Recenzje recenzji

Planszowe gry historyczne (wojenne, strategiczne, ekonomiczne, symulacje konfliktów) dotyczące starożytności i średniowiecza.
ragozd
Sergent-Major
Posty: 175
Rejestracja: czwartek, 20 września 2007, 21:56
Lokalizacja: Warszawa, Kielce

Recenzje recenzji

Post autor: ragozd »

Temat wydzielony z:

http://www.strategie.net.pl/viewtopic.p ... 136#121136
Arteusz pisze:Recenzja gry na Portalu Strategie:

http://portal.strategie.net.pl/index.ph ... Itemid=119

Autorem recenzji jest Raleen.

Ze swojej strony mogę dodać, że recenzja jest wyczerpująca i daje trochę inne spojrzenie na ową grę. Szczególnie w kontekście innych recenzji tej gry.
Rownie wyczerpujaca jest polemika do niej, ze swej strony nadmienie tylko, ze albo Raleen zle gral z pustoszeniem albo sie czepia, poniewaz mozna pustoszyc tylko tyle razy, ile prowincja przynosi dochodu. PZ z tego marne, a kasa nie wystarczy nawet na to by pustoszace wojska oplacic i zebrac z powreotem do kupy ...
Archanioł pisze:Kilka dni temu miałem okazję przeczytać recenzję autorstwa Raleena na temat gry „Hannibal Barkas”. Im bardziej zagłębiałem się w tekst, tym częściej wywoływał on moje zdziwienie. Wedle autora tekstu, podniesione zarzuty sprowadzą autora gry i osoby zaanagażowane w tworzenie „Hannibala” na ziemię. Cóż, po lekturze recenzji nie czuję się „sprowadzony na ziemię”. Przeanalizujmy zatem te „mocne” zarzuty.
Podniesione przez Kolegę Raleena zarzuty mozna podzielić na dwie kategorie:
- zarzuty dotyczące strony estetycznej gry;
- zarzuty nawiązujące do kwestii merytorycznych, w tym historycznych.
Co do zarzutów estetycznych, nie będę odnosił się do tych związanych z użytym lakierem na planszy, pudełkiem czy obrazkiem na okładce. Podniesione przez autora recenzji kwestie są związane z gustem, a jak mawiali starożytni Rzymianie „de gustibus non disputandum est” czyli o gustach się nie dyskutuje. Skoro Koledze Raleenowi nie podoba się plansza, pudełko czy obrazek, pozostaje nam jedynie uszanować jego gusta, gdyż do negatywnej oceny gry od tej strony ma jak najbardziej prawo.
Natomiast kwestia związana z kartami strategicznymi, w mojej ocenie świadczy tylko o tym, że recenzentowi brak jest doświadczenia w grze (o ile w ogóle je posiada). Karty miast wyłożone są awersem do góry. Podobnie karty wodzów. Talia kart strategicznych jest na mapie (jest specjalne miejsce dla niej) ułożona rewersem do góry (zakryte). Karty zagrane również umieszcza się na specjalnym polu na mapie. Pozostają jedynie karty „na ręku” i te są zakryte. Jednakże kart zakrytych w danym momencie gry jest stosunkowo niewiele, więc dla mnie problem jest wyssany z palca. W kwestii żetonów flot zgadzam sie jednak z recenzentem, że powinny się one różnić. Nie jest to jednak tak wielki problem jak przedstawiono to w recenzji. Wystarczy w takim przypadku umieści pod flotami marker kontroli (taki duży, okrągły). Na początku gry sugeruję używać markerów rzymskich, a w miarę trwania rozgrywki, jak Kartagina traci rzymskie miasta i następnie swoje, oznaczać punickimi markerami floty kartagińskie. Oznaczając markerami kontroli floty jednej tylko strony nie ma problemu, że takie markery nam się wyczerpią. Także o ile sama uwaga słuszna, to problem już przerysowany.
Uważam, że te dwie kwestie podniesione w recenzji do rangi problemów istotnych od strony estetycznej, nie mogą się ostać z przyczyn wskazanych wyżej.
Zarzutów związanych z mechaniką gry i nawiązaniem do historii, Kolega Raleen podniósł bardzo wiele. Spróbuję teraz odnieść się do każdego z nich.
Pierwszy z podniesionych zarzutów dotyczy liczby losowanych co etap kart. Recenzent stoi na stanowisku, że zbyt mała liczba dobieranych kart prowadzi do losowości rozgrywki. Każda card driven game jest w jakimś stopniu losowa. Raz ręka jest bardziej zrównoważona, innym razem zachwiana in minus, aby w kolejnym etapie być in plus. Dobieranie dwóch kart w etapie z talii głównej ma głębokie uzasadnienie realistyczne. W końcu „akcja” gry dzieje się w czasach, gdzie średnie dzienne tempo marszu armii to ok. 12 km, a flota przepływała ok. 70 km. Jeden etap to dwa miesiące. Nie może się wiele dziać w tak krótkim okresie czasu, gdy przepływ informacji, środków, ludzi jest powolny. Stąd dobór 2 kart na etap (12 w skali roku i jest to minimum) wydaje się uzasadniony. Jeśli uwzględnić możliwosci doboru dodatkowych kart, znowu podniesiony zarzut nie wytrzymuje krytyki z realiami historycznymi. Będą więc etapy, gdzie „więcej” się będzie działo i takie, które będą bardziej statyczne.
Kwestia pewnego „ubezwłasnowolnienia” Syrakuz w sferze ich działalności dyplomatycznej ma głębokie uzasadnienie historyczne. W ostatnich 20 latach III wieku p.n.e. Syrakuzy nie były już podmiotem polityki międzynarodowej a raczej jej przedmiotem. Prowadzenie jakiś akcji dyplomatycznych wobec plemion galijskich, czy Numidów to czysta science fiction. Syrakuzy mogła jedynie interesować Sycylia, ale nic ponad to. Zresztą po śmierci Hieronima (wnuk Hierona II) agenci puniccy przekonali lud Syrakuz o korzyściach płynących z sojuszu obiecując właśnie Sycylię. Nic ponad to. Posłowie z Syrakuz posłowali jedynie do Kart Hadasz. Stąd wynika rozwiązanie zabraniające atakowania państwa neutralnych i prowadzenie akcji dyplomatycznych. Propozycje recenzenta kłócą się z historycznymi założeniami gry, która osadzona jest przecież w czasie II Wojny Punickiej. A że gra Syrakuzami jest trudna i wymaga wiele cierpliwości - taki już ich urok.
Zupełnym nieporozumieniem jest stwierdzenie „tak naprawdę miasta są potrzebne graczowi tylko raz na 3 etapy, w etapie, w którym jest faza ekonomii, bo tylko w nim zbiera on z nich dochód i może powoływać w nich nowe oddziały.” Przy takim założeniu miasta byłyby zbędne w każdej grze, gdzie nie ma ekonomii. W „Hannibalu Barkasie” miasta spełniają ważką rolę. Rekrutuje się w nich wojska i wstawia do nich wojska przychodzące z kart (np. karty Auxilia, Posiłki – w sumie 6 kart tj. 10% talii)! Ewidentnie świadczy to o tym, że recenzent gry nie zna! Kontrola miast daje również punkty zwycięstwa. Miasta stanowią także azyl dla armii pokonanych w bitwie. Wreszcie, mogą być świetną bazą wypadową do atakowania wrażych sojuszników albo terytorium samego wroga. Zabawna jest uwaga, jakoby kilka desantów mogło skutkować oblężeniem, a tym samym utratą dochodu z istotnych dla Kartaginy miast (przede wszystkim Nowa Kartagina i Kartagina). Dla skutecznego oblężenia tylko tych dwóch miast potrzebne jest 14 jednostek piechoty!! Armia konsularna ma ich 12. Poza tym, nawet dla gracza pierwszy raz przystępującego do rozgrywki w „Hannibala Barkasa”, jest oczywiste, że te dwa rejony należy koniecznie chronić.
Lektura uwag Kolegi Raleena na temat spustoszeń musi prowadzić do konkluzji, że recenzowanej gry nie rozumie, a epoka historyczna, w realiach której gra jest osadzona, jest mu pobieżnie znana. Wprawdzie słusznie on rozumuje, że spustoszenia są odpowiednikiem żywienia się kosztem przeciwnika, jednak nie pojmuje istoty tego elementu gry. Żywienie się kosztem przeciwnika to nic innego właśnie jak niszczenie jego zasobów gospodarczych (zasiewów, spichlerzy itp.) poprzez przejęcie ich i dewastację tego, czego nie dało się unieść. Lekkozbrojne oddziały były rozsyłane przez wodza aby ograbić miejscową ludność i wroga i w ten sposób aprowizować wojsko. W grze nie posługujemy sie jednak inną walutą niż złoto (talenty), które nie tylko oznacza pieniądz ale właśnie takie dobra jak: żywność, surowce, zwierzęta juczne i wierzchowe. Krótko mówiąc spustoszenia są elementem ruchu (rozsyłanie wojsk, zbieranie dóbr – czytaj grabież) i i zawierają w sobie element ekonomiczny (dostarczenie zebranych dóbr do armii). Oddział wracał z żywnoscią, zwierzętami, które trafiało do magazynów armii (oczywiście uszczuplone o to co oddziały aprowizacyjne ukradły czy jak kto woli przejadły). Dzięki temu wojsko otrzymywało wyżywienie a wódz armii dobra, które mógł przeznaczyć na dodatkowe wynagrodzenie (nagrody) za służbę. W grze funkcję tę pełni prostu złoto, bedące synonimem wielu dóbr. Zresztą w III wieku p.n.e. podstawą podatków były płody rolne (zboża, żywiec – browar też ), a nie moneta czy kruszec. Dlatego w pełni zasadne jest, że skoro gracz dokonuje spustoszeń, otrzymuje już w fazie akcji dochód z tego tytułu. Natomiast efekt, czyli niemożność oddania części płodów przez plebs ujawnia się w fazie ekonomii (równie dobrze faza ta mogłaby się zwać fazą podatków). Co do uwag odnoście punktów zwycięstwa, to należy zwrócić uwagę na fakt, że 1 żeton spustoszeń otrzymujemy za co najmniej 5 jednostek. Jeden PZ zaś za 2 żetony spustoszeń. Trzeba by 30 jednostek aby wykonać ruch i uzyskać 3 punkty zwycięstwa. Przyznam, że większej armii w Italii nie widziałem.
Jednym z najciekawszych zarzutów, w mojej ocenie, jest jednak ten: „Inna rzecz, która rzuca się w oczy, gdy spojrzy się na planszę, to dochody miast rzymskich i kartagińskich. Rzym wypada pod tym względem wyraźnie słabiej, mimo że posiada znacznie więcej prowincji. W rzeczywistości częstokroć nie były one tak ubogie, jak to wynika z gry. Ma to oczywiście bezpośredni związek z możliwościami mobilizacyjnymi Rzymu i zdolnością do wystawienia dużej armii. Wiemy, że historycznie Rzym był w stanie wystawić armię liczebnie kilkakrotnie przewyższającą wojska Kartaginy. W samej Italii w szczytowym okresie wojny z Hannibalem, walkę z nim prowadziło przeszło 200-250 tys. ludzi. W grze ta przewaga liczebna nie do końca jest widoczna. Bo skoro to Kartagina ma większe przychody, to ona, co za tym idzie, będzie miała zazwyczaj więcej wojska.” Sam rzut okiem na mapę powinien rozwiać wszelkie wątpliwości. 2 miasta Kartaginy (1/4 całości) generuja ponad połowę jej dochodu. Wynik spraowadza się do sum – Rzym 57 talentów, Kartagina 36. Różnica 21 talentów! Oceny tej nie zmienia także to, że grający Kartaginą może skorzystac z 6 talentów Massyli. W najbliższym czasie ukaże się wersja 1.2 zasad, gdzie sojusz rzymsko-syrakuzański od początku rozgrywki 2 i 4 osobowej w scenariuszach II i III powiekszy przewagę ekonomiczną Synów Wilczycy o kolejne 10 talentów. Kolega Raleen nie zdaje sobie sprawy z faktu, że Rzym nie powoływał armii od tak sobie, bo został zaatakowany czy dlatego, że było go stać. Od tak nie było to możliwe. Iunius Perna, obrany dyktatorem bezpośrednio po Kannach, uzbroił część nowopowołanych legionów w archaiczną broń po Celtach i Samnitach. Owszem, przewaga Rzymu była olbrzymia, ale musiała być konsekwentnie mobilizowana. Wojska liczonego w dziesiątki tysięcy ludzi nie powołuje sie od tak. Trzeba zapewnić zarówno finanse na stipendium jak i przygotować magazyny zaopatrzeniowe (jeśli wojsko rekrutujemy aby walczyły na włsnym terytorium). Ponieważ w grze (i słusznie) nie ma podziału na alae, przeto przyjmując liczebność armii konsularnej na 20.000 ludzi wychodzi, że jej dzienny koszt utrzymania (wraz z wyżywieniem) wynosił ok. 9.000 denarów !! Łatwo to sprawdzić u Polybiosa (ks. VI, rozdz. 19-42). W żadnym wypadku na terenie Italii, w czasie całej wojny nie walczyło 200.000 do 250.000 żołnierzy. Przy największej liczebności armii w 212 roku pod bronią było 25 legionów na wszyslkich teatrach działania i 185 okrętów z 63 tysiącami ludzi. Uwzględniając, że legiony zazwyczaj miały niższe stany od oficjalnych da to nam jakieś 270 do 300 tysięcy legionistów i marynarzy w całym zachodnim basenie Morza Śródziemnego. Czyli jakieś 135.000 denarów dziennie. Nie sądzę aby Etruskowie, Samnici, Lukanowie czy Messapiowie czekali na wypłatę (inna sprawa, że wojska sprzymierzeńców utrzymywały ich plemiona, ale przecież kasę musiały mieć!). Rodowici Rzymianie być może tak, choć również wątpię w ich altruizm na rzecz Republiki. I jeszcze jedna uwaga, podkreślająca jak gigantyczny wysiłek podjął Rzym mobilizując takie siły. Wedle Liwiusza (wiarygodnego jeśli idzie o dane statystyczne) w latach 265/264 Rzym liczył 292.234 dorosłych mężczyzn obywateli. W roku 251 liczba ta wzrosła do 297.797, ale 4 lata później, w roku 247/246 liczba dorosłych mężczyzn obywateli wynosiła 241.212 osób!! W ciągu pierwszy trzech lat II Wojny Punickiej Republika straciła nie mniej niż 120.000 legionistów. Oznacza to mniej więcej tyle, że w 212 roku co drugi dorosły meżczyzna, będący obywatelem Rzymu, służył w legionach albo flocie.
