Re: Genesis (GMT)
: wtorek, 13 października 2015, 15:33
Wywołany przez Raubrittera w innym wątku ośmieliłem się przeczytać końcówkę dyskusji, którą odpuściłem i nie znalazłem tego co Raubritter oznajmił. Ale nieważne. Ten typ tak ma.
Samuel - ocena kart pomocniczych nie jest subiektywna.
Kpt. Bomba po prostu napisał nieprawdę na temat 8 stron tabel. Taki zarzut odnieś do karty pomocniczej No Peace without Spain lub Halls of Montezuma a zrozumiesz o czym piszę.
Autor gry przeniósł całość przepisów na dwie karty pomocnicze.
W większości są tu przepisy ujęte technicznie w tabele, ale tabelami nie będące.
Tam gdzie są naprawdę tabele (walka) wystarczyło przeczytać przepisy i uczyć się matematyki w szkole.
Autor podaje dwa alternatywne sposoby by nie korzystać z tabel jeżeli ktoś słabo zna matematykę, a jak zna to tabele nie są mu potrzebne.
To pierwsze wrażenie graczy, że one są i przerastają gracza. Mieliśmy z kolegami takie wrażenie podczas dwóch pierwszych rozgrywek a potem już nie.
Dlatego uważam większość zarzutów za wyssane z palca. Nie ma mowy o subiektywizmie w przypadku podawania nieistniejących braków czy trudności.
Co innego gdy wysunąłeś słuszne spostrzeżenie o wspólnej obserwacji na temat braku różnic stron w grze.
Przed zakupem przeczytałem kilka książek. Zamiast kupowania postanowiłem zrobić sobie własną grę na ten temat.
Ale po opracowaniu mechanizmów działania, walki itp., zróżnicowania stron natrafiłem na jeden duży problem i jedną nieprzekraczalną trudność.
Problem stanowił brak aktywności każdego z państw regionu przez kilkadziesiąt lub kilkaset lat.
Gracz zarządza Babilonią, a ona w pierwszym etapie coś może, a potem zamiera na 300 lat i potem znowu ją widzimy.
Podobnie z Assyrią, Egiptem. O Mitanni nie wspomnę, bo nie wiadomo jaka była struktura tego państwa, jakie mechanizmy tam działały itp.
Najczęściej było to powodowane podbojem lub wyczerpaniem się sił (jakich i jak to zmierzyć?) danego obszaru.
Imperia, o jakich myślimy w tamtym czasie nie istniały. To były kruche mechanizmy istniejące w pełnej krasie przez okres panowania danego władcy.
Jak gracz ma grać w danym etapie, zostać pokonanym (Genesis np. na to za bardzo nie pozwala), a potem przez 3 etapy czekać aż podbijający straci siły lub my je odzyskamy.
Kto taką grę wytrzyma?
Nieprzekraczalną trudnością było w tych okolicznościach ustanowienie warunków zwycięstwa. Dramat.
Po uderzeniu w pokorę wróciłem do gry Berga. Nie najlepszej, ale spójnej koncepcyjnie i przyjemnej w grze.
Jest oczywiście problem w samej grywalności (pomijając nieistniejące 8 stron tabel czy zgodność z historią) Genesis.
I tu jest rzecz w mechanice mocno niepokojąca. Tyle, że odnosi się do całości kampanii (10 etapów).
Scenariusze nie pokazują niebezpieczeństwa.
Czy gra to uniesie? Czy nie będą pewne działania powtarzalne?
Czy nie stanie się to nudne? Czy warto się szarpać przez 8 etapów skoro wystarczą dwa ostatnie by zająć ile się da i dostać punkty zwycięstwa?
Czy nie powinno być tak, że dostajemy punkty zwycięstwa (może z jakimś przelicznikiem) w każdym etapie?
Czy w dłuższej rozgrywce nie da się jednak tak zniszczyć kolejnych imperiów, że w ostatnich dwóch etapach nie będą miały szans na cokolwiek (takie doniesienia docierały z rozgrywek w scenariusz Assyria-Babilon)?
Mam nadzieję, że to co napisałem oddaje powód mojej frustracji gdy kilka osób po jednej turze stwierdza, że gra jest do niczego. Nie, że gra im się nie podobała, nie będą w nią grać bo nie, ale, że jest do niczego. W świetle moich wątpliwości, prób zrobienia własnej gry, rzetelnego ogrania gry (niestety tylko scenariusze), a także złożoności epoki oraz nieprawd i nieporozumień w wypowiedziach kolegów nie jest ocena gry tak prosta jak to próbowano zrobić.
