Here I Stand (GMT)
Here I Stand (GMT)
Inna, wcześniejsza dyskusja o tej grze:
http://strategie.net.pl/viewtopic.php?t ... sc&start=0
Co do Here I Stand, to szukałem jednego słowa, które dobrze określałoby tę grę i sądzę, że najlepsze byłoby: imponująca. Jest to właściwie kilka gier, bo każda ze stron ma inne cele, a zatem i sposoby postępowania. Papież z protestantami dłubią sobie na boczku, wyrywając nawzajem poszczególne niemieckie landy i elektoraty, Henryk kombinuje z kolejnymi żonami, próbując coś spłodzić, Francuz usiłuje szarpać a to papiestwo, a to Anglików, a to Habsburgów, Turek zbroi się z boczku i obmyśla, z której stronie przyłożyć Europie. Oczywiście to była pierwsza rozgrywka, więc i interakcje między graczami nie ujawniły się jeszcze w pełni, choć próbowali się dogadywać właściwie wszyscy ze wszystkimi. Świetnie o grze świadczy, że w czasie pierwszej rozgrywki 7 debiutantów, udało nam się rozegrać cztery pełne etapy.
Habsburgowie musieli, rzecz jasna, działać wielokierunkowo, dlatego podzieliliśmy się z Bogdanem tym trudnym zadaniem. On kierował sprawami "lądowymi", ja "morskimi", ale oczywiście koordynowaliśmy nieustannie politykę Cesarstwa. Należało przede wszystkim wzmocnić wojska na wschodniej rubieży, bo Turcy nadciągali w ogromnej sile. Ich potężny atak na Wiedeń został odparty (w pewnym momencie odnotowaliśmy rzut 24 kostkami!), niestety rozochoceni cesarscy postanowili kontratakować, co zakończyło się porażką. W sumie jednak w obu bitwach odnieśliśmy sukces, a Turcy musieli się wycofać. W tym czasie Francuzi odebrali Habsburgom najpierw Brukselę, a potem Antwerpię. Żeby zapobiec dalszym sukcesom Francji, Habsburgowie wykonali dywersję na zapleczu wroga, atakując Hiszpanami i zdobywając kluczowe Bordeaux. Jednocześnie Cesarstwo budowało swoją potęgę na morzu. Niestety, pierwsze wystąpienie floty zakończyło się haniebną klęską. Po utracie Tunisu flota cesarska postanowiła rozprawić się z piratami osmańskimi w Oranie, jednak mimo przewagi, musiała wycofać się jak niepyszna, ponosząc dotkliwe straty. Odebrało to nam chęć do dalszego wojowania na morzu i resztę floty wynajęliśmy papiestwu, które postanowiło powalczyć z Turkami we wschodniej części Morza Śródziemnego i czyniło to z niezłym skutkiem. Cesarstwo skupiło się na odkrywaniu Nowego Świata, odnosząc spore sukcesy: skolonizowano Kubę i Hispaniolę, a Magellan nie podjął ryzykownej podróży dookoła świata i poprzestał na odkryciu rejonu Wielkich Jezior w Ameryce Północnej.
Strategie postępowania dla każdej ze stron nie wydają się na razie oczywiste, jest ich zresztą sporo. Największą niewiadomą jest dla mnie papiestwo: rozpoczyna ono z wysokiego pułapu VP (Jego Świątobliwość sam twierdził, że kilkakrotnie był o jeden rzut kostką od automatycznego zwycięstwa), ale w miarę postępów Reformacji jego pozycja podupada. Wydaje się, że szczególnie istotne jest dla gracza papieskiego wchodzenie w odpowiednie sojusze, bo tak poza tym to nie wiem, co mógłby on robić poza prowadzeniem dysput z protestantami i okazjonalnym paleniem niektórych na stosie.
Ciekawym aspektem rozgrywki są rozmowy dyplomatyczne. Dwóch, a czasami trzech graczy wychodziło często na korytarz i wracało tajemniczo się uśmiechając, co budziło niepokój pozostałych graczy. Rozmowy bywały twarde. W którymś momencie Henryk VI wystąpił z "wielkoduszną" propozycją zgrania posiadanego eventu w sposób niepowodujący kłopotów dla Habsburgów (bo były dwie możliwości wykorzystania tej karty). Cesarstwo przystało na propozycję, zgodnie z ich żądaniem oddając Anglikom dwa oddziały najemników, ale tylko jeden z nich od razu, a drugi po przekonaniu się o lojalności władcy Anglii.
Z mojego punktu widzenia największą wadą gry jest jej tematyka, prawie zupełnie mi nieznana, więc i niebudząca we mnie specjalnych emocji. Ale to oczywiście zupełnie subiektywne odczucie. Poza tym gra jest bardzo users friendly, ładnie wydana, z wieloma elegancko zaprojektowanymi rozwiązaniami. Ciekawi mnie, jak się sprzedaje w rodzinnej Ameryce: dla przeciętnego tamtejszego odbiorcy ta epoka dziejów Europy jest zapewne jeszcze bardziej niezrozumiała niż dla mnie.
Dziękuję Bogdanowi za harmonijną współpracę w niełatwym dziele prowadzenia Cesarstwa. Każdy z pozostałych graczy uważał za punkt honoru szarpać je przy każdej nadarzającej się okazji, więc roboty było sporo.
Obsada była następująca:
Papiestwo - Gość
Protestanci - Raubritter
Imperium Ottomańskie - Feldmarszałek Czupur
Cesarstwo - Bogdanxp (komponent lądowy), Andy (komponent "morsko-odkrywczy")
Anglia - Valmont
Francja - Leo.
Recenzja gry na Portalu Strategie:
http://portal.strategie.net.pl/index.ph ... Itemid=119
http://strategie.net.pl/viewtopic.php?t ... sc&start=0
Co do Here I Stand, to szukałem jednego słowa, które dobrze określałoby tę grę i sądzę, że najlepsze byłoby: imponująca. Jest to właściwie kilka gier, bo każda ze stron ma inne cele, a zatem i sposoby postępowania. Papież z protestantami dłubią sobie na boczku, wyrywając nawzajem poszczególne niemieckie landy i elektoraty, Henryk kombinuje z kolejnymi żonami, próbując coś spłodzić, Francuz usiłuje szarpać a to papiestwo, a to Anglików, a to Habsburgów, Turek zbroi się z boczku i obmyśla, z której stronie przyłożyć Europie. Oczywiście to była pierwsza rozgrywka, więc i interakcje między graczami nie ujawniły się jeszcze w pełni, choć próbowali się dogadywać właściwie wszyscy ze wszystkimi. Świetnie o grze świadczy, że w czasie pierwszej rozgrywki 7 debiutantów, udało nam się rozegrać cztery pełne etapy.
Habsburgowie musieli, rzecz jasna, działać wielokierunkowo, dlatego podzieliliśmy się z Bogdanem tym trudnym zadaniem. On kierował sprawami "lądowymi", ja "morskimi", ale oczywiście koordynowaliśmy nieustannie politykę Cesarstwa. Należało przede wszystkim wzmocnić wojska na wschodniej rubieży, bo Turcy nadciągali w ogromnej sile. Ich potężny atak na Wiedeń został odparty (w pewnym momencie odnotowaliśmy rzut 24 kostkami!), niestety rozochoceni cesarscy postanowili kontratakować, co zakończyło się porażką. W sumie jednak w obu bitwach odnieśliśmy sukces, a Turcy musieli się wycofać. W tym czasie Francuzi odebrali Habsburgom najpierw Brukselę, a potem Antwerpię. Żeby zapobiec dalszym sukcesom Francji, Habsburgowie wykonali dywersję na zapleczu wroga, atakując Hiszpanami i zdobywając kluczowe Bordeaux. Jednocześnie Cesarstwo budowało swoją potęgę na morzu. Niestety, pierwsze wystąpienie floty zakończyło się haniebną klęską. Po utracie Tunisu flota cesarska postanowiła rozprawić się z piratami osmańskimi w Oranie, jednak mimo przewagi, musiała wycofać się jak niepyszna, ponosząc dotkliwe straty. Odebrało to nam chęć do dalszego wojowania na morzu i resztę floty wynajęliśmy papiestwu, które postanowiło powalczyć z Turkami we wschodniej części Morza Śródziemnego i czyniło to z niezłym skutkiem. Cesarstwo skupiło się na odkrywaniu Nowego Świata, odnosząc spore sukcesy: skolonizowano Kubę i Hispaniolę, a Magellan nie podjął ryzykownej podróży dookoła świata i poprzestał na odkryciu rejonu Wielkich Jezior w Ameryce Północnej.
Strategie postępowania dla każdej ze stron nie wydają się na razie oczywiste, jest ich zresztą sporo. Największą niewiadomą jest dla mnie papiestwo: rozpoczyna ono z wysokiego pułapu VP (Jego Świątobliwość sam twierdził, że kilkakrotnie był o jeden rzut kostką od automatycznego zwycięstwa), ale w miarę postępów Reformacji jego pozycja podupada. Wydaje się, że szczególnie istotne jest dla gracza papieskiego wchodzenie w odpowiednie sojusze, bo tak poza tym to nie wiem, co mógłby on robić poza prowadzeniem dysput z protestantami i okazjonalnym paleniem niektórych na stosie.
Ciekawym aspektem rozgrywki są rozmowy dyplomatyczne. Dwóch, a czasami trzech graczy wychodziło często na korytarz i wracało tajemniczo się uśmiechając, co budziło niepokój pozostałych graczy. Rozmowy bywały twarde. W którymś momencie Henryk VI wystąpił z "wielkoduszną" propozycją zgrania posiadanego eventu w sposób niepowodujący kłopotów dla Habsburgów (bo były dwie możliwości wykorzystania tej karty). Cesarstwo przystało na propozycję, zgodnie z ich żądaniem oddając Anglikom dwa oddziały najemników, ale tylko jeden z nich od razu, a drugi po przekonaniu się o lojalności władcy Anglii.
Z mojego punktu widzenia największą wadą gry jest jej tematyka, prawie zupełnie mi nieznana, więc i niebudząca we mnie specjalnych emocji. Ale to oczywiście zupełnie subiektywne odczucie. Poza tym gra jest bardzo users friendly, ładnie wydana, z wieloma elegancko zaprojektowanymi rozwiązaniami. Ciekawi mnie, jak się sprzedaje w rodzinnej Ameryce: dla przeciętnego tamtejszego odbiorcy ta epoka dziejów Europy jest zapewne jeszcze bardziej niezrozumiała niż dla mnie.
Dziękuję Bogdanowi za harmonijną współpracę w niełatwym dziele prowadzenia Cesarstwa. Każdy z pozostałych graczy uważał za punkt honoru szarpać je przy każdej nadarzającej się okazji, więc roboty było sporo.
Obsada była następująca:
Papiestwo - Gość
Protestanci - Raubritter
Imperium Ottomańskie - Feldmarszałek Czupur
Cesarstwo - Bogdanxp (komponent lądowy), Andy (komponent "morsko-odkrywczy")
Anglia - Valmont
Francja - Leo.
Recenzja gry na Portalu Strategie:
http://portal.strategie.net.pl/index.ph ... Itemid=119
Ostatnio zmieniony piątek, 25 lutego 2011, 22:12 przez Andy, łącznie zmieniany 2 razy.
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
[fragment relacji z rozgrywek w klubie na Smolnej]
Prawdziwym gwoździem wieczoru był jednak pierwszy raz z nowiutką grą "Here I Stand". Wokół stołu, zgodnie z ustalonym porządkiem, zasiedli: Ibrahim Czupur (Turcy Osmańscy), Bogdanxp i Andy (habsburski kolektyw), Valmont (Henio "Anglik"), Lew ze Smolnej (Army of Lovers, czyli Francuzi), Gość (Imperium Zła; wszyscy wiedzą, że to Papiestwo, nie?) i ja (siły postępu czyli Drużyna Lutra). Zrobliliśmy cztery etapy i opinie graczy wahają się od uznania do entuzjazmu (u mnie entuzjazm). To naprawdę znakomita gra, każda potęga ma okazję do zabawy (i możliwości), więc nikomu przy stole się chyba nie nudziło. Oparcie, dość prostej zresztą, mechaniki na systemie rzutu kościami (trafienie na 5 i 6) eliminuje przewidywalność i powoduje, że wszystko się może zdarzyc. Przykładowo, Reformacja po fatalnym starcie tak wyskoczyła do przodu, że udało się właściwie przekonwertować na nową wiarę całe Niemcy i kawałek Anglii. Krótko - świetna gra, prosta, łatwa do opanowania, BARDZO grywalna.
