Optymalizacja w grach wojennych
-
- Colonel en second
- Posty: 1443
- Rejestracja: wtorek, 22 listopada 2011, 23:27
- Lokalizacja: Kraków
- Been thanked: 45 times
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Koledzy,
przepraszam, że nie odpowiadam obszerniej - ściśle rzecz biorąc, odpowiedziałem, ale jak zwykle nie zmieściłem się w wyznaczonym przez Raleena czasie na udzielanie odpowiedzi, i cały mój półgodzinny trud został wykasowany Zasadniczo jednak Clownowi postaram się odpowiedzieć po przeczytaniu pracy, za link do której bardzo dziękuję (mocno biorę sobie do serca uwagi Neobergera na temat osób dyskutujących w stylu "Co prawda nie wiem, ale wydaje mi się..."). Przyznaję jedynie ze skruchą, że proces odchodzenia od modelowania gry w stronę poszukiwania systemu prostego, koherentnego, zbalansowanego i spełniającego postulaty Wydawcy zaszedł w przypadku OLL tak daleko, że trudno tu mówić o matematycznym odwzorowaniu rzeczywistości. Z Gocho chętnie podejmę dyskusję na temat różnicy w roli walnej bitwy dla starożytności, średniowiecza i wczesnej nowożytności (ogólnie broniłbym tezy, że jednak w średniowieczu wpływ walnej bitwy na przebieg wydarzeń był stosunkowo najskromniejszy, jednak pokazanie tego, a tym bardziej poszukanie przyczyn takiego stanu rzeczy wymaga naprawdę obszernej wypowiedzi ). Tak więc wypowiem się wkrótce
przepraszam, że nie odpowiadam obszerniej - ściśle rzecz biorąc, odpowiedziałem, ale jak zwykle nie zmieściłem się w wyznaczonym przez Raleena czasie na udzielanie odpowiedzi, i cały mój półgodzinny trud został wykasowany Zasadniczo jednak Clownowi postaram się odpowiedzieć po przeczytaniu pracy, za link do której bardzo dziękuję (mocno biorę sobie do serca uwagi Neobergera na temat osób dyskutujących w stylu "Co prawda nie wiem, ale wydaje mi się..."). Przyznaję jedynie ze skruchą, że proces odchodzenia od modelowania gry w stronę poszukiwania systemu prostego, koherentnego, zbalansowanego i spełniającego postulaty Wydawcy zaszedł w przypadku OLL tak daleko, że trudno tu mówić o matematycznym odwzorowaniu rzeczywistości. Z Gocho chętnie podejmę dyskusję na temat różnicy w roli walnej bitwy dla starożytności, średniowiecza i wczesnej nowożytności (ogólnie broniłbym tezy, że jednak w średniowieczu wpływ walnej bitwy na przebieg wydarzeń był stosunkowo najskromniejszy, jednak pokazanie tego, a tym bardziej poszukanie przyczyn takiego stanu rzeczy wymaga naprawdę obszernej wypowiedzi ). Tak więc wypowiem się wkrótce
- Neoberger
- Général de Brigade
- Posty: 2098
- Rejestracja: sobota, 7 listopada 2009, 19:19
- Lokalizacja: Wwa
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 125 times
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Samuel - też miałem problemy przez strasznie krótki czas wpisania wypowiedzi zanim się system wyloguje.
Używałem metody kopiuj-wklej, ale...
Odkryłem, że komputer jest głupi.
Metoda polega na:
1. Piszesz tekst.
2. Dajesz wyślij, a tu wyskakuje okno zaloguj się.
3. Opanowujesz wkurw.
4. Wpisujesz login i hasło.
5. Cofasz raz do ekranu zaloguj się.
6. Cofasz drugi raz do... o nie! mój tekst. Cały.
7. Jako, że dla kompa jesteś zalogowany klikasz Wyślij.
Wuala!
Używałem metody kopiuj-wklej, ale...
Odkryłem, że komputer jest głupi.
Metoda polega na:
1. Piszesz tekst.
2. Dajesz wyślij, a tu wyskakuje okno zaloguj się.
3. Opanowujesz wkurw.
4. Wpisujesz login i hasło.
5. Cofasz raz do ekranu zaloguj się.
6. Cofasz drugi raz do... o nie! mój tekst. Cały.
7. Jako, że dla kompa jesteś zalogowany klikasz Wyślij.
Wuala!
Berger
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
Re: Optymalizacja w grach wojennych
I jest to bardzo słuszne oczekiwanie wydawcy. Ja oczekuję dobrej zabawy na motywach wybranego konfliktu, a nie symulacji, szczególnie na poziomie moich ulubionych gier "wielkostrategicznych". Mówię to jako gracz, ale także jako uznany twórca jednej, niewydanej gry, w którą grało w porywach kilka osóbSamuel pisze:Przyznaję jedynie ze skruchą, że proces odchodzenia od modelowania gry w stronę poszukiwania systemu prostego, koherentnego, zbalansowanego i spełniającego postulaty Wydawcy zaszedł w przypadku OLL tak daleko, że trudno tu mówić o matematycznym odwzorowaniu rzeczywistości.
