[Gdańsk] Gry wojenne i historyczne

Rozgrywki indywidualne i klubowe. Sprawy organizacyjne klubów graczy.
RAJ
Général de Division
Posty: 3945
Rejestracja: czwartek, 14 maja 2015, 14:09
Has thanked: 120 times
Been thanked: 409 times

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: RAJ »

Heh, wybrałbym się...
"Jest to gra planszowa. Każdy gracz ma planszę i lutuje nią przeciwnika." - cytat za "7 krasnoludków - historia prawdziwa."
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Jak będziesz w Gdańsku - zapraszam!
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Krótkie podsumowanie z mojej strony:

Przede wszystkim dziękuję Maćkowi za cierpliwość, bo najpierw czekał aż skończymy z Jankiem Guadalcanal, potem czekał aż wytłumaczę Jankowi i Magdzie Klossa, a potem jeszcze cierpliwie znosił, że uwagę dzieliłem pomiędzy rozgrywkę z nim w Combat Commandera i doradzanie w Klossie. Kolejny raz potwierdziło się, że team spirit w naszej grupie jest wysoki :D ;)

Najpierw rozgrywka w Guadalcanal - powoli, powoooli, bardzo pooowooooli zaczynam rozumieć naturę tej gry. Zasady niby proste (choć sporo wyjątków i drobnych zasad), ale kombinowania na tych czterech dostępnych polach i przy użyciu trzech rodzajów grup bojowych, bardzo dużo. ponownie nie udało mi się ani razu wejść na wyspę "normalnym" desantem (czyli po uprzednim wyłączeniu lotniska przez bombardowanie), raz tylko Tokyo Express się przedarł. Straty, jak to w tej grze, były ogromne. Bardzo lubię Guadalcanal, ale mam problem z objęciem mechanizmów tej gry. Dopiero wczoraj udało mi się zmontować może ze dwa triki, które wyprowadziły mojego rywala w pole, co i tak nie wystarczyło do zwycięstwa.
Maćku, tam jest naprawdę dużo kombinowania. Wygląda na dice fest, ale rezultaty walk nie mają decydującego znaczenia dla przebiegu kampanii. Pierwszoplanowa jest umiejętność tworzenia grup, kolejność ich wprowadzania do walki, właściwe zaplanowanie całego etapu i przechytrzenie przeciwnika. Owszem, wyszedł Jankowi jeden niezwykle fartowny rzut (dwie jedynki na 2k6), który miał znaczenie (wyłączył mi na ostatni etap dwa moje okręty liniowe), ale generalnie losowość ma w Guadalcanalu poboczną rolę.

Potem tłumaczyłem Magdzie i Jankowi Klossa, zaczynając edukację Magdy od razu od pierwszego pełnego scenariusza z radiostacją (Tak Rafał, wiem... :D). Wyszło chyba nieźle. Choć na przyszłość, bardziej niż Hotel Excelsior (ten scenariusz zupełnie nie przypadł nam do gustu) polecam scenariusz trzeci z podstawki, albo grę trzyosobową z dodatkiem.

W mojej grze z Maćkiem był jeden epicki moment, gdy grupa amerykańskich spadochroniarzy biegiem przebyła silnie zadymioną przestrzeń, wspieła się na zbocze i szturmem zaatakowała silne gniazdo niemieckiego cekaemu. Chwilę wcześniej objawił się w nim niemiecki bohater, do tego Niemcy mieli skitrane na ręku dwa ambushe (na co Amerykanie Maćka odpowiedzieli dwoma własnymi ambushami, więc w jednym starciu poszły cztery zasadzki :D). Efektem starcia było wycięcie Amerykanów w pień. No, ale potem zaczęły podchodzić kolejne grupy... Faktycznie, czasami mam wrażenie, że scenariusze w CC są dziwnie ustawione punktowo. Nie wiem co bym musiał zrobić, żeby przegrać. Nawet zdobycie i utrzymanie wszystkich objectivów, nie dałoby Jankesom zwycięstwa. A takie ganianie się po mapie, żeby nabić straty jest mało fajne. Jako obrońca, kart mam tak niewiele, że trudno montować jakąs ofensywną akcję na innej flance. No, ale to jest CC - nawet, gdybyśmy przestali całą grę w okopach naprzeciwko siebie, i tak by mi się podobało :)

Na przyszły tydzień postaram się wreszcie przynieść T&T dla jakiejś dobrej duszy do pomocy, jest opcja z Churchillem, no i -jeśli będzie Magda, żeby na świeżo utrwalić jej Klossa, proponuję Klossa z Cafe Rose (jeśli dam radę przygotować)
Awatar użytkownika
Highlander
Sergent-Major
Posty: 185
Rejestracja: wtorek, 1 lipca 2014, 14:09
Lokalizacja: Gdańsk

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: Highlander »

Takie tam starcie w CC:E, III Reich, rok 1945. Nie do końca czułem klimat który zwykle panował w trakcie takich potyczek, może dlatego że Odi musiał dzielić swą uwagę na dwa stoliki - przy drugim jako ekspert od Klossa. A może dlatego, że kolejny raz starcie przebiegało wg w mojej opinii optymalnej taktyki w CC, czyli (1) stawiasz zasłonę dymną przed przeciwnikiem, (2) podchodzisz przez zadymiony odkryty teren i (3) wychodząc z dymu idziesz do walki wręcz. Brakuje mi tutaj zamodelowania sytuacji gdzie ruszasz się częścią jednostek, podczas gdy reszta daje osłonę ogniową ("Covering Fire" ?) aby stłumić potencjalny Opportunity Fire. Jak nie masz moździerzy typu "Smoke" albo Radia z artylerią, to atak ma bardzo małe szanse powodzenia.

Sam scenariusz dziwnie wyskalowany, opanowałem 80% punktów, atakowałem ostatni z nich, zadałem duże starty volksstrumistom, ale wg punktów zwycięstwa to Niemcy mieli ich ponad 22 na plusie. Nawet jakbym opanował ostatni z nich, to i tak by to niewiele zmieniło. Chyba te scenariusz można wygrać tylko przez Surrender przeciwnika.
DaRealOdi pisze:(...)
W mojej grze z Maćkiem był jeden epicki moment, gdy grupa amerykańskich spadochroniarzy biegiem przebyła silnie zadymioną przestrzeń, wspieła się na zbocze i szturmem zaatakowała silne gniazdo niemieckiego cekaemu. Chwilę wcześniej objawił się w nim niemiecki bohater, do tego Niemcy mieli skitrane na ręku dwa ambushe (na co Amerykanie Maćka odpowiedzieli dwoma własnymi ambushami, więc w jednym starciu poszły cztery zasadzki :D). Efektem starcia było wycięcie Amerykanów w pień. No, ale potem zaczęły podchodzić kolejne grupy... Faktycznie, czasami mam wrażenie, że scenariusze w CC są dziwnie ustawione punktowo. Nie wiem co bym musiał zrobić, żeby przegrać. Nawet zdobycie i utrzymanie wszystkich objectivów, nie dałoby Jankesom zwycięstwa. A takie ganianie się po mapie, żeby nabić straty jest mało fajne.(...)
To był spory błąd który pomniejszył skalę zwycięstwa jankesów. Powinienem był pamiętać że możesz mieć Ambushe na ręku i nie dzielić sił na dwie walki wręcz - czyli za pomocą Advance wejść dwiema drużynami do kluczowej walki o gniazdo ciężkiego ckm-u, licząc się z tym że pół drużyny po walce trzeba będzie odrzucić za "overstacking". Rozproszyłem siły i główny atak się nie powiódł.

Obrazek

Obrazek
Moja kolekcja gier planszowych
Gdańskie wtorkowe spotkania z grami wojennymi i historycznymi w klubie Krolm - spis naszych gier
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Drodzy, nawiązałem kontakt z Carlem Paradisem, autorem serii No Retreat (w zasobie muzealnym mamy trzy części: front wschodni, Afryka z Kretą, Włochy). Jego nowa gra, szykowana na koniec lata/jesień, to No Retreat: French&Polish Fronts.
http://www.gmtgames.com/p-465-no-retrea ... ronts.aspx

Otrzymałem od niego materiały do wydruku i mniej więcej za dwa-trzy tygodnie będę miał prototyp gry gotowy do ogrania na spotkaniach. System No Retreat jest stosunkowo ciekawy, no a tu jeszcze mało w grach wykorzystywana kampania polska 1939 roku.
Zaproponowałem, że skupilibyśmy się właśnie na froncie polskim. Carl bardzo się ucieszył - liczy na testy gry, nie tylko w aspekcie akuratności historycznej, ale także jej grywalności. Myślę, że warto dopomóc, by gra o kampanii polskiej 1939 roku (a takich jest - jak już pisałem - niewiele) była i dobrą grą, i niosącą w sobie sporo rzetelnych informacji o wrześniu. Możemy proponować zmiany w zasadach, możemy wykrywać luki w systemie i zagrożenia dla grywalności... Czy ktoś z Was byłby zainteresowany? :)

Przygotowałem też do grania dodatek Cafe Rose, czyli w najbliższy wtorek Kloss mógłby zadebiutować w składzie trzyosobowym :) Uprzedzam, że jako jedną z tych osób widziałbym Magdę. Drugim chętnym był Janek. Czyli jeszcze jedno miejsce wolne (start Klossa pewnie o 19, jak Magda przyjdzie).

A na Churchilla ktoś się pisze?
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Wczoraj wystąpiło małe zamieszanie, bo raz, że przyszedł nowy, niezapowiedziany (albo raczej: późnozapowiedziany) kolega, a dwa, że Magda, która się zapowiadała, nie przyszła, i tym samym Janek zaliczył pusty przyjazd :/

Ostatecznie Janek rozłożył Stawkę, żeby następnie ją złożyć.

Ja z nowymi kolegami (Bartkiem i Pawłem) zasiedliśmy do Triumph&Tragedy. Tym sposobem gra zdobyła nowych fanów :) na T&T można umawiać się teraz już w ciemno, bo chyba z 8-9 osób zna zasady :)

Żałuję bardzo, że nie robiłem żadnych zdjęć, bo sytuacja była nadzwyczaj ciekawa. Początek bardzo spokojny, co było tylko w interesie prowadzonych przeze mnie Aliantów. Co turę brałem dużo kart inwestycji, szukając właściwych technologii i mocno rozbudowując przemysł (ostatecznie miałem więcej punktów inwestycji niż Niemcy, bo aż 15). Niestety, broń atomowa, w której zbudowanie celowałem, nie doszła (mimo, że razu jednego wziąłem na rękę aż 11 kart inwestycji!) i musiałem zmienić strategię. Jak zwykle indyjski korpus pancerny, sukcesywnie wzmacniany, w dogodnym momencie ruszył na niebronione (!) Baku. Trwała już wtedy wojna między ZSRR i III Rzeszą, które uwikłały się w krwawe zmagania w Polsce, najpierw z Polakami, a potem między sobą. Widząc niemiecką szpice pancerną próbującą obejść armie radzieckie od południa, postanowiłem wyszarpać z upadającego ZSRR coś dla siebie, i z Baku ruszyłem na pełnym baku w kierunku Moskwy.
Prowadzeni przeze mnie Alianci wygrali grę de facto trzy razy. Najpierw, po błędzie gracza niemieckiego, który widząc, że trzymam Baku, nie wzmocnił swoich sił w Ruhrze (jeden bloczek, forteca z jedną kropką!), dzięki czemu desant piechoty z Wysp załatwił sprawę. Było to jednak na tyle wcześnie, a rozgrywka miała wymiar szkoleniowy, więc zdecydowaliśmy się grać dalej. Potem gracz sowiecki nie policzył dobrze dystansu od mojego indyjskiego korpusu, i pojedyncza armia pancerna mogła w jednym ruchu zająć Moskwę, na co zwróciłem mu uwagę jeszcze w jego turze, umożliwiając korektę ustawienia. Wreszcie na końcu wygrałem wyścig z Niemcami do Moskwy (tym razem przebijając się przez obronę radziecką), i choć bitwa była wciąż nierozstrzygnięta, możliwości produkcyjne ZSRR (chyba 5 czy 6 pkt, względem moich 15), przewaga technologiczna (first fire na piechotę i panzery) przechyliłyby szale zwycięstwa na moją stronę.

Tak naprawdę trudno mówić o miarodajnej rozgrywce, bo koledzy zrobili wszystkie błędy charakterystyczne dla początkujących (lekceważenie Iranu i kierunku południowego przez Sowietów, pokojowe Niemcy itp.). Świadczy to o samej grze bardzo dobrze, skoro nawet stosunkowo słabymi Aliantami doświadczony gracz może ograć początkujących. A jeszcze muszę dodać, że w swojej ocenie miałem wyjątkowo nieszczęśliwe dociągi dyplomatyczne i technologiczne, dobierając albo bezwartościowe z punktu geopolitycznego kraje, albo mniej przydatne technologie. To już drugie zwycięstwo Aliantami z rzędu, i w poprzedniej grze chyba Mirek, grający także z mniej doświadczonymi zawodnikami, także sobie poradził.

W naszej rozgrywce znowu zaniepokoili mnie Sowieci. Brytyjczycy i Niemcy dokonali wręcz rozbioru ZSRR, które siły wystawiło stosunkowo słabe. O ile Alianci zwykle dostaną w tyłek we Francji, o tyle Londyn jest stosunkowo bezpieczny za Kanałem. W przypadku ZSRR kierunków do wyprowadzenia ataku jest mnóstwo (właściwie z każdej strony trzeba uważać, bo i w Archangielsku wylądować mogą Alianci...). Mam ogromną ochotę zagrać tymi Sowietami i zobaczyć, co można zrobić, żeby nie tylko się obronić, ale i zmienić ZSRR w mocarstwo. Mam kilka pomysłów :)

Najważniejsze jednak, że koledzy zapoznali się z grą i na pewno kolejne rozgrywki będą bardzo świadome :)

PS Janku, gra już spakowana! :)
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Wczoraj najpierw z Jankiem zagraliśmy w Bulge 20, a potem z Magdą w składzie, odpaliliśmy we trójkę Klossa z dodatkiem Cafe Rose.

Co do Bulge: bardzo mi się podoba. Mam wrażenie, że gra łapie esencję gry wojennej, w której emocje pochodzą z planowania - w oparciu o zasoby i przestrzeń działania - szturmów, przełamań, oskrzydleń, wykorzystania rezerw itp., wzmocnionych rzutami kością. Bez zbędnych udziwnień, Bulge 20 łapie tę esencję i zamyka ją w ok 90-120 min rozgrywkę. Wczorajsza gra rozpoczęła się niepowstrzymanym szturmem Niemców, których 6. Armia Pancerna szybko przebiła się przez Elsenborn i Malmedy, a nastepnie wspomogła atak 5.APanc na St. Vith. W trzeciej turze Niemcy byli w Liege, Houffalize i Bastogne, szykując sie do ataku na Maastricht i Aachen (taki był cel operacji). Ponoszący duże straty Janek, zdecydował się wprowadzić do gry 3.Armię Pattona, ale jego czołgiści zatrzymali się na bronionym przez 5.APanc Bastogne.
Skończyliśmy w trzeciej turze i Janek uznał, że całą partię sromotnie przegrał, ale myślę, że się zdecydowanie pośpieszył.
Przede wszystkim Niemcy, żeby zwyciężyć w tzw. małym wariancie (atak na Aachen lub Luksemburg) muszą utrzymać się na założonych celach aż do końca gry, przy czym - aby zyskać 1 PZ - muszą stać Armiami (nie korpusami!) w mieście oraz składzie paliw. A to tylko jeden PZ. Drugi można dostać, jeśli Amerykanin wprowadzi Pattona, a trzeci za straty. Czyli spokojnie mógł być jeszcze remis w całej rozgrywce.
Owszem, na początku dałem Amerykanom solidnego kopniaka, i pewnie patrząc z tej perspektywy Janek czuł, że już ani zipnie, ale zmiana liczby kart na ręce i wystrzelanie się Niemców z ich kart specjalnych, drastycznie zmieniłoby przebieg gry w późniejszej fazie. No i ten Patton, którego korpusy są bardzo silne (3 x 3/2), a który może kontratakować z południa, na lewe ramię niemieckiego natarcia... Janku, warto jeszcze pograć w Bulge, bo to jest coś więcej, niż losowy fillerek. W dodatku dochodzą też fajne karty i kilka drobnych, acz ciekawych zasad.

Potem rozłożyliśmy Klossa na trzech, z dodatkiem Cafe Rose. Ze względu na spodziewaną komplikację, zdecydowałem się - odmiennie, niż mam to w zwyczaju - na rozegranie scenariusza szkoleniowego (trzeciego, najbardziej złożonego). Odczucia mam bardzo mieszane. Z jednej strony fajnie, że można zagrać we trójkę, Brytyjczycy mają bardzo interesujące postacie, nie ma też nadmiernych lagów i tempo zbierania dowodów na poszczególnych agentów zostało mniej więcej zachowane. Z drugiej na planszy (bardzo dużej) panował dość spory chaos (aż 12 postaci). Niespecjalnie chyba chciało nam się śledzić poczynania przeciwników i znikło gdzieś poczucie gęstej, szpiegowskiej rozgrywki, tak wyraźne w grze dwuosobowej, w scenariuszu z radiostacją (pierwszy fabularny z podstawki). Ot, każdy biegał, próbował złapać jak nie tego, to tamtego, co jakiś czas odkrył misję. I tyle. Winą za ten stan rzeczy obarczam przede wszystkim fakt, że scenariusz szkoleniowy pozbawiony jest fabuły i zadaniem graczy jest tylko suche zbieranie punktów (za dowody, sekrety, realizowane misje). Znikła gdzieś ta radość, napięcie, a taśmowo realizowane misje nie miały w sobie wiele z epickości.

Tak jak celnie zauważył Rafał: w scenariuszu z radiostacją świetne były "premie górskie" (faktyczne zdobywanie sekretów, poznawanie planu przeciwnika), kompaktowy obszar działania, ograniczony czas trwania, presja przeciwnika, grande finale. W drugim scenariuszu to też już znikło, bo choć grande finale było, to prowadziło do niego (typowe dla kampanii szkoleniowej) zbieranie punktów i dodatkowy (dziwny) etap odrzucania kart lokacji.