Zgodzić się jednak z Raleenem należy, iż konieczne jest jakieś uwidocznienie poświęceń ludów Italii na rzecz armii. Stąd Autor gry uznał za konieczne wprowadzić zmiany i w kolejnej edycji zasad utrzymanie rzymskiej piechoty będzie kosztować 1 talent za 2 jednostki.
Kolejnym zarzut dotyczy sposobu rozstrzygania bitew a dokładnie Kolega Raleen nie widzi w stosowanym w „Hannibalu Barkasie” systemie, możliwości rozegrania starć w stylu bitwy pod Sfakterią i bitwy pod Harranem.
Szanowny Kolego! Gra „Hannibal Barkas” to tzw. „grand strategy”, nie służy więc do symulowania starć na poziomie taktycznym! Element bitwy mam dodać „fun-u” rozgrywce. Równie dobrze można by przyjąć rozwiązanie rozstrzygania bitew z „The Ancient World” albo „Hannibal: Rome vs Carthage”, czy jakieś inne, z jednym, modyfikowanym, rzutem kością. Czy również wtedy podnosiłbyś taki, moim zdaniem graniczący z absurdem, zarzut? Przytocozne przez Ciebie przykłady dotyczą zupełnie odmiennych typów armii. Wojna peloponeska to jeszcze nie bitwy w stylu połączonych rodzajów wojsk. A legion Krassusa znacząco różnił się od tego Varrona czy Scypiona z czasów konfrontacji z Hannibalem. Każdy z przykładów dzieli prawie 200 lat od zdarzeń, które są podstawą „Hannibala Barkasa”.
Po drugie Raleenie, wiedzą historyczną się nie popisałeś. Bitwa pod Harranem (lub Carrhae czy Karrami, jak wolisz) była wyjątkiem. Gdyby Krassus był tak doświadczonym wodzem jak mniemasz (i co niestety podałeś) zapewne znałby opracowania Ptolemajosa i Aristobulosa o wyprawie Aleksandra Wielkiego. Być może wnikliwie przeczytałby o bitwie nad Jaxartesem, jaką wojska macedońskie stoczyły ze Scytami. Sytuacja prawie analogiczna do tej w jakiej znalazł się triumwir. Jedyna różnica taka, że Scytowie nie mieli ciężkiej kawalerii. Po sforsowaniu rzeki, jazda macedońska uderzyła na liczące kilka tysięcy jazdy wojsko nomadów. Ci oczywiście walki unikali, odciągając kawalerię Aleksandra od lądującej piechoty. W pewnym momencie Scyotwie otoczyli macedońską kawalerią. Aleksander nie czekał jednak na zagładę swojej jazdy, uderzył całą piechotą na Scytów. I bitwę wygrał. Może, gdyby Kassus postąpił jak Aleksander, uniknąłby zagłady armii? Co do Sfakterii to bitwa toczyła się na Sfakterii a nie pod Sfakterią. Jak sam zaznaczyłeś, to wyspa. Bitwa była tak wielkich rozmiarów, że siły obu stron (Związku Peleponeskiego i Zwiazku Morskiego) w „Hannibalu Barkasie” reprezentowałyby dwa żetony piechoty. Minąłeś się, i to znacznie, z charakterystyką sił biorących udział w bitwie. Przede wszystkim skąd informacja, że hoplici atańscy byli mniej liczni od spartańskich adwersarzy? Tukidydes wyraźnie pisze („Wojna peloponeska” ks. IV, roz. 31-32) „Ateńczycy, przeczekawszy jeden dzień, załadowali nocą na kilka okrętów wszystkich hoplitów i niedługo przed świtem wylądowali z obu stron wyspy: od pełnego morza i od przystani. Hoplitów było mniej więcej ośmiuset; rzucili się oni biegiem na pierwszy posterunek.” Tukidydesa powszechnie uważa się za bardzo wiarygodnego. Czyli hoplitów atańskich było ok. 800 do 420, cirka 2 razy więcej. O reszcie sił ateńskich ten sam antyczny historyk pisze: „Równocześnie z brzaskiem dnia wylądowała także reszta wojska z siedemdziesięciu kilku okrętów, każdy ze swoim uzbrojeniem; na okrętach pozostali jedynie wioślarze z najniższego rzędu. Łuczników było ośmiuset, pltastów także nie mniejsza liczba, ponadto sprzymierzeńcy messeńscyi w ogóle całe wojsko spod Pilos z wyjątkiem załogi fortyfikacji.” (Ks. IV, roz. 32). Jakże ważny cytat – 1.600 lekkiej piechoty i jeszcze do tego załogi okrętów oraz sojusznicy! John Warry w swojej pracy „Armie Świata Antycznego” (Warszawa 1995r., ja posiadam wydanie anglojęzyczne) oblicza całość sił ateńskich na nie mniej niż 7.500 ludzi, z czego ok. 6.700 to lekkozbrojni. Samych wioślarzy na trójrzędowej galerze było 170. Najniższy rząd liczył 54 – 60 ludzi. Jednak przewaga Aten w tej bitwie nie była tak przygniatająca. Raleen zaniżył bowiem znacznie siły Spartan. Tukidydes wyraźnie pisze: „Postanowiwszy to zawieźli na wyspę hoplitów, wybrawszy ich losem ze wsystkich oddziałów: byli oni kilkakrotnie wymieniani; ostatni oddział, który został zamknięty przez Ateńczyków, składał się z czterystu dwudziestu hoplitów, nie licząc helotów; dowodził zaś nim Epitadas, syn Molobrosa.” (ks. IV, roz. 8 ) Byli więc heloci, o których specjalista od Sparty – prof. Ryszard Kulesza – pisze, że w razie konieczności walczyli ramię w ramię ze Spartiatami jako lekkozbrojni (czasem nawet jako hoplici). O tym, że heloci walczyli w tej bitwie świadczy rozmieszczenie wojska Sparty na wyspie. „Wojsko lacedemońskie było rozstawione w sposób następujący: pierwszy posterunek tworzyło trzystu hoplitów, równinę w środku wyspy, zaopatrzoną w wodę, zajmowały siły główne wraz z dowódcą Epitadasem, trzeci zaś, nieliczny oddział pilnował cypla wyspy od strony Pilos [...].” (Tykidydes ks. IV, roz. 31-32). Użyte określenie „siły główne” świadczy moim zdaniem o tym, że był to najliczniejszy oddział. John Warry we wspomianej książce ocenia udział helotów w bitwie na ok. 560 ludzi walczących jako lekka piechota. Zresztą, jeśli mieliby być oni sprowadzeni do roli posługaczy, po co ich wymieniać? Przyjmując ok. 1000 lacedemońskich obrońców i tak uzyskamy zatrważający stosunek 7:1.
Kwestia słoni jest bardzo sporna. Konie bały się tych zwierząt. Wedle historiografii rzymskiej, pod Zamą kartagińskie słonie nie wyrządziły armii Scypiona żadnych szkód. Słonie Porosa (nad Hydaspesem) zadały piechocie macedońskiej ciężkie straty, ale uległy. Aby obrócić się przeciwko swoim musiały być rozsierdzone (pod Magnezją rozerwały czworobok falangi Antiocha najprawdopodobniej przytłoczone małą przestrzenią). W talii rzymskiej odpowiednie efekty są, które niwelują działanie słoni, czy powodują wręcz, że atakują one sojusznicze jednostki. Porównując rozwiązania przyjęte w „Hannibalu Barkasie” z kwestią regulacji zagadnienia np. w „Sword of Rome”, to jest ono zbieże. Niewątpliwie rzecz warta jest rozważenia, czy jakieś zmiany wprowadzić.
Ostatnia kwestia związana jest z zasadami ruchu i walki na morzu. W mojej ocenie jest to najsłabsza strona „Hannibala Barkasa”, jednak nie wskazane przez Kolegę Raleena zarzuty wpływają na moją ocenę. Problem jest niejako systemowy. Otóż słabośc Kartaginy na morzu była wielka. I nie chodzi tu wbrew pozorom o liczbę okrętów, ale obawę przed starciem morskim i jego konsekwencjami. W 212 roku, kiedy punicki admirał Bomilkar podpłynął pod oblężone Syrakuzy, nie zaryzykował bitwy morskiej ze zdecydowanie słabszym liczebnie rzymskim adwersarzem. Nie udało mu się przedostac również na Morze Egejskie. Najprawdopodobniej jego korabie nie miały pełnej obsady, a flotę miał wielką – ponad 100 jednostek. Po prostu Punijczykom nie starczało ludzi na działania na lądzie i pełną obsadę floty. Brak w grze, w mojej ocenie jest zasad, które na starcie utrudniałyby osiągnięcie sukcesów bitwie morskiej Kartaginie. Niestety podczas testów w Płocku, to zagadnienie umknęło naszej uwadze.
Odniosłem się chyba do wszystkich zarzutów Raleena, na pewno do wszystkich najistotniejszych w mojej ocenie. Czas więc na krótkie podsumowanie pracy Kolegi Raleena. Moim zdaniem recenzja ta jest nierzetelna. Kolega Raleen ma prawo oczywiście do dezaprobaty dla przyjętych w grze rozwiązań. Winien wtedy wskazać, że np. system rozstrzygania bitew mu nie odpowiada, bo jest za dużo rzucania kośćmi, że to ma być gra strategiczna a nie quasi „bitewniak” (bo z takimi zarzutami też się spotkałem; co jednak ciekawe, ludziom tym w „Hannibalu” przeszkadza rzucanie dużą ilością kości, ale już w grach z bloczkami jak np. „Prussia’s Defiant Stand” konieczność kilkunastu rzutów w jednej rundzie bitwy nie denerwuje ich). Jeśli jednak dla krytyki założeń istotnych przepisów gry sięga do historii, powinien wiedzieć o czym pisze. Niestety, pod tym względem recenzja autorstwa Raleena prezentuje się tragicznie, absolutnie nierzeczowo. W tej sytuacji trudno brać na poważnie zawartą w niej argumentację, gdyż brak jej podstaw merytorycznych. Lektura recenzji utwierdza mnie w przekonaniu, że jej autor nie rozumie epoki, w jakiej osadzona jest gra. Odniosłem również wrażenie, że jeśli recenzent grał w „Hannibala”, to góra jeden raz albo dwa. Trudno więc mówić, aby recenzja była obiektywna. Podnoszone w recenzji zarzuty, pojawiały się, dużo przed jej publikacją na różnych forach. Stąd wydaje mi się, że recenzja to niejako ich kompilacja wraz z próbą, nieudaną, historycznego uzasadnienia tych zarzutów.
Wiem, że po publikacji tego tekstu pojawią się liczne głosy sugerujące, iż skoro Robert Żak wymienia mnie w instrukcji wśród osób, które bardzo przyczyniły się do powstania gry, to będę jej bronił w każdej sytuacji. Na pewno trudniej mi zachować obiektywizm co do niepochlebnego zdania na temat „Hannibala Barkasa” (znajdą się i tacy, którzy głosić będą, iż bronię tej gry jak niepodległości). Dostrzegam jednak braki gry, jak choćby kwestia przewagi morskiej Rzymu, której dla mnie w grze nie widać. Szkoda tylko, że w dyskusji, przeciwnikom tej, gry szybciutko kończą się argumenty merytoryczne.
Ostatnio zmieniony czwartek, 1 stycznia 1970, 01:00 przez ragozd, łącznie zmieniany 6 razy.
Żeby życie miało smaczek, raz planszówka, raz bitewniaczek
Walcząc "klimatycznie", II WS trwałaby do dziś. A tak - wygrali powergamerzy!
Awatar użytkownika
karus73
Sergent
Posty: 138
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:43
Lokalizacja: śląsk/kujawsko-pomorskie

