Warriors of God (MMP)
- Arteusz
- Praetor
- Posty: 3144
- Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
- Lokalizacja: Kielce
- Been thanked: 1 time
Chyba nie wszystkie tytuły muszą nawiązywać do treści gry. Dobrze by było gdyby nawiązywały, ale nie jest też jakąś wielką tragedią jak nie nawiązują. Tytuł może być beznadziejny, ale sama gra rewelacyjna.
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
- Wilk
- Alférez de Navío
- Posty: 541
- Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 23:28
- Lokalizacja: Warszawa
- Been thanked: 2 times
Warriors of God to wlasciwie tytul calego systemu, ktory jest podstawa jakiejs wiekszej liczby gier wydanych w Japonii i bardzo tam popularnych. Wlasciwym tytulem tej konkretnej gry jest tak naprawde "The Wars of England & France, 1135-1453", ale to informacja czysto purystyczna, ktora wygrzebalem swego czasu z czelusci CSW.
Mnie tam tytul Warriors of God sie srednio podoba nawet w kontekscie krucjat, jako ze "wojownicy" to mi sie kojarza w sredniowieczu glownie ze spoleczenstwami plemiennymi. Podejrzewam jakies dretwe tlumaczenie z japonskiego zreszta. Inna sprawa, ze Hinkmar z Reims, a za nim Adalberon z Laon i wielu innych dzielilo spoleczenstwo sredniowieczne na "oratores" - "tych, co sie modla", "laboratores" - "tych, co pracuja" i "bellatores" - "tych, co walcza", "wojownikow", wiec moze ten tytul nie jest az tak zly.
Na marginesie, Adalberon z Laon jest czesto mylnie uwazany za autora tego podzialu, ja to widzialem juz u jakies 200 lat wczesniejszego Hinkmara, a nie mam pewnosci, czy jeszcze wczesniej tego nie ma, ale dosc karolinsko mi ta koncepcja wyglada, wiec zakladam tu, ze Hinkmar jest autorem.
Mnie tam tytul Warriors of God sie srednio podoba nawet w kontekscie krucjat, jako ze "wojownicy" to mi sie kojarza w sredniowieczu glownie ze spoleczenstwami plemiennymi. Podejrzewam jakies dretwe tlumaczenie z japonskiego zreszta. Inna sprawa, ze Hinkmar z Reims, a za nim Adalberon z Laon i wielu innych dzielilo spoleczenstwo sredniowieczne na "oratores" - "tych, co sie modla", "laboratores" - "tych, co pracuja" i "bellatores" - "tych, co walcza", "wojownikow", wiec moze ten tytul nie jest az tak zly.
Na marginesie, Adalberon z Laon jest czesto mylnie uwazany za autora tego podzialu, ja to widzialem juz u jakies 200 lat wczesniejszego Hinkmara, a nie mam pewnosci, czy jeszcze wczesniej tego nie ma, ale dosc karolinsko mi ta koncepcja wyglada, wiec zakladam tu, ze Hinkmar jest autorem.
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43386
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3948 times
- Been thanked: 2514 times
- Kontakt:
Ostatnio obserwowałem grę w akcji jak Wilk grał z Anomanderem i przyznam, że robiła wrażenie. Historyczny klimacik tworzą zwłaszcza postacie i herby historyczne na planszy i żetonach. Filip van Artevelde, Karol Zły, Karol Szalony itd. Może koledzy zechcą napisać coś więcej . Mnie nakręciło na spróbowanie, co mam nadzieję już niedługo się uda.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43386
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3948 times
- Been thanked: 2514 times
- Kontakt:
W realu chyba bardziej miodny .
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
Cóż, gra jest całkiem interesująca, aczkolwiek po jednej rozgrywce trudno mi ją jednoznacznie ocenić. Z pewnością zawiera w sobie kilka znakomitych elementów.
Ponieważ gra traktuje o wojnie 100-letniej, a występują w niej postaci historyczne (są wręcz gry podstawą), to postaci te oczywiście występują tylko przez określoną, niepełną, liczbę tur (z bodaj 12). Jest to zarazem najciekawszy aspekt rozgrywki, gdyż na koniec każdej tury gracz wykonuje rzut kostką na każdego z wodzów sprawdzając czy mu przypadkiem nie umarł (po pierwszej turze szansa jak 1 do 6, drugiej 2 do 6 itd.). Po sprawdzeniu aktów zgonu, co turę, pojawia się po dwóch wodzów przypisanych każdemu graczy oraz po jednym "neutralnym" (ciekawa rzecz - pierwszeństwo wyboru ma gracz bez inicjatywy). Gracz ma wtedy dylemat, czy nowi powinni zostać rzuceni do rodzimych prowincji, znakomicie ułatwiając ich przejęcie (jeżeli jeszcze są wolne), czy też może należy ich skierować do przejęcia armii zmarłych poprzedników (inaczej niedowodzone wojska się rozpierzchną).
Ciekawie pomyślane są też możliwości prowadzenia działań przez graczy. W szczególności ograniczenia związane z ruchem wodzów. Tzn. jeżeli w prowincji są wodzowie obu stron to wyjść z niej może tylko wódz strony, która ma przewagę ilościową (w dowódcach), przy czym posiadanie prowincji liczy się dodatkowo za jeden.