Myślę, że to może być właśnie powód, dla którego Stawka nie odniosła (niestety...) większego sukcesu: gra jest bardzo złożona (do tego dochodzą nie zawsze intuicyjne zasady, brak solidnej karty pomocy etc), mniej doświadczeni gracze (casuale) faktycznie powinni zaczynać przygodę grając w scenariusze szkoleniowe (aż trzy), ale one nie mają tej spajającej wszystko osi fabularnej. Są trochę jak gra w Magię i Miecz: wyścig punktowy i wzajemne gonienie się po planszy. Tymczasem siłą Stawki wydaje się być przede wszystkim fabuła. Problem w tym, że scenariusze fabularne zmieniają zasady podstawowe, więc trzeba być albo bardzo doświadczonym graczem, żeby od nich zacząć, albo mieć duże samozaparcie, aby do nich dobrnąć.

Reasumując: nigdy więcej scenariuszy szkoleniowych :) Następnym razem albo gramy któryś ze scenariuszy dwuosobowych (trzeci z podstawki - ten z profesorem Pulkowskim lub Podwójny Bluff), albo we trójkę porywamy się na Cafe Rose. Bynajmniej nie skreślam Stawki, wciąż uważam ją za jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą polską grę przygodową, ale po prostu aż szkoda grać w nią "na sucho", bez fabuły.
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Drodzy,

najbliższe dwa wtorki spotykacie się beze mnie. Najpierw kwestia niemożliwej do przełożenia wizyty u lekarza, a potem mam tzew. dyżur merytoryczny, kiedy to jestem w Muzeum aż do godz. 21.

Oczywiście zestaw gier macie na miejscu w Krolmie i możecie korzystać.

Mam jednak propozycję: może chcielibyście 2 maja, zamiast na gry, wybrać się do Muzeum? Godzina dowolna, ale proponuję dwie: 10.00 lub 16.00 (dla tych co po pracy).
Dajcie znać kto chętny, wybierzcie jeden termin, i może uda się wreszcie pokazać Wam Muzeum. Konieczne będzie wcześniejsze wykupienie biletów!
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Po przerwie, spotykamy się ponownie :)

Ja będę, będzie Janek = ktoś jeszcze się wybiera?

Nastawiam się na test No Retreat: Polish Front
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Zamiast gromkiego urrrraaa była jednak prowadzona w ciszy wojna wywiadów.

Zagraliśmy z Jankiem w Klossa, tym razem w pierwszy scenariusz kampanii (Preludium). Ja Polakami, on Niemcami, niewielka mapa, 10 etapów, miało być ciekawie...

I było faktycznie stosunkowo ciekawie. W scenariuszu Niemcy starali się odnaleźć i aresztować polskiego łącznika. Podejrzanych było trzech: Jacek, Kazik i nauczyciel W-F w lokalnej szkole, Hans Diederlich. Do tego Kloss musiał odnaleźć ściśle tajny dokument i zjawić się z nim na moście w 10 etapie gry. Niewielka, ciekawie skonstruowana plansza, generowała sporo kombinowania w zakresie ścigania/unikania postaci. W rozmowie szybko posypał się Hans Diederlich i Niemcy już wiedzieli, że łącznikiem nie jest Jacek, lecz ktoś z dwójki Hans-Kazik. Później, nieopatrznie, obserwowany Jacek zapędził się do sektora policyjnego, gdzie bez żadnych problemów został aresztowany. Choć to do niego niepodobne, w śledztwie nie załamał się, tylko dzielnie odmawiał podania danych łącznika. W tej sytuacji Niemcy zastawili sidła na drugiego polskiego agenta, Diederlicha. Gdy przyszło Gestapo, wuefista nie stracił jednak zimnej krwi. Przekonując, że zostawił mleko na gazie i za chwilę sam stawi się na komisariat, zbiegł zdezorientowanym faszystom (bijąc przy okazji własny rekord życiowy na swoim koronnym dystansie 400 m), a potem kanałami docierając aż do samej dzielnicy nadbrzeżnej. Za chwilę dołączył do niego Kazik i gra właściwie była rozstrzygnięta. Niemcy nie byli w stanie odkryć tożsamości łącznika, a tym bardziej go aresztować. Wynik punktowy: 23 - 8 dla Polaków, i dobra sytuacja wyjściowa przed druga odsłona kampanii.

Grało się przyjemnie, aczkolwiek problemem było dla mnie nałożenie na nieelegancko napisane zasady Stawki kolejnych licznych wyjątków od zasad, które są w scenariuszu. Tej grze, jak żadnej innej (może poza Robinsonem) przydałby się mocny lifting zasad (przepisanie i uproszczenie kilku kwestii) i wydanie 2ed. Ale o tym już pisałem wiele razy.

