[AAR] Bannockburn 1314 (Men of Iron)
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43395
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3970 times
- Been thanked: 2528 times
- Kontakt:
[AAR] Bannockburn 1314 (Men of Iron)
Bitwa pod Bannockburn (1314) - relacja z rozgrywki na Portalu Strategie:
http://portal.strategie.net.pl/index.ph ... Itemid=121
Autorem relacji jest Raleen.
http://portal.strategie.net.pl/index.ph ... Itemid=121
Autorem relacji jest Raleen.
Ostatnio zmieniony środa, 23 marca 2011, 22:50 przez Raleen, łącznie zmieniany 2 razy.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Arteusz
- Praetor
- Posty: 3144
- Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
- Lokalizacja: Kielce
- Been thanked: 1 time
Nie mieliście wrażenia, że gracz szkocki ma niewiele do roboty w tej bitwie? Albo inaczej - o wiele mniej do roboty niż Anglik.
Ostatnio zmieniony czwartek, 1 stycznia 1970, 01:00 przez Arteusz, łącznie zmieniany 1 raz.
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43395
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3970 times
- Been thanked: 2528 times
- Kontakt:
W jakim sensie niewiele do roboty? Jeśli jedna z armii stosuje taktykę ściśle defensywną, przynajmniej z początku, to dopóki przeciwnik nie zaatakuje zawsze ma mniej do roboty. Ale jak już dojdzie do starć to Szkoci owszem atakują. Petru generalnie nie stał w shiltronach tylko starał się atakować. I wtedy bywało, że sporo manewrował.
Moim zdaniem w tej bitwie Szkoci tak jak są ustawieni, przy takiej grze jak moja, raczej nie mają na dłuższą metę szans. Trzeba się albo przegrupować mocno i spróbować jednak jakoś zaatakować na jednym ze skrzydeł. Jest także opcja cofnięcia się głębiej w las, ale wtedy trzeba o tym pomyśleć już na starcie i dalej umieścić sztandary.
Jest jeszcze inna, bardzo intrygująca mnie opcja: ataku armii szkockiej na Anglików, zanim ci zdążą przegrupować swoje siły. Jazda angielska wygląda bardzo groźnie, ale poza tym siły angielskie są rozrzucone początkowo po całej planszy a większość czy niemal cała piechota angielska (z wyjątkiem strzelczej) jest zdezorganizowana. Można powiedzieć: aż się prosi.
Moim zdaniem ta bitwa może być ciekawa, dużo zależy od taktyki jaką przyjmą gracze.
Moim zdaniem w tej bitwie Szkoci tak jak są ustawieni, przy takiej grze jak moja, raczej nie mają na dłuższą metę szans. Trzeba się albo przegrupować mocno i spróbować jednak jakoś zaatakować na jednym ze skrzydeł. Jest także opcja cofnięcia się głębiej w las, ale wtedy trzeba o tym pomyśleć już na starcie i dalej umieścić sztandary.
Jest jeszcze inna, bardzo intrygująca mnie opcja: ataku armii szkockiej na Anglików, zanim ci zdążą przegrupować swoje siły. Jazda angielska wygląda bardzo groźnie, ale poza tym siły angielskie są rozrzucone początkowo po całej planszy a większość czy niemal cała piechota angielska (z wyjątkiem strzelczej) jest zdezorganizowana. Można powiedzieć: aż się prosi.
Moim zdaniem ta bitwa może być ciekawa, dużo zależy od taktyki jaką przyjmą gracze.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Petru Rares
- Capitaine
- Posty: 821
- Rejestracja: poniedziałek, 1 czerwca 2009, 22:37
- Lokalizacja: Bełchatów/Warszawa
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 13 times
- Petru Rares
- Capitaine
- Posty: 821
- Rejestracja: poniedziałek, 1 czerwca 2009, 22:37
- Lokalizacja: Bełchatów/Warszawa
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 13 times
Ostatnio miałem okazję rozegrać raz jeszcze Bannockburn (grałem Szkotami). Tym razem graliśmy z zasadą, którą do tej pory przeoczałem, a która mówi, że rozpoczyna ten, kto wyrzuci więcej na kostce. Do tej pory byłem święcie przekonany, że to Anglicy zaczynają.
Postanowiłem wypróbować podsunięty przez Raleena pomysł na zdecydowane, wyprzedzające uderzenie Szkotami. Szczęśliwie kostka pozwoliła rozpocząć grę graczowi szkockiemu. Lewe skrzydło szkockie od razu rzuciło się na łuczników prawego skrzydła angielskiego. Ostrzał Anglików okazał się mało skuteczny, natomiast Szkoci uzyskali dobre efekty własnego ostrzału, co w połączeniu z brawurowym atakiem oddziałów toporników pozwoliło rozbić czołowe siły angielskie.
Następnie Anglik spróbował szarży pierwszą linią swojej kawalerii. Celem ataku były wojska Moraya, które wyszły z shiltronów i były ustawione skośnie do linii pozostałych wojsk szkockich. Szarża jednak nie przyniosła spodziewanych efektów, ponieważ gdzieniegdzie było pod górkę, gdzie indziej zaś opór Szkotów był na tyle duży, że mimo korzystnej tabelki walki, Anglicy i tak kończyli zdezorganizowani. Następnie król Robert Bruce, który znalazł się na tyłach szarżującej kawalerii, dokonał w jej szeregach prawdziwego spustoszenia.
Odpowiedzią Anglików było ściągnięcie piechoty na skrzydła, wciąż jednak ich główne siły nie weszły do walki. Postanowiłem zatem przenieść akcję na swoje prawe skrzydło i zaatakować Edwardem Brucem kawalerię Gloucestera. Tu jednak spotkałem się z ciepłym przyjęciem w postaci miażdżącej kontrszarży jednego oddziału kawalerii. Oddział ten narobił sporo szkód w linii szkockiej, ale w pościgu zapędził się za daleko i został wkrótce zniszczony. Dało to jednak czas Anglikom na podciągnięcie reszty piechoty i zdecydowana kontrakcję na swoim lewym skrzydle. Ich atak wspierany przez łuczników skierował się na szkockie prawe skrzydło Edwarda, który wysforował się trochę za mocno w przód. Mimo morderczego ostrzału Szkoci jakoś wytrzymali tą turę i przeszli do akcji na swoim lewym skrzydle, gdzie mieli przewagę liczebną. Rozbili resztkę angielskich łuczników i wciągnęli w zasadzkę kawalerię Heresforda, prowokując najpierw do kontrszarży, a następnie otaczając i niszcząc kawalerię, która zapuściła się za daleko w pogoń.
Gra skończyła się zdecydowanym zwycięstwem Szkotów, mimo, że skrzydło dowodzone przez Edwarda Bruce'a zostało niemal całkowicie rozbite. Anglicy stracili jednak większość kawalerii i sporo łuczników, szczególnie na swoim prawym skrzydle. Przyznać należy, że szczęście wojenne (kostka) w tej partii zdecydowanie sprzyjały Szkotom. Gdyby ostrzał lub szarże Anglików były skuteczniejsze, bądź to Anglicy zaczynaliby grę, partia mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. Nawet wtedy jednak wyjście Szkotów z shiltronów i atak na nie do końca skoncetrowanych Anglików należy uznać za bardzo dobry pomysł.
Partia, którą rozegraliśmy była emocjonująca, szczególnie wtedy gdy Anglicy przeprowadzali swoją pierwszą szarżę, lub gdy zabrali się za rozbicie zgrupowania Edwarda, jednak w pewnym momencie stało się jasne, że Anglikom ciężko będzie nadrobić dystans do Szkotów. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł kolejny raz przetestować koncpcję wyprzedzającego uderzenia ^^
Postanowiłem wypróbować podsunięty przez Raleena pomysł na zdecydowane, wyprzedzające uderzenie Szkotami. Szczęśliwie kostka pozwoliła rozpocząć grę graczowi szkockiemu. Lewe skrzydło szkockie od razu rzuciło się na łuczników prawego skrzydła angielskiego. Ostrzał Anglików okazał się mało skuteczny, natomiast Szkoci uzyskali dobre efekty własnego ostrzału, co w połączeniu z brawurowym atakiem oddziałów toporników pozwoliło rozbić czołowe siły angielskie.
Następnie Anglik spróbował szarży pierwszą linią swojej kawalerii. Celem ataku były wojska Moraya, które wyszły z shiltronów i były ustawione skośnie do linii pozostałych wojsk szkockich. Szarża jednak nie przyniosła spodziewanych efektów, ponieważ gdzieniegdzie było pod górkę, gdzie indziej zaś opór Szkotów był na tyle duży, że mimo korzystnej tabelki walki, Anglicy i tak kończyli zdezorganizowani. Następnie król Robert Bruce, który znalazł się na tyłach szarżującej kawalerii, dokonał w jej szeregach prawdziwego spustoszenia.
Odpowiedzią Anglików było ściągnięcie piechoty na skrzydła, wciąż jednak ich główne siły nie weszły do walki. Postanowiłem zatem przenieść akcję na swoje prawe skrzydło i zaatakować Edwardem Brucem kawalerię Gloucestera. Tu jednak spotkałem się z ciepłym przyjęciem w postaci miażdżącej kontrszarży jednego oddziału kawalerii. Oddział ten narobił sporo szkód w linii szkockiej, ale w pościgu zapędził się za daleko i został wkrótce zniszczony. Dało to jednak czas Anglikom na podciągnięcie reszty piechoty i zdecydowana kontrakcję na swoim lewym skrzydle. Ich atak wspierany przez łuczników skierował się na szkockie prawe skrzydło Edwarda, który wysforował się trochę za mocno w przód. Mimo morderczego ostrzału Szkoci jakoś wytrzymali tą turę i przeszli do akcji na swoim lewym skrzydle, gdzie mieli przewagę liczebną. Rozbili resztkę angielskich łuczników i wciągnęli w zasadzkę kawalerię Heresforda, prowokując najpierw do kontrszarży, a następnie otaczając i niszcząc kawalerię, która zapuściła się za daleko w pogoń.
Gra skończyła się zdecydowanym zwycięstwem Szkotów, mimo, że skrzydło dowodzone przez Edwarda Bruce'a zostało niemal całkowicie rozbite. Anglicy stracili jednak większość kawalerii i sporo łuczników, szczególnie na swoim prawym skrzydle. Przyznać należy, że szczęście wojenne (kostka) w tej partii zdecydowanie sprzyjały Szkotom. Gdyby ostrzał lub szarże Anglików były skuteczniejsze, bądź to Anglicy zaczynaliby grę, partia mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. Nawet wtedy jednak wyjście Szkotów z shiltronów i atak na nie do końca skoncetrowanych Anglików należy uznać za bardzo dobry pomysł.
Partia, którą rozegraliśmy była emocjonująca, szczególnie wtedy gdy Anglicy przeprowadzali swoją pierwszą szarżę, lub gdy zabrali się za rozbicie zgrupowania Edwarda, jednak w pewnym momencie stało się jasne, że Anglikom ciężko będzie nadrobić dystans do Szkotów. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł kolejny raz przetestować koncpcję wyprzedzającego uderzenia ^^
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43395
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3970 times
- Been thanked: 2528 times
- Kontakt:
Cieszę się, że jak widać moje przewidywania co do alternatywnego rozwoju wydarzeń w stosunku do naszej niegdysiejszej rozgrywki się sprawdzają. Tak właśnie podejrzewałem, że to rozrzucenie na początku armii angielskiej musi być nie bez znaczenia i aż samo się prosi, żeby je wykorzystać. Z tym, że jak zwykle dużo zależy od gracza, i ciekaw jestem na ile kości są tu w stanie ograniczyć możliwości Szkotów (jeśli będzie im gorzej szło rzucanie na aktywację).
Co do rozgrywki, może szkoda, że nie atakowałeś konsekwentnie pierwszym skrzydłem. Często w tej grze bywa tak, że warto iść za ciosem tam gdzie wiedzie nam się najlepiej.
Co do rozgrywki, może szkoda, że nie atakowałeś konsekwentnie pierwszym skrzydłem. Często w tej grze bywa tak, że warto iść za ciosem tam gdzie wiedzie nam się najlepiej.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Petru Rares
- Capitaine
- Posty: 821
- Rejestracja: poniedziałek, 1 czerwca 2009, 22:37
- Lokalizacja: Bełchatów/Warszawa
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 13 times
Morayem, czyli lewym skrzydłem szkockim atakowałem kilkakrotnie angielskich łuczników prawego skrzydła, rozbijając ich ze szczętem. Nie zapuszczałem się jednak Morayem za daleko, aby nie zostać czasem odciętym przez kawalerię.
W chwili gdy kończyliśmy grę na lewym skrzydle Szkotów nie było praktycznie jakichś poważnych sił angielskich, natomiast prawe skrzydło Szkotów było o krok od załamania. Jeszcze jeden atak angielski na zgrupowanie Edwrada Bruce'a i byłoby po tej batalii.
Zabrakło jednak już na to Anglikom czasu, bo osiągnęli 40 Flying points przy bodaj 16 szkockich (do zwiania Szkotów potrzeba było 30).
Nawet przy gorszych rzutach Szkotów, czy też większym szczęściu w kostce gracza angielskiego (szczególnie w ostrzale łuczniczym) pomysł z atakiem byłby wart wypróbowania. Gra nabrałaby dodatkowych rumieńców gdyby obie strony musiały walczyć przy Flying points zbliżonym do maksimum.
Z 4 rozgrywek w Bannocburn, w których uczestniczyłem 2 razy wygrali Szkoci, 2 razy Anglicy, przy czym 1 raz Anglicy i 1 raz Szkoci odnieśli zdecydowane zwycięstwo, w pozostałych przypadkach szala zwycięstwa przechylała się do ostatniego momentu.
Bannocburn będzie dla mnie bodaj najciekawszym ze scenariuszy MoI.
W chwili gdy kończyliśmy grę na lewym skrzydle Szkotów nie było praktycznie jakichś poważnych sił angielskich, natomiast prawe skrzydło Szkotów było o krok od załamania. Jeszcze jeden atak angielski na zgrupowanie Edwrada Bruce'a i byłoby po tej batalii.
Zabrakło jednak już na to Anglikom czasu, bo osiągnęli 40 Flying points przy bodaj 16 szkockich (do zwiania Szkotów potrzeba było 30).
Nawet przy gorszych rzutach Szkotów, czy też większym szczęściu w kostce gracza angielskiego (szczególnie w ostrzale łuczniczym) pomysł z atakiem byłby wart wypróbowania. Gra nabrałaby dodatkowych rumieńców gdyby obie strony musiały walczyć przy Flying points zbliżonym do maksimum.
Z 4 rozgrywek w Bannocburn, w których uczestniczyłem 2 razy wygrali Szkoci, 2 razy Anglicy, przy czym 1 raz Anglicy i 1 raz Szkoci odnieśli zdecydowane zwycięstwo, w pozostałych przypadkach szala zwycięstwa przechylała się do ostatniego momentu.
Bannocburn będzie dla mnie bodaj najciekawszym ze scenariuszy MoI.
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43395
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3970 times
- Been thanked: 2528 times
- Kontakt:
A ile razy miałeś do tej pory okazję wypróbować ten bardziej ofensywny wariant gry Szkotami?
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Petru Rares
- Capitaine
- Posty: 821
- Rejestracja: poniedziałek, 1 czerwca 2009, 22:37
- Lokalizacja: Bełchatów/Warszawa
- Has thanked: 2 times
- Been thanked: 13 times
To była jedyna rozgrywka, w której Szkoci od początku byli w pełnym natarciu.
Ponadto w pierwszej rozgrywce w Bannockburn, Szkoci przeszli do ataku po tym jak część angielskiej kawalerii potraciła konie przy próbie szarży na łuczników (grałem wtedy Anglikami). Obie strony grały ofensywnie. Gra zakończyła się zwycięstwem Szkotów, przy ich własnym Flying Points =29 tzn. sami byli o włos od klęski. W swym zwycięskim marszu doszli pod sztandar angielski.
Druga rozgrywka to raczej lokalne kontrataki szkockie na próbującą ich atakować kawalerię; sporo zamieszania, ale tak naprawdę mało strat po obu stronach, zmieniło się to dopiero po podciągnięciu łuczników angielskich. Szkoci nie atakowali w czasie tej rozgrywki piechoty przeciwnika, raczej próbowali nabić sobie punktów poprzez eliminację kawalerii, co jednak nie do końca im się udało. Zwyciężyli Anglicy
Trzecia rozgrywka to, jak sam widziałeś Ryśku, wybitnie defensywna, mimo lokalnych kontrataków, strategia dowodzonych przeze mnie Szkotów i ich zupełna klęska. Do tej pory, nawet jeżeli atakowałem Szkotami, nie traktowałem ATAKU jako strategii na grę.
Ponadto w pierwszej rozgrywce w Bannockburn, Szkoci przeszli do ataku po tym jak część angielskiej kawalerii potraciła konie przy próbie szarży na łuczników (grałem wtedy Anglikami). Obie strony grały ofensywnie. Gra zakończyła się zwycięstwem Szkotów, przy ich własnym Flying Points =29 tzn. sami byli o włos od klęski. W swym zwycięskim marszu doszli pod sztandar angielski.
Druga rozgrywka to raczej lokalne kontrataki szkockie na próbującą ich atakować kawalerię; sporo zamieszania, ale tak naprawdę mało strat po obu stronach, zmieniło się to dopiero po podciągnięciu łuczników angielskich. Szkoci nie atakowali w czasie tej rozgrywki piechoty przeciwnika, raczej próbowali nabić sobie punktów poprzez eliminację kawalerii, co jednak nie do końca im się udało. Zwyciężyli Anglicy
Trzecia rozgrywka to, jak sam widziałeś Ryśku, wybitnie defensywna, mimo lokalnych kontrataków, strategia dowodzonych przeze mnie Szkotów i ich zupełna klęska. Do tej pory, nawet jeżeli atakowałem Szkotami, nie traktowałem ATAKU jako strategii na grę.
Ostatnio zmieniony wtorek, 25 stycznia 2011, 07:59 przez Petru Rares, łącznie zmieniany 1 raz.