Ponadto w grze występują bitwy (chyba trochę za dużo rzucania, ale z drugiej strony miotanie kostkami zawsze cieszy) oraz oblężenia (trochę nazbyt monotonne, w związku z trudnością osiągnięcia sukcesy).
Niemniej jak na pierwszy raz gra otrzymuje ode mnie dużego plusa i mam nadzieję zagrać w nią ponownie.
Ponieważ gra traktuje o wojnie 100-letniej, a występują w niej postaci historyczne (są wręcz gry podstawą), to postaci te oczywiście występują tylko przez określoną, niepełną, liczbę tur (z bodaj 12). Jest to zarazem najciekawszy aspekt rozgrywki, gdyż na koniec każdej tury gracz wykonuje rzut kostką na każdego z wodzów sprawdzając czy mu przypadkiem nie umarł (po pierwszej turze szansa jak 1 do 6, drugiej 2 do 6 itd.). Po sprawdzeniu aktów zgonu, co turę, pojawia się po dwóch wodzów przypisanych każdemu graczy oraz po jednym "neutralnym" (ciekawa rzecz - pierwszeństwo wyboru ma gracz bez inicjatywy). Gracz ma wtedy dylemat, czy nowi powinni zostać rzuceni do rodzimych prowincji, znakomicie ułatwiając ich przejęcie (jeżeli jeszcze są wolne), czy też może należy ich skierować do przejęcia armii zmarłych poprzedników (inaczej niedowodzone wojska się rozpierzchną).
Ciekawie pomyślane są też możliwości prowadzenia działań przez graczy. W szczególności ograniczenia związane z ruchem wodzów. Tzn. jeżeli w prowincji są wodzowie obu stron to wyjść z niej może tylko wódz strony, która ma przewagę ilościową (w dowódcach), przy czym posiadanie prowincji liczy się dodatkowo za jeden.
Ponadto w grze występują bitwy (chyba trochę za dużo rzucania, ale z drugiej strony miotanie kostkami zawsze cieszy) oraz oblężenia (trochę nazbyt monotonne, w związku z trudnością osiągnięcia sukcesy).
Niemniej jak na pierwszy raz gra otrzymuje ode mnie dużego plusa i mam nadzieję zagrać w nią ponownie.
Ostatnio zmieniony czwartek, 1 stycznia 1970, 01:00 przez Anomander Rake, łącznie zmieniany 1 raz.
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
Chyba nie. Bywają gry bardzo grywalne i jeśli chodzi o przebieg rozgrywki zupełnie nie monstrualne, ale za to dosyć długotrwałe (tutaj przykładem jest Carthage). Wtedy możliwość zapisania gry jest dużym ułatwieniem. Z drugiej strony ilość elementów w Carthage nie jest na tyle duża, żeby nie można było jej zapisać na kartce...Jasz pisze:Jak wszystko z wyjątkiem niegrywalnych monstrów.
Ostatnio zmieniony czwartek, 1 stycznia 1970, 01:00 przez Anomander Rake, łącznie zmieniany 1 raz.
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43386
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3948 times
- Been thanked: 2514 times
- Kontakt:
A jak wygląda ten wariant gry przedstawiający wcześniejszy okres rywalizacji angielsko-francuskiej tzn. za Henryka II itd. ?
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Jasz
- Général de Brigade
- Posty: 2146
- Rejestracja: poniedziałek, 11 września 2006, 21:12
- Lokalizacja: Warszawa
Długość rozgrywki też działa na rzecz niegrywalności. Gdyby nie net nigdy bym w coś takego nie zgrał . Co w cale nie znaczy, że gra jest zła.Anomander Rake pisze:Chyba nie. Bywają gry bardzo grywalne i jeśli chodzi o przebieg rozgrywki zupełnie nie monstrualne, ale za to dosyć długotrwałe (tutaj przykładem jest Carthage). Wtedy możliwość zapisania gry jest dużym ułatwieniem. Z drugiej strony ilość elementów w Carthage nie jest na tyle duża, żeby nie można było jej zapisać na kartce...Jasz pisze:Jak wszystko z wyjątkiem niegrywalnych monstrów.
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
Carthage. Gra jest genialna, a nie tylko nie zła. Grałbym w nią i bez neta z przyjemnością. Net bardziej pomaga na znalezienie chętnych. Zresztą możliwość granie przez vassla ze skype nie różni się aż tak wiele od grania na żywo, a w pewnych aspektach nawet przeważa - tzn. w kwestii możliwości grania w kilku niekoniecznie długich sesjach.
No, ale dość offtopowania.
Wracając do WoG, gra wyraźnie czerpie z takich gier jak Brytannia i może Italia (tą mam ale nie znam jeszcze reguł). Jak dla mnie to bardzo dobra rekomendacja.
No, ale dość offtopowania.
Wracając do WoG, gra wyraźnie czerpie z takich gier jak Brytannia i może Italia (tą mam ale nie znam jeszcze reguł). Jak dla mnie to bardzo dobra rekomendacja.
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43386
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3948 times
- Been thanked: 2514 times
- Kontakt:
Dla mnie to niestety nie jest dobra rekomendacja, spodziewałem (i spodziewam...) się czegoś głębszego :/ . Chociaż oczywiście Britannia w swojej klasie gier nie była zła.Anomander Rake pisze:Wracając do WoG, gra wyraźnie czerpie z takich gier jak Brytannia i może Italia (tą mam ale nie znam jeszcze reguł). Jak dla mnie to bardzo dobra rekomendacja.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Anomander Rake
- Général de Division
- Posty: 3095
- Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
- Lokalizacja: Wawa i okolice
- Been thanked: 3 times
- Wilk
- Alférez de Navío
- Posty: 541
- Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 23:28
- Lokalizacja: Warszawa
- Been thanked: 2 times
Hm, zależy co rozumiesz przez głębokość. Owszem, gra jest szybka i dosyć abstrakcyjna, więc jeśli zależy Ci na dużej dozie tzw. "chrome'u" to się możesz zawieść. Natomiast jeśli chodzi o głębokość decyzyjną, dylematy itd. to tego jest pod dostatkiem, zwłaszcza że w grze występuje dość spora nieprzewidywalność tego, co się za chwilę stanie. Mnie jednak dosyć w WoG uwodzi głównie jedna rzecz - to jest prosty, abstrakcyjny system, a jednak udaje się oddać sporo historycznych mechanizmów (Wallace'owi też tak się często udaje, choć WoG jest mniej eurogrowy, oczywiście ), a przy tym jest to, jak pisałeś, tytuł dość klimatyczny.
Niewielka łyżka dziegciu - scenariusz z Henrykiem II i Ludwikiem VII to moim zdaniem beznadzieja i osobiście uznaję tylko "główny" wariant z wojną stuletnią. Jest tak dlatego, że obydwa warianty mają generalnie te same zasady, poza kilkoma regułami. Mamy zatem do czynienia z założeniem, że wojna w XII-XIII w. wyglądała zasadniczo tak samo jak w XIV-XV, co oczywiście jest piramidalną bzdurą (o czym zresztą w uproszczeniu przekonali się właśnie Francuzi podczas wojny stuletniej ). Żeby to miało sens, należałoby zredukować siłę rażenia i zmienić jakoś charakter łuczników, a z kolei o wiele bardziej wyeksponować feudalne rycerstwo. W obecnej formie wygląda to mniej więcej tak, jakby ktoś wziął jakieś reguły powiedzmy z I wojny światowej i starał się za ich pomocą, po kilku mało znaczących modyfikacjach, oddać specyfikę, dajmy na to wielkiej wojny północnej lub wojen napoleońskich. Nawet dla relatywnie abstrakcyjnego systemu, jakim jest WoG czuję, że tu już "cienka czerwona linia" została przekroczona.
Zresztą po primo ten scenariusz jest po pierwsze z pewnym przymrużeniem oka (jednym z angielskich wodzów jest Robin Hood, a jedna z zasad specyficznych dla wariantu nosi nazwę "Welcome to Sherwood!" , po secundo zaś wariant został ten został naprędce sklecony i w ostatniej chwili dorzucony przez Nakajimę do wydania zachodniego w charakterze bonusu. Oryginalne japońskie wydanie go nie zawiera. Grę w każdym razie polecam.
Niewielka łyżka dziegciu - scenariusz z Henrykiem II i Ludwikiem VII to moim zdaniem beznadzieja i osobiście uznaję tylko "główny" wariant z wojną stuletnią. Jest tak dlatego, że obydwa warianty mają generalnie te same zasady, poza kilkoma regułami. Mamy zatem do czynienia z założeniem, że wojna w XII-XIII w. wyglądała zasadniczo tak samo jak w XIV-XV, co oczywiście jest piramidalną bzdurą (o czym zresztą w uproszczeniu przekonali się właśnie Francuzi podczas wojny stuletniej ). Żeby to miało sens, należałoby zredukować siłę rażenia i zmienić jakoś charakter łuczników, a z kolei o wiele bardziej wyeksponować feudalne rycerstwo. W obecnej formie wygląda to mniej więcej tak, jakby ktoś wziął jakieś reguły powiedzmy z I wojny światowej i starał się za ich pomocą, po kilku mało znaczących modyfikacjach, oddać specyfikę, dajmy na to wielkiej wojny północnej lub wojen napoleońskich. Nawet dla relatywnie abstrakcyjnego systemu, jakim jest WoG czuję, że tu już "cienka czerwona linia" została przekroczona.
Zresztą po primo ten scenariusz jest po pierwsze z pewnym przymrużeniem oka (jednym z angielskich wodzów jest Robin Hood, a jedna z zasad specyficznych dla wariantu nosi nazwę "Welcome to Sherwood!" , po secundo zaś wariant został ten został naprędce sklecony i w ostatniej chwili dorzucony przez Nakajimę do wydania zachodniego w charakterze bonusu. Oryginalne japońskie wydanie go nie zawiera. Grę w każdym razie polecam.