Co do samego scenariusza, to był stosunkowo ciekawy. Choć znowu mam kilka uwag. Obecnie jest tak, że Niemcy mają do dyspozycji tylko 3 postaci (w tym pijaka Kopfa i tego drugiego, z zaledwie 6 PA, czyli niezbyt mobilnego), wobec polskich czterech. I choć mapa jest ciekawa i - teoretycznie - dość ciasna dla wszystkich, to mam wrażenie, że Polacy, wykorzystując karty lokacji i żetony zagrożenia, mogą mocno utrudniać graczowi niemieckiemu poruszanie się po planszy, jednocześnie samemu "teleportując się" w różne odległe miejsca. Pewnie dlatego jest aż 10 etapów, żeby - pomimo tych trudności - była jakaś szansa na złapanie polskich postaci. Mi osobiście rozgrywka po 7-8 etapie troszkę się już dłużyła. Ściśle tajny dokument miałem, ale nie mogłem z nim iść na most przed 10 etapem. Niespecjalnie miałem co robić i zwyczajnie pasowałem, a i Niemec nie miał możliwości podratowania swojego wyniku punktowego.
No, ale zobaczymy, co będzie działo się w scenariuszu drugim. Może szale się przechyla na korzyść niemiecką :)
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Kto jutro wybiera się do Krolma?
W torbie z grami muzealnymi: Holdfast Russia, Wiarusi, Stawka większa niż życie z dodatkiem Cafe Rose, Guadalcanal 1942, Bulge 20, Combat Commander, 2 x Triumph&Tragedy.

Oczywiście mogę coś donieść z magazynu muzealnego. Może na tego Churchilla ktoś by się pisał?
Ja planuję jednak wyłączyć się z rozgrywek i skupić wreszcie na testach No Retreat: Polish Front.
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Wczorajsze spotkanie znowu w gronie dwuosobowym.
Dobrze, że Rafał wpadł na chwilkę towarzysko, to nam trochę frekwencję podniósł ;)

Najpierw zasiedliśmy z Jankiem do prototypu No Retreat: Polish Front. Przelecieliśmy szybko jedną turę, ot tak, żeby mniej więcej zobaczyć konkretne zasady w danych sytuacjach. Gra jest znacznie bardziej skomplikowana, niż pierwszy w serii No Retreat, który - pod względem czytelności zasad - tez do moich ulubieńców nie należał. Niby system podobny, ale zamiast dwóch, mamy ok 10 ikon na kartach, określających kiedy można je zagrać, tabelka wyników walk jest mniej więcej 2,5-krotnie większa, więcej jest rodzajów jednostek itp. itd. Oczywiście z każdym nowym elementem wiążą się - jak to u Paradisa - szczegółowe reguły, wyjątki itp. itd. Przyznam szczerze - odbiłem się od tej gry. Będę próbował lepiej ją zrozumieć, Janek z Maćkiem wezmą na warsztat No Retreat: Russian Front (co powinno pozwolić złapać im w praktyce bazowe zasady serii), i wtedy przystąpimy do drugiego podejścia.

W sumie po kilkudziesięciu minutach całość złożyliśmy i sięgneliśmy po stary, dobry Combat Commander. Tym razem scenariusz nr 10, z Brazylijczykami (!) atakującymi umocnione pozycje niemieckie gdzieś w górach, we Włoszech. Na początku poszło mi dobrze, i bez większych problemów opanowałem pierwszy cel, znajdujący się na jednym z dwóch wierzchołków, widniejących na mapie. Niestety, później było już gorzej. Janek porozmieszczał swoich Niemców (Estończyków?) w kluczowych punktach, z których miał dobry widok na wszystkie podejścia. Ostro dał mi się we znaki HMG z drugiego szczytu, co rusz wpędzający w panikę stojących po drugiej stronie przepaści Brazylijczyków. I tak sobie graliśmy: ja zadymiam HMG, dym za chwilę znika (co rusz wypadał Breeze albo Time), Janek ostrzałem wpędza w panikę cała grupę, ja ich Recoverem, znowu zadymianie, znowu Breeze/Time... itd. A ustrzelić go nie było można, bo z najlepszym dowódcą i w okopie miał samej obrony 15 pkt. W końcu spróbowałem szalonego podejścia pod górę niewielka grupą, złożoną z najdzielniejszych mieszkańców faweli w Rio de Janeiro. W rytmie wygrywanym przez berimbau, zbliżyli się do linii niemieckich, dzięki capoeirowym akrobacjom unikając świszczących wokół kul. Grupa ta zainstalowała się w lesie na tyłach niemieckich, stamtąd grożąc atakiem na bagnety. Nic więcej nie udało mi się osiągnąć. Do pozostałych celów natarcia nie udało mi się zbliżyć na odległość sensownego szturmu. Potem spróbowałem natarcia ostatniej szansy (dziś w tym miejscu jest brazylijski cmentarz wojskowy) i grę skończyliśmy.

