http://www.strategie.net.pl/viewtopic.p ... 136#121136
Rownie wyczerpujaca jest polemika do niej, ze swej strony nadmienie tylko, ze albo Raleen zle gral z pustoszeniem albo sie czepia, poniewaz mozna pustoszyc tylko tyle razy, ile prowincja przynosi dochodu. PZ z tego marne, a kasa nie wystarczy nawet na to by pustoszace wojska oplacic i zebrac z powreotem do kupy ...Arteusz pisze:Recenzja gry na Portalu Strategie:
http://portal.strategie.net.pl/index.ph ... Itemid=119
Autorem recenzji jest Raleen.
Ze swojej strony mogę dodać, że recenzja jest wyczerpująca i daje trochę inne spojrzenie na ową grę. Szczególnie w kontekście innych recenzji tej gry.
Archanioł pisze:Kilka dni temu miałem okazję przeczytać recenzję autorstwa Raleena na temat gry „Hannibal Barkas”. Im bardziej zagłębiałem się w tekst, tym częściej wywoływał on moje zdziwienie. Wedle autora tekstu, podniesione zarzuty sprowadzą autora gry i osoby zaanagażowane w tworzenie „Hannibala” na ziemię. Cóż, po lekturze recenzji nie czuję się „sprowadzony na ziemię”. Przeanalizujmy zatem te „mocne” zarzuty.
Podniesione przez Kolegę Raleena zarzuty mozna podzielić na dwie kategorie:
- zarzuty dotyczące strony estetycznej gry;
- zarzuty nawiązujące do kwestii merytorycznych, w tym historycznych.
Co do zarzutów estetycznych, nie będę odnosił się do tych związanych z użytym lakierem na planszy, pudełkiem czy obrazkiem na okładce. Podniesione przez autora recenzji kwestie są związane z gustem, a jak mawiali starożytni Rzymianie „de gustibus non disputandum est” czyli o gustach się nie dyskutuje. Skoro Koledze Raleenowi nie podoba się plansza, pudełko czy obrazek, pozostaje nam jedynie uszanować jego gusta, gdyż do negatywnej oceny gry od tej strony ma jak najbardziej prawo.
Natomiast kwestia związana z kartami strategicznymi, w mojej ocenie świadczy tylko o tym, że recenzentowi brak jest doświadczenia w grze (o ile w ogóle je posiada). Karty miast wyłożone są awersem do góry. Podobnie karty wodzów. Talia kart strategicznych jest na mapie (jest specjalne miejsce dla niej) ułożona rewersem do góry (zakryte). Karty zagrane również umieszcza się na specjalnym polu na mapie. Pozostają jedynie karty „na ręku” i te są zakryte. Jednakże kart zakrytych w danym momencie gry jest stosunkowo niewiele, więc dla mnie problem jest wyssany z palca. W kwestii żetonów flot zgadzam sie jednak z recenzentem, że powinny się one różnić. Nie jest to jednak tak wielki problem jak przedstawiono to w recenzji. Wystarczy w takim przypadku umieści pod flotami marker kontroli (taki duży, okrągły). Na początku gry sugeruję używać markerów rzymskich, a w miarę trwania rozgrywki, jak Kartagina traci rzymskie miasta i następnie swoje, oznaczać punickimi markerami floty kartagińskie. Oznaczając markerami kontroli floty jednej tylko strony nie ma problemu, że takie markery nam się wyczerpią. Także o ile sama uwaga słuszna, to problem już przerysowany.
Uważam, że te dwie kwestie podniesione w recenzji do rangi problemów istotnych od strony estetycznej, nie mogą się ostać z przyczyn wskazanych wyżej.
Zarzutów związanych z mechaniką gry i nawiązaniem do historii, Kolega Raleen podniósł bardzo wiele. Spróbuję teraz odnieść się do każdego z nich.
Pierwszy z podniesionych zarzutów dotyczy liczby losowanych co etap kart. Recenzent stoi na stanowisku, że zbyt mała liczba dobieranych kart prowadzi do losowości rozgrywki. Każda card driven game jest w jakimś stopniu losowa. Raz ręka jest bardziej zrównoważona, innym razem zachwiana in minus, aby w kolejnym etapie być in plus. Dobieranie dwóch kart w etapie z talii głównej ma głębokie uzasadnienie realistyczne. W końcu „akcja” gry dzieje się w czasach, gdzie średnie dzienne tempo marszu armii to ok. 12 km, a flota przepływała ok. 70 km. Jeden etap to dwa miesiące. Nie może się wiele dziać w tak krótkim okresie czasu, gdy przepływ informacji, środków, ludzi jest powolny. Stąd dobór 2 kart na etap (12 w skali roku i jest to minimum) wydaje się uzasadniony. Jeśli uwzględnić możliwosci doboru dodatkowych kart, znowu podniesiony zarzut nie wytrzymuje krytyki z realiami historycznymi. Będą więc etapy, gdzie „więcej” się będzie działo i takie, które będą bardziej statyczne.
Kwestia pewnego „ubezwłasnowolnienia” Syrakuz w sferze ich działalności dyplomatycznej ma głębokie uzasadnienie historyczne. W ostatnich 20 latach III wieku p.n.e. Syrakuzy nie były już podmiotem polityki międzynarodowej a raczej jej przedmiotem. Prowadzenie jakiś akcji dyplomatycznych wobec plemion galijskich, czy Numidów to czysta science fiction. Syrakuzy mogła jedynie interesować Sycylia, ale nic ponad to. Zresztą po śmierci Hieronima (wnuk Hierona II) agenci puniccy przekonali lud Syrakuz o korzyściach płynących z sojuszu obiecując właśnie Sycylię. Nic ponad to. Posłowie z Syrakuz posłowali jedynie do Kart Hadasz. Stąd wynika rozwiązanie zabraniające atakowania państwa neutralnych i prowadzenie akcji dyplomatycznych. Propozycje recenzenta kłócą się z historycznymi założeniami gry, która osadzona jest przecież w czasie II Wojny Punickiej. A że gra Syrakuzami jest trudna i wymaga wiele cierpliwości - taki już ich urok.
Zupełnym nieporozumieniem jest stwierdzenie „tak naprawdę miasta są potrzebne graczowi tylko raz na 3 etapy, w etapie, w którym jest faza ekonomii, bo tylko w nim zbiera on z nich dochód i może powoływać w nich nowe oddziały.” Przy takim założeniu miasta byłyby zbędne w każdej grze, gdzie nie ma ekonomii. W „Hannibalu Barkasie” miasta spełniają ważką rolę. Rekrutuje się w nich wojska i wstawia do nich wojska przychodzące z kart (np. karty Auxilia, Posiłki – w sumie 6 kart tj. 10% talii)! Ewidentnie świadczy to o tym, że recenzent gry nie zna! Kontrola miast daje również punkty zwycięstwa. Miasta stanowią także azyl dla armii pokonanych w bitwie. Wreszcie, mogą być świetną bazą wypadową do atakowania wrażych sojuszników albo terytorium samego wroga. Zabawna jest uwaga, jakoby kilka desantów mogło skutkować oblężeniem, a tym samym utratą dochodu z istotnych dla Kartaginy miast (przede wszystkim Nowa Kartagina i Kartagina). Dla skutecznego oblężenia tylko tych dwóch miast potrzebne jest 14 jednostek piechoty!! Armia konsularna ma ich 12. Poza tym, nawet dla gracza pierwszy raz przystępującego do rozgrywki w „Hannibala Barkasa”, jest oczywiste, że te dwa rejony należy koniecznie chronić.