Post autor: karus73 »

kurna, 140 zeta to jednak nie majątek i chyba się skuszę na tę gierkę :P
okres mnie interesuje i najlepiej samemu się przekonać (bo argumenty obrony mocne ...)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43394
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3968 times
Been thanked: 2527 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Cóż mogę powiedzieć, każdy ma prawo do własnego zdania, w tym i osoby opracowujące grę. Przyznam, że nie prowadzę debat "ponad forami" ale w drodze wyjątku, jako że jako mamy do czynienia z faktycznym współautorem gry, odniosę się do tego co napisał. Z drugiej strony, nie ulega dla mnie wątpliwości, że głównym motywem autora tego tekstu było swego rodzaju 'dołożenie' mi, czego między wierszami i w swoich innych wypowiedziach wcale nie ukrywa. Dość wyraźnie kontrastuje to z tekstem recenzji, który, chociaż był w wielu miejscach krytyczny, to wyrażał uznanie dla autora i wydawcy gry Roberta Żaka, zarówno za trud włożony w jej opracowanie, jak i w gruncie rzeczy, choć recenzja wydaje się sroga, to - jak to ujął wujaw - starałem się być wobec osoby, której pracę oceniałem uprzejmy, i dostrzegać także jej zalety. Stąd też, by niepotrzebną krytyką nie szkodzić grze, pojawiła się ona na stronie SiS w dłuższym odstępie czasu od wydania gry - tak, by nikt nie zarzucał mi, że chcę komuś zaszkodzić w pierwszym okresie, gdy gra dopiero pojawiła się na rynku. Po części stało się tak też z przyczyn niezależnych - po prostu nie miałem czasu pograć w tę grę wcześniej. Ogólnie rzecz biorąc starałem się jednak tą recenzją nikogo nie urazić, a jednocześnie napisać z grubsza to co chciałem napisać, i chyba w miarę mi się to udało. Panu Archaniołowi niestety sztuka ta ewidentnie nie wychodzi, a to co pisze przepojone jest personalną niechęcią do mojej osoby i taki też jest chyba główny motyw jego wypowiedzi.

