No tak, świetna strategia bronić się przez całe powstanie w Warszawie oddając przeciwnikowi cały kraj...
Gdzie coś takiego zasugerowałem?
Pod koniec powstania, z konieczności ją realizowano (w sierpniu). Tylko Krukowiecki dostrzegł dość szybko, że zamknięcie się w Warszawie szybko doprowadzi do odcięcia od wszelkich zasobów kraju i wygłodzenia miasta, pomijając takie kwestie jak dopływ rekrutów i innych elementów niezbędnych do prowadzenia wojny, np. surowców z południa (zagłębie staropolskie).
Nie wiem po co mi o tym wspominasz jak przeciwstawiam obronę przyczółka praskiego wysyłaniom stosunkowo nielicznych grup na Wołyń i Litwę, a nie sensownym działaniom jak np. ofensywa zaczęta 31 marca.
Poza tym szansą polityczną powstania było wykorzystanie ruchów powstańczych w różnych rejonach Królestwa i na ziemiach wcielonych do Rosji. Bez rozszerzenia się możliwie jak najdalej powstanie nie miało szans przetrwać.
Tylko że najpierw trzeba by pobić główną armię rosyjską, w przeciwnym wypadku powstania znajdowały się między młotem, a kowadłem, w dodatku w kraju kontrolowanym przez armię wroga.
Wyprawa Giełguda na Litwę była wymuszoną konsekwencją przegranej pod Ostrołęką, a nie "wydumanym manewrem" ze strony naczelnego wodza. Po prostu 2 Dywizja Piechoty została de facto odcięta
Była też koncepcja czekania na Giełguda i obrony ze wszystkich sił do jego nadejścia. Dywizja została odcięta dopiero po odwrocie naszych spod Ostrołęki
W przypadku Dwernickiego to po prostu słabość liczebna ostatecznie zdecydowała, a nie "wydumane manewry".
Wydumanym manewrem było wysyłanie w kraj kontrolowany przez wroga tak słabych sił. Podobny manewr miał miejsce w czasie powstania kościuszkowskiego-chodzi mi o wyprawę Grabowskiego na Mińszczyznę w sierpniu 1794 roku, która skończyła się katastrofą.
Wracając do Twojego stwierdzenia o "wydumanych manewrach", rezygnacja z dzielenia armii na części i operowania częściami, by potem skupić je w decydującym momencie, to tak naprawdę rezygnacja ze stosowania sztuki operacyjnej, która na tym polega. To nic więcej jak cofanie się w rozwoju do XVII wieku i wcześniejszych epok, rezygnacja z tego co wymyślono w zakresie sztuki wojennej pod koniec XVIII wieku i w epoce napoleońskiej.
W XVII w. też dzielono armię, wysyłano zagony. Wyższość wojska polskiego z tych czasów polegała jednak na tym, że w obliczu wroga zbyt silnego by pokonać go w bitwie, szybko i sprawnie wznoszono warowny obóz, nie wykonywano też wiszących w powietrzu umocnień.
Problem polega na tym, że wskutek wzrostu liczebności walczących armii (po raz kolejny można przywołać - to właśnie ten czynnik całkowicie ignoruje Radosław Sikora) nie do końca da się wrócić do tego co było i całkowicie zrezygnować z "wydumanych manewrów".
Nie przesadzałbym z tym wzrostem liczebności, polowe armie polskie doby powstania Chmielnickiego czy wojen tureckich nie były mniejsze od armii polskiej z powstania listopadowego.
A i wróg używał wielkich armii, większych niż rosyjska z powstania listopadowego, która wkroczyła na teren Kongresówki.
Ale dość tej pogadanki, widzę że tradycyjnie ja piszę jedno, a co niektórzy rozumieją z tego coś zupełnie innego. Na podobne zaczepki odpowiadał już nie będę, chyba że znów będzie mi się nudziło.