Do moich ulubionych gier zaliczają się Twilight Struggle, Commands & Colors: Ancients i Combat Commander. Poza tym cenię sobie Hannibala, Red Winter i kilka innych tytułów wpadających do kategorii "lekkie i szybkie". Powodów jest tutaj kilka.Ostatnie rozgrywki w Forgotten Heroes (FH) z serii Lock 'n Load sprawiły, że zacząłem zastanawiać się nad złotym środkiem poziomu komplikacji zasad w grach wojennych. Punktem wyjścia było porównanie komplikacji reguł Forgotten Heroes z Advanced Squad Leader. Porównanie naturalne ponieważ widać wyraźnie, że autor FH "wychował się" na ASL'u lub SL'u.
W grach w skali drużyny mamy spory wybór tytułów z bardzo różnym poziomem komplikacji zasad. Od bardzo prostych (Band of Brothers) po mega skomplikowane (ASL czy ATS).
Ale rozpiętość poziomu skomplikowania to nie tylko przypadłość gier w skali drużyny. Każda inna skala - od plutonowej do armijnej - też będzie miała przedstawicieli różnych poziomów trudności reguł.
Mamy więc gry takie jak Red Winter, gdzie zasady są dosyć proste ale bardzo "eleganckie" i bardzo fajnie pokazujące istotę prezentowanej bitwy. I mamy gry w tej samej skali (kompanijna) z zasadami... lekko mówiąc ciężkimi (np. Death Ride Kursk od Grognard Simulations).
Jak widać z rankingu popularności gier wojennych na BGG każdy "typ" gier ma swoich zwolenników. ASL jest wysoko ale Combat Commander jeszcze wyżej.
Sekigahara i 1812: The Invasion of Canada jako dosyć proste pozycje też znajdują się wysoko.
Podobnie jak dosyć trudny tytuł Case Blue z serii OCS.
Jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Jakie gry lubicie bardziej? Te cięższe tytuły czy raczej lekkie i szybkie?
Jeśli chodzi o stopień skomplikowania zasad, to grając w grę chcę się skupić na tym CO zrobić żeby wygrać, a nie myśleć przez 10 minut JAK to zrobić żeby nie złamać jednej ze stu zasad gry. Zauważyłem oczywiście, że tutaj w miarę nabywania doświadczenia gry stają się prostsze, tzn. to co kiedyś wydawało się złożone (np. Combat Commander) dzisiaj wydaje się w miarę proste. To w sumie nie oznacza że nie patrzę do instrukcji - po prostu znam ją już na tyle dobrze że wiem gdzie czego szukać No i kolejne tytuły już nie zaskakują tysiącem nowych rozwiązań. Np. czytając instrukcję do ASLa stwierdzam że wiele rzeczy już znam z CC.
Jeśli chodzi o czas gry moje optimum to jakieś 4 godziny. Powyżej tego czasu zdarza się że gra mnie po prostu zaczyna nużyć i czekam tylko aby się skończyła.
Zauważyłem jednak u siebie, że dryfuję w stronę gier odrobinę trudniejszych i bardziej czasochłonnych. Mam np. w swojej kolekcji Here I Stand czy Ardennes '44, przymierzam się do ASLa jak tylko MMP zrobi dodruk pierwszego starter kita (próbowałem z trzecim i poległem).
Inna sprawa, że im gra cięższa i dłuższa, tym trudniej o graczy. Zdarzyło mi się wiele razy grać w Commands & Colors czy Twilight Strugle z kimś z "łapanki" w klubie, bo wytłumaczenie zasad nie zajmuje długo i typowy euro-gracz sobie z nimi spokojnie poradzi. Ale już wspomniane Here I Stand leży póki co nie zagrane, bo znalezienie pięciu innych osób które będą miały ochotę spędzić dzień nad planszą łatwe nie jest.