Co do kwestii powstania recenzji. Owszem nie grałem wiele w 'Hannibala Barkasa', opierałem się jednak na opiniach osób, które grały wiele, a na takie osoby można zarówno w klubie Agresor czy na tym forum trafić (choć może autorowi tej swoistej recenzji recenzji wydaje się to niemożliwe). Weryfikowałem oczywiście w trakcie rozgrywki szereg ich sądów, tym niemniej zarzucanie mi, że nie są one poparte praktyką, jest jak strzał kulą w płot. Co więcej, w przeciwieństwie do kolegi zapoznałem się z innymi recenzjami gry 'Hannibal Barkas' i tutaj podobnie - szereg spośród pojawiających się w nich opinii samodzielnie zweryfikowałem, wiele z nich niejako powtarzając, choć niektóre w zmodyfikowanej postaci. Słusznie zauważył to kolega Archanioł, pisząc, że recenzja tak naprawdę nie była odkrywcza, bo powtarzała szereg uwag i opinii, które pojawiały się na forach już wcześniej. To, jak rozumiem także jeden z jego zarzutów. Ale skoro tak, to trzeba się zdecydować. Jeśli te opinie, które są w mojej recenzji pokrywają się z opiniami innych i czyni się mi zarzut, że są jakoby 'nieoryginalne', to logicznie rzecz biorąc, trudno jednocześnie zarzucać tym opiniom, że są niepoparte doświadczeniem i znajomością historii starożytnej. Bo często opinie te formułowały osoby, które lepiej znają się od kolegi Archanioła na historii starożytnej, choćby z racji odbytych studiów. Widać więc, że autor tej recenzji recenzji cierpi na swoiste rozdwojenie jaźni. Stawia jej dwa ogólne zarzuty, które są wzajemnie ze sobą sprzeczne. Nic jednak w tym dziwnego, przecież nie merytoryka jest tu najważniejsza, a jeśli coś nie pasuje do merytorycznego toku wywodu, to tym gorzej dla niego.

Zatem, kontynuując o genezie recenzji, bo jak zauważyłem to było przedmiotem dość szczególnego zainteresowania. Podpierałem się recenzjami, jak i opiniami innych, które następnie weryfikowałem. Te, z którymi się zgadzałem, znalazły się w recenzji, inne nie. Można to zresztą między wierszami tekstu tej recenzji wyczytać. Co to oznacza? Że te opinie i oceny nie są tylko wytworem mojej chorej wyobraźni, jak to usiłuje zasugerować autor, ale że podobnie ocenia tą grę wielu innych, którzy mieli okazje w nią zagrać, w tym np. eurogracze, których trudno posądzać o fanatyczne uwielbienie dla Waterloo czy innych gier ze stajni Dragona. Są to więc do pewnego stopnia opinie powszechne. Mój główny wkład to z kolei kwestie taktyczne - i co za tym idzie część recenzji poświęcona bitwom. Inspiracją do tych wywodów i w ogóle do napisania tej recenzji była zaś dla mnie lektura książki "Wojny starożytnego świata. Techniki walki". Wymieniam ją zresztą wyraźnie w tekście recenzji. To też jest odpowiedź na zarzuty autora na temat mojej wiedzy i na temat tego, z czego przy pisaniu recenzji korzystałem. Odpowiadam więc jeszcze raz: korzystałem przede wszystkim z wyżej wymienionej pozycji, treści z tej książki zestawiłem z przepisami gry i z tym co wyniknęło w trakcie rozgrywek i tak doszedłem do wniosków, do których doszedłem. Z książki tej zaczerpnąłem też niektóre oceny, jak ocena Krassusa jako wybitnego wodza, co do której kolega Archanioł zarzuca mi niewiedzę, pisząc, że on wcale nie był wybitnym wodzem. Źródła, z jakich korzystamy są różne, stąd mogą się brać różnice w ocenach, ja podałem z jakiego korzystałem i do niego można to co napisałem odnosić. Mam niestety wrażenie, że autor tej recenzji recenzji, do tej książki w ogóle nie zajrzał, choć starożytnością rzekomo się interesuje. A szkoda, bo to dobra pozycja, tak przynajmniej jest oceniana. Co więcej, idealnie koresponduje ona z mechaniką gry 'Hannibal Barkas'. Zapewne gdyby autor do tej książki zajrzał, szereg jego zarzutów zostałoby wyjaśnionych. Ze swojej strony polecam. Nie było to jedyne moje źródło, ale nie ukrywam, że główne. Uprzedzając inne spekulacje autora, nie korzystałem z wikipedii, a jeśli chodzi o podręczniki owszem. Posiadam m.in. podręcznik Józefa Wolskiego do starożytności.