Grało się fajnie, i ja CC uwielbiam, ale po rozgrywce trudno mi było faktycznie znaleźć sensowną odpowiedź na Janka pytanie: "Co mogłeś zrobić inaczej?". Nie wiem, chyba nic... Grałem tak, jak pozwalały karty. Wiadomo, że jeśli działam na jednym skrzydle, drugie siłą rzeczy będzie statyczne. HMG nie dawał chwili wytchnienia (a zadymiać i recoverować musiałem, bo niedaleko czaili się Niemcy, którzy mogli odbić wzgórze z rąk osłabionych Brazylijczyków), strat Niemcom zadać nie mogłem (chroniły ich okopy, bunkry, mocne budynki itp.) i właściwie nie wiem, jak mogłem wygrać na punkty. Podobnie jak ostatnio, gdy to ja się broniłem, a atakował Maciek, dystans w punktach był nie do nadrobienia. Chyba muszę spróbować scenariuszy turniejowych - może one będą bardziej zbalansowane pod tym względem...

Słaba frekwencja uświadomiła mi konieczność powrotu do pomysłów jednoczesnych gier w Churchilla (do 6 osób) lub w Triumph&Tragedy (do 9 osób). W czerwcu postaram się takowy mały event w Krolmie przygotować. Może to was zachęci bardziej :)
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Moi Drodzy,

grupa zaczyna się nam rozłazić... :|




Ostatnie trzy spotkania, to frekwencja 2 - 2 - 1.
Za miesiąc planuję przerwę wakacyjną (spotkania mogą się odbywać, gry dostępne w Krolmie na normalnych zasadach, ale ja zjawiać będę się rzadko) i boje się, żeby całość nie padła.
Powiedzcie mi, co jest problemem. Co ostatecznie decyduje, że - poza Jankiem - zjawiacie się coraz rzadziej?
Lokal?
Odległość?
Termin?
Monotonny/zbyt urozmaicony wybór gier?
Kumulacja obowiązków domowych/zawodowych?
Coś innego?

Napiszcie, bo może uda się coś poradzić.

Pozwólcie, że uderzę w wysokie tony: zadbajmy o tę naszą grupę, bo jeśli chcemy pograć w gry wojenne w nieco szerszym gronie, niż domowe/przyjacielskie, to w Trójmieście zbyt wielu opcji nie ma... A rozpaść może się wszystko łatwo.

Ja ze swej strony postaram się o spotkania promocyjne, w rodzaju T&T na 9 osób, Churchill na 6 (z jednoczesna kampanią reklamowa na naszym fb), może też turniej Combat Commandera.
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

Na jutrzejsze granie zapowiedzieli się na razie Janek i Maciek. Ktoś jeszcze chętny?
DaRealOdi
Sous-lieutenant
Posty: 437
Rejestracja: niedziela, 2 września 2007, 09:03
Lokalizacja: 3city
Has thanked: 1 time

Re: [Gdańsk] Gry wojenne i historyczne pod egidą Muzeum

Post autor: DaRealOdi »

No, wczoraj wreszcie spotkanie na miarę naszych możliwości :) Sześciu grających plus Rafał dla towarzystwa (dzięki za przyniesienie karty!).

Najpierw rozpoczęła się kampanijna rozgrywka w dawno nie widzianego na naszych stołach Churchilla. Kampanijna, czyli od pierwszej konferencji. Szło chyba dosyć opornie, bo instrukcja - choć zasady wydają się stosunkowo proste - kilku istotnych przypadków nie tłumaczyła wystarczająco precyzyjnie. A że ekipa usiadła do Churchilla trochę z rozpędu, więc i wertowania instrukcji było sporo. Po rozgrywce (5 pierwszych konferencji) odbyła się stosunkowo burzliwa dyskusja odnośnie sensu całej rozgrywki, subtelności mechanizmów itp itd. Nie do końca wiadomo było, czy współpracować, czy rywalizować i na jakich zasadach.
Nie będę streszczał całości dyskusji, aczkolwiek może coś w tym być, że w grze kampanijnej nie czuć presji końca rozgrywki i nie za bardzo wiadomo, co robić.

Na pewno w odbiorze gry nie pomogło, że Maciek nie czytał wcześniej zasad (a lektura instrukcji sporo rozjaśnia w przypadku Ch., odnośnie samego klimatu gry i jej celu), a obok grano w T&T, co skutecznie odciągało Maćka od konferencyjnych przepychanek :)

Tak czy inaczej mam wrażenie, że nasza przygoda z Churchillem dopiero się rozpoczyna. Pierwsza kwestia: Mark Hermann zmienił końcowy warunek gry!
http://markherman.tripod.com/blog/index ... -swiftest/

