. Walka była długa i krwawa! Początkowo większe straty były po stronie brytyjskiej, ale nie ustępowali i mimo kilku zabitych wybili Indian co do jednego.
Później była już tylko walka wręcz z Rangersami, skończona sromotną porażką. Ostatni oddział Huronów widząc to wszystko spanikował po pierwszym ostrzale. Gwoździem do trumny była strata dowódcy!
- Yori
- Praefectus Praetorio
- Posty: 1696
- Rejestracja: piątek, 28 listopada 2008, 19:09
- Lokalizacja: Warszawa man! Złu mówi zawsze: no pasaran!
Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Temat do umawiania się na gry.
Od razu może wyjdę z terminem: czwartek 7 listopada. Zajęcia kończę o 16, a zostać mogę choćby i do 22
Od razu może wyjdę z terminem: czwartek 7 listopada. Zajęcia kończę o 16, a zostać mogę choćby i do 22
- sowabud
- Lieutenant
- Posty: 574
- Rejestracja: wtorek, 10 listopada 2009, 18:50
- Lokalizacja: Budapeszt-Warszawa na zmianę
- Been thanked: 1 time
Re: Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Zobacze, dla mnie lepsze są soboty, ale teraz idą świeta jedne po drugich i trudno mi jeszcze powiedzieć ostatecznie. Mam nadzieję dziś wrzucić fotki pierwszych 8 piechurów.
Re: Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Soboty są dla mnie równie dobre, ale najbliższa w związku ze świętami odpada.sowabud pisze:Zobacze, dla mnie lepsze są soboty, ale teraz idą święta jedne po drugich i trudno mi jeszcze powiedzieć ostatecznie.
CzekamMam nadzieję dziś wrzucić fotki pierwszych 8 piechurów.
- Yori
- Praefectus Praetorio
- Posty: 1696
- Rejestracja: piątek, 28 listopada 2008, 19:09
- Lokalizacja: Warszawa man! Złu mówi zawsze: no pasaran!
Re: Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Też wolę soboty. Święto Niepodległości spędzam w Warszawie. A co powiecie na sobotnie popołudnie 9-go listopada? Albo tydzień później 16-go?
- sowabud
- Lieutenant
- Posty: 574
- Rejestracja: wtorek, 10 listopada 2009, 18:50
- Lokalizacja: Budapeszt-Warszawa na zmianę
- Been thanked: 1 time
Re: Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Nie wypowiadając się ostatecznie co do 7 listopada, dla nas 16 jest Ok. I pewnie oficera domaluje moim jelopom.
Re: Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Sobota 9.11 jak najbardziej. Co Wy na to Panowie?
Pobratymczej walki Francuzów wolałbym uniknąć, a mam niestety za mało Indian, by zrobić walkę przeciw czerwonoskórym
Pobratymczej walki Francuzów wolałbym uniknąć, a mam niestety za mało Indian, by zrobić walkę przeciw czerwonoskórym
- Yori
- Praefectus Praetorio
- Posty: 1696
- Rejestracja: piątek, 28 listopada 2008, 19:09
- Lokalizacja: Warszawa man! Złu mówi zawsze: no pasaran!
- sowabud
- Lieutenant
- Posty: 574
- Rejestracja: wtorek, 10 listopada 2009, 18:50
- Lokalizacja: Budapeszt-Warszawa na zmianę
- Been thanked: 1 time
Re: Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Sobota zaklepana na grę.
Powiadomcie Panowie innych zainteresowanych. Nie mam niestety kontaktu do QR, mógłbyś Yori dać mu cynk?
Nosek chyba nie będzie mógł, ale nie jestem do końca pewien. Mariusza będę męczył; miał urlop i Indian chciał malować
Weź proszę Sowo drzewka
Powiadomcie Panowie innych zainteresowanych. Nie mam niestety kontaktu do QR, mógłbyś Yori dać mu cynk?
Nosek chyba nie będzie mógł, ale nie jestem do końca pewien. Mariusza będę męczył; miał urlop i Indian chciał malować
Weź proszę Sowo drzewka
- Yori
- Praefectus Praetorio
- Posty: 1696
- Rejestracja: piątek, 28 listopada 2008, 19:09
- Lokalizacja: Warszawa man! Złu mówi zawsze: no pasaran!
Re: Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
O.K. Zadzwonię do Pawła. Ciekawe, czy pomalował swoich Indian?
Re: Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Też mnie to zastanawia
W każdym razie szykuje się kolejna spora potyczka.
W każdym razie szykuje się kolejna spora potyczka.
- sowabud
- Lieutenant
- Posty: 574
- Rejestracja: wtorek, 10 listopada 2009, 18:50
- Lokalizacja: Budapeszt-Warszawa na zmianę
- Been thanked: 1 time
Re: Muskets & Tomahawks - granie w Warszawie
Drzewa spakowane. Pierwszy warband Huronów jutro idzie pod lakier. Trzyosobowa francuska grupa trzymająca władzę kończy się rozjaśniać. Będziemy więc w komplecie - ja, Jani-bej i 18 chłopa pod bronią. Vive la France!