Fire in the Sky (MMP)

Planszowe gry historyczne (wojenne, strategiczne, ekonomiczne, symulacje konfliktów) dotyczące II wojny światowej.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43386
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3948 times
Been thanked: 2514 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Niżej pozwoliłem sobie dokleić nieco wcześniejszą dyskusję. Częściowo dyskusje toczyły się równolegle, co proszę brać pod uwagę przy lekturze.

Raleen
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

28 października odbyło się w Klubie przy Smolnej pierwsze obwąchiwanie Fire in the Sky - nowej symulacji wojny na Pacyfiku, zupełnie odmiennej od Epire of the Sun i wielce interesującej.
Tak to wyglądało:
Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
ozy
Tai-sa
Posty: 1498
Rejestracja: czwartek, 30 marca 2006, 10:30
Lokalizacja: Opole

Post autor: ozy »

Na dniach zakończylem grę z RAJem, oto krótki AAR :)

Rozegraliśmy scenariusz II, czyli zaczynający się od etapu drugiego - z rozegraną pierwszą turą JIN i US. Przez to gra jest bardziej zrównoważona, bo różnie może pójść JIN w pierwszym etapie - ataku na Pearl i Singapur, jak ataki wyjdą kiepsko to US będzie miał za łatwo. A tak rozegrany jest pierwszy etap i wprowadzone są historyczne wyniki ataków japońskich, i ofensywa JIN może nabierać rozpędu. :)
Oboje graliśmy pierwszy raz, ja - JIN, RAJ - US.

Na początku kluczem do sukcesu dla JIN jest opanowanie Manilii,Singapuru, Brunei i Jawy. Brunei zajęte w 1 etapie, walki o Singapur i Manilie już w trakcie, z wyraźną przewagą armii japońskich (z silnym wsparciem lotnictwa bazowego), wystarczało więc rzucić się na Jawe i pobic Doormana. Dwa dywizjony krążowników ciężkich, dywizja piechoty i dużo niszczycieli zrobiły swoje, gracz JIN dysponuje 'zaczarowanym' żetonikiem TokyoExpress, dzięki któremu jego Grupy Uderzeniowe (dalej TF) krążowników i niszczycieli są iście mordercze. Doorman na dnie, Jawa moja. Do tego wzmocniłem Pamunshiro na północy, Rabaul na południu, zagarnizonowałem i wyposażyłem w lotnictwo wyspy Giblera, oraz wykonałem desant brygadą piechoty na Lae na Nowej Gwinei, by przygotować bazę dla marszu na australijski Port Moresby. W fazie walki moi dzielni żołnierze zdobyli Singapur i Manilie, a w drugiej fazie przegrupowania przerzuciłem Kido Butai na Truk, bo z Truk jest zdolna reagować na każde posuniecie Amerykanów na połudnowym Pacyfiku.
RAJ widząc po moich ruchach że gromadze siły na południu, wzmocnił Guadalcanal i Moresby, dodatkowo bezczelnie kontratakował z Moresby na Lae. Do tego zgromadził swoje lotniskowce na południe od Guadalcanalu, by móc kontrować moje dalsze posunięcia w tamtym rejonie.

Wściekły na Australijczyków grzebiących moje plany zajęcia Moresby, zmontowałem poteżną operacje - w osłonie Kido Butai armia która zajęła Manilie została przerzucona do Lae, wycieła w pień Australijczyków, RAJ nie reagował lotniskowcami (sztuk 4), słusznie uważając że jeszcze jest za słaby na starcie z moimi 8 lotniskowcami. Lae zdobyte, wypełniłem lotniska Rabaul i Lae samolotami armii, byłem gotowy do marszu na Moresby. Niestety kosztowało mnie to mnóstwo ropy i zdolności transportowych, przez co w 4 etapie musiałem odpocząć i zgromadzić rezerwy.
Czas ten wykorzystał RAJ, umacniając Moresby i dosyłając na południe trzeci żeton lotniskowców.
Samoloty moje z Rabaul i Lae oraz RAJa z Moresby i Guadalcanalu zaczęły regularnie zwalczać siebie na wzajem, obkładając bombami wrogie lotniska.
Moją inwazje na Birme powstrzymała dzielna i niezwykle waleczna dywizja angielska pod Rangoonem, szybko na pomoc przybyła armia z Indii, oraz flota z Europy (pancerniki typu R oraz troszke lotniskowców), tak więc na zachodzie był pat.
Uznałem że czas na rozstrzygnięcie - tak do 6 etapu trzeba zbić Amerykanów, bo potem ich siły rosną w takim tempie że wolniej się ich topi niż przychodzą nowi :wink: Do tego od 10 etapu przewaga technologiczna Aliantów daje znać i starcia są już właściwie ustawione, a gracz JIN walczy o to by nie dać się rozwalić do końca (wtedy mimo że Japonia i tak przegra wojne, to gracz japoński wygrywa gre).

Ale o tym potem, teraz uczelnia wzywa :wink:

pozdrawiam
Awatar użytkownika
ozy
Tai-sa
Posty: 1498
Rejestracja: czwartek, 30 marca 2006, 10:30
Lokalizacja: Opole

Post autor: ozy »

Lecimy dalej :wink:

Uznalem że czas sprowokować decydującą bitwe - myśle sobie tak - teraz mam przewagę, więc uderze mocniejszy, poniose straty ale zniszcze lotniskowce RAJa. I przez te 2-3 etapy do 8-10 etapu kiedy wejdą liczne nowe amerykańskie lotniskowce będę mógł szaleć ile wlezie.
Grunt w tym żeby musiał przyjąć bitwę - dlatego musze atakować ważne miejsce - wybór oczywiście padł na Moresby (posiadanie tej bazy pozwala atakować Australie, a to śmierć dla US w VictoryPointach) Ale RAJ miał inne plany...
Pod koniec tury 4, kiedy już uzupełniłem braki ropy, RAJ zaatakował wyspy Giblera - 4 dopiero co wyremontowane po Pearl pancerniki i kilka dywizjonów krażowników i niszczycieli, oraz groźna dywizja Marines. No i głupi wziąłem lotniskowce i popłynąłem bronić wysp, zatopiłem dwa pancerniki, kolejne dwa wysłałem na rok do remontu, Marinsi wylądowali ale moi dzielni żołnierze się nie dali, RAJ spłynął więc pobity, ale ja znów nie miałem ropy...
W piątej turze więc znów musiałem zbierać ropę i organizować flotę, w tym czasie RAJ zdążył do Moresby wysłać całą armie i wypełnić maksymalnie lotniska samolotami.
No i zaatakowałem - zebrałem 10 lotniskowców, 4 pancerniki, 8 krążowników i większość niszczycieli, armia z Lae runęła przez szlak Kokody, a moje lotnictwo bazowe z Lae iRabaul przyłączyło się do ataku.
Na coś takiego oczywiście RAJ nie mógł sobie pozwolić i jego bierne dotychczas lotniskowce (6) w końcu podniosły rękawicę. Stosunek sił lotniczych był 20 do 16 na moją korzyść...
No i wyszło Midway tyle że o wiele gorzej :evil: Na dno poszły Akagi/Kaga Hiryu/Soryu Hiyo/Junyo, straciłem więc 6 doskonałych lotniskowców, uszkadzając tylko 4 lotniskowce RAJa. Nie zatopiłem nic, uszkodzone okręty szybko wrócą z remontów... Głupi byłem idąc na taką bitwę - na Amerykanów to była za mała przewaga - szczególnie że mieli lotnictwo bazowe z Moresby. Amerykańskie lotniskowce to twarde sztuki, w przeciwieństwie do moich pływających papierowych komór amunicyjnych :wink: Do tego siła ognia amerykańskiej obrony p-lot jest o wiele większa. No i miałem pecha, zadaliśmy tyle samo celnych trafień, tyle że wszystkie RAJa były śmiertelne, z moich żadne...
Klęska taka że moge podziękować za grę, ale że dla japońskiego żołnierza nie istnieje słowo porażka, więc walczyłem dalej :twisted:
RAJ ponowił atak na Giblery, ale moi dzielni piechociarze i tym razem wytrzymali, mimo ogromnej przewagi Amerykanów.
W takiej sytuacji nie miałem wielkiego wyboru - postanowiłem bronić się zacięcie licząc na to że gra się wcześniej skończy niż RAJ dotrze do Japonii [raczej dla treningu, bo z tajką przewagą od tury 6 dla US wiedziałem że nie mam szans utrzymać plusowy wynik w VP do końca rozgrywki].
Samoloty zaoszczędzone dla wymiany maszyn z uszkodzonych lotniskowców (gracz japoński musi wyposażać uszkodzone w bitwach lotniskowce w nowe grupy lotnicze, co jest b.trudne i potem często nie ma dość maszyn by wyposażyć lotniskowce) rozmieściłem w lądowych bazach, ewakuowałem samoloty z wysuniętych placówek (Wake, archipelagi Giblera i Marshalla), przygotowałem się do walki na linii Truk/Mariany - wewnętrznej linii obrony.
RAJ nie naciskał armiami na Nowej Gwinei, tylko konsekwentnie wyżynał moje lotnictwo bazowe dzięki przewadze w lotnictwie armijnym. Ja tam nie miałem już czego dosyłać, wolałem wzmacniać Mariany i Truk. Także po serii walk udąło się RAJowi zdobyć Pamunshiro na północy mapy, i założyć bazy dla strategicznych nalotów na Japonie.
Na zachodzie się działo niewiele, RAJ wyparł mnie z Birmy, wycofałem się na Malaje, dzięki bohaterstwie pilotów armii bazujących w Singapurze i rajdom krążowników z TokyoExpress udało mi się do końca gry utrzymać Singapur.
Wracamy na główny front. Jeszcze etap RAJ musiał wykańczać moich dzielnych i samotnych piechociarzy na Biaku i Tarawie, zdążyłem odtworzyć rezerwy ropy, przegrupować flotę do obrony Marianów/Truk (nie wiedziałem gdzie RAJ uderzy - czy w kierunku Filipin-Truk czy na samą Japonie-Mariany).
A potem się zaczęło piekło...
Dziewiąty etap - dywizja Marines, nowe lotniskowce floty - ciężkie i lekkie, oraz nowoczesne pancerniki - wszystko zwaliło się na Mariany. Oczywiście rzuciłem flote do walki, miałem jeszcze Shokaku/Zukaku Shoho/Zuiho + lotnictwo bazowe z Marianów, więc liczylem na to że moi piloci osłonią flotę która pobije pancerniki US i nie pozwoli Amerykanom na desant. Oczywiście wziąłem wszystkie pancerniki (10) :twisted: + zabójcze krążowniki i niszczyciele z 'długimi lancami'. Stosunek sił lotniczych był 14 do 24 dla RAJa (z tego co pamiętam), ale celne torpedy amerykańskich OP uszkodziły mi Shokaku/Zuikaku, i ich silna grupa lotnicza(4) nie wzieła udziału w bitwie... Pilocy RAJa uszkodzili Yamato/Musashi i rozerwali na kawałki Shoho/Zuiho, ale mimo to szłem do bitwy, miałem jeszcze szanse na wyrównaną bitwę artyleryjsko-torpedową...
A RAJ zrezygnował z desantu i odpłynął flotą inwazyjną...
Spaliem całą ropę, straciłem ostatnie lotniskowce, a on bezczelnie się wycofał :)
To bardzo dobra taktyka - jeśli gracz amerykański ma czas, a dzięki mojej klęsce w etapie 6 RAJ miał mase czasu.
Mariany zajął w następnej turze, gdy moja flota bez paliwa stała w portach, na lotniskach zniszczył samoloty armii...
Oczywiście częściowo odtworzyłem zapasy ropy i rzuciłem flotę i armię do operacji kontrdesantu. Niestety świeżo przebazowane amerykańskie lotnictwo armii na Marianach ze wsparciem lekkich lotniskowców z Pearl (z których 2 zatopilem moimi OP,a dwa ciężko uszkodziłem samolotami z Taicho/Ruyo i Chitose/Chyoda :twisted:) dało rade pokiereszować moje transportowce, dywizja dopłyneła na Mariany ale tak zdezorganizowana że nie było sensu lądować... Kolejna klęska, i znów byłem bez ropy :)
W następnym potężnym uderzeniu RAJ zdobył IwoIme. Jego OP i strategiczne bombowce w miedzyczasie powaznie pokiereszowały moją flote transportową i zapasy ropy, gra zdecydowanie zmierzała ku końcowi... IwoIma w rękach US pozwala atakować bezpośrednio Japonie.
Wyszedłem więc do ostatniej bitwy - tym razem na ocalałe staki transportowe zapakowałem dwie dywizje piechoty, w ścisłej osłonie p-lot najcięższych okrętów floty (hehe Yamato/Musashi Mutsu/Nagato osłaniające transporty z piechotą :) ) RAJ tym razem się lepiej przygotował - obok lotnictwa armii z IwoImy reagowały na mój desant 4 ciężkie lotniskowce, z archpelagu Giblera. Moje resztkowe siły lotnicze nie dały rady osłonić floty... Jedna moja dywizja osłaniana przez 4BB typu Kongo została w całości zniszczona przez naloty RAJa, natomiast ta osłaniana przez Yamato doszła do brzegów nieruszona i dokonała desantu :twisted: Yamato/Musashi to jednak jest to 8)
Zabrakło jednej 5/6 na k6 bym odbił IwoIme... Udało mi się wyrżnąc wielu Marines, ale nie wszystkich...
Nie mając ropy na jakąkolwiek reakcje, oraz mając Japonie odsłoniętą na atak RAJa zdecydowałem się kapitulować, by uchronić bezbronną w Kure flotę przed eksterminacją...

Grało się rewelacyjnie, gra w cale nie jest prosta, ilość możliwości taktycznych jak widać mnie przerosła w pierwszej rozgrywce :) RAJ też nie ustrzegł się błędów, idąc na Japonie całością sił bardzo ryzykował, i mógł o włos przegrać, mimo szybko uzyskanej przewagi - w momencie kapitulacji w 12 turze (gra ma 16 tur) trzymałem linie Japonia Filipiny Truk Rabaul Lae Jawa Singapur. Gdyby nie brak ropy i szczęścia w kontrdesantach na Mariany i IwoIme miałem szanse walczyć gdzieś do 15-16 tury, a to już było blisko końca :)

pozdrawiam
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Powstaje zasadnicze pytanie: kiedy Klub przy Smolnej wyposaży się w tę grę? :)
Awatar użytkownika
Anomander Rake
Général de Division
Posty: 3095
Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
Lokalizacja: Wawa i okolice
Been thanked: 3 times

Post autor: Anomander Rake »

I to jest dobra odpowiedź. :lol:
Tym bardziej jak czytam o bombardowaniach startegicznych z Parmushiro. :wink:
Awatar użytkownika
Feldmarszałek Czupur
Lieutenant
Posty: 551
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:07
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Feldmarszałek Czupur »

Andy pisze:Powstaje zasadnicze pytanie: kiedy Klub przy Smolnej wyposaży się w tę grę? :)
jak ją wydadzą po polsku.
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Dodam łyżkę dziegciu do tej beczki miodku: takiego brzydactwa jak ta gra to jeszcze nie widziałem.
Awatar użytkownika
Feldmarszałek Czupur
Lieutenant
Posty: 551
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:07
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Feldmarszałek Czupur »

Andreas von Breslau pisze:Dodam łyżkę dziegciu do tej beczki miodku: takiego brzydactwa jak ta gra to jeszcze nie widziałem.
Oczojebna jest bez wątpienia. A widziałeś może grę "Zero" - gdzie się gra bez planszy. To tak jakby Ci rękę odjeli. Prawą.
Awatar użytkownika
Andreas von Breslau
Kapitän zur See
Posty: 1625
Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Andreas von Breslau »

Muszę zagrać w jedną z tych karcianek, jestem wstępnie umówiony. Wiesz, "te rozgrywki toczą się nie na planszy, tylko w umysłach graczy".
Awatar użytkownika
Feldmarszałek Czupur
Lieutenant
Posty: 551
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:07
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Feldmarszałek Czupur »

Andreas von Breslau pisze:Muszę zagrać w jedną z tych karcianek, jestem wstępnie umówiony. Wiesz, "te rozgrywki toczą się nie na planszy, tylko w umysłach graczy".
tak... tak...
The Truth Is Out There
i May the Force bee Witch U

Nic tylko sie najarać i odlecieć...
Awatar użytkownika
Nico
Général de Division
Posty: 3838
Rejestracja: poniedziałek, 24 kwietnia 2006, 10:50

Post autor: Nico »

Do karcianek trzeba by RPGowcem moim zdaniem :) inaczej czlowiek moze rzeczywiscie czuc sie slepo bez planszy.
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Swoją drogą ciekawe (a jest to pytanie odnoszące się także do rzeczywistości historycznej), czy Ozy mógł osiągnąć więcej, nie dążąc za wszelką cene i przy każdej okazji do walnej bitwy z Amerykanami. Czy oddając stopniowo teren i ratując ile się da z lotnictwa i floty, mógł na tyle opóźnić postępy przeciwnika, żeby zostać uznanym za zwycięzcę (w grze oczywiście).
Awatar użytkownika
ozy
Tai-sa
Posty: 1498
Rejestracja: czwartek, 30 marca 2006, 10:30
Lokalizacja: Opole

Post autor: ozy »

Andy, do pewnego momentu można oszczędzać okręty i lotnictwo, ale jak Ci się hamerykaniec bieże za Mariany to dalej go puszczać nie można - IwoIma się nie nadaje do obrony (za małe lotniska), a jak padną Mariany i Iwo, to nie ma osłony powietrznej dla Japonii i Amerykanin może bezpośrednio atakować Kure/Yokosuke, i sie kończy zabawa, bo to oznacza że walczyć trzeba zawsze nawet jak nie ma ropy :wink: i potem jest historyczne Kure gdzie amerykanie lotnictwem wybili w 45 resztki floty która bez paliwa nie mogła nawet podzielić losu Yamato...
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

To jasne: Mariany to już przedpokój Japonii, jak mawiał Stalin"cofać się nie ma gdzie". Myślałem o mocnych kontrofensywach w rejonie Nowej Gwinei, Wysp Salomona, Wysp Gilberta.
Zresztą świetnie świadczy o grze, że odtwarza te dylematy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „II wojna światowa”