Lektura uwag Kolegi Raleena na temat spustoszeń musi prowadzić do konkluzji, że recenzowanej gry nie rozumie, a epoka historyczna, w realiach której gra jest osadzona, jest mu pobieżnie znana. Wprawdzie słusznie on rozumuje, że spustoszenia są odpowiednikiem żywienia się kosztem przeciwnika, jednak nie pojmuje istoty tego elementu gry. Żywienie się kosztem przeciwnika to nic innego właśnie jak niszczenie jego zasobów gospodarczych (zasiewów, spichlerzy itp.) poprzez przejęcie ich i dewastację tego, czego nie dało się unieść. Lekkozbrojne oddziały były rozsyłane przez wodza aby ograbić miejscową ludność i wroga i w ten sposób aprowizować wojsko. W grze nie posługujemy sie jednak inną walutą niż złoto (talenty), które nie tylko oznacza pieniądz ale właśnie takie dobra jak: żywność, surowce, zwierzęta juczne i wierzchowe. Krótko mówiąc spustoszenia są elementem ruchu (rozsyłanie wojsk, zbieranie dóbr – czytaj grabież) i i zawierają w sobie element ekonomiczny (dostarczenie zebranych dóbr do armii). Oddział wracał z żywnoscią, zwierzętami, które trafiało do magazynów armii (oczywiście uszczuplone o to co oddziały aprowizacyjne ukradły czy jak kto woli przejadły). Dzięki temu wojsko otrzymywało wyżywienie a wódz armii dobra, które mógł przeznaczyć na dodatkowe wynagrodzenie (nagrody) za służbę. W grze funkcję tę pełni prostu złoto, bedące synonimem wielu dóbr. Zresztą w III wieku p.n.e. podstawą podatków były płody rolne (zboża, żywiec – browar też ), a nie moneta czy kruszec. Dlatego w pełni zasadne jest, że skoro gracz dokonuje spustoszeń, otrzymuje już w fazie akcji dochód z tego tytułu. Natomiast efekt, czyli niemożność oddania części płodów przez plebs ujawnia się w fazie ekonomii (równie dobrze faza ta mogłaby się zwać fazą podatków). Co do uwag odnoście punktów zwycięstwa, to należy zwrócić uwagę na fakt, że 1 żeton spustoszeń otrzymujemy za co najmniej 5 jednostek. Jeden PZ zaś za 2 żetony spustoszeń. Trzeba by 30 jednostek aby wykonać ruch i uzyskać 3 punkty zwycięstwa. Przyznam, że większej armii w Italii nie widziałem.
Jednym z najciekawszych zarzutów, w mojej ocenie, jest jednak ten: „Inna rzecz, która rzuca się w oczy, gdy spojrzy się na planszę, to dochody miast rzymskich i kartagińskich. Rzym wypada pod tym względem wyraźnie słabiej, mimo że posiada znacznie więcej prowincji. W rzeczywistości częstokroć nie były one tak ubogie, jak to wynika z gry. Ma to oczywiście bezpośredni związek z możliwościami mobilizacyjnymi Rzymu i zdolnością do wystawienia dużej armii. Wiemy, że historycznie Rzym był w stanie wystawić armię liczebnie kilkakrotnie przewyższającą wojska Kartaginy. W samej Italii w szczytowym okresie wojny z Hannibalem, walkę z nim prowadziło przeszło 200-250 tys. ludzi. W grze ta przewaga liczebna nie do końca jest widoczna. Bo skoro to Kartagina ma większe przychody, to ona, co za tym idzie, będzie miała zazwyczaj więcej wojska.” Sam rzut okiem na mapę powinien rozwiać wszelkie wątpliwości. 2 miasta Kartaginy (1/4 całości) generuja ponad połowę jej dochodu. Wynik spraowadza się do sum – Rzym 57 talentów, Kartagina 36. Różnica 21 talentów! Oceny tej nie zmienia także to, że grający Kartaginą może skorzystac z 6 talentów Massyli. W najbliższym czasie ukaże się wersja 1.2 zasad, gdzie sojusz rzymsko-syrakuzański od początku rozgrywki 2 i 4 osobowej w scenariuszach II i III powiekszy przewagę ekonomiczną Synów Wilczycy o kolejne 10 talentów. Kolega Raleen nie zdaje sobie sprawy z faktu, że Rzym nie powoływał armii od tak sobie, bo został zaatakowany czy dlatego, że było go stać. Od tak nie było to możliwe. Iunius Perna, obrany dyktatorem bezpośrednio po Kannach, uzbroił część nowopowołanych legionów w archaiczną broń po Celtach i Samnitach. Owszem, przewaga Rzymu była olbrzymia, ale musiała być konsekwentnie mobilizowana. Wojska liczonego w dziesiątki tysięcy ludzi nie powołuje sie od tak. Trzeba zapewnić zarówno finanse na stipendium jak i przygotować magazyny zaopatrzeniowe (jeśli wojsko rekrutujemy aby walczyły na włsnym terytorium). Ponieważ w grze (i słusznie) nie ma podziału na alae, przeto przyjmując liczebność armii konsularnej na 20.000 ludzi wychodzi, że jej dzienny koszt utrzymania (wraz z wyżywieniem) wynosił ok. 9.000 denarów !! Łatwo to sprawdzić u Polybiosa (ks. VI, rozdz. 19-42). W żadnym wypadku na terenie Italii, w czasie całej wojny nie walczyło 200.000 do 250.000 żołnierzy. Przy największej liczebności armii w 212 roku pod bronią było 25 legionów na wszyslkich teatrach działania i 185 okrętów z 63 tysiącami ludzi. Uwzględniając, że legiony zazwyczaj miały niższe stany od oficjalnych da to nam jakieś 270 do 300 tysięcy legionistów i marynarzy w całym zachodnim basenie Morza Śródziemnego. Czyli jakieś 135.000 denarów dziennie. Nie sądzę aby Etruskowie, Samnici, Lukanowie czy Messapiowie czekali na wypłatę (inna sprawa, że wojska sprzymierzeńców utrzymywały ich plemiona, ale przecież kasę musiały mieć!). Rodowici Rzymianie być może tak, choć również wątpię w ich altruizm na rzecz Republiki. I jeszcze jedna uwaga, podkreślająca jak gigantyczny wysiłek podjął Rzym mobilizując takie siły. Wedle Liwiusza (wiarygodnego jeśli idzie o dane statystyczne) w latach 265/264 Rzym liczył 292.234 dorosłych mężczyzn obywateli. W roku 251 liczba ta wzrosła do 297.797, ale 4 lata później, w roku 247/246 liczba dorosłych mężczyzn obywateli wynosiła 241.212 osób!! W ciągu pierwszy trzech lat II Wojny Punickiej Republika straciła nie mniej niż 120.000 legionistów. Oznacza to mniej więcej tyle, że w 212 roku co drugi dorosły meżczyzna, będący obywatelem Rzymu, służył w legionach albo flocie.
Zgodzić się jednak z Raleenem należy, iż konieczne jest jakieś uwidocznienie poświęceń ludów Italii na rzecz armii. Stąd Autor gry uznał za konieczne wprowadzić zmiany i w kolejnej edycji zasad utrzymanie rzymskiej piechoty będzie kosztować 1 talent za 2 jednostki.
Kolejnym zarzut dotyczy sposobu rozstrzygania bitew a dokładnie Kolega Raleen nie widzi w stosowanym w „Hannibalu Barkasie” systemie, możliwości rozegrania starć w stylu bitwy pod Sfakterią i bitwy pod Harranem.
Szanowny Kolego! Gra „Hannibal Barkas” to tzw. „grand strategy”, nie służy więc do symulowania starć na poziomie taktycznym! Element bitwy mam dodać „fun-u” rozgrywce. Równie dobrze można by przyjąć rozwiązanie rozstrzygania bitew z „The Ancient World” albo „Hannibal: Rome vs Carthage”, czy jakieś inne, z jednym, modyfikowanym, rzutem kością. Czy również wtedy podnosiłbyś taki, moim zdaniem graniczący z absurdem, zarzut? Przytocozne przez Ciebie przykłady dotyczą zupełnie odmiennych typów armii. Wojna peloponeska to jeszcze nie bitwy w stylu połączonych rodzajów wojsk. A legion Krassusa znacząco różnił się od tego Varrona czy Scypiona z czasów konfrontacji z Hannibalem. Każdy z przykładów dzieli prawie 200 lat od zdarzeń, które są podstawą „Hannibala Barkasa”.