Problemem Kingdom of Heaven oraz Won by the Sword nie jest niedostatek historycznego realizmu w bitwach, tylko fakt, że przyjęte przez autorów rozwiązania po prostu psują obie gry.Samuel pisze:Z Gocho chętnie podejmę dyskusję na temat różnicy w roli walnej bitwy dla starożytności, średniowiecza i wczesnej nowożytności (ogólnie broniłbym tezy, że jednak w średniowieczu wpływ walnej bitwy na przebieg wydarzeń był stosunkowo najskromniejszy, jednak pokazanie tego, a tym bardziej poszukanie przyczyn takiego stanu rzeczy wymaga naprawdę obszernej wypowiedzi ).
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
- Neoberger
- Général de Brigade
- Posty: 2098
- Rejestracja: sobota, 7 listopada 2009, 19:19
- Lokalizacja: Wwa
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 125 times
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Raubritter - a ja się zupełnie nie zgadzam z takim podejściem w obszarze gier wojennych.
Zrozumiem to przy towarzyskich grach opartych na motywach historycznych. Vide Sukcesorzy (nota bene dla mnie czysta gra towarzyska nie umiejąca odtworzyć wielu elementów z bajecznej epoki Diadochów).
Tylko po co mieszać historyczne odmiany Pędzących Żółwi z grami wojennymi?
To tyle przejaskrawienia.
Prawda jest taka, że nawet symulacja musi być zjadliwa dla gracza i mieć jaki taki interfejs bo nawet grognards może się nie przegryźć do meritum i po prostu nie zagrać w grę. Taki cień klęski położył się na Lost Battles.
Ale... rynek jest pojemny i jest miejsce dla gier towarzyskich, dla gier z ambicjami i dla gier nieznośnych.
Co do "Won by the Swords" problemem tej gry jest to, że nie wiadomo po co jest bitwa. Nie ma w kampanii żadnych celów politycznych czy militarnych. Tylko obleganie twierdz, zbieranie zaopatrzenia i krążenie wokół siebie w oczekiwaniu na taki układ kart, bonusów i czego tam jeszcze by spokojnie przyfandzolić przeciwnikowi i de facto... zakończyć scenariusz.
Dla mnie znamiennym obrazem tej gry jest scenariusz "historyczny", którego finałem w rzeczywistości była niechciana przez cesarskich bitwa w... Saksonii, której nie ma na planszy.
Zrozumiem to przy towarzyskich grach opartych na motywach historycznych. Vide Sukcesorzy (nota bene dla mnie czysta gra towarzyska nie umiejąca odtworzyć wielu elementów z bajecznej epoki Diadochów).
Tylko po co mieszać historyczne odmiany Pędzących Żółwi z grami wojennymi?
To tyle przejaskrawienia.
Prawda jest taka, że nawet symulacja musi być zjadliwa dla gracza i mieć jaki taki interfejs bo nawet grognards może się nie przegryźć do meritum i po prostu nie zagrać w grę. Taki cień klęski położył się na Lost Battles.
Ale... rynek jest pojemny i jest miejsce dla gier towarzyskich, dla gier z ambicjami i dla gier nieznośnych.
Co do "Won by the Swords" problemem tej gry jest to, że nie wiadomo po co jest bitwa. Nie ma w kampanii żadnych celów politycznych czy militarnych. Tylko obleganie twierdz, zbieranie zaopatrzenia i krążenie wokół siebie w oczekiwaniu na taki układ kart, bonusów i czego tam jeszcze by spokojnie przyfandzolić przeciwnikowi i de facto... zakończyć scenariusz.
Dla mnie znamiennym obrazem tej gry jest scenariusz "historyczny", którego finałem w rzeczywistości była niechciana przez cesarskich bitwa w... Saksonii, której nie ma na planszy.
Berger
-
- Colonel en second
- Posty: 1443
- Rejestracja: wtorek, 22 listopada 2011, 23:27
- Lokalizacja: Kraków
- Been thanked: 45 times
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Neobergerze,
bardzo dziękuję - przy najbliższej okazji postaram się wypróbować tę metodę.
