Cisza pisze:leliwa pisze:
Na te oczywiste oszczerstwa i fałszowanie historii należałoby jakoś odpowiedzieć. Najlepiej propagandą prawdziwej historii. Niestety nasza władza ustawodawcza wstydzi się propagowania własnej historii wśród własnego narodu, a co mówić wobec Rosji. Jakby się bała, tego co pomyślą władze rosyjskie. Litwini się nie bali i uczcili ważne dla nich wydarzenie historyczne.
Zdecyduj się - albo propaganda albo prawdziwa historia. Ja wolałbym aby władze ustawodawcze czy w ogóle politycy nie brali się za historię, bo wychodzi z tego delikatnie mówiąc niezły bałagan, żeby nie ujmować tego dosadniej. Uważam też, że mają poważniejsze sprawy niż zajmowanie się tym co napisał jakiś tygodnik czy miesięcznik w Rosji, Kazachstanie czy Burkina Faso.
Wracając do powstania, nie ma jednoznacznego obrazu i trzeba przyznać, że terror był obustronny. Były egzekucje bez sądu przeprowadzane zarówno przez wojska okupacyjne, jak i powstańców. Było zabijanie jeńców po obu stronach itp. Wizja nieskazitelnego powstania jest takim samym mitem jak czarna legenda szerzona przez Rosjan.
Wreszcie nie usłyszymy o wielu innych niewygodnych z punktu widzenia obecnej elity faktach, między innymi oficjalnym stanowisku hierarchii kościelnej i papiestwa do powstania, o tym, że papież "przestrzegał" Polaków przed wystąpieniami niepodległościowymi itp.
Troszkę logiki.
Propaganda nie jest zaprzeczeniem prawdy. Jest zaprzeczeniem przemilczania. Zaprzeczeniem mówienia prawdy jest fałszowanie. Propagować można zarówno prawdę, jak i fałsz.
Rosja to nie Burkina Faso ani Kazachstan, choć do tego ostatniego jej bliżej geograficznie i politycznie. Powstanie było skierowane przeciwko Imperium Rosyjskiemu i obecnej Rosji jako kontynuatorce jego dziedzictwa jak najbardziej zależy na zdyskredytowaniu powstania. I nie chodzi tu zapewne tylko o jakiś jeden tygodnik, tylko o bardziej powszechny tam pogląd na sprawę, w jakiś sposób zgodny i propagujący określoną rację stanu, nazwijmy ją imperialną, którą Rosja ma i twardo realizuje. Nie jest tajemnicą, że duża część mediów w Rosji jest kontrolowana przez władze i przedstawia historię tak, jak władzy wygodnie.
Polityka i historia są z sobą nierozerwalnie splecione. Politycy jako osoby reprezentujące w pewien sposób wspólnotę polityczną i narodową muszą w pewien sposób nawiązywać do wydarzeń ważnych dla wspólnoty, takich jak powstanie styczniowe, które dla ukształtowania się owej wspólnoty jest ważne. Dlatego też również do polityków należy propagowanie pamięci o powstaniu, a szczególnie o jego wolnościowym i "demokratyzującym" przekazie, nie gloryfikując go oczywiście ślepo.
Wydaje mi się, że mówiąc o terrorze zbytnio zrównujesz strony. Nie twierdzę, że powstańcy nie stosowali terroru. Choćby skrzydło rewolucyjno-demokratyczne, czyli "czerwoni", tak jak i inni rewolucjoniści europejscy XIX wieku, dokonywali zamachów i zwalczali przeciwników politycznych również za pomocą rewolweru i sztyletu. Tu terror był bronią słabych podobnie jak 40 lat później w przypadku Organizacji Bojowej Piłsudskiego. Ale terror carski był zdecydowanie silniejszy i bardziej bezwzględny. Po pierwsze ze względu na możliwości machiny wojskowo-policyjnej Imperium, po drugie ze względu na despotyczny przecież ("odwilż sewastopolska" dopiero nieco zaczęła zmieniać Rosję) ustrój państwa i bezwzględny stosunek do wszelakich buntowników w Cesarstwie, zarówno Polaków, jak i górali kaukaskich.
Trudno wymagać, żeby hierarchia kościelna w XIX wieku wzywała do powstania, które miało mieć charakter rewolucyjny, jak wyobrażali sobie "czerwoni". Nie znaczy jednak, że była przeciwna sprawie polskiej. O ile dobrze wiem, Pius IX w czasie powstania solidaryzował się z Polakami. Natomiast o postawie polskiego duchowieństwa, zarówno w czasie "rewolucji moralnej" jak i samego powstania świadczy fakt, że represje popowstaniowe w dużej mierze dotknęły duchowieństwo (zerwanie konkordatu, znoszenie zakonów i konfiskaty majątków kościelnych). W proteście przeciwko terrorowi rosyjskiemu wystąpił arcybiskup warszawski Szczęsny Feliński, co przypłacił 20-letnią zsyłką w Jarosławiu. Jego los podzieliło dwu innych polskich hierarchów.