Po drugie Raleenie, wiedzą historyczną się nie popisałeś. Bitwa pod Harranem (lub Carrhae czy Karrami, jak wolisz) była wyjątkiem. Gdyby Krassus był tak doświadczonym wodzem jak mniemasz (i co niestety podałeś) zapewne znałby opracowania Ptolemajosa i Aristobulosa o wyprawie Aleksandra Wielkiego. Być może wnikliwie przeczytałby o bitwie nad Jaxartesem, jaką wojska macedońskie stoczyły ze Scytami. Sytuacja prawie analogiczna do tej w jakiej znalazł się triumwir. Jedyna różnica taka, że Scytowie nie mieli ciężkiej kawalerii. Po sforsowaniu rzeki, jazda macedońska uderzyła na liczące kilka tysięcy jazdy wojsko nomadów. Ci oczywiście walki unikali, odciągając kawalerię Aleksandra od lądującej piechoty. W pewnym momencie Scyotwie otoczyli macedońską kawalerią. Aleksander nie czekał jednak na zagładę swojej jazdy, uderzył całą piechotą na Scytów. I bitwę wygrał. Może, gdyby Kassus postąpił jak Aleksander, uniknąłby zagłady armii? Co do Sfakterii to bitwa toczyła się na Sfakterii a nie pod Sfakterią. Jak sam zaznaczyłeś, to wyspa. Bitwa była tak wielkich rozmiarów, że siły obu stron (Związku Peleponeskiego i Zwiazku Morskiego) w „Hannibalu Barkasie” reprezentowałyby dwa żetony piechoty. Minąłeś się, i to znacznie, z charakterystyką sił biorących udział w bitwie. Przede wszystkim skąd informacja, że hoplici atańscy byli mniej liczni od spartańskich adwersarzy? Tukidydes wyraźnie pisze („Wojna peloponeska” ks. IV, roz. 31-32) „Ateńczycy, przeczekawszy jeden dzień, załadowali nocą na kilka okrętów wszystkich hoplitów i niedługo przed świtem wylądowali z obu stron wyspy: od pełnego morza i od przystani. Hoplitów było mniej więcej ośmiuset; rzucili się oni biegiem na pierwszy posterunek.” Tukidydesa powszechnie uważa się za bardzo wiarygodnego. Czyli hoplitów atańskich było ok. 800 do 420, cirka 2 razy więcej. O reszcie sił ateńskich ten sam antyczny historyk pisze: „Równocześnie z brzaskiem dnia wylądowała także reszta wojska z siedemdziesięciu kilku okrętów, każdy ze swoim uzbrojeniem; na okrętach pozostali jedynie wioślarze z najniższego rzędu. Łuczników było ośmiuset, pltastów także nie mniejsza liczba, ponadto sprzymierzeńcy messeńscyi w ogóle całe wojsko spod Pilos z wyjątkiem załogi fortyfikacji.” (Ks. IV, roz. 32). Jakże ważny cytat – 1.600 lekkiej piechoty i jeszcze do tego załogi okrętów oraz sojusznicy! John Warry w swojej pracy „Armie Świata Antycznego” (Warszawa 1995r., ja posiadam wydanie anglojęzyczne) oblicza całość sił ateńskich na nie mniej niż 7.500 ludzi, z czego ok. 6.700 to lekkozbrojni. Samych wioślarzy na trójrzędowej galerze było 170. Najniższy rząd liczył 54 – 60 ludzi. Jednak przewaga Aten w tej bitwie nie była tak przygniatająca. Raleen zaniżył bowiem znacznie siły Spartan. Tukidydes wyraźnie pisze: „Postanowiwszy to zawieźli na wyspę hoplitów, wybrawszy ich losem ze wsystkich oddziałów: byli oni kilkakrotnie wymieniani; ostatni oddział, który został zamknięty przez Ateńczyków, składał się z czterystu dwudziestu hoplitów, nie licząc helotów; dowodził zaś nim Epitadas, syn Molobrosa.” (ks. IV, roz. 8 ) Byli więc heloci, o których specjalista od Sparty – prof. Ryszard Kulesza – pisze, że w razie konieczności walczyli ramię w ramię ze Spartiatami jako lekkozbrojni (czasem nawet jako hoplici). O tym, że heloci walczyli w tej bitwie świadczy rozmieszczenie wojska Sparty na wyspie. „Wojsko lacedemońskie było rozstawione w sposób następujący: pierwszy posterunek tworzyło trzystu hoplitów, równinę w środku wyspy, zaopatrzoną w wodę, zajmowały siły główne wraz z dowódcą Epitadasem, trzeci zaś, nieliczny oddział pilnował cypla wyspy od strony Pilos [...].” (Tykidydes ks. IV, roz. 31-32). Użyte określenie „siły główne” świadczy moim zdaniem o tym, że był to najliczniejszy oddział. John Warry we wspomianej książce ocenia udział helotów w bitwie na ok. 560 ludzi walczących jako lekka piechota. Zresztą, jeśli mieliby być oni sprowadzeni do roli posługaczy, po co ich wymieniać? Przyjmując ok. 1000 lacedemońskich obrońców i tak uzyskamy zatrważający stosunek 7:1.
Kwestia słoni jest bardzo sporna. Konie bały się tych zwierząt. Wedle historiografii rzymskiej, pod Zamą kartagińskie słonie nie wyrządziły armii Scypiona żadnych szkód. Słonie Porosa (nad Hydaspesem) zadały piechocie macedońskiej ciężkie straty, ale uległy. Aby obrócić się przeciwko swoim musiały być rozsierdzone (pod Magnezją rozerwały czworobok falangi Antiocha najprawdopodobniej przytłoczone małą przestrzenią). W talii rzymskiej odpowiednie efekty są, które niwelują działanie słoni, czy powodują wręcz, że atakują one sojusznicze jednostki. Porównując rozwiązania przyjęte w „Hannibalu Barkasie” z kwestią regulacji zagadnienia np. w „Sword of Rome”, to jest ono zbieże. Niewątpliwie rzecz warta jest rozważenia, czy jakieś zmiany wprowadzić.
Ostatnia kwestia związana jest z zasadami ruchu i walki na morzu. W mojej ocenie jest to najsłabsza strona „Hannibala Barkasa”, jednak nie wskazane przez Kolegę Raleena zarzuty wpływają na moją ocenę. Problem jest niejako systemowy. Otóż słabośc Kartaginy na morzu była wielka. I nie chodzi tu wbrew pozorom o liczbę okrętów, ale obawę przed starciem morskim i jego konsekwencjami. W 212 roku, kiedy punicki admirał Bomilkar podpłynął pod oblężone Syrakuzy, nie zaryzykował bitwy morskiej ze zdecydowanie słabszym liczebnie rzymskim adwersarzem. Nie udało mu się przedostac również na Morze Egejskie. Najprawdopodobniej jego korabie nie miały pełnej obsady, a flotę miał wielką – ponad 100 jednostek. Po prostu Punijczykom nie starczało ludzi na działania na lądzie i pełną obsadę floty. Brak w grze, w mojej ocenie jest zasad, które na starcie utrudniałyby osiągnięcie sukcesów bitwie morskiej Kartaginie. Niestety podczas testów w Płocku, to zagadnienie umknęło naszej uwadze.
Odniosłem się chyba do wszystkich zarzutów Raleena, na pewno do wszystkich najistotniejszych w mojej ocenie. Czas więc na krótkie podsumowanie pracy Kolegi Raleena. Moim zdaniem recenzja ta jest nierzetelna. Kolega Raleen ma prawo oczywiście do dezaprobaty dla przyjętych w grze rozwiązań. Winien wtedy wskazać, że np. system rozstrzygania bitew mu nie odpowiada, bo jest za dużo rzucania kośćmi, że to ma być gra strategiczna a nie quasi „bitewniak” (bo z takimi zarzutami też się spotkałem; co jednak ciekawe, ludziom tym w „Hannibalu” przeszkadza rzucanie dużą ilością kości, ale już w grach z bloczkami jak np. „Prussia’s Defiant Stand” konieczność kilkunastu rzutów w jednej rundzie bitwy nie denerwuje ich). Jeśli jednak dla krytyki założeń istotnych przepisów gry sięga do historii, powinien wiedzieć o czym pisze. Niestety, pod tym względem recenzja autorstwa Raleena prezentuje się tragicznie, absolutnie nierzeczowo. W tej sytuacji trudno brać na poważnie zawartą w niej argumentację, gdyż brak jej podstaw merytorycznych. Lektura recenzji utwierdza mnie w przekonaniu, że jej autor nie rozumie epoki, w jakiej osadzona jest gra. Odniosłem również wrażenie, że jeśli recenzent grał w „Hannibala”, to góra jeden raz albo dwa. Trudno więc mówić, aby recenzja była obiektywna. Podnoszone w recenzji zarzuty, pojawiały się, dużo przed jej publikacją na różnych forach. Stąd wydaje mi się, że recenzja to niejako ich kompilacja wraz z próbą, nieudaną, historycznego uzasadnienia tych zarzutów.
Wiem, że po publikacji tego tekstu pojawią się liczne głosy sugerujące, iż skoro Robert Żak wymienia mnie w instrukcji wśród osób, które bardzo przyczyniły się do powstania gry, to będę jej bronił w każdej sytuacji. Na pewno trudniej mi zachować obiektywizm co do niepochlebnego zdania na temat „Hannibala Barkasa” (znajdą się i tacy, którzy głosić będą, iż bronię tej gry jak niepodległości). Dostrzegam jednak braki gry, jak choćby kwestia przewagi morskiej Rzymu, której dla mnie w grze nie widać. Szkoda tylko, że w dyskusji, przeciwnikom tej, gry szybciutko kończą się argumenty merytoryczne.