Raubritterze,
w stosunku do WbtS na razie mogę mieć jedno zastrzeżenie - wszelkie raporty z frontu mówiły o grze nie tylko nieudanej, lecz przede wszystkim niezwykle żmudnej, a to skutecznie mnie zniechęciło do prób jej przetestowania: nawet, gdybym sam się do tego zmusił, nie znalazłbym partnera i okazji do takiej rozgrywki. Natomiast KoH to gra, której strasznie mi żal, bo obok psujących ją rozwiązań ma inne, ciekawsze niż w innych grach tego typu, i to ciekawsze właśnie przez oddanie klimatu epoki (mam na myśli np. oblężenia czy demobilizację na koniec każdego roku). Tu postawa autora, by oddać w prosty sposób na planszy realia konfliktu w Outremer w XII i XIII w. sprawdziła się bardzo dobrze. Uważam, że gdyby w sposób równie udatny oddał także realia dotyczące przemarszu, walnych bitew i ich skutków, a także balansu sił, wyszłaby z tego jedna z najlepszych CDG, jakie znam. Uważam też, że niepowodzenie leżało w błędnych wyobrażeniach autora dotyczących tychże elementów konfliktu, w braku raczej niż nadmiarze realizmu. Nie widzę wreszcie żadnego mankamentu w tym, że inspirowane realiami reguły odbiegać będą od przyzwyczajeń graczy, na przykład do toczenia masy nierozstrzygających, drobnych starć - gra, w której zadaniem strony słabszej byłoby nie dać się zmusić do walnej bitwy mogłaby być tu bardzo ciekawą odmianą
bardzo dziękuję - przy najbliższej okazji postaram się wypróbować tę metodę.
Raubritterze,
w stosunku do WbtS na razie mogę mieć jedno zastrzeżenie - wszelkie raporty z frontu mówiły o grze nie tylko nieudanej, lecz przede wszystkim niezwykle żmudnej, a to skutecznie mnie zniechęciło do prób jej przetestowania: nawet, gdybym sam się do tego zmusił, nie znalazłbym partnera i okazji do takiej rozgrywki. Natomiast KoH to gra, której strasznie mi żal, bo obok psujących ją rozwiązań ma inne, ciekawsze niż w innych grach tego typu, i to ciekawsze właśnie przez oddanie klimatu epoki (mam na myśli np. oblężenia czy demobilizację na koniec każdego roku). Tu postawa autora, by oddać w prosty sposób na planszy realia konfliktu w Outremer w XII i XIII w. sprawdziła się bardzo dobrze. Uważam, że gdyby w sposób równie udatny oddał także realia dotyczące przemarszu, walnych bitew i ich skutków, a także balansu sił, wyszłaby z tego jedna z najlepszych CDG, jakie znam. Uważam też, że niepowodzenie leżało w błędnych wyobrażeniach autora dotyczących tychże elementów konfliktu, w braku raczej niż nadmiarze realizmu. Nie widzę wreszcie żadnego mankamentu w tym, że inspirowane realiami reguły odbiegać będą od przyzwyczajeń graczy, na przykład do toczenia masy nierozstrzygających, drobnych starć - gra, w której zadaniem strony słabszej byłoby nie dać się zmusić do walnej bitwy mogłaby być tu bardzo ciekawą odmianą
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Neoberger:
Cóż, jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki Ja się w zupełności zgadzam, że Sukcesorzy to nie jest symulacja wojen diadochów, tylko że ciągle jest to - dla mnie przynajmniej - rewelacyjna gra, jedna z najlepszych gier wieloosobowych. Tylko, że ja nie zasiadam do Sukcesorów z poczuciem, że teraz jestem diadochem. Mam się dobrze bawić i dlatego zawsze wyżej stawiam grywalność niż historyczny realizm.
Ale to zupełnie na marginesie tej dyskusji. Z kolei w temacie - nie trawię "optymalizatorów". Zgadzam się, że gra z takimi jest zbyt długa, zbyt męcząca i zupełnie traci aspekt zabawy. Bo to ma być zabawa, a nie sposób na to, żeby coś komuś (lub sobie udowadniać). Już nie wspomnę, że przeciętny optymalizator podchodzi do gry zbyt poważnie, a w efekcie nie umie ani przegrywać, ani wygrywać. Proces zatem jest zbyt długi i nieprzyjemny, a finał z reguły żenujący. Szczęśliwie gry point-to-point, z kartami i bucket of dice w roli czynnika losowego wydają mi się mniej przyciągające optymalizatorów niż heksówki z masą dywizji, strefami kontroli i różnymi modyfikatorami.
Samuel:
O tak, oblężenia w Kingdom of Heaven są fajne, bez wątpienia. Tylko bitwy niszczą wszystko. Niechby to i nawet było realistyczne (a do końca jednak nie jest), to przecież rezultat i tak jest opłakany, taki sam zresztą, jak w Won by the Sword. Gracze boją się bitew i zamiast tego każdy sobie kica od twierdzy do twierdzy i oblega. Nuda, Panie, nuda.
Cóż, jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki Ja się w zupełności zgadzam, że Sukcesorzy to nie jest symulacja wojen diadochów, tylko że ciągle jest to - dla mnie przynajmniej - rewelacyjna gra, jedna z najlepszych gier wieloosobowych. Tylko, że ja nie zasiadam do Sukcesorów z poczuciem, że teraz jestem diadochem. Mam się dobrze bawić i dlatego zawsze wyżej stawiam grywalność niż historyczny realizm.
Ale to zupełnie na marginesie tej dyskusji. Z kolei w temacie - nie trawię "optymalizatorów". Zgadzam się, że gra z takimi jest zbyt długa, zbyt męcząca i zupełnie traci aspekt zabawy. Bo to ma być zabawa, a nie sposób na to, żeby coś komuś (lub sobie udowadniać). Już nie wspomnę, że przeciętny optymalizator podchodzi do gry zbyt poważnie, a w efekcie nie umie ani przegrywać, ani wygrywać. Proces zatem jest zbyt długi i nieprzyjemny, a finał z reguły żenujący. Szczęśliwie gry point-to-point, z kartami i bucket of dice w roli czynnika losowego wydają mi się mniej przyciągające optymalizatorów niż heksówki z masą dywizji, strefami kontroli i różnymi modyfikatorami.
Samuel:
O tak, oblężenia w Kingdom of Heaven są fajne, bez wątpienia. Tylko bitwy niszczą wszystko. Niechby to i nawet było realistyczne (a do końca jednak nie jest), to przecież rezultat i tak jest opłakany, taki sam zresztą, jak w Won by the Sword. Gracze boją się bitew i zamiast tego każdy sobie kica od twierdzy do twierdzy i oblega. Nuda, Panie, nuda.
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
- gocho
- Adjudant-Major
- Posty: 343
- Rejestracja: środa, 26 maja 2010, 11:44
- Lokalizacja: Szczecin
- Has thanked: 42 times
- Been thanked: 28 times
- Kontakt:
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Zgoda. Ale jeśli nawet poprawisz zasady o zmęczeniu, tabelkę strat bitewnych i pościgowych, pozostaje problem kartNatomiast KoH to gra, której strasznie mi żal, bo obok psujących ją rozwiązań ma inne, ciekawsze niż w innych grach tego typu, i to ciekawsze właśnie przez oddanie klimatu epoki (mam na myśli np. oblężenia czy demobilizację na koniec każdego roku). Tu postawa autora, by oddać w prosty sposób na planszy realia konfliktu w Outremer w XII i XIII w. sprawdziła się bardzo dobrze. Uważam, że gdyby w sposób równie udatny oddał także realia dotyczące przemarszu, walnych bitew i ich skutków, a także balansu sił, wyszłaby z tego jedna z najlepszych CDG, jakie znam. Uważam też, że niepowodzenie leżało w błędnych wyobrażeniach autora dotyczących tychże elementów konfliktu, w braku raczej niż nadmiarze realizmu. Nie widzę wreszcie żadnego mankamentu w tym, że inspirowane realiami reguły odbiegać będą od przyzwyczajeń graczy, na przykład do toczenia masy nierozstrzygających, drobnych starć - gra, w której zadaniem strony słabszej byłoby nie dać się zmusić do walnej bitwy mogłaby być tu bardzo ciekawą odmianą
- karty w tej grze decydują, zwłaszcza w III krucjacie, czy gracz w ogóle będzie miał co robić w tej grze:
1) ruszasz się szybko Barbarossą - Saladyn rzuca "Barbarossa topi się w rzece" (na marginesie fajnie to opisał Umberto Eco w "Baudolino"),
2) chcesz ruszyć Filipa II - Saladyn zagrywa "Problemy z flotą",
3) dopływasz w końcu szczęśliwie Ryszardem Lwie Serce do Syrii i
a) na ręku masz same karty do oblężeń sprzyjające obrońcy,
liczysz na fortunę wojny - trafiasz epidemię
albo
b) masz karty do oblężenia, ale Saladyn wydaje Ci bitwę, rzucasz 1, Saladyn rzuca 6. Straty pościgowe.
I tyle jeśli chodzi o grywalność. Fajnie jest to obejrzeć raz, drugi, ale nie będziesz się w taki scenariusz zagrywał na okrągło.
"Znalazłem armię Waszej Wysokości podzieloną trojako. Część naziemna składa się z rabusiów i maruderów; druga znajduje się pod ziemią, a trzecia w szpitalach. Czy powinienem wycofać się z pierwszą, czy czekać, aż dołączę do którejś z pozostałych" Clermont w liście do Ludwika XV
- Neoberger
- Général de Brigade
- Posty: 2098
- Rejestracja: sobota, 7 listopada 2009, 19:19
- Lokalizacja: Wwa
- Has thanked: 5 times
- Been thanked: 125 times
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Raubritter - dokładnie to samo myślę o Sukcesorach.
Też uważam, że są gry dla każdego i to jest piękne!
Co do optymatów (optymalizatorów) to rzeczywiście też zauważyłem to skupienie na twarzy, może nawet kilka kropel na czole i ten zawód, gdy okazuje się, że gdyby dociągnąć żeton artylerii oraz zamienić dwa żetony miejscami to byłoby kolejne +2 do rzutu.
Ja mam taki test na wykrycie optymatów. Gadanie przy grze. Jeżeli kogoś męczą anegdoty z epoki, podśmiechujki z sytuacji na planszy (w rozbawianiu ty jesteś mistrzem ), prosi o ciszę i chwilę skupienia to znaczy, że jest blisko smugi cienia.
Też uważam, że są gry dla każdego i to jest piękne!
Co do optymatów (optymalizatorów) to rzeczywiście też zauważyłem to skupienie na twarzy, może nawet kilka kropel na czole i ten zawód, gdy okazuje się, że gdyby dociągnąć żeton artylerii oraz zamienić dwa żetony miejscami to byłoby kolejne +2 do rzutu.
Ja mam taki test na wykrycie optymatów. Gadanie przy grze. Jeżeli kogoś męczą anegdoty z epoki, podśmiechujki z sytuacji na planszy (w rozbawianiu ty jesteś mistrzem ), prosi o ciszę i chwilę skupienia to znaczy, że jest blisko smugi cienia.
Berger
- Palladinus
- Adjudant-Major
- Posty: 281
- Rejestracja: sobota, 4 czerwca 2011, 23:06
- Lokalizacja: Poznań
- Kontakt:
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Widzę tu nagonkę na biednych optymalizatorów
Ja nie widzę w tym nic złego, gdyż każda gra to pewien model matematyczny i istnieją ludzie, którym jego rozgryzienie i oczywiście zoptymalizowanie posunięć prowadzących do zwycięstwa sprawia radość. Wielu pewnie zostało też w tym kierunku wyuczonych i nie wiedzę powodu, żeby ich piętnować za wykonywanie swojego fachu. Ja np. jak się mocno skupię to widzę chmurę prawdopodobieństwa unoszącą się nad planszą.
Czymże jest zasada ekonomi sił jak nie optymalizacją zasobów używanych do prowadzenia walk? Myślę, że dobry dowódca musi i musiał być dobrym optymalizatorem, więc pozwólmy to robić i w grach. Oczywiście pewne rzeczy u takich osób mogą być frustrujące, bo wyliczanie overkilla mija się z celem, a czas mija.
W kilku słowach: pozwólmy innym wykorzystywać maksimum swoich umiejętności.
Rozumiem, że największy problem to paraliż decyzyjny u współgracza, więc jeśli wiemy, że jest na niego podatny, to trzeba z nim grać w odpowiednio dobrane gry, które nie mają po 400 żetonów na stronę, którymi można poruszyć w swojej turze.
Ja nie widzę w tym nic złego, gdyż każda gra to pewien model matematyczny i istnieją ludzie, którym jego rozgryzienie i oczywiście zoptymalizowanie posunięć prowadzących do zwycięstwa sprawia radość. Wielu pewnie zostało też w tym kierunku wyuczonych i nie wiedzę powodu, żeby ich piętnować za wykonywanie swojego fachu. Ja np. jak się mocno skupię to widzę chmurę prawdopodobieństwa unoszącą się nad planszą.
Czymże jest zasada ekonomi sił jak nie optymalizacją zasobów używanych do prowadzenia walk? Myślę, że dobry dowódca musi i musiał być dobrym optymalizatorem, więc pozwólmy to robić i w grach. Oczywiście pewne rzeczy u takich osób mogą być frustrujące, bo wyliczanie overkilla mija się z celem, a czas mija.
W kilku słowach: pozwólmy innym wykorzystywać maksimum swoich umiejętności.
Rozumiem, że największy problem to paraliż decyzyjny u współgracza, więc jeśli wiemy, że jest na niego podatny, to trzeba z nim grać w odpowiednio dobrane gry, które nie mają po 400 żetonów na stronę, którymi można poruszyć w swojej turze.
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Ależ to nie jest nagonka, tylko wskazywanie preferencji Zakładam, że gra z zasępionym poszukiwaczem idealnego ruchu może kogoś nie wkurzać, a nawet sprawiać przyjemność. Z mojego punktu widzenia taki sparing-partner to jednak mordęga. Paraliż decyzyjny, mało rozrywkowa atmosfera przy planszy i nieumiejętność radzenia sobie tak z sukcesem, jak i z porażką - to wszystko zmniejsza radość, którą czerpię z gry. A dla mnie to jest przede wszystkim zabawa, a nie pojedynek intelektów.Palladinus pisze:Widzę tu nagonkę na biednych optymalizatorów (...) W kilku słowach: pozwólmy innym wykorzystywać maksimum swoich umiejętności.
