[II GMS] Waterloo

Większe, zorganizowane spotkania graczy i wszelkiego rodzaju imprezy.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2491 times
Kontakt:

[II GMS] Waterloo

Post autor: Raleen »

Relacja z bitwy pod Waterloo - rozgrywka na II Manewrach w Muszynie

Po stronie Sprzymierzonych grałem ja i początkowo dbj, po stronie francuskiej Motyl i Damian Kocot, którego od 4 etapu zastąpił dbj przechodząc na wrażą stronę, tym samym od 4 etapu grałem całością sił Sprzymierzonych.

Zaczęło się jak zwykle od przegrupowań. Francuzi podciągali ruchem strategicznym dalej stojące oddziały w pobliże pozycji angielskich. Anglicy tworzyli wielonarodowe zgrupowania mieszając swoje bataliony z batalionami Hanowerczyków, Niderlandczyków i Niemców i wykonywali ruchy strategiczne, aby odpowiednio ugrupować swoje wojska. W pierwszym etapie Francuzi podeszli pod Hougoumont rozstawiając artylerię w celu ostrzelania zabudowań, strona aliancka stworzyła dwie obrony okrężne: w farmie i w zameczku (na terenie ogrodzonym murem). Udało się też wycofać wydzielone oddziały znajdujące się w samym lasku pod Hougoumont, blisko pozycji francuskich.

Silne zgrupowanie francuskiej kawalerii i artylerii konnej ruszyło na prawe skrzydło francuskie. Ogólnie nie broniłem zabudowań na lewym skrzydle, z wyjątkiem jednej farmy, którą udało się Francuzom dość szybko oczyścić przy pomocy artylerii, i zacząłem cofać niderlandzką piechotę w czworobokach z tamtego rejonu. Niestety w drugim i trzecim etapie rzuciła się na te czworoboki lekka kawaleria gwardii i rozbiła 2 czy 3, ponosząc przy tym co prawda pewne straty. W trzecim etapie doszło też do poważniejszych walk kawalerii, wskutek których parę lekkich pułków angielskich uciekło, co negatywnie odbiło się potem na mojej obronie tego odcinka frontu. Warto może jeszcze odnotować, że w bodaj w drugim etapie rakietnicy trafili lansjerów gwardii zadając im straty i zmuszając do ucieczki.

Na prawym skrzydle, pod Hougoumont właściwie nie działo się jak na razie nic szczególnego. Artyleria francuska na razie bezskutecznie próbowała zniszczyć zabudowania, strzelcy angielscy ze sztucerami Bakera ostrzelali dwie wielkie kolumny, które nieopatrznie wysunęły się naprzód dezorganizując je, potem lansjerzy próbowali pogonić strzelców, ale ci pochowali się do stojących za nimi czworoboków, a lansjerzy oberwali za to z artylerii.

Jedną z ciekawszych akcji w tej fazie gry wykonali huzarzy angielscy, którzy wykorzystując lukę w ugrupowaniu przeciwnika i z poświęceniem jeszcze jednego oddziału kawalerii rozbili dwie baterie konne korpusu Kellermana, zachodząc je od boku, następnie zaś rozbili stojących dalej z tyłu w kolumnie grenadierów konnych gwardii i pułk kirasjerów z samym Kellermanem. Brak tych dwóch baterii odbijał się później na poczynaniach francuskich na tym odcinku. Los huzarów wydawał się przesądzony: zostali sami na tyłach wrogiej armii, gdzie zaatakowała ich żandarmeria gwardii rozbijając prawie doszczętnie, mimo to uratował się z tego pułku 1 punkt siły, który pod koniec gry zreorganizował się nawet i powrócił do walki.

W 2 czy 3 etapie opuściłem La Haye Sainte nie widząc szans obrony tej pozycji.

Do 3-4 etapu uformowałem ostatecznie linię obrony za pasmem wzgórz, przez co francuska artyleria na większości ich prawego skrzydła i w centrum nie miała do czego strzelać, a moje wojska były prawie zupełnie zasłonięte przed jej ogniem.

W 4 etapie pod pozycje na prawym skrzydle, na lewo od lasku pod Hougoumont podeszło 6 baterii artylerii, dzięki w miarę celnemu ogniowi baterii angielskich stojących na wzgórzach udało się zmusić do ucieczki 5 z nich, a jedną uszkodzić. Zaraz po tym atak przeprowadziła na tym odcinku piechota, co najmniej 3 wielkie kolumny i kolumny. Artyleria stojąca za czworobokami dała ognia pomiędzy wzgórzami z zmusiła do ucieczki jedną czy dwie wielkie kolumny. W swojej fazie walki wykonałem kontratak stojącymi z tyłu wojskami wskutek czego odparłem pozostałe wojska przeciwnika. Podobna sytuacja miała miejsce na lewym skrzydle, