Grałem w obie, w TiSowską lata temu.
Najoględniej mówiąc gry różnią się poprzez podejście autorów do swego "rzemiosła", co można sprawdzić w krytyce Raleena TiSowskich Igani
http://strategie.net.pl/viewtopic.php?f=10&t=17045 Z tego tekstu można sobie łatwo wyobrazić różnice między grą TiS, a tym, co znajdziesz w grze Raleena (i nie chodzi o same Iganie, a w ogóle sposób zajmowania się tematem).
Nie chce mi się krytykować Ostrołęki wydawnictwa Taktyki i Strategii, ale na pewno znajdziesz jej poświęcony wątek na tym forum w dziale gier nt. konfliktów XIX wieku. O ile dobrze pamiętam, wypowiada się tam wielu graczy, więc zawsze to dokładniejszy obraz. Parę słów o Ostrołęce Raleena. Pytasz o grywalność, więc musisz wziąć pod uwagę, że Ostrołęka wydana przez Erikę jest znacznie bardziej złożona. Gdy zaczynałem w nią grać, miałem problem z przebiciem się przez wszystkie zasady, zapamiętanie ich oraz aplikowanie na planszy w trakcie rozgrywki. Granie z nosem w instrukcji odbierało przyjemność i wymagało cierpliwości. Obecnie gram bez patrzenia do instrukcji, ale nie od razu tak się stało i teraz już ciężko mi sobie przypomnieć, ile trudu zajmowała mi gra Raleena na początku.
W związku z powyższym wspomnę o jednej rzeczy zupełnie pomijanej rzeczy, niestety zmarginalizowanej także w instrukcji: Ostrołęka Raleena posiada fajne uproszczone zasady walki (na samym końcu instrukcji). Od jakiegoś czasu gram używając wyłącznie ich. Wszystkie przeliczenia i procentowe modyfikacje punktów siły znikają, zastąpione prostym przesunięciem kolumny w tabeli walki. Moim zdaniem to szkoda, że zasady uproszczone nie zostały podane jako główne, a główne jako zaawansowane. Część graczy może odbić się od gry z tego powodu. Raleen w którymś z tekstów o tworzeniu Ostrołęki sporo pisał o tym, dlaczego modyfikacje procentowe są dla niego takie ważne itd., ale mimo wszystko uważam, że szkoda na to zachodu, a już na pewno na początku, przy poznawaniu gry.
W uproszczonych zasadach najcenniejsze jest nie to, że znikają jakieś mordercze kalkulacje, bo takich nie było - chodzi tylko o to, że znika czas, który na te kalkulacje schodził; nie trzeba się przeliczaniem siły przejmować, więc gra odbywa się wyłącznie nad planszą i polega na poruszaniu się żetonami, a nie przeliczaniem siły, zbieraniem kilku dodatkowych punktów, by jakiś tam atak "wszedł", czyli takimi zachowaniami, które zwykle spowalniają grę. Polecam te zasady. W sumie nawet nie zamierzam wracać do standardowych, chyba tylko w grze z Raleenem albo jakimiś wymiataczami. Czasem używam ich tylko gdy w jakimś etapie wychodzi starcie, które może bardzo zmienić bieg gry - wtedy rozliczamy je na "picuś glancuś", z Raleenowskimi procentami
To wszystko sprawia, że grywalność nawet dla początkującego gracza znacznie wzrasta.
Rozegrałem oba scenariusze używając zasad uproszczonych i w zasadzie nie ma wielkich różnic w ostatecznym wyniku gry. Dwie kolumny przesunięcia za morale to potęga, więc na początku Polacy są w obu scenariuszach trochę silniejsi, ale z drugiej strony ich morale szybko spada, więc końcówka gry jest nimi z kolei trudniejsza. To mi się nawet podoba, bo gracze od początku cisną nieco bardziej, chcąc wykorzystać swoje atuty.