Komentarz:Wojsko Polskie przed niczym nas nie obroni?
Jutro czeka nas defilada większa, piękniejsza i droższa niż w zeszłym roku. Może zamaskuje fakt, że w Wojsku Polskim dzieje sie coraz gorzej.
Pisaliśmy już o tym wiele razy. Katastrofa samolotu transportowego CASA, która dowiodła nonszalancji, braku dyscypliny i nieprzestrzegania instrukcji w siłach powietrznych. Powtarzające się wypadki na poligonach - dowód na lekceważenie regulaminów bezpieczeństwa. Pan generał Polko, robiący z siebie błazna w telewizyjnym show. I sprawa Nangar Khel - raczej nie ogłoszona przez media "zbrodnia wojenna", ale na pewno drastyczny przykład dziwacznych relacji, panujących w kontyngencie zagranicznym.
Ciekawego wywiadu udzielił "Przeglądowi" (33/2008) gen. dyw. rez. Piotr Makarewicz, były dyrektor Departamentu Kontroli MON - postrachu jednostek, oceniającego ich przydatność bojową. Generał nie pozostawia na obecnym stanie polskiej armii suchej nitki.
Struktury wojskowe, pewne zasady regulaminowe zostały zastąpione nieformalnymi układami. Rodzi się jakaś dziwna ekipa, gdzie precyzyjny język wojskowy, rozkazodawstwo, zostają zastąpione słownictwem, którego niejeden warszawski gang by się nie powstydził. Sierżant rozkazuje podporucznikowi - bo co mu będzie taki kot podskakiwał? Jakieś pseudonimy, jakieś zwracanie się per ty, jakiś Olo, jakiś Osa. Jakieś naszywki, trupie czaszki... Chwileczkę, każdy ma stopień, każdy ma jakąś funkcję. To jest wojsko polskie! Obawiam się, że zaczynamy tracić kontrolę nad tym, co się dzieje.
Kryzys objął już nawet GROM - w którym poziom wyszkolenia spadł tak drastycznie, że współpracy taktycznej z jednostką odmawiali sojusznicy. W całym Dowództwie Sił Specjalnych nie znaleziono nowego dowódcy - trzeba było powołać z rezerwy płka Dariusza Zawadkę.
Polskie "elitarne" jednostki są elitarne tylko z nazwy. Kontrola w bielskim 18. batalionie desantowo-szturmowym, z którego wywodzi się polski kontyngent w Afganistanie, zakończyła się ocenami niedostatecznymi ze strzelania i przygotowania sportowego. Batalion nie był w stanie wykonać elementarnego zadania poligonowego: desant, opanowanie i obrona rubieży.
Gen. Makarewicz mówi, że gdyby dziennikarze zobaczyli działania "komandosów" z Bielska-Białej na poligonie Nowa Dęba w roku 2006, prasa zaczęłaby żądać rozformowania jednostki. A zatem, jedna z rzekomo najlepszych polskich jednostek wojskowych nie jest w stanie wypełnić ogólnowojskowych norm Departamentu Kontroli MON. To jak jest w innych?
A jak może być, skoro "telewizyjny generał" Roman Polko zostaje w ekspresowym tempie generałem dywizji, a nigdy nie dowodził jednostką większą niż batalion? Skoro jego zastępca z Bielska, obecnie też generał dywizji Zbigniew Tłok-Kosowski, awansował do tego stopnia od stopnia podpułkownika w ciągu ośmiu miesięcy? A 21. Brygadą Strzelców Podhalańskich dowodzi dziś gen. Tomasz Bąk - kolejny kolega Polki z Bielska?
Genialnych podkomendnych miał Polko. Albo też generałów z "awansu społecznego" zastąplili ci z awansu politycznego. A nominacje generalskie, o które rząd wciąż wykłóca się z prezydentem, to nagroda za posłuszeństwo władzy - nie walory dowódcze.
Rada Bezpieczeństwa Narodowego, która stanowi konstytucyjny organ ds. planowania i monitorowania polityki obronnej, została przez prezydenta sprowadzona do poziomu klubu towarzyskiego PiS. Nie zasiadają w niej ani premier, ani szefowie MON czy MSZ. Zasiada natomiast... brat pana prezydenta, poseł Kaczyński. Zdaniem wielu, za sparaliżowanie działania RBN można postawić prezydenta przed Trybunałem Stanu.
Wątpliwości budzi sprawność bojowa praktycznie wszystkich rodzajów wojsk. Poziom wyposażenia, zwłaszcza okrętowego, Marynarki Wojennej niepokoi od lat. Siły powietrzne borykają się z problemami technicznymi podstawowego myśliwca wielozadaniowego. Armia jest rozdęta i kosztowna. Sztucznie utrzymuje się niepotrzebne etaty dla wyższych oficerów. Panuje bałagan, nepotyzm i korupcja. Powtarzają się doniesienia o aferach w zakresie zamówień na zaopatrzenie, pijaństwie, pobiciach i braku dyscypliny.
Polskie brygady są brygadami tylko na papierze. Pod względem stanów osobowych i sprzętowych, jak piszą w ostatnim "Przeglądzie" Eugeniusz Januła i Katarzyna Kurzeja, odpowiadają raczej batalionom. System odtworzeniowy to fikcja - rezerwistów się nie szkoli. Tymczasem przechodzący do rezerwy żołnierz już po 5 latach traci większość umiejętności.
Tak głośny ostatnio plan pełnego uzawodowienia armii jest nierealny. Implikuje znalezienie w ciągu półtora roku 50 tys. wartościowych żołnierzy zawodowych. Po pierwsze to absurd. Po drugie - i tak nie sposób stworzyć tym ludziom na tyle godnych warunków socjalno-płacowych, by z wojska nie uciekli.
Słowem, polska armia przeżywa poważną zapaść. Osoby skłonne do pesymizmu twierdzą wręcz, że stanowi znikomą wartość obronną. Armia kierowana przez "telewizyjnych generałów" w rodzaju Romana Polki powoli staje się armią wyłącznie telewizyjną. Priorytetem staje się zapełnienie mnożących się kontyngentów zagranicznych. Na horyzoncie majaczy już nowy - do Gruzji.
A także, by miał kto defilować 15 sierpnia. W ładnie odmalowanych pojazdach, z kołami wysmarowanymi pastą do butów. Żeby było ładnie. Co na to pan generał Makarewicz, było oficer liniowy, dowódca dwóch dywizji?
To jest oszustwo, służba wojskowa nie polega na defiladach. Od tego jest kilka kompanii reprezentacyjnych.
Otóż nie, panie generale. Wojsko Polskie jest od misji zagranicznych i defilowania przed prezydentem. Polski raczej nie obroni. Nie umie, nie ma jak i nie ma czym.
Magda Hartman
Krótki i treściwiy - FAJNIE ...