Samuel - ocena kart pomocniczych nie jest subiektywna.
Kpt. Bomba po prostu napisał nieprawdę na temat 8 stron tabel. Taki zarzut odnieś do karty pomocniczej No Peace without Spain lub Halls of Montezuma a zrozumiesz o czym piszę.
Autor gry przeniósł całość przepisów na dwie karty pomocnicze.
W większości są tu przepisy ujęte technicznie w tabele, ale tabelami nie będące.
Tam gdzie są naprawdę tabele (walka) wystarczyło przeczytać przepisy i uczyć się matematyki w szkole.
Autor podaje dwa alternatywne sposoby by nie korzystać z tabel jeżeli ktoś słabo zna matematykę, a jak zna to tabele nie są mu potrzebne.
To pierwsze wrażenie graczy, że one są i przerastają gracza. Mieliśmy z kolegami takie wrażenie podczas dwóch pierwszych rozgrywek a potem już nie.
Dlatego uważam większość zarzutów za wyssane z palca. Nie ma mowy o subiektywizmie w przypadku podawania nieistniejących braków czy trudności.
Co innego gdy wysunąłeś słuszne spostrzeżenie o wspólnej obserwacji na temat braku różnic stron w grze.
Przed zakupem przeczytałem kilka książek. Zamiast kupowania postanowiłem zrobić sobie własną grę na ten temat.
Ale po opracowaniu mechanizmów działania, walki itp., zróżnicowania stron natrafiłem na jeden duży problem i jedną nieprzekraczalną trudność.
Problem stanowił brak aktywności każdego z państw regionu przez kilkadziesiąt lub kilkaset lat.
Gracz zarządza Babilonią, a ona w pierwszym etapie coś może, a potem zamiera na 300 lat i potem znowu ją widzimy.
Podobnie z Assyrią, Egiptem. O Mitanni nie wspomnę, bo nie wiadomo jaka była struktura tego państwa, jakie mechanizmy tam działały itp.
Najczęściej było to powodowane podbojem lub wyczerpaniem się sił (jakich i jak to zmierzyć?) danego obszaru.
Imperia, o jakich myślimy w tamtym czasie nie istniały. To były kruche mechanizmy istniejące w pełnej krasie przez okres panowania danego władcy.
Jak gracz ma grać w danym etapie, zostać pokonanym (Genesis np. na to za bardzo nie pozwala), a potem przez 3 etapy czekać aż podbijający straci siły lub my je odzyskamy.
Kto taką grę wytrzyma?
Nieprzekraczalną trudnością było w tych okolicznościach ustanowienie warunków zwycięstwa. Dramat.
Po uderzeniu w pokorę wróciłem do gry Berga. Nie najlepszej, ale spójnej koncepcyjnie i przyjemnej w grze.
Jest oczywiście problem w samej grywalności (pomijając nieistniejące 8 stron tabel czy zgodność z historią) Genesis.
I tu jest rzecz w mechanice mocno niepokojąca. Tyle, że odnosi się do całości kampanii (10 etapów).
Scenariusze nie pokazują niebezpieczeństwa.
Czy gra to uniesie? Czy nie będą pewne działania powtarzalne?
Czy nie stanie się to nudne? Czy warto się szarpać przez 8 etapów skoro wystarczą dwa ostatnie by zająć ile się da i dostać punkty zwycięstwa?
Czy nie powinno być tak, że dostajemy punkty zwycięstwa (może z jakimś przelicznikiem) w każdym etapie?
Czy w dłuższej rozgrywce nie da się jednak tak zniszczyć kolejnych imperiów, że w ostatnich dwóch etapach nie będą miały szans na cokolwiek (takie doniesienia docierały z rozgrywek w scenariusz Assyria-Babilon)?
Mam nadzieję, że to co napisałem oddaje powód mojej frustracji gdy kilka osób po jednej turze stwierdza, że gra jest do niczego. Nie, że gra im się nie podobała, nie będą w nią grać bo nie, ale, że jest do niczego. W świetle moich wątpliwości, prób zrobienia własnej gry, rzetelnego ogrania gry (niestety tylko scenariusze), a także złożoności epoki oraz nieprawd i nieporozumień w wypowiedziach kolegów nie jest ocena gry tak prosta jak to próbowano zrobić.