Prawdziwym gwoździem wieczoru był jednak pierwszy raz z nowiutką grą "Here I Stand". Wokół stołu, zgodnie z ustalonym porządkiem, zasiedli: Ibrahim Czupur (Turcy Osmańscy), Bogdanxp i Andy (habsburski kolektyw), Valmont (Henio "Anglik"), Lew ze Smolnej (Army of Lovers, czyli Francuzi), Gość (Imperium Zła; wszyscy wiedzą, że to Papiestwo, nie?) i ja (siły postępu czyli Drużyna Lutra). Zrobliliśmy cztery etapy i opinie graczy wahają się od uznania do entuzjazmu (u mnie entuzjazm). To naprawdę znakomita gra, każda potęga ma okazję do zabawy (i możliwości), więc nikomu przy stole się chyba nie nudziło. Oparcie, dość prostej zresztą, mechaniki na systemie rzutu kościami (trafienie na 5 i 6) eliminuje przewidywalność i powoduje, że wszystko się może zdarzyc. Przykładowo, Reformacja po fatalnym starcie tak wyskoczyła do przodu, że udało się właściwie przekonwertować na nową wiarę całe Niemcy i kawałek Anglii. Krótko - świetna gra, prosta, łatwa do opanowania, BARDZO grywalna.
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43386
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3948 times
- Been thanked: 2515 times
- Kontakt:
Skopiowałem fragmenty o Here I stand, tak że będą w dwóch miejscach na forum: w temacie o klubie i w tym temacie.
Tak, właśnie się zastanawiam czego uczą takie gry, zdrady i nielojalności, samych złych rzeczyCiekawym aspektem rozgrywki są rozmowy dyplomatyczne. Dwóch, a czasami trzech graczy wychodziło często na korytarz i wracało tajemniczo się uśmiechając, co budziło niepokój pozostałych graczy. Rozmowy bywały twarde. W którymś momencie Henryk VI wystąpił z "wielkoduszną" propozycją zgrania posiadanego eventu w sposób niepowodujący kłopotów dla Habsburgów (bo były dwie możliwości wykorzystania tej karty). Cesarstwo przystało na propozycję, zgodnie z ich żądaniem oddając Anglikom dwa oddziały najemników, ale tylko jeden z nich od razu, a drugi po przekonaniu się o lojalności władcy Anglii.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Jak wszystkie gry wojenne.Raleen pisze: Tak, właśnie się zastanawiam czego uczą takie gry, zdrady i nielojalności, samych złych rzeczy
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43386
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3948 times
- Been thanked: 2515 times
- Kontakt:
Nieprawda, bo te, w których są dwie z góry określone strony uczą lojalności i współpracy z kolegą, który dowodzi obok, a wróg jest jasno określony.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43386
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3948 times
- Been thanked: 2515 times
- Kontakt:
Mam inne wrażenie jak patrzę na niektóre rozgrywki
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
Jak ma być grand strategy, to musi być uwzględniony element nielojalności. Tak bywa w życiu, tak bywa w polityce i w stosunkach międzynarodowych. Rację ma też Lew, że jak gracz jest notorycznie nielojalny, to w końcu nikt mu nie będzie ufał.
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43386
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3948 times
- Been thanked: 2515 times
- Kontakt:
Tak, ale Lew powiedział jednak coś trochę innego, nie mówił o notorycznej zdradzie, bo wtedy to jasna sprawa i trudno się z tym nie zgodzic.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Żeby naprowadzić dyskusję na "słuszne" tory:
Jak uważacie, na ile do zachowań nielojalnych wobec pozostałych graczy przyczyniają się karty stosowane w tej grze?
Jak uważacie, na ile do zachowań nielojalnych wobec pozostałych graczy przyczyniają się karty stosowane w tej grze?
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
Karty? Czy ja wiem? Po prostu najlepsze, bo najmniej schematyczne gry nie ustawiają graczy na z góry okreslonych pozycjach, tylko pozwalają, dzięki sieci dowolnie kształtowanych sojuszy, zmieniać sytuację "polityczną". W efekcie kolejne gry są naprawdę różne, ale wszystkie też zawierają pierwiastek nielojalności/zdrady.
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Myślę, że to po prostu cecha dobrych gier wieloosobowych, dotyczących "chaotycznych" okresów historii. Ale ponieważ rozmawiamy tu o CDG, interesuje mnie, czy wydarzenia opisane na kartach do Here I Stand "nakłaniają" w jakiś sposób graczy do zachowań nielojalnych: zrywania sojuszy i umów, do zdrad i cynizmu?
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43386
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3948 times
- Been thanked: 2515 times
- Kontakt:
Trudno mi ocenic, bo nie grałem Andy, ale kilka możliwości wykorzystania jednej karty na pewno zwiększa takie możliwości. Tak mi się wydaje.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Ja niby grałem, ale w sumie użyłem tylko ze trzech wydarzeń, raczej dość niewinnych (choć bo ja wiem? Jedno z nich, to śmierć papieża ). Ciekawe, jak to wyglądało u pozostałych graczy.
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów