W cytowanym przeze mnie w poprzednim poście fragmencie.romanrozynski pisze:Gdzie coś takiego zasugerowałem?Raleen pisze:No tak, świetna strategia bronić się przez całe powstanie w Warszawie oddając przeciwnikowi cały kraj...
Nie bardzo widzę związek logiczny wskutek braku związku czasowego, np. wysłanie Giełguda miało miejsce dużo później, wiec mam prawo rozumieć to w ten sposób, że chodzi o krytykę wszelkich działań manewrowych wobec silniejszego przeciwnika. Po prostu mało precyzyjnie się wyrażasz.romanrozynski pisze:Nie wiem po co mi o tym wspominasz jak przeciwstawiam obronę przyczółka praskiego wysyłaniom stosunkowo nielicznych grup na Wołyń i Litwę, a nie sensownym działaniom jak np. ofensywa zaczęta 31 marca.
Zresztą jak się spojrzy na grupę Giełguda to można dyskutować czy na samym początku była ona tak nieliczna.
Powstania przez pewien czas były w stanie radzić sobie same. Z kolei ich wybuch utrudniał działania głównej armii rosyjskiej, choćby przez to, że powstańcy mogli paraliżować linie zaopatrzenia i wiązały część wojsk rosyjskich na tyłach.romanrozynski pisze:Tylko że najpierw trzeba by pobić główną armię rosyjską, w przeciwnym wypadku powstania znajdowały się między młotem, a kowadłem, w dodatku w kraju kontrolowanym przez armię wroga.
Koncepcja czekania na Giełguda była ciekawa, ale gdyby Rosjanie wznowili atak następnego dnia, to wobec tego, że wieczorem większość naszej piechoty pouciekała do lasu z pola walki (według Prądzyńskiego z całej armii w szeregach było może ok. 2000 żołnierzy), to mogłoby się skończyć całkowitą katastrofą. Nie bez powodu na naradzie na polu bitwy większość dowódców polskich opowiedziała się za odwrotem.romanrozynski pisze:Była też koncepcja czekania na Giełguda i obrony ze wszystkich sił do jego nadejścia. Dywizja została odcięta dopiero po odwrocie naszych spod Ostrołęki.
To zależy od umiejętności dowódcy. Jakoś wysłanie Dezyderego Chłapowskiego w kraj kontrolowany przez wroga w trakcie wyprawy na gwardię w 1831 r., gdzie trzon jego niewielkich sił stanowił 1 pułk ułanów dało znakomite efekty, biorąc pod uwagę jak duże siły rosyjskie odciągnęło, i nie zakończyło się katastrofą. Gdyby na miejscu Giełguda był energiczny dowódca i od razu na początku przeprowadzono atak na Wilno, to działania jego grupy też oceniano by inaczej. Podobnie można dyskutować nad tym na ile właściwie realizował swoją misję Dwernicki.romanrozynski pisze:Wydumanym manewrem było wysyłanie w kraj kontrolowany przez wroga tak słabych sił. Podobny manewr miał miejsce w czasie powstania kościuszkowskiego - chodzi mi o wyprawę Grabowskiego na Mińszczyznę w sierpniu 1794 roku, która skończyła się katastrofą.
Przykład Dwernickiego i wyprawy na gwardię czy ofensywy wiosennej na szosie brzeskiej pokazuje dobrze co było kluczem do sukcesu w wojnie 1831 roku. Nie chowanie się w jakimś warownym obozie tylko działania manewrowe. Tylko one mogły zapewnić nam sukces.
Owszem, dzielono i w średniowieczu, a nawet w starożytności, ale w XVII wieku nie był to żaden system manewrowy, wydzielane człony nie tworzyły jednej całości, która rozdziela się i koncentruje. To jest nowa jakość, która pojawiła się w epoce napoleońskiej. Wcześniej w XVIII w. miały miejsce mniej lub bardziej udane próby.romanrozynski pisze:W XVII w. też dzielono armię, wysyłano zagony. Wyższość wojska polskiego z tych czasów polegała jednak na tym, że w obliczu wroga zbyt silnego by pokonać go w bitwie, szybko i sprawnie wznoszono warowny obóz, nie wykonywano też wiszących w powietrzu umocnień.
Gdyby w 1831 r. armia polska schowała się za umocnieniami w jednym wybranym punkcie, to Rosjanie by ją wymanewrowali i przeprawili się w innym miejscu przez Wisłę na południe od Warszawy, a następnie podeszli pod samą stolicę głównymi siłami. Zresztą w późniejszym okresie powstania to właśnie bierna postawa polskiego dowództwa umożliwiła im przeprawienie się swobodne przez Wisłę na północ od Warszawy.
Mówię o ogólnym procesie. Kwestionujesz to, że ogólna liczebność armii państw europejskich używanych w konfliktach zbrojnych wzrastała?romanrozynski pisze: Nie przesadzałbym z tym wzrostem liczebności, polowe armie polskie doby powstania Chmielnickiego czy wojen tureckich nie były mniejsze od armii polskiej z powstania listopadowego.
A i wróg używał wielkich armii, większych niż rosyjska z powstania listopadowego, która wkroczyła na teren Kongresówki.
Tak argumentując to można użyć jako przykładu armii Kserksesa przekraczającej Hellespont, liczącej ponad milion żołnierzy i dowodzić w oparciu o to, że w starożytności armie były najliczniejsze, a potem były mniejsze.
Słusznie, fanów nadhusarzy raczej tu nie znajdziesz, więc lepiej przenieść się z propagowaniem pewnych tez o podłożu ideologicznym na Kresy.pl czy tym podobne portale, gdzie można do oporu opowiadać różnego rodzaju bzdury historyczne, bo mało kto jest w stanie podjąć polemikę.romanrozynski pisze:Ale dość tej pogadanki, widzę że tradycyjnie ja piszę jedno, a co niektórzy rozumieją z tego coś zupełnie innego. Na podobne zaczepki odpowiadał już nie będę, chyba że znów będzie mi się nudziło.