A, i jeszcze w kwestii prawdziwych dowódców. W grach mamy w zasadzie pełną świadomość sytuacyjną i w ramach zasad możemy sobie pewne rzeczy zaplanować z gwarancją stuprocentowego wykonania, a presja odczuwana przez gracza jest właściwie pomijalna. Nasza zabawa ma naprawdę niewiele wspólnego z dowodzeniem na prawdziwym polu bitwy, a już chyba najdalej od tego są ci od "podumam sobie spokojniutko z godzinkę i tak to wszystko zaplanuję, że ani jeden punkt siły, punkt ruchu czy modyfikator się nie zmarnuje." Nałożenie na graczy pewnej presji czasowej jawi mi się w tym kontekście jednym ze sposobów ograniczenia omnipotencji planszowych dowódców i stąd refleksja, że takie zegary jak w szachach byłyby czasem fajnym pomysłem
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
-
- Colonel en second
- Posty: 1443
- Rejestracja: wtorek, 22 listopada 2011, 23:27
- Lokalizacja: Kraków
- Been thanked: 45 times
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Popieram propozycję zegarowo-szachową
Dyskusja zrobiła się wielowątkowa, więc tylko co do wątku zasadniczego: gra jest modelem matematycznym, ale obsługiwanym przez gracza, ktoś, kto chciałby grać "optymalnie" matematycznie byłby zbyt prostym do rozgryzienia przeciwnikiem, żeby gra z nim była szczególnie interesująca. To jedyna wada "optymalizowania" sama w sobie. Natomiast pozostałe są, że tak powiem filozoficznie, przygodne. Na przykład: Jeśli ktoś przed każdym posunięciem przegląda stos kart odrzuconych, by sprawdzić, czy dane wydarzenie już zeszło, jeśli ktoś wyciąga kalkulator i liczy prawdopodobieństwo przy przesunięciu każdego żetonu, to jego problem nie jest problemem "optymalizacji". Gracz, który pamiętałby jaka karta zeszła albo potrafił szybko w pamięci oszacować prawdopodobieństwo zwycięstwa w ogóle by mi nie przeszkadzał.
Dyskusja zrobiła się wielowątkowa, więc tylko co do wątku zasadniczego: gra jest modelem matematycznym, ale obsługiwanym przez gracza, ktoś, kto chciałby grać "optymalnie" matematycznie byłby zbyt prostym do rozgryzienia przeciwnikiem, żeby gra z nim była szczególnie interesująca. To jedyna wada "optymalizowania" sama w sobie. Natomiast pozostałe są, że tak powiem filozoficznie, przygodne. Na przykład: Jeśli ktoś przed każdym posunięciem przegląda stos kart odrzuconych, by sprawdzić, czy dane wydarzenie już zeszło, jeśli ktoś wyciąga kalkulator i liczy prawdopodobieństwo przy przesunięciu każdego żetonu, to jego problem nie jest problemem "optymalizacji". Gracz, który pamiętałby jaka karta zeszła albo potrafił szybko w pamięci oszacować prawdopodobieństwo zwycięstwa w ogóle by mi nie przeszkadzał.
- Raleen
- Colonel Général
- Posty: 43394
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 3966 times
- Been thanked: 2526 times
- Kontakt:
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Wydaje mi się, że Twoja opinia opiera się na założeniu, że jest jeden optymalny model rozgrywki, jedna droga do zwycięstwa. W grach, gdzie mamy element prawdopodobieństwa takiego zjawiska nie ma. Dalej, trzeba uwzględniać działania innych graczy, które także warunkują nasze działania. Spójrz np. na szachy - tam też nie ma jednego modelu. Co najwyżej są różne otwarcia (debiuty), z bardzo wieloma wariantami, ale dla środkowej fazy rozgrywki nie ma żadnych wąsko zakreślonych schematów. Kalkulowanie, czy "optymalizowanie" nie wyklucza też np. blefu czy markowania pewnych zachowań.Samuel pisze:Dyskusja zrobiła się wielowątkowa, więc tylko co do wątku zasadniczego: gra jest modelem matematycznym, ale obsługiwanym przez gracza, ktoś, kto chciałby grać "optymalnie" matematycznie byłby zbyt prostym do rozgryzienia przeciwnikiem, żeby gra z nim była szczególnie interesująca.