Co do niektórych, szczegółowych partii tekstu...
Kilka dni temu miałem okazję przeczytać recenzję autorstwa Raleena na temat gry „Hannibal Barkas”. Im bardziej zagłębiałem się w tekst, tym częściej wywoływał on moje zdziwienie. Wedle autora tekstu, podniesione zarzuty sprowadzą autora gry i osoby zaanagażowane w tworzenie „Hannibala” na ziemię. Cóż, po lekturze recenzji nie czuję się „sprowadzony na ziemię”.
Nic takiego nie pisałem. Moją chęcią było jedynie zaproponowanie pewnej alternatywy. Zdaję sobie doskonale sprawę, że gra została opracowana dla określonego grona odbiorców, z tym że po pewnych modyfikacjach mogłaby, moim zdaniem, zyskać nowe oblicze, bez rezygnacji z tego co było w niej dotychczas. Jeśli recenzent recenzji miał na myśli moją wypowiedź z końca recenzji, dotyczyła ona jedynie niektórych hurraoptymistycznych opinii, nie zaś wszystkich wypowiedzi czy opinii na temat gry, jakie się pojawiały, co za tym idzie, przekręcanie w ten sposób mojej wypowiedzi i rozszerzanie jej zakresu oceniam jako jawną manipulację.
Co do zarzutów estetycznych, nie będę odnosił się do tych związanych z użytym lakierem na planszy, pudełkiem czy obrazkiem na okładce. Podniesione przez autora recenzji kwestie są związane z gustem, a jak mawiali starożytni Rzymianie „de gustibus non disputandum est” czyli o gustach się nie dyskutuje. Skoro Koledze Raleenowi nie podoba się plansza, pudełko czy obrazek, pozostaje nam jedynie uszanować jego gusta, gdyż do negatywnej oceny gry od tej strony ma jak najbardziej prawo.
Natomiast kwestia związana z kartami strategicznymi, w mojej ocenie świadczy tylko o tym, że recenzentowi brak jest doświadczenia w grze (o ile w ogóle je posiada). Karty miast wyłożone są awersem do góry. Podobnie karty wodzów. Talia kart strategicznych jest na mapie (jest specjalne miejsce dla niej) ułożona rewersem do góry (zakryte). Karty zagrane również umieszcza się na specjalnym polu na mapie. Pozostają jedynie karty „na ręku” i te są zakryte. Jednakże kart zakrytych w danym momencie gry jest stosunkowo niewiele, więc dla mnie problem jest wyssany z palca. W kwestii żetonów flot zgadzam sie jednak z recenzentem, że powinny się one różnić. Nie jest to jednak tak wielki problem jak przedstawiono to w recenzji. Wystarczy w takim przypadku umieści pod flotami marker kontroli (taki duży, okrągły). Na początku gry sugeruję używać markerów rzymskich, a w miarę trwania rozgrywki, jak Kartagina traci rzymskie miasta i następnie swoje, oznaczać punickimi markerami floty kartagińskie. Oznaczając markerami kontroli floty jednej tylko strony nie ma problemu, że takie markery nam się wyczerpią. Także o ile sama uwaga słuszna, to problem już przerysowany.
Uważam, że te dwie kwestie podniesione w recenzji do rangi problemów istotnych od strony estetycznej, nie mogą się ostać z przyczyn wskazanych wyżej.
Zarzuty estetyczne w 90 procentach pokrywają się z dwoma źródłami:
1) recenzją gry zawartą w czasopiśmie 'Taktyka i Strategia' autorstwa Michała 'ozy' Ozona
2) opiniami znajomych graczy, z którymi autorowi recenzji dane było zagrać.
Co do Michała Ozona warto wspomnieć, że został on wyróżniony w instrukcji gry, jako osoba szczególnie zaangażowana w jej powstanie. To tyle odnośnie podtekstów na temat kompetencji i gustów recenzenta.
Pierwszy z podniesionych zarzutów dotyczy liczby losowanych co etap kart. Recenzent stoi na stanowisku, że zbyt mała liczba dobieranych kart prowadzi do losowości rozgrywki. Każda card driven game jest w jakimś stopniu losowa. Raz ręka jest bardziej zrównoważona, innym razem zachwiana in minus, aby w kolejnym etapie być in plus. Dobieranie dwóch kart w etapie z talii głównej ma głębokie uzasadnienie realistyczne. W końcu „akcja” gry dzieje się w czasach, gdzie średnie dzienne tempo marszu armii to ok. 12 km, a flota przepływała ok. 70 km. Jeden etap to dwa miesiące. Nie może się wiele dziać w tak krótkim okresie czasu, gdy przepływ informacji, środków, ludzi jest powolny. Stąd dobór 2 kart na etap (12 w skali roku i jest to minimum) wydaje się uzasadniony. Jeśli uwzględnić możliwosci doboru dodatkowych kart, znowu podniesiony zarzut nie wytrzymuje krytyki z realiami historycznymi. Będą więc etapy, gdzie „więcej” się będzie działo i takie, które będą bardziej statyczne.
Cóż, spotkać można inne gry card driven dotyczące starszych i nowszych czasów, które mają zarówno mniejszą, jak i większą liczbę kart ciągniętych do etap. Według autora obowiązywać powinna - jak wynika z jego wypowiedzi - pewna gradacja. Im nowsze czasy, tym więcej kart ciągniętych co turę. Jest to zdaniem autora zależność historyczna, odwzorowująca dobrze historię. Moim zdaniem nie ma to nic do rzeczy. Można przecież zrobić grę dotyczącą dawniejszych okresów, w której ciągnie się więcej kart, jak i nowszych, w której ciągnie się ich mniej. Wszystko zależy od dalszych szczegółów. Występuje natomiast z pewnością inna stała zależność: im mniej kart się ciągnie, zwłaszcza przy dużej talii, tym gra jest bardziej losowa. Cóż, argument znowu, stety, niestety dla mnie, niezbyt oryginalny, bo w większości za kolegą Ozonkiem :) .
Kwestia pewnego „ubezwłasnowolnienia” Syrakuz w sferze ich działalności dyplomatycznej ma głębokie uzasadnienie historyczne. W ostatnich 20 latach III wieku p.n.e. Syrakuzy nie były już podmiotem polityki międzynarodowej a raczej jej przedmiotem. Prowadzenie jakiś akcji dyplomatycznych wobec plemion galijskich, czy Numidów to czysta science fiction. Syrakuzy mogła jedynie interesować Sycylia, ale nic ponad to. Zresztą po śmierci Hieronima (wnuk Hierona II) agenci puniccy przekonali lud Syrakuz o korzyściach płynących z sojuszu obiecując właśnie Sycylię. Nic ponad to. Posłowie z Syrakuz posłowali jedynie do Kart Hadasz. Stąd wynika rozwiązanie zabraniające atakowania państwa neutralnych i prowadzenie akcji dyplomatycznych. Propozycje recenzenta kłócą się z historycznymi założeniami gry, która osadzona jest przecież w czasie II Wojny Punickiej. A że gra Syrakuzami jest trudna i wymaga wiele cierpliwości - taki już ich urok.
Cóż, rzeczywiście być może historycznie rola Syrakuz była podobna jak to wygląda w grze, aczkolwiek biorąc pod uwagę, że szereg innych elementów potraktowano bardzo dowolnie, sądzę, że dla celów grywalności ,stworzenie Syrakuzom pewnych, choć ograniczonych możliwości, było celowe. Można zastosować tą miarkę, którą proponuje kolega dla całej gry, ale obawiam się, że jej ocena wypadłaby wtedy jeszcze gorzej niż w recenzowanej recenzji.
Zupełnym nieporozumieniem jest stwierdzenie „tak naprawdę miasta są potrzebne graczowi tylko raz na 3 etapy, w etapie, w którym jest faza ekonomii, bo tylko w nim zbiera on z nich dochód i może powoływać w nich nowe oddziały.” Przy takim założeniu miasta byłyby zbędne w każdej grze, gdzie nie ma ekonomii. W „Hannibalu Barkasie” miasta spełniają ważką rolę. Rekrutuje się w nich wojska i wstawia do nich wojska przychodzące z kart (np. karty Auxilia, Posiłki – w sumie 6 kart tj. 10% talii)! Ewidentnie świadczy to o tym, że recenzent gry nie zna! Kontrola miast daje również punkty zwycięstwa. Miasta stanowią także azyl dla armii pokonanych w bitwie. Wreszcie, mogą być świetną bazą wypadową do atakowania wrażych sojuszników albo terytorium samego wroga. Zabawna jest uwaga, jakoby kilka desantów mogło skutkować oblężeniem, a tym samym utratą dochodu z istotnych dla Kartaginy miast (przede wszystkim Nowa Kartagina i Kartagina). Dla skutecznego oblężenia tylko tych dwóch miast potrzebne jest 14 jednostek piechoty!! Armia konsularna ma ich 12. Poza tym, nawet dla gracza pierwszy raz przystępującego do rozgrywki w „Hannibala Barkasa”, jest oczywiste, że te dwa rejony należy koniecznie chronić.
Wydaje się, że autor nie doczytał fragmentu recenzji poświęconego temu, o czym pisze. Była w nim mowa o stronie ekonomicznej, nie zaś innych. W związku z tym dość pochopne wnioski, okraszone charakterystycznymi dla autora mocnymi słowami, a nawet wykrzyknikiem.
Lektura uwag Kolegi Raleena na temat spustoszeń musi prowadzić do konkluzji, że recenzowanej gry nie rozumie, a epoka historyczna, w realiach której gra jest osadzona, jest mu pobieżnie znana. Wprawdzie słusznie on rozumuje, że spustoszenia są odpowiednikiem żywienia się kosztem przeciwnika, jednak nie pojmuje istoty tego elementu gry. Żywienie się kosztem przeciwnika to nic innego właśnie jak niszczenie jego zasobów gospodarczych (zasiewów, spichlerzy itp.) poprzez przejęcie ich i dewastację tego, czego nie dało się unieść. Lekkozbrojne oddziały były rozsyłane przez wodza aby ograbić miejscową ludność i wroga i w ten sposób aprowizować wojsko. W grze nie posługujemy sie jednak inną walutą niż złoto (talenty), które nie tylko oznacza pieniądz ale właśnie takie dobra jak: żywność, surowce, zwierzęta juczne i wierzchowe. Krótko mówiąc spustoszenia są elementem ruchu (rozsyłanie wojsk, zbieranie dóbr – czytaj grabież) i i zawierają w sobie element ekonomiczny (dostarczenie zebranych dóbr do armii). Oddział wracał z żywnoscią, zwierzętami, które trafiało do magazynów armii (oczywiście uszczuplone o to co oddziały aprowizacyjne ukradły czy jak kto woli przejadły). Dzięki temu wojsko otrzymywało wyżywienie a wódz armii dobra, które mógł przeznaczyć na dodatkowe wynagrodzenie (nagrody) za służbę. W grze funkcję tę pełni prostu złoto, bedące synonimem wielu dóbr. Zresztą w III wieku p.n.e. podstawą podatków były płody rolne (zboża, żywiec – browar też ), a nie moneta czy kruszec. Dlatego w pełni zasadne jest, że skoro gracz dokonuje spustoszeń, otrzymuje już w fazie akcji dochód z tego tytułu. Natomiast efekt, czyli niemożność oddania części płodów przez plebs ujawnia się w fazie ekonomii (równie dobrze faza ta mogłaby się zwać fazą podatków). Co do uwag odnoście punktów zwycięstwa, to należy zwrócić uwagę na fakt, że 1 żeton spustoszeń otrzymujemy za co najmniej 5 jednostek. Jeden PZ zaś za 2 żetony spustoszeń. Trzeba by 30 jednostek aby wykonać ruch i uzyskać 3 punkty zwycięstwa. Przyznam, że większej armii w Italii nie widziałem.
Przyznam, że nie bardzo rozumiem ten fragment recenzji i czego on dotyczy, ani jaki ma związek z moją recenzją. Autor rozwodzi się obszernymi zdaniami nad tym, na czym polegało pustoszenie, co wydaje się przecież dla każdego średnio inteligentnego człowieka oczywiste, z tym, że na koniec nie bardzo widać konkluzję i jej związek z recenzją.
