Onward Christian Soldiers (GMT)
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
A o to ci chodzi. Bo sa karawany w decku krzyzówców i karawany w decku muzułmańskim. Punkty surowców z karawan, jeśli już zostają spełnione ich warunki wejścia do gry, zostają w tym mieście do momentu ich wydania lub do końca bieżącej tury, w której zagrana została karta (którakolwiek opcja zaistnieje wczesniej).
Wpieriod!
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
A o to ci chodzi. Bo sa karawany w decku krzyzówców i karawany w decku muzułmańskim. Punkty surowców z karawan, jeśli już zostają spełnione ich warunki wejścia do gry, zostają w tym mieście do momentu ich wydania lub do końca bieżącej tury, w której zagrana została karta (którakolwiek opcja zaistnieje wczesniej).
Wpieriod!
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
Jeszcze jedno pytanie. Str. 20 instrukcji.
Dodawanie lub zdejmowanie "punktów ataku".
Jak rozumiem punkty ataku zdejmuje się 1 automatycznie, gdy miasto jest wolne od wrogiej obecności (wejście do miasta), do 3 w kazdej kolejnej fazie recovery, ale tylko wtedy gdy wrogiej armii nie ma lub jest słabsza niż SDR miasta. Czy tak?
Dodawanie lub zdejmowanie "punktów ataku".
Jak rozumiem punkty ataku zdejmuje się 1 automatycznie, gdy miasto jest wolne od wrogiej obecności (wejście do miasta), do 3 w kazdej kolejnej fazie recovery, ale tylko wtedy gdy wrogiej armii nie ma lub jest słabsza niż SDR miasta. Czy tak?
Ostatnio zmieniony piątek, 2 lutego 2007, 11:17 przez Anomander Rake, łącznie zmieniany 2 razy.
Prawie tak. Zdejmujesz tez od razu jeden punkt jesli sily stojace ne wejsciu do miasta sa mniejsze niz potrzebne do szturmu minimum, rowne poczatkowemu SDR miasta.. reszta sie zgadzaAnomander Rake pisze:Jeszcze jedno pytanie. Str. 20 instrukcji.
Dodawanie lub zdejmowanie "punktów ataku".
Jak rozumiem punkty ataku zdejmuje się 1 automatycznie, gdy miasto jest wolne od wrogiej obecności (wejście do miasta), do 3 w kazdej kolejnej fazie recovery, ale tylko wtedy gdy wrogiej armii nie ma lub jest słabsza niż SDR miasta. Czy tak?
Wpieriod!
- Jasz
- Général de Brigade
- Posty: 2146
- Rejestracja: poniedziałek, 11 września 2006, 21:12
- Lokalizacja: Warszawa
Stało się zagrałem w końcu w OCG. Przynzam, że pierwsze wrażenie nie było najllepsze (oczekiwanie były ogromne). Przedweszystki system bitew nie oddaje realiów krucjatowych. Doszedłem jednak do wniosku, że może to dobrze. Inzcej nie grywalość spadłaby do 0.
Historycznie wnik bitwy był bardzo niepewny (co gra dobrze oddaje) a przegrana oznaczała praktycznie koniec przegranej armii (tego już nie ma). Dlaczego tak było? W wojskach krzyżowych stosunek liczby konnych do piechurów był jak 1:7 - 1:8. Łatwo możena sobie wyobrazić jak wyblądał pościg za taką armia w wykonniu konnych wojsk muzułmańskiech. Z drugie strony wola walki muzułmanów była dość niska - porażaka = rozkład armii. Wódz musiał zartaz wracać do swojej stolicy ponieważ jego klęskę zaraz próbowali wykorzysać jego niżsi dowódcy. Dodatkow przez pewien czas Krzyżowcy mieli opinie nie do pokonania więc po co tłuc się z kimś kto zawse wygrywa jak można siedzieć w domu. Wracajac do gry - losowy wynki bitwy + jej ostateczny wymiar = frustracja graczy. Ale i tak bym wprowadził jakąś formę pościgu (dodatkowych strat po bitwie) do zasad.
Wiecje uwag o przebiegu samej gry w najbliższym czasie.
Historycznie wnik bitwy był bardzo niepewny (co gra dobrze oddaje) a przegrana oznaczała praktycznie koniec przegranej armii (tego już nie ma). Dlaczego tak było? W wojskach krzyżowych stosunek liczby konnych do piechurów był jak 1:7 - 1:8. Łatwo możena sobie wyobrazić jak wyblądał pościg za taką armia w wykonniu konnych wojsk muzułmańskiech. Z drugie strony wola walki muzułmanów była dość niska - porażaka = rozkład armii. Wódz musiał zartaz wracać do swojej stolicy ponieważ jego klęskę zaraz próbowali wykorzysać jego niżsi dowódcy. Dodatkow przez pewien czas Krzyżowcy mieli opinie nie do pokonania więc po co tłuc się z kimś kto zawse wygrywa jak można siedzieć w domu. Wracajac do gry - losowy wynki bitwy + jej ostateczny wymiar = frustracja graczy. Ale i tak bym wprowadził jakąś formę pościgu (dodatkowych strat po bitwie) do zasad.
Wiecje uwag o przebiegu samej gry w najbliższym czasie.
- Andreas von Breslau
- Kapitän zur See
- Posty: 1625
- Rejestracja: środa, 17 maja 2006, 12:10
- Lokalizacja: Warszawa
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
Mnie się najmniej podobała tak "na środku". Wtedy obowiazywały najdziwniejsze interpretacje przepisów. W dodatku zagraliśmy tak, że na początku obowiązywały jedne przepisy, potem drugie i jakoś tak zawsze niekorzystne dla mnie. Wyszło tak trochę dlatego, że nie kłóciłem się specjalnie o interpretacje, żeby nie wyjść na największego kłótnika, co i tak niekoniecznie sie udało, a to z uwagi na nieustająco niegrzeczne zachowanie jednego z graczy.
Moim zdaniem gra ma jedną poważną wadę. Jest, aż 7 stronnictw i w sumie łatwo o to, żeby jedno z nich zostało wyeliminowane, albo drastycznie osłabione. Wtedy gracz ma mało do roboty i często jeszcze mniej chęci do gry. Ostatnio gdy jednemu z graczy nie wyszedł początkowy manewr w kolejnych turach musieliśmy go stale szukać.
Nie przesadzałbym z jakś wielką losowością OChS. Jest ona raczej typowa dla gier kostkowych. Raczej drugą wadą jest pewne niezrównoważenie stronnictw. Oczywiście może być ono naprawione na poziomie dyplomacji, ale od tego potrzeba pewnego doświadczenia graczy (i jednak rozsądku - czyli grania raczej tak jak ostatnio niż jak wcześniej).
Przepisy coraz częściej wydają sie składne i racjonalne. Do niektórych trzeba się było przekonać, w przypadku innych właściwie je zinterpretować.
Na tą chwilę, moim zdaniem, bardzo udana pozycja.
Moim zdaniem gra ma jedną poważną wadę. Jest, aż 7 stronnictw i w sumie łatwo o to, żeby jedno z nich zostało wyeliminowane, albo drastycznie osłabione. Wtedy gracz ma mało do roboty i często jeszcze mniej chęci do gry. Ostatnio gdy jednemu z graczy nie wyszedł początkowy manewr w kolejnych turach musieliśmy go stale szukać.
Nie przesadzałbym z jakś wielką losowością OChS. Jest ona raczej typowa dla gier kostkowych. Raczej drugą wadą jest pewne niezrównoważenie stronnictw. Oczywiście może być ono naprawione na poziomie dyplomacji, ale od tego potrzeba pewnego doświadczenia graczy (i jednak rozsądku - czyli grania raczej tak jak ostatnio niż jak wcześniej).
Przepisy coraz częściej wydają sie składne i racjonalne. Do niektórych trzeba się było przekonać, w przypadku innych właściwie je zinterpretować.
Na tą chwilę, moim zdaniem, bardzo udana pozycja.