Problem z tym, że niektórzy długo myślą, przeliczają itd. bierze się Drodzy Koledzy stąd, że jak Wy graliście w jakąś grę wiele razy, np. w taki HIS czy "Sukcesorów" to znacie wiele mechanizmów tej gry na pamięć. Również relacje matematyczne jakie są w grze. Jak ktoś jest obeznany z grą, to idzie mu to szybciej i tego kalkulowania nie widać. Nie zmienia to faktu, że zwykle taka osoba też tego dokonuje, czasami nie uświadamiając sobie, że to robi i pozostając w poczuciu, że ona "gra i dobrze się bawi" a inni "długo myślą i kalkulują" .
Zgadzam się z tym co napisałeś na początku tego fragmentu o tyle, że różne twierdzenia mówiące o tym, że gracz jest prawdziwym dowódcą i gra oddaje dowodzenie rozmijają się z rzeczywistością. Głównie za sprawą uproszczeń i pewnych podstawowych cech gier planszowych. To jest m.in. to o czym dalej piszesz czyli pełna świadomość sytuacyjna, gwarancja stuprocentowego wykonania (nie zawsze, ale częściej niż w rzeczywistości bywało), dodałbym poniekąd zamiast presji to, że nie musimy się przejmować niczym jak przegramy, stąd możemy ryzykować, a taki dowódca/wódz często rozgrywając bitwę/wojnę miał w perspektywie to, że od niego bardzo wiele zależy, dlatego np. skłonność do ryzyka nigdy nie była taka jak (średnio) u graczy. Dumać to zwłaszcza na wyższych szczeblach dumano czasem długo, z kolei na niższych szczeblach dowodzenie nie było często aż takie złożone, więc można było szybciej podejmować decyzje.Raubritter pisze:A, i jeszcze w kwestii prawdziwych dowódców. W grach mamy w zasadzie pełną świadomość sytuacyjną i w ramach zasad możemy sobie pewne rzeczy zaplanować z gwarancją stuprocentowego wykonania, a presja odczuwana przez gracza jest właściwie pomijalna. Nasza zabawa ma naprawdę niewiele wspólnego z dowodzeniem na prawdziwym polu bitwy, a już chyba najdalej od tego są ci od "podumam sobie spokojniutko z godzinkę i tak to wszystko zaplanuję, że ani jeden punkt siły, punkt ruchu czy modyfikator się nie zmarnuje." Nałożenie na graczy pewnej presji czasowej jawi mi się w tym kontekście jednym ze sposobów ograniczenia omnipotencji planszowych dowódców i stąd refleksja, że takie zegary jak w szachach byłyby czasem fajnym pomysłem
Tworzenie presji czasowej jest moim zdaniem nienajlepszym pomysłem, bo wprowadza do gry jakiś element niezdrowych emocji i rywalizacji (takiej gorszego sortu). Ostatnio miałem okazję testować na sobie ten model, więc mam praktyczne doświadczenia. Przy pierwszych rozgrywkach w daną grę najwięcej czasu i tak schodzi na sprawdzaniu różnych wątpliwości, a nie na samym myśleniu, przesuwaniu żetonów itp.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
-
- Colonel en second
- Posty: 1443
- Rejestracja: wtorek, 22 listopada 2011, 23:27
- Lokalizacja: Kraków
- Been thanked: 45 times
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Raleenie,
miałem na myśli świadome podejmowanie decyzji "suboptymalnych" dla zwiedzenia przeciwnika - to stały element strategii zarówno w realu, jak i na planszy. Jeśli gracza-optymalizatora zdefiniować jako osobę niezdolną do takich zagrań, to będzie to raczej słaby strateg na obu poziomach rzeczywistości.
Jeśli chodzi o zegar to, masz rację, przesadziliśmy. Chodzi o coś, co brzydko nazwałbym kulturą rozgrywki - z jednej strony oczywiste, że graczowi nie znającemu np. HISa się w miarę rozsądku nawet pomaga (pamiętam moje debiutanckie zmagania z Darth Stalinem, w których może nawet sam Papieski Przeciwnik zwrócił mi uwagę, że istnieją jednak specjalne zdolności dysputantów i warto je zacząć wykorzystywać), z drugiej gracz w sposób rozsądny powinien powstrzymać się przed psuciem gry piętnastominutowym analizowaniem wszystkich możliwości przed danym posunięciem. Najgorsze, jeśli mamy do czynienia nie z wahaniem debiutanta, lecz "stylem gry" - np. w GoT istnieje pewien typ gracza, który przed każdym starciem każe sobie pokazywać pozostałe na ręce przeciwnika karty wodzów i przez kwadrans analizować, co będzie jeśli rzuci którą ze swoich kart. Ale to i tak sympatyczniejszy przypadek "menażerii" zachowań - można wskazać choćby graczy nieustannie falandyzujących reguły, którzy nieustannie żądają wykazania im tego czy tamtego w instrukcji, licząc na zmęczenie przeciwnika, można wskazać takich, którzy domagają się cofnięcia gry trzy ruchy wstecz, bo "nie wiedzieli", że tak nie wolno zagrać i na pewno zagraliby w takim razie całą sekwencję posunięć zupełnie inaczej. Generalnie wszystkie tego typu zachowania bywają przydatne przy testowaniu gry, bo pozwalają obnażyć luki i niekoherencję w systemie, znacznie gorzej toleruję je przy grach pudełkowych. Ale to, jak pisałem, nie kwestia optymalizacji, lecz raczej patologii w innym zakresie.