Jednym z najciekawszych zarzutów, w mojej ocenie, jest jednak ten: „Inna rzecz, która rzuca się w oczy, gdy spojrzy się na planszę, to dochody miast rzymskich i kartagińskich. Rzym wypada pod tym względem wyraźnie słabiej, mimo że posiada znacznie więcej prowincji. W rzeczywistości częstokroć nie były one tak ubogie, jak to wynika z gry. Ma to oczywiście bezpośredni związek z możliwościami mobilizacyjnymi Rzymu i zdolnością do wystawienia dużej armii. Wiemy, że historycznie Rzym był w stanie wystawić armię liczebnie kilkakrotnie przewyższającą wojska Kartaginy. W samej Italii w szczytowym okresie wojny z Hannibalem, walkę z nim prowadziło przeszło 200-250 tys. ludzi. W grze ta przewaga liczebna nie do końca jest widoczna. Bo skoro to Kartagina ma większe przychody, to ona, co za tym idzie, będzie miała zazwyczaj więcej wojska.” Sam rzut okiem na mapę powinien rozwiać wszelkie wątpliwości. 2 miasta Kartaginy (1/4 całości) generuja ponad połowę jej dochodu. Wynik spraowadza się do sum – Rzym 57 talentów, Kartagina 36. Różnica 21 talentów! Oceny tej nie zmienia także to, że grający Kartaginą może skorzystac z 6 talentów Massyli. W najbliższym czasie ukaże się wersja 1.2 zasad, gdzie sojusz rzymsko-syrakuzański od początku rozgrywki 2 i 4 osobowej w scenariuszach II i III powiekszy przewagę ekonomiczną Synów Wilczycy o kolejne 10 talentów. Kolega Raleen nie zdaje sobie sprawy z faktu, że Rzym nie powoływał armii od tak sobie, bo został zaatakowany czy dlatego, że było go stać. Od tak nie było to możliwe. Iunius Perna, obrany dyktatorem bezpośrednio po Kannach, uzbroił część nowopowołanych legionów w archaiczną broń po Celtach i Samnitach. Owszem, przewaga Rzymu była olbrzymia, ale musiała być konsekwentnie mobilizowana. Wojska liczonego w dziesiątki tysięcy ludzi nie powołuje sie od tak. Trzeba zapewnić zarówno finanse na stipendium jak i przygotować magazyny zaopatrzeniowe (jeśli wojsko rekrutujemy aby walczyły na włsnym terytorium). Ponieważ w grze (i słusznie) nie ma podziału na alae, przeto przyjmując liczebność armii konsularnej na 20.000 ludzi wychodzi, że jej dzienny koszt utrzymania (wraz z wyżywieniem) wynosił ok. 9.000 denarów !! Łatwo to sprawdzić u Polybiosa (ks. VI, rozdz. 19-42). W żadnym wypadku na terenie Italii, w czasie całej wojny nie walczyło 200.000 do 250.000 żołnierzy. Przy największej liczebności armii w 212 roku pod bronią było 25 legionów na wszyslkich teatrach działania i 185 okrętów z 63 tysiącami ludzi. Uwzględniając, że legiony zazwyczaj miały niższe stany od oficjalnych da to nam jakieś 270 do 300 tysięcy legionistów i marynarzy w całym zachodnim basenie Morza Śródziemnego. Czyli jakieś 135.000 denarów dziennie. Nie sądzę aby Etruskowie, Samnici, Lukanowie czy Messapiowie czekali na wypłatę (inna sprawa, że wojska sprzymierzeńców utrzymywały ich plemiona, ale przecież kasę musiały mieć!). Rodowici Rzymianie być może tak, choć również wątpię w ich altruizm na rzecz Republiki. I jeszcze jedna uwaga, podkreślająca jak gigantyczny wysiłek podjął Rzym mobilizując takie siły. Wedle Liwiusza (wiarygodnego jeśli idzie o dane statystyczne) w latach 265/264 Rzym liczył 292.234 dorosłych mężczyzn obywateli. W roku 251 liczba ta wzrosła do 297.797, ale 4 lata później, w roku 247/246 liczba dorosłych mężczyzn obywateli wynosiła 241.212 osób!! W ciągu pierwszy trzech lat II Wojny Punickiej Republika straciła nie mniej niż 120.000 legionistów. Oznacza to mniej więcej tyle, że w 212 roku co drugi dorosły meżczyzna, będący obywatelem Rzymu, służył w legionach albo flocie.
Zgodzić się jednak z Raleenem należy, iż konieczne jest jakieś uwidocznienie poświęceń ludów Italii na rzecz armii. Stąd Autor gry uznał za konieczne wprowadzić zmiany i w kolejnej edycji zasad utrzymanie rzymskiej piechoty będzie kosztować 1 talent za 2 jednostki.
Recenzja wspomina o możliwości powoływania armii rzymskich metodą inną niż przez pieniądze. Być może, i tu przyznaję, źle rozłożyłem nieco akcenty, i wygląda to trochę tak, jakby sposób rekrutacji armii rzymskiej za pomocą pieniędzy był jedynym, nie można mi jednak zarzucać, że tego sposobu nie znam, czy też, że to o czym się tutaj pisze nie było mi wiadome, skoro sam o tym w recenzji piszę.
Kolejnym zarzut dotyczy sposobu rozstrzygania bitew a dokładnie Kolega Raleen nie widzi w stosowanym w „Hannibalu Barkasie” systemie, możliwości rozegrania starć w stylu bitwy pod Sfakterią i bitwy pod Harranem.
Szanowny Kolego! Gra „Hannibal Barkas” to tzw. „grand strategy”, nie służy więc do symulowania starć na poziomie taktycznym! Element bitwy mam dodać „fun-u” rozgrywce. Równie dobrze można by przyjąć rozwiązanie rozstrzygania bitew z „The Ancient World” albo „Hannibal: Rome vs Carthage”, czy jakieś inne, z jednym, modyfikowanym, rzutem kością. Czy również wtedy podnosiłbyś taki, moim zdaniem graniczący z absurdem, zarzut? Przytocozne przez Ciebie przykłady dotyczą zupełnie odmiennych typów armii. Wojna peloponeska to jeszcze nie bitwy w stylu połączonych rodzajów wojsk. A legion Krassusa znacząco różnił się od tego Varrona czy Scypiona z czasów konfrontacji z Hannibalem. Każdy z przykładów dzieli prawie 200 lat od zdarzeń, które są podstawą „Hannibala Barkasa”.
1. Całkowicie się nie zgadzam co do powyższego ujęcia gier w tej skali. Dlaczego bitwy miałyby być tylko dla funu? Dlaczego nie można inaczej? Dlaczego nie można przypisać im większej roli? Widać, że nad myśleniem kolegi ciążą doświadczenia z dotychczasowymi grami, w których te właśnie elementy dominowały.
2. Inna sprawa: jak można deprecjonować znaczenie bitew pisząc, że one są tylko dla funu, skoro ich wyniki są w tej grze nieraz decydujące. Od tego ile, kto w ramach bitwy wyturla i jak ją rozegra wiele zależy.
3. Co do odmiennych typów armii, owszem występowały różnice, jednak nie aż tak duże. Ja ze swojej strony opieram się na wspomnianej wcześniej książce "Wojny starożytnego świata. Techniki walki". Tam kwestia współdziałania wojsk i wojsk kombinowanych rozważana jest od najdawniejszych czasów. Taktyka broni kombinowanych pojawiła się - zdaniem autorów książki - najpóźniej wraz z Aleksandrem Macedońskim. Jeśli Szanowny recenzent mojej recenzji tej książki nie czytał bądź nie lubi i się z nią nie zgadza, nie moja to już wina.
Po drugie Raleenie, wiedzą historyczną się nie popisałeś. Bitwa pod Harranem (lub Carrhae czy Karrami, jak wolisz) była wyjątkiem. Gdyby Krassus był tak doświadczonym wodzem jak mniemasz (i co niestety podałeś) zapewne znałby opracowania Ptolemajosa i Aristobulosa o wyprawie Aleksandra Wielkiego. Być może wnikliwie przeczytałby o bitwie nad Jaxartesem, jaką wojska macedońskie stoczyły ze Scytami. Sytuacja prawie analogiczna do tej w jakiej znalazł się triumwir. Jedyna różnica taka, że Scytowie nie mieli ciężkiej kawalerii. Po sforsowaniu rzeki, jazda macedońska uderzyła na liczące kilka tysięcy jazdy wojsko nomadów. Ci oczywiście walki unikali, odciągając kawalerię Aleksandra od lądującej piechoty. W pewnym momencie Scyotwie otoczyli macedońską kawalerią. Aleksander nie czekał jednak na zagładę swojej jazdy, uderzył całą piechotą na Scytów. I bitwę wygrał. Może, gdyby Kassus postąpił jak Aleksander, uniknąłby zagłady armii? Co do Sfakterii to bitwa toczyła się na Sfakterii a nie pod Sfakterią. Jak sam zaznaczyłeś, to wyspa. Bitwa była tak wielkich rozmiarów, że siły obu stron (Związku Peleponeskiego i Zwiazku Morskiego) w „Hannibalu Barkasie” reprezentowałyby dwa żetony piechoty. Minąłeś się, i to znacznie, z charakterystyką sił biorących udział w bitwie. Przede wszystkim skąd informacja, że hoplici atańscy byli mniej liczni od spartańskich adwersarzy? Tukidydes wyraźnie pisze („Wojna peloponeska” ks. IV, roz. 31-32) „Ateńczycy, przeczekawszy jeden dzień, załadowali nocą na kilka okrętów wszystkich hoplitów i niedługo przed świtem wylądowali z obu stron wyspy: od pełnego morza i od przystani. Hoplitów było mniej więcej ośmiuset; rzucili się oni biegiem na pierwszy posterunek.” Tukidydesa powszechnie uważa się za bardzo wiarygodnego. Czyli hoplitów atańskich było ok. 800 do 420, cirka 2 razy więcej. O reszcie sił ateńskich ten sam antyczny historyk pisze: „Równocześnie z brzaskiem dnia wylądowała także reszta wojska z siedemdziesięciu kilku okrętów, każdy ze swoim uzbrojeniem; na okrętach pozostali jedynie wioślarze z najniższego rzędu. Łuczników było ośmiuset, pltastów także nie mniejsza liczba, ponadto sprzymierzeńcy messeńscyi w ogóle całe wojsko spod Pilos z wyjątkiem załogi fortyfikacji.” (Ks. IV, roz. 32). Jakże ważny cytat – 1.600 lekkiej piechoty i jeszcze do tego załogi okrętów oraz sojusznicy! John Warry w swojej pracy „Armie Świata Antycznego” (Warszawa 1995r., ja posiadam wydanie anglojęzyczne) oblicza całość sił ateńskich na nie mniej niż 7.500 ludzi, z czego ok. 6.700 to lekkozbrojni. Samych wioślarzy na trójrzędowej galerze było 170. Najniższy rząd liczył 54 – 60 ludzi. Jednak przewaga Aten w tej bitwie nie była tak przygniatająca. Raleen zaniżył bowiem znacznie siły Spartan. Tukidydes wyraźnie pisze: „Postanowiwszy to zawieźli na wyspę hoplitów, wybrawszy ich losem ze wsystkich oddziałów: byli oni kilkakrotnie wymieniani; ostatni oddział, który został zamknięty przez Ateńczyków, składał się z czterystu dwudziestu hoplitów, nie licząc helotów; dowodził zaś nim Epitadas, syn Molobrosa.” (ks. IV, roz. 8 ) Byli więc heloci, o których specjalista od Sparty – prof. Ryszard Kulesza – pisze, że w razie konieczności walczyli ramię w ramię ze Spartiatami jako lekkozbrojni (czasem nawet jako hoplici). O tym, że heloci walczyli w tej bitwie świadczy rozmieszczenie wojska Sparty na wyspie. „Wojsko lacedemońskie było rozstawione w sposób następujący: pierwszy posterunek tworzyło trzystu hoplitów, równinę w środku wyspy, zaopatrzoną w wodę, zajmowały siły główne wraz z dowódcą Epitadasem, trzeci zaś, nieliczny oddział pilnował cypla wyspy od strony Pilos [...].” (Tykidydes ks. IV, roz. 31-32). Użyte określenie „siły główne” świadczy moim zdaniem o tym, że był to najliczniejszy oddział. John Warry we wspomianej książce ocenia udział helotów w bitwie na ok. 560 ludzi walczących jako lekka piechota. Zresztą, jeśli mieliby być oni sprowadzeni do roli posługaczy, po co ich wymieniać? Przyjmując ok. 1000 lacedemońskich obrońców i tak uzyskamy zatrważający stosunek 7:1.
Obawiam się, że ten fragment o bitwie pod Sfakterią dotyczy innej bitwy. Co do bitwy pod Karrami, ocenę Krassusa jako wybitnego wodza przepisałem z książki, nie jest więc ona moim wymysłem. Zarzuty odnośnie braku wiedzy historycznej to typowy przykład ataku o charakterze personalnym, połączonego z przekonaniem autora o własnej omnipotencji w tej dziedzinie. Tymczasem na ogół jest po prostu tak, że w różnych książkach te same zdarzenia są różnie przedstawiane i poszczególni historycy bywa, że oceniają je nieco odmiennie. Stąd zachowaniem kulturalnym wydaje się pisanie w takim przypadku o rozbieżnościach, a nie zarzucanie autorowi recenzji z marszu niewiedzy.
Kwestia słoni jest bardzo sporna. Konie bały się tych zwierząt. Wedle historiografii rzymskiej, pod Zamą kartagińskie słonie nie wyrządziły armii Scypiona żadnych szkód. Słonie Porosa (nad Hydaspesem) zadały piechocie macedońskiej ciężkie straty, ale uległy. Aby obrócić się przeciwko swoim musiały być rozsierdzone (pod Magnezją rozerwały czworobok falangi Antiocha najprawdopodobniej przytłoczone małą przestrzenią). W talii rzymskiej odpowiednie efekty są, które niwelują działanie słoni, czy powodują wręcz, że atakują one sojusznicze jednostki. Porównując rozwiązania przyjęte w „Hannibalu Barkasie” z kwestią regulacji zagadnienia np. w „Sword of Rome”, to jest ono zbieże. Niewątpliwie rzecz warta jest rozważenia, czy jakieś zmiany wprowadzić.
Ostatnia kwestia związana jest z zasadami ruchu i walki na morzu. W mojej ocenie jest to najsłabsza strona „Hannibala Barkasa”, jednak nie wskazane przez Kolegę Raleena zarzuty wpływają na moją ocenę. Problem jest niejako systemowy. Otóż słabośc Kartaginy na morzu była wielka. I nie chodzi tu wbrew pozorom o liczbę okrętów, ale obawę przed starciem morskim i jego konsekwencjami. W 212 roku, kiedy punicki admirał Bomilkar podpłynął pod oblężone Syrakuzy, nie zaryzykował bitwy morskiej ze zdecydowanie słabszym liczebnie rzymskim adwersarzem. Nie udało mu się przedostac również na Morze Egejskie. Najprawdopodobniej jego korabie nie miały pełnej obsady, a flotę miał wielką – ponad 100 jednostek. Po prostu Punijczykom nie starczało ludzi na działania na lądzie i pełną obsadę floty. Brak w grze, w mojej ocenie jest zasad, które na starcie utrudniałyby osiągnięcie sukcesów bitwie morskiej Kartaginie. Niestety podczas testów w Płocku, to zagadnienie umknęło naszej uwadze.
Generalnie zgadzam się w obu kwestiach. Co do słoni, zaproponowałem na forum pewne rozwiązanie. Co do walk morskich i floty, zdaję sobie sprawę, że nie napisałem wszystkiego, ale i tak była to najobszerniejsza recenzja tej gry, jaka się ukazała, przez co czuję się rozgrzeszony.

Podsumowując, tekst mimo, że nie można mu odmówić całkowicie walorów merytorycznych, zawiera sporo nieścisłości jeśli chodzi o rozumienie przez autora niektórych fragmentów mojej recenzji bądź ich błędnego zrozumienia i wydaje się, że napisany został pod z góry określoną tezę: wykazania, że autor recenzji nie wie o czym pisze i nie zna się na starożytności. Okraszone to zostało podtekstami o charakterze personalnym i to niestety z całego tego tekstu nadal (mimo korekt autora - bo początkowo, z tego co mi wiadomo, autor nie żałował sobie zupełnie) te motywy przebijają.

Cóż mogę dodać, cieszę się, że innym osobom interesującym się starożytnością się podobało i oceniły ją zgoła inaczej - mam wrażenie, że summa summarum pozytywnie, choć, co naturalne, też miały różne zastrzeżenia. Wierzę, że ich ocena, jeśli potraktować ją zbiorowo, była bardziej obiektywna i reprezentatywna niż ocena kolegi Archanioła, której w jej warstwie merytorycznej też całkowicie nie lekceważę.
Ostatnio zmieniony wtorek, 4 listopada 2008, 15:42 przez Raleen, łącznie zmieniany 1 raz.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43394
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3968 times
Been thanked: 2527 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

karus73 pisze:kurna, 140 zeta to jednak nie majątek i chyba się skuszę na tę gierkę :P
okres mnie interesuje i najlepiej samemu się przekonać (bo argumenty obrony mocne ...)
To jest tak, że w każdym sklepie, jak są towary, to różnym ludziom różne rzeczy pasują. I na ogół z większością towarów jest tak, że pewne rzeczy z tych czy innych względów, jednym pasują, innym nie. Po prostu, jak czytasz recenzję, postaraj się odnaleźć w niej to, co Cię interesuje i jak w tym świetle gra jest przedstawiona. Co do pisania recenzji z kolei, właśnie tak należy je pisać, żeby każdy mógł na podstawie różnych cech gry znaleźć w recenzji charakterystykę tych ich cech, które mu odpowiadają.

Ja ze swojej strony, nie zniechęcam. Jak pisałem, nie uważam też tej gry za szczególnie złą. Inną rzeczą jest, i to mnie najbardziej interesowało - możliwość dokonania w niej kilku przeróbek. To by nie wymagało wydawania kolejnego dodatku, mogliby to zrobić non profit nawet sami gracze. Recenzowałem więc, w zamierzeniu, mając na oku cel pozytywny :) .

Natomiast co do oceniających, jako jedna z nielicznych osób, które recenzowały tą grę nie byłem w żaden sposób zaangażowany ani po jednej stronie - w jej tworzenie, ani nie robię żadnych konkurencyjnych gier tego typu to znaczy o starożytności. Natomiast kolega Archanioł, podobnie jak wspomniany wyżej ozy zaangażowani do pewnego stopnia byli. Z drugiej strony, Commendante sprowadza Hannibala zachodniego, więc też ma w tym potencjalny interes, aby oceniać tę grę tak czy inaczej.

Co do zakupu Karusie, jeśli kupisz i Ci się nie spodoba, zawsze jest allegro. Z drugiej strony, możesz się też orientować po cenach gry na allegro i tym jak się ona tam sprzedaje.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Anders
Lieutenant
Posty: 508
Rejestracja: niedziela, 8 października 2006, 16:19
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Anders »

Dawno mnie tu nie było.
Nie chcę się mieszać w wasze spory, ale co do Sfakterii Archanioł ma rację i na źródłach udowodnił Ci błąd (zresztą może nie twój, między nami mówiąc wybrałeś kiepską lekturę). O II Wojnie punickiej najlepsze opracowanie po polsku napisał p. Kęciek ("Wojna Hannibala") - szczerze polecam.

Co do systemu bitwy - nie wiem, czy nie wolałbym tabelki. Przetestuję to w wolnej chwili (w przeciągu roku :P ). Niestety, zmiana systemu bitwy łączyła by się ze zmianami kart, wodzów... prawie całej mechaniki gry.

Osobiście też uważam, ze tekst Archanioła był za ostry, na pewno wyciąłbym z niego przedostatni akapit (bodajże), ale nie zarzucałbym mu złej woli.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43394
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3968 times
Been thanked: 2527 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Sprawdzę jeszcze z tą Sfakterią, obawiam się, że mogły być dwie bitwy, ale nie mam w tej chwili nic pod ręką i już czytałem o tym jakiś czas temu. Owszem, nie grzebałem w źródłach zbyt daleko. Argument ze Sfakterią miał zresztą jedynie pomocniczy charakter i miał pokazać rolę występowania wojsk kombinowanych. Stąd z punktu widzenia argumentacji, która pojawia się w recenzji, nie mają znaczenia te szczegóły, czy ich tam było 100 czy 200 więcej lub mniej. Dzięki za polecenie lektury. Niewykluczone, że skorzystam i mam nadzieję, że będzie okazja podyskutować.
Anders pisze:Co do systemu bitwy - nie wiem, czy nie wolałbym tabelki. Przetestuję to w wolnej chwili (w przeciągu roku :P ). Niestety, zmiana systemu bitwy łączyła by się ze zmianami kart, wodzów... prawie całej mechaniki gry.
Mi się przede wszystkim wydaje, że aż tak dużo nie trzebaby grzebać. Zdaję sobie sprawę, że dla pewnej grupy graczy tak jak jest, jest dobrze i słusznie, że Robert jako wydawca tego nie rusza. Może jednak pomyśleć o alternatywie i przez to zainteresować także innych. Stąd napisałem, że gra ma moim zdaniem szansę na drugą młodość. Nie jest to też przecież z mojej strony tak naprawdę zarzut. Ile zachodnich gier modyfikowano i to ile razy. A ta do tego jest pierwszą grą Leonardo więc tym bardziej trudno to traktować jako ciężki, poważny zarzut.
Anders pisze:Osobiście też uważam, ze tekst Archanioła był za ostry, na pewno wyciąłbym z niego przedostatni akapit (bodajże), ale nie zarzucałbym mu złej woli.
Zła wola przejawia się w zarzucaniu autorowi niemal co akapit niewiedzy. Wcześniej widziałem też, że pisał, iż jedynymi źródłami, które znam są wikipedia i podręczniki i że to za mało. Tymczasem w tekście recenzji jest wyraźnie podana książka, z której korzystałem. Nie sposób tego przeoczyć, jeśli ktoś tą recenzję uważnie przeczytał. W tej sytuacji pisanie, że opierałem się jedynie na wikipedii i podręcznikach świadczy o ewidentnie złej woli.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
karus73
Sergent
Posty: 138
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:43
Lokalizacja: śląsk/kujawsko-pomorskie

Post autor: karus73 »

ja bym polecał także lekturę: Hannibal w Italii (218-217 p.n.e.)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43394
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3968 times
Been thanked: 2527 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Wygląda na to, że z tą Sfakterią macie (wraz z naszym "anielskim" kolegą) rację. Zajrzałem póki co do powszechnie ignorowanej w takich sprawach Wikipedii. Siły rzeczywiście były takie jak podał w tych cytatach źródłowych, pozostaje natomiast kwestia ile spośród nich zostało faktycznie zaangażowane. Na pewno hoplici i peltaści + łucznicy, ale być może nie więcej. Zresztą liczb w ramach recenzji nie podałem pisząc tylko o stosunkach i to jedyny błąd. Nie zmienia to zresztą prawie w ogóle moich wniosków, a dotyczyły one współdziałania różnych rodzajów wojsk, w tym przypadku lekkiej i ciężkiej piechoty.

Link do Wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_Sfakteri%C4%85
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ragozd
Sergent-Major
Posty: 175
Rejestracja: czwartek, 20 września 2007, 21:56
Lokalizacja: Warszawa, Kielce

Post autor: ragozd »

Anders - jest juz w koncowej fazie opracowania wersja z tabelkami jako rownolegle rozwiazanie walki do HB. Autor nie spi :)
Żeby życie miało smaczek, raz planszówka, raz bitewniaczek
Walcząc "klimatycznie", II WS trwałaby do dziś. A tak - wygrali powergamerzy!
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43394
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3968 times
Been thanked: 2527 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

To tylko dowodzi, że moja propozycja nie była bez sensu.

Fajnie, że autor nie zasypia gruszek w popiele i pozytywnie reaguje na wszelkie pojawiające się pomysły :) .
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Anomander Rake
Général de Division
Posty: 3095
Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
Lokalizacja: Wawa i okolice
Been thanked: 3 times

Post autor: Anomander Rake »

O II Wojnie punickiej najlepsze opracowanie po polsku napisał p. Kęciek ("Wojna Hannibala") - szczerze polecam.
O nie tylko nie Kęciek. To fan Kartaginy. On nawet jak prawdę pisze to w taki sposób, że podejrzewa się go o stronniczość.
Osobiście też uważam, ze tekst Archanioła był za ostry, na pewno wyciąłbym z niego przedostatni akapit (bodajże), ale nie zarzucałbym mu złej woli.
Też się nie zgadzam. Ponieważ gdzie indziej nie wahałem się napisać dlaczego to tu też nie muszę mieć skrupułów. Nie wiem na jakiej zasadzie odszedł z tego forum, ale od tego czasu bezstronność dla osoby prowadzącego trudno mu zarzucić. A gdybym nie wiedział, że jest dorosły to po szopkach z kasowaniem postów i aliasów oraz z grożeniem pozwami przypuszczałbym, że nie jest.
Anders
Lieutenant
Posty: 508
Rejestracja: niedziela, 8 października 2006, 16:19
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Anders »

E. Wiem, ze Kęciek do orłów obiektywizmu nie należy, ale ta książka to kawał rzetelnej pracy. Jeżeli znasz coś lepszego dla kogo, kto w tym nie siedzi, to podaj tytuł. Może Lancel i jego biografia Hannibala.

Co do książki Wolnego - cóż, moim zdaniem nie jest dobra, by od niej zaczynać zapoznanie z tematem. Kawał wielkiej pracy, owszem, ale nie jest to pozycja w najmniejszym nawet stopniu popularno-naukowa. Ja ją na razie odstawiłem (na początku roku, po 60 stronach), ale na pewno do niej wrócę.
Awatar użytkownika
Anomander Rake
Général de Division
Posty: 3095
Rejestracja: poniedziałek, 29 maja 2006, 13:06
Lokalizacja: Wawa i okolice
Been thanked: 3 times

Post autor: Anomander Rake »

Nawet nie będę się z Tobą licytował, bo z racji profesji powinieneś mieć lepsze rozeznanie w źródłach.
A co do Kęćka - gdy czytałem jego książkę (Beneventum) to właściwie byłem pewien, że nakłamał w każdym punkcie. Potem jak sprawdzałem jego pracę ze źródłami to było już znacznie lepiej, owszem dalej interpretował fakty maksymalnie antyrzymsko jak tylko się dało, ale co do części miał rację, a tylko podał to w takiej formie, że mu "z urzędu" nie ufałem.
Przy czym na tyle mnie do siebie zniechęcił, że po Hannibala już nie sięgałem. Odradzam, bo nie mam zaufania do autora.
ragozd
Sergent-Major
Posty: 175
Rejestracja: czwartek, 20 września 2007, 21:56
Lokalizacja: Warszawa, Kielce

Post autor: ragozd »

Raleen pisze:Owszem nie grałem wiele w 'Hannibala Barkasa', opierałem się jednak na opiniach osób, które grały wiele, a na takie osoby można zarówno w klubie Agresor czy na tym forum trafić (choć może autorowi tej swoistej recenzji recenzji wydaje się to niemożliwe). Weryfikowałem oczywiście w trakcie rozgrywki szereg ich sądów, tym niemniej zarzucanie mi, że nie są one poparte praktyką, jest jak strzał kulą w płot
Raczej prosto w serce. Niebezpieczna to praktyka i mozna sie na niej przejechac - wszystkie zarzuty dotyczace pustoszen sa wyssane z palca i niezgodne z zasadami. Dodatkowo, nieoplacalne taktycznie na szersza skale - jak juz pisalem - pozniejsze problemy z zebraniem takiego wojska czyni operacje nieoplacalna z punktu widzenia PZ. One sa tylko milym dodatkiem i bardzo skromnym przy okazji :)
Raleen pisze:To tylko dowodzi, że moja propozycja nie była bez sensu.
Oczywiscie ze nie. Sa dwie duze frakcje wsrod graczy, a sprawe mozna zrobic szybko i elegancko - wiec dlaczego nie jako alternatywna mozliwosc. kazdy sobiw wybierze, co lubi.
Żeby życie miało smaczek, raz planszówka, raz bitewniaczek
Walcząc "klimatycznie", II WS trwałaby do dziś. A tak - wygrali powergamerzy!
Anders
Lieutenant
Posty: 508
Rejestracja: niedziela, 8 października 2006, 16:19
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Anders »

Anomanderze, Benewent to książka w której wyraźnie widać tezę - ale przeczytaj z "Wojny Hannibala" rozdział o Kannach - świetny. Ja go raz złapałem na baaardzo poważnej nadinterpretacji, wręcz przekłamaniu, niemniej uważam, że on i Lancel to najlepsi autorzy, od których można zacząć. A w "Wojnie..." o ile pamiętam nie epatuje nawet tą formą.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Starożytność i średniowiecze”