- Hudson
- Sous-lieutenant
- Posty: 497
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:49
- Lokalizacja: Warszawa
To dosyc typowe dla gier Berga. Nie gralem w zbyt wiele z nich, ale kilkakrotnie spotkalem sie z takimi opiniami, chyba zreszta sam o tym mowil w jakims wywiadzie. Przy tworzeniu gry wiekszy nacisk kladzie na "symulacje" a mniejszy na "zrownowazenie".Anomander Rake pisze: Raczej drugą wadą jest pewne niezrównoważenie stronnictw.
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
Nie byłaby to jakaś kolosalna wada, pod warunkiem, że w grę graja gracze, którzy raczą to zauważyć. Tymczasem jedna z rozgrywek wygladała tak, że Sycylijczykami wyzwoliłem Damaszek, a Syryjczyk zamiast to przyjąć do wiadomości i skupić się na rozsądnej rozgrywce, a w szczególności na powstrzymywaniu najsilniejszych stronnictw, całe siły skupił na walce ze mną (zresztą bezskutecznej). Mimo, że proponowałem mu jakieś porozumienie. W efekcie wytracił armię swoją i moją, Damaszku nie odzyskał, a utracił całą resztę.
- Aldarus
- Chef de bataillon
- Posty: 1021
- Rejestracja: wtorek, 12 września 2006, 08:56
- Lokalizacja: Warszawa - Bielany
- Been thanked: 12 times
Cyt.
"Wtedy gracz ma mało do roboty i często jeszcze mniej chęci do gry. Ostatnio gdy jednemu z graczy nie wyszedł początkowy manewr w kolejnych turach musieliśmy go stale szukać."
"Raczej drugą wadą jest pewne niezrównoważenie stronnictw".
"Nie byłaby to jakaś kolosalna wada, pod warunkiem, że w grę graja gracze, którzy raczą to zauważyć. "
Mała dygresja, ale w nawiązaniu do poprzednika...
Przy grach wieloosobowych bardzo istotne jest z "kim się gra", a dopiero w drugiej kolejności "w co się gra". Ostatnio, o ile pamiętam rozmawialiśmy na ten temat z Pędrakiem. Obserwowałem parę razy oba wyżej powołane przypadki np. przy ROR. Gracz, który tracił np. swojego najlepszego senatora nagle zaczynał bardziej markować rozgrywkę, niż nadal grać (jakby nie wierząc, że póki kostka w grze, jak mawiał świętej pamięci trener Górski, to wszystko jest możliwe), albo (przypadek drugi) gracze nagle rzucali się na najsłabszego (bo był najsłabszy), zamiast na najsilniejszego (co było najbardziej logiczne) i było po grze. W przypadku gier wieloosobowych, zaangażowanie w grę, nawet jeśli nie mamy szans na zwycięstwo jest kwestią pewnego "etosu grania". Ale to już osobna kwestia
"Wtedy gracz ma mało do roboty i często jeszcze mniej chęci do gry. Ostatnio gdy jednemu z graczy nie wyszedł początkowy manewr w kolejnych turach musieliśmy go stale szukać."
"Raczej drugą wadą jest pewne niezrównoważenie stronnictw".
"Nie byłaby to jakaś kolosalna wada, pod warunkiem, że w grę graja gracze, którzy raczą to zauważyć. "
Mała dygresja, ale w nawiązaniu do poprzednika...
Przy grach wieloosobowych bardzo istotne jest z "kim się gra", a dopiero w drugiej kolejności "w co się gra". Ostatnio, o ile pamiętam rozmawialiśmy na ten temat z Pędrakiem. Obserwowałem parę razy oba wyżej powołane przypadki np. przy ROR. Gracz, który tracił np. swojego najlepszego senatora nagle zaczynał bardziej markować rozgrywkę, niż nadal grać (jakby nie wierząc, że póki kostka w grze, jak mawiał świętej pamięci trener Górski, to wszystko jest możliwe), albo (przypadek drugi) gracze nagle rzucali się na najsłabszego (bo był najsłabszy), zamiast na najsilniejszego (co było najbardziej logiczne) i było po grze. W przypadku gier wieloosobowych, zaangażowanie w grę, nawet jeśli nie mamy szans na zwycięstwo jest kwestią pewnego "etosu grania". Ale to już osobna kwestia