Teraz zdecydowanie bardziej opłaca się grać na największa liczbę pkt i utrzymywać swoją przewagę nad ostatnim graczem w przedziale 11-19 pkt. Mam wrażenie, że cel gry stał się bardziej wyrazisty, zlikwidowano także losowość, doskwierającą graczom w przypadku poddania się państw Osi, zamiast ich upadku. Do tego doszło kilka doprecyzowań w zasadach. Nie wiem jak Wy, ale ja chętnie w Churchilla zagram w przyszłym tygodniu :)


Co do T&T... Ponownie inny scenariusz objawił się nam w trakcie rozgrywki. Wziąłem Sowietów, Janek zagrał aliantami, Richtus dowodził Osią. W pierwszym roku postanowiłem pójść w technologie i rozbudowę przemysłu: dobrałem chyba z 8 kart technologicznych na rękę, wśród których było 5 kart technologii atomowych, w tym gotowa para kart pierwszego poziomu. Tym samym zdefiniowana została moja strategia na całą rozgrywkę: idziemy w atom! Przyznam szczerze, że z emocji lekko przyoszukałem, bo ta para pierwszego poziomu mogła zostać zagrana dopiero w 1938 roku. Na grę miało to jednak wpływ znikomy (zagranie ukrytej techonologii, a nawet dwóch - druga był radar p-lot, zredukowało moją rękę do czterech kart. Na niej obowiązkowo trzymałem 3 pozostałe karty atomu, plus jedną akcji. Gdybym nie zagrywał tej technologii, miałbym handsize 5, czyli mógłbym trzymać na ręce wszystkie 5 kart atomu i żadnej akcji. Wobec faktu, że nie prowadziłem polityki podbojów i nie musiałem przemieszczać jednostek w pierwszych latach gry, nieposiadanie owej karty akcji na ręce nie miał praktycznie żadnego znaczenia). Przy kolejnej parze odkryłem ominięta zasadę i zagrałem już zgodnie z nią (czyli wyłożyłem poziom drugi w roku 1940). Moim celem było zwycięstwo przez zrzucenie bomby na Niemcy, ale przy okazji miałem świetny dociąg dywidendy pokojowej (6 pkt w sześciu żetonach!), więc zwycięstwo punktowe niejako przy okazji też się rysowało.

Jednocześnie Niemcy dość szybko i chyba bez zabezpieczenia sobie dopływu surowców strategicznych, zaatakowali Zachód. Ten się obronił, i nawet przeszedł do kontrataku w Belgii i Holandii, zajmując rejon Beneluksu. W tym momencie popełniłem błąd i kartami politycznymi skróciłem gracza niemieckiego do 4 surowców na turę, co umożliwiłoby (po roku-dwóch przygotowań), ofensywę Zachodu na Niemcy właściwe, której nie mógłbym wyprzedzić.

W tym momencie postanowiłem zmienić taktykę, i wobec słabości Niemiec, zaangażowania militarnego GB i próżni politycznej w Europie Środkowej, przejąć kilka strategicznych krajów, wraz z ich armiami, celem szybkiego przybliżenia się do granic Niemiec.. Ostatecznie udało się to tylko z Turcją i Szwecją (błąd taktyczny uniemożliwił mi przejęcie Polski z jej 6pkt siły), na zachodzie wpadła jeszcze Hiszpania. Tureckimi i hiszpańskimi okrętami zablokowałem Morze Śródziemne i Atlantyk, a szwedzkie jednostki piechoty pojawiły się na tyłach brytyjsko-francuskiego korpusu, znajdującego się w Finlandii. W międzyczasie błąd popełnił Janek, wypowiadając mi wojnę (czekałem na to! :)) i obniżając cenę fabryk, co tylko przyspieszyło perspektywę zwycięstwa punktowego.

Ostatecznie likwidowałem zagrożenie alianckie w Skandynawii, przejąłem pola roponośne w Iranie i na Bliskim Wschodzie, dobudowałem fabryki i III poziom bomby. Ostatecznie wygrałem w 1944 (?) na punkty, ale na ręku miałem kartę IV poziomu i w perspektywie nawet 14 kart przemysłowych do dobrania, plus bazę w Szwecji do ataku powietrznego na Berlin (któremu musiałbym jeszcze wypowiedzieć wojnę), więc zwycięstwo na atomówkę było też prawdopodobne.
Ja się bawiłem nieźle, ale koledzy chyba gorzej, bo od połowy gry Niemcy wypadły z obiegu (co prawda na pochwałę zasługuje konsekwencja i agresja, z jaką Richtus odbudowywał bazę surowcową!) a i Zachód złapał zadyszkę i chyba nie do końca wiedział, jaką drogę obrać (a trzeba było dobić Niemcy....). Trwał klincz i niewiele dające przepychanki, więc może to nie była najbardziej emocjonująca gra w T&T ever, aczkolwiek sytuacja była naprawdę interesująca.

Fotki poniżej: sytuacja w momencie zakończenia rozgrywki.


Obrazek

Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Spotkania, kluby”