miałem na myśli świadome podejmowanie decyzji "suboptymalnych" dla zwiedzenia przeciwnika - to stały element strategii zarówno w realu, jak i na planszy. Jeśli gracza-optymalizatora zdefiniować jako osobę niezdolną do takich zagrań, to będzie to raczej słaby strateg na obu poziomach rzeczywistości.
Jeśli chodzi o zegar to, masz rację, przesadziliśmy. Chodzi o coś, co brzydko nazwałbym kulturą rozgrywki - z jednej strony oczywiste, że graczowi nie znającemu np. HISa się w miarę rozsądku nawet pomaga (pamiętam moje debiutanckie zmagania z Darth Stalinem, w których może nawet sam Papieski Przeciwnik zwrócił mi uwagę, że istnieją jednak specjalne zdolności dysputantów i warto je zacząć wykorzystywać), z drugiej gracz w sposób rozsądny powinien powstrzymać się przed psuciem gry piętnastominutowym analizowaniem wszystkich możliwości przed danym posunięciem. Najgorsze, jeśli mamy do czynienia nie z wahaniem debiutanta, lecz "stylem gry" - np. w GoT istnieje pewien typ gracza, który przed każdym starciem każe sobie pokazywać pozostałe na ręce przeciwnika karty wodzów i przez kwadrans analizować, co będzie jeśli rzuci którą ze swoich kart. Ale to i tak sympatyczniejszy przypadek "menażerii" zachowań - można wskazać choćby graczy nieustannie falandyzujących reguły, którzy nieustannie żądają wykazania im tego czy tamtego w instrukcji, licząc na zmęczenie przeciwnika, można wskazać takich, którzy domagają się cofnięcia gry trzy ruchy wstecz, bo "nie wiedzieli", że tak nie wolno zagrać i na pewno zagraliby w takim razie całą sekwencję posunięć zupełnie inaczej. Generalnie wszystkie tego typu zachowania bywają przydatne przy testowaniu gry, bo pozwalają obnażyć luki i niekoherencję w systemie, znacznie gorzej toleruję je przy grach pudełkowych. Ale to, jak pisałem, nie kwestia optymalizacji, lecz raczej patologii w innym zakresie.
- Raubritter
- Padpałkownik
- Posty: 1467
- Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:14
- Lokalizacja: Miasto Stołeczne Warszawa
- Been thanked: 1 time
Re: Optymalizacja w grach wojennych
Ja bym jeszcze dodał, że to są przecież dwa różne zachowania - gracz, który się zawiesza, bo nie zna dobrze gry, względnie myśli, co zrobić (a tak miewa chyba każdy z nas) oraz gracz, który doskonale wie, co chce zrobić, ale duma, sapie i kombinuje, wydłużając posunięcie ponad miarę po to tylko, żeby plan swój wykonać idealnie. Nie jest ten drugi typ obiektywnie gorszy, po prostu dla mnie bardzo męczący. Co zaś wynika z mojego prostego, prostackiego nawet, sprowadzania tego hobby do zabawy. Ma być fun, psia mać, a optymalizator mnie tego funu pozbawia
Tu wypada mi wyrazić radość, że gracze, z którymi grywam najczęściej tak nie robią, a patologicznego falandyzatora przepisów w ogóle już dawno nie spotkałem.
Tu wypada mi wyrazić radość, że gracze, z którymi grywam najczęściej tak nie robią, a patologicznego falandyzatora przepisów w ogóle już dawno nie spotkałem.
A gdybym był strategiem,
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
Nad planszą w klubie szalał,
To co byś powiedziała,
Czy coś byś przeciw miała?
- Antioch Seleucyda
- Sous-lieutenant
- Posty: 357
- Rejestracja: wtorek, 12 marca 2013, 17:09
- Been thanked: 1 time
Re: Optymalizacja w grach wojennych
kpt. Bomba - nie uraziłeś mnie, nie ten poziom relacji abyś mógł to uczynić. Gdyby ci się to jednak udało, to bym ci napisał pm. Moja uwaga miała być żartobliwa, tak że więcej luzu i humoru przy interpretowaniu tego co ktoś napisał.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
https://monitor-historyczny.pl/ - blog o książkach historycznych, historycznych grach wojennych i innych około historycznych sprawach.