Jak wymyślono drut kolczasty

Od wybuchu rewolucji francuskiej (1789) do roku 1900.
Awatar użytkownika
Feldmarszałek Czupur
Lieutenant
Posty: 551
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:07
Lokalizacja: Warszawa

Jak wymyślono drut kolczasty

Post autor: Feldmarszałek Czupur »

http://wiadomosci.onet.pl/1335342,1292, ... skart.html

Mówią wieki...
Diabelski sznur i zagłada świata kowbojów
Pomysł ten w ciągu kilkunastu lat radykalnie przekształcił krajobraz, społeczeństwo i stosunki własnościowe środkowej części Stanów Zjednoczonych.

Prowincjonalny targ w miejscowości De Kalb w stanie Illinois zwykle gromadził tłumy. Dokonywano zakupów, spotykano znajomych z odleglejszych farm, oglądano to, co oferują komiwojażerowie. W lecie 1873 roku niejaki Henry Rose z Clinton zademonstrował tam, jak za pomocą drewna, drutu i gwoździ zbudować ogrodzenie zdolne powstrzymać rozjuszonego byka.

Wśród przyglądających się byli sześćdziesięcioletni farmer Joseph Glidden, właściciel sklepu z narzędziami Isaac Ellwood i ogrodnik Jacob Haish. Wszystkich trzech żywo interesowała prezentacja. Wiele wskazuje na to, że owego dnia, całkiem niezależnie od siebie, wpadli na pomysł, jak rozwiązać nurtujący amerykańskich rolników problemu grodzenia pól. Pomysł ten w ciągu kilkunastu lat radykalnie przekształcił krajobraz, społeczeństwo i stosunki własnościowe środkowej części Stanów Zjednoczonych. W ciągu 20 lat doprowadził do niemającej precedensu intensyfikacji hodowli, a 40 lat później zrewolucjonizował sposób prowadzenia wojny w Europie. Chodzi oczywiście o „diabelski sznur”, czyli drut kolczasty.

Skuteczny sposób grodzenia zaprzątał także głowy urzędnikom Departamentu Rolnictwa. Opublikowany w 1871 roku raport zwracał uwagę, że główną przeszkodą w zagospodarowaniu Wielkich Równin jest brak odpowiedniego materiału do budowy ogrodzeń. Ta płaska kraina, znana dziś pod nazwą Dzikiego Zachodu, była domem dla stad bizonów, koczowniczych Indian i samotnych traperów. Od czasu do czasu równiny przemierzali rozgorączkowani poszukiwacze złota, zwabieni wieścią o złożach kruszcu w Kalifornii, Górach Skalistych lub Nevadzie. Wszystko zaczęło się zmieniać po roku 1862.

Gdy trwała wojna secesyjna, Kongres uchwalił ustawę o budowie pierwszej transkontynentalnej linii kolejowej. Już wkrótce drogi żelazne przekroczyły dolinę Missisipi. Wraz z nimi ciągnęli na zachód osadnicy, zachęceni ogłoszonym w tym samym roku aktem o domostwach, obiecującym każdemu chętnemu przydział 160 akrów ziemi. W następnych kilku dziesięcioleciach skorzystało z tego dobrodziejstwa ok. 600 tys. osób, znacznie mniej, niż oczekiwano.

Na przeszkodzie stali nie tylko Indianie, lecz również natura. Z braku wody i drewna osadnicy trzymali się blisko terenów zalesionych, omijając suche i pozbawione lasów, choć żyzne Wielkie Równiny. Problem ten rozwiązał w 1854 roku niejaki Daniel Halliday, konstruktor wiatraka połączonego z pompą głębinową. Dzięki pomysłowemu ogonowi urządzenie samo odwracało się do wiatru i mogło pracować bez nadzoru.

Nie rozwiązano jak na razie problemu ogrodzeń. Zagrożeniem dla pól uprawnych były zarówno dzikie zwierzęta, jak i bydło hodowane na równinach przez ranczerów. Jak wyliczono w raporcie Departamentu Rolnictwa, osadnicy płacili za ziemię po 20 dolarów, podczas gdy jej ogrodzenie wymagało zainwestowania dalszych 640 dolarów. Na barki nieposiadających kapitału przybyszy spadał więc nieproporcjonalnie wielki ciężar finansowy. Departament Rolnictwa postulował, aby obowiązkiem budowania ogrodzeń obciążyć hodowców bydła. Zalecenie to trudno było wykonać, bowiem większość właścicieli stad wypasała je na ziemiach rządowych, nie dbając o formalny tytuł własności pastwisk.

Bydło idzie na północ
Krainą hodowców od dawna był Teksas, gdzie wypasano wielkie stada długorogiego bydła andaluzyjskiego, sprowadzonego do Ameryki przez Hiszpanów. Problemem był zbyt. Zwierzę warte w Teksasie 3 dolary po przetransportowaniu na północny wschód zyskiwało na wartości nawet dziesięciokrotnie. W 1859 roku pierwszy raz przepędzono teksańskie stada do najbliższej stacji kolejowej w Sedalii w stanie Missouri. Zabieg ten powtórzono w 1866 roku z bardzo niefortunnym skutkiem. Wiele zwierząt padło po drodze, wiele zdechło na miejscu. Wkrótce zmieniono szlak. Nowy prowadził do Abilene w Kansas, mieściny nastawionej wyłącznie na załadunek bydła i zabawienie kowbojów. Wydłużaniu torów kolejowych na zachód towarzyszyło powstawanie nowych krowich miasteczek i szlaków przepędowych. Na Wielkich Równinach wymęczone i wychudzone drogą bydło mogło odpocząć i wypaść się przed załadunkiem do wagonów. Wkrótce przekonano się, że bydło można hodować również na północy.

W konfrontacji z wpływowymi hodowcami farmerzy byli bez szans. Bydlęce lobby broniło się rękami i nogami przed projektami, by to na hodowców spadł ciężar budowy ogrodzeń. Trudno się temu dziwić. Autorzy cytowanego opracowania oszacowali rynkową wartość wszystkich amerykańskich płotów na blisko 2 mld dolarów - tyle samo co dług wewnętrzny państwa i znacznie więcej niż wartość amerykańskiego bydła. Roczny koszt utrzymania płotów w należytym stanie wynosił blisko 200 mln dolarów. Potrzebne było jakieś mniej kosztowne rozwiązanie.

Płoty, krzewy, druty
Sztuka budowania płotów zależy od materiałów dostępnych na danym terenie. W obfitującej w drewno Nowej Anglii stawiano ogrodzenia drewniane, a ulubioną formą był płot wijący się (worm fence) - zygzakowata konstrukcja z bali umocowanych na drewnianych słupach. W 1870 roku aż 2/3 amerykańskich płotów zbudowano w taki sposób. Prostsza forma tego ogrodzenia polegała na przybiciu kilku długich tyczek do podtrzymujących je słupków. Jeśli w pobliżu znajdował się tartak, można było zastąpić drewniane bale deskami, co raczej nie dodawało ogrodzeniu urody. Wszystkie te konstrukcje były jednak zbyt drogie jak na Wielkie Równiny. Brakowało na nich również kamieni, alternatywnego budulca, używanego np. w Anglii. Straszące gdzieniegdzie ogrodzenia z gliny („brzydki jak gliniany płot” - mawiano) stanowiły najwyżej symboliczny znak własności, bo nie mogły powstrzymać nawet samotnego zwierzęcia. Doły nie sprawdzały się jako przeszkoda dla stada, bo wpadały w nie pojedyncze zwierzęta, a reszta pokonywała przeszkodę, pustosząc uprawy.

Jednym ze sposobów zaradczych było sadzenie wysokich i gęstych roślin, namiastek płotów. Największą popularność zyskała żółtnica pomarańczowa (maclura pomifera), po angielsku osage-orange, przez osadników francuskich z Luizjany zwana bois d’arc, bowiem Indianie wyrabiali z jej drzewa łuki. Ta pochodząca z Teksasu, Oklahomy i Luizjany roślina występuje jako krzew lub osiągające do 20 m wysokości drzewo o gęstych, ciernistych gałęziach. Owoce przypominają na pierwszy rzut oka pomarańcze, lecz nie nadają się do jedzenia. Służyć za to mogą z powodzeniem jako środek odstraszający domowe insekty. Począwszy od 1845 roku żołtnicę sadzono w Illinois. Wkrótce rozwinął się ożywiony handel jej nasionami, który przerodził się w trwającą kilka lat gorączkę. Ceny szły w górę, bowiem coraz więcej farmerów decydowało się na naturalny płot. Ze sprzedaży nasion żółtnicy żył Jacob Haish, jeden z trzech obecnych na targu w De Kalb.

Grodzenie przykuwało uwagę wielu ludzi. Eksperymentowano z ogrodzeniami z drutu. Produkowano go w Stanach Zjednoczonych na skalę przemysłową od 1831 roku, kiedy patent uzyskał przedsiębiorca z Connecticut Ischabod Washburn. Jednak drut był zbyt kruchy, by wytrzymać napór dużych zwierząt. O skali działalności domorosłych wynalazców świadczy liczba patentów. Pierwszy przyznano w 1801 roku. Do 1857 roku zgłoszono ich aż sto, a w latach 1866-1868 dalszych 368. Niestety, żaden nie przyniósł przełomu. Konstrukcje były zbyt słabe, kolce na drutach zbyt luźne albo zaplatane w tak skomplikowany sposób, że trudno było podjąć masową produkcję.

Trzej muszkieterowie z De Kalb
Targ w De Kalb dobiegł końca. Glidden, Ellwood i Haish wrócili do domów, rozpamiętując to, co zobaczyli. Kilka miesięcy później złożyli, każdy oddzielnie, wnioski patentowe. Opatentowany przez Ellwooda w lutym 1874 roku drewniano-druciany płot wyposażony w blaszane kolce okazał się niepraktyczny, co przyznał sam wynalazca. Nieco lepszy był płot Haisha, opatentowany w czerwcu 1874 roku. Prawdziwym przełomem okazał się pomysł Gliddena, zgłoszony w październiku 1873 roku, a formalnie opatentowany rok później. Wkrótce potem Glidden rozpoczął produkcję ogrodzeń. Pracował w szopie na swej farmie. Za pomocą przerobionego młynka do kawy zaginał kolce na jednym drucie, a potem owijał go drugim, by kolce trzymały się sztywno.

Połączywszy siły z Ellwoodem, Glidden utworzył Barbed Fence Company i rozpoczął produkcję na skalę przemysłową. Fabryka drutu kolczastego zatrudniała 70 osób i wytwarzała 5 ton drutu dziennie. W tym samym czasie działający niezależnie Haish wybudował własną fabrykę. Oba zakłady sprowadzały drut z Connecticut. Znaczne zamówienia płynące z De Kalb zwróciły uwagę agentów Washburna. Zorientowawszy się, że trzej farmerzy znaleźli żyłę złota, przemysłowcy zamówili prototypy maszyn pozwalających na automatyzację produkcji. Urządzenia opatentowano w 1876 roku. W tym samym roku Glidden uległ namowom i zgodził się sprzedać swój patent za 60 tys. dolarów w gotówce oraz tantiemy od każdych 100 funtów wyprodukowanego drutu. Ellwood pozostał w interesie jako udziałowiec Washburn & Moen. Od grudnia 1876 roku rozpoczęto zautomatyzowaną produkcję. Po kilku latach wydajność fabryki wynosiła już 600 mln m drutu kolczastego dziennie, a cena ogrodzenia ziemi spadła o 70 proc. Akcja wykupywania patentów od ich posiadaczy zapowiadała monopolizację rynku i kosmiczne zyski. Były one na tyle duże, że w końcu stulecia Wasburn & Moen znalazł się na celowniku American Steel and Wire Corporation, która odkupiła udziały Ellwooda i wkrótce kontrolowała wszystkie wytwórnie drutu. Jednak zanim do tego doszło, należało spopularyzować nowy wynalazek.

Druciany marketing
Nie była to prosta sprawa, bowiem część farmerów nie wierzyła w odporność nowych ogrodzeń, a właściciele bydła patrzyli nań wrogo, twierdząc, że kolce ranią zwierzęta. Washburn & Moen oraz Glidden musieli więc znaleźć odpowiednio rzutkich komiwojażerów. Jednym z nich był działający w Teksasie John Warne Gates. W 1876 roku ogrodził wynajęty grunt w San Antonio i zaprezentował zebranym skuteczność nowego ogrodzenia. Wpuszczone do środka bydło nie potrafiło się wydostać. Drut kolczasty był lekki jak powietrze, mocniejszy od whisky i tani jak ziemia (light as air, stronger than whisky and cheap as dirt - ostatnie słowo jest wieloznaczne, bowiem może znaczyć też błoto lub po prostu brud). Skuteczność kampanii przeszła wszelkie oczekiwania. W ciągu 4 lat sprzedaż w samym Teksasie wzrosła o 1200 proc.! Odniósłszy spektakularny sukces, Gates zażądał od szefów Washburn & Moen udziałów w firmie. Odmówiono mu, więc porzucił pracę i założył własną, nielegalną fabrykę drutu kolczastego, której produkcja przerosła wkrótce udział Wahburn & Moen w rynku. To z niej właśnie wyrósł American Steel and Wire Company. Obrotny handlowiec działał także w innych dziedzinach, założył m.in. koncern naftowy Texaco.

Skuteczność drutu kolczastego prezentował potencjalnym klientom również Glidden. Aby dać przykład innym ranczerom, zakupił w Teksasie ziemię, ogrodził ją drutem kolczastym i z powodzeniem hodował 15 tys. sztuk bydła. Na naśladowców nie trzeba było długo czekać. Farmerzy i hodowcy kupowali drut kolczasty i grodzili otwarte tereny. Rolnicy chronili swe zasiewy, hodowcom drut pozwalał zaoszczędzić na kosztach zatrudnienia pastuchów. Gorączkowa akcja grodzenia sprawiła, że druty nierzadko blokowały drogi publiczne lub uniemożliwiały dostęp do wodopojów. Najbardziej pokrzywdzeni byli kowboje oraz hodowcy nieposiadający ziemi. Liczba tych ostatnich stale rosła, bowiem zyski skłaniały setki ludzi do przybycia na Wielkie Równiny i zajęcia się hodowlą na otwartych ziemiach federalnych. Konflikt był nieunikniony.

W 1883 roku nieznani sprawcy masowo cięli ogrodzenia w Teksasie i podpalali pastwiska. Rzadko który druciany płot przetrwał dłużej niż 24 godziny. Działalność niebieskich diabłów, jak nazywano wandali, zagrażała interesom najbogatszych hodowców i przemysłowi drucianemu. Nic dziwnego, że teksańska legislatura zadziałała błyskawicznie. Od 1884 roku złapanych na niszczeniu ogrodzeń lub paleniu pastwisk skazywano na 2-5 lat więzienia. Za bezprawne ogradzanie karano łagodniej.

Tymczasem ogólnie dostępne pastwiska na ziemiach federalnych zapełniały się ponad miarę. Kres bydlęcego boomu nastąpił w latach 1885-1886, gdy dwie srogie zimy wyniszczyły pastwiska. Tysiące zwierząt, wędrując za pożywieniem na południe, padło z głodu lub ran, kiedy usiłowały pokonać ogrodzenia wybudowane przez teksańskich hodowców na granicy stanu. Bankrutowali przede wszystkim hodowcy bez ziemi. Równowaga ekologiczna na pastwiskach została przywrócona. Nauczeni doświadczeniem producenci drutu zmniejszyli wielkość kolców, a konstruktorzy ogrodzeń postarali się, by były one większe i przez to widoczne dla zwierząt.

Odrutowanie Wielkich Równin w połączeniu z ekspansją sieci kolejowej przekształciło Dziki Zachód, królestwo Indian, bydła i wielkich pustych przestrzeni, w rolnicze zaplecze Stanów Zjednoczonych, a z czasem także Europy. Import amerykańskiego zboża na Stary Kontynent zachwiał pozycją ekonomiczną i społeczną ziemiaństwa. Ceny żywności radykalnie spadły, przyczyniając się do wzrostu standardu życia.

Zamknięcie za drutami stad bydła pozwoliło na racjonalizację hodowli. Umiejętne krzyżowanie przyczyniło się do stworzenia nowych ras. Era długorogiego bydła andaluzyjskiego i pędzących go kowbojów dobiegła końca.

Drut idzie na wojnę
Drut kolczasty stworzono z myślą o rolnikach, ale szybko zainteresowali się nim także wojskowi. Angielskie podręczniki wojskowe od 1882 roku informowały, jak wykorzystać drut kolczasty do budowy umocnień polowych. W tym samym czasie drut wszedł na wyposażenie armii francuskiej, a Francuzi przypomnieli sobie, że przed Gliddenem podobny patent uzyskał niejaki Louis Jannin (w 1867 roku), choć w obfitującej w lasy i żywopłoty Francji kolczaste płoty pozostały jedynie ciekawostką.

Drut kolczasty zadebiutował na polu walki w 1898 roku, podczas wojny amerykańsko-hiszpańskiej na Kubie. W 1902 roku Anglicy posłużyli się nim, by chronić miejsca postoju swych wojsk przed atakami burskich partyzantów. Ale prawdziwy triumf diabelskiego sznura w wersji militarnej nastąpił podczas pierwszej wojny światowej.

Zadrutowanie frontu na równi z innym amerykańskim wynalazkiem - karabinem maszynowym, wymusiło wielką zmianę sposobu wojowania. Drut wprawdzie można było pokonać, ale zwolnienie tempa natarcia powodowało, że atakujący padali ofiarą broni maszynowej. Zwoje drutu nierzadko układano tak, by skierować wroga na wcześniej przygotowane pole ostrzału. Niskie przeszkody można było przeskoczyć, wyższe pokonywano po rzuconej na drut desce. Cięcie drutu nożycami w noc przed atakiem należało do zajęć ryzykownych, bowiem zamocowane na przeszkodzie puszki brzękiem ostrzegały obrońców przed napastnikami.

Za najskuteczniejszych niszczycieli drutów uchodziły torpedy z Bangalore i artyleria. Torpedę z Bangalore skonstruowano w angielskich wojskach kolonialnych w Indiach. Była to wypełniona silnym materiałem wybuchowym składana rura, która, wciśnięta pod zasieki, torowała drogę natarciu. Gęsty ostrzał artyleryjski nie zawsze był skuteczny, o czym przekonali się Anglicy nad Sommą. W 1917 roku Niemcy wprowadzili na pola bitew drut pancerny, który trafiony pociskiem nie pękał, lecz tworzył niemożliwy do sforsowania, fantazyjny zwój. Radziły sobie z nim tylko czołgi. Ale to już całkiem inna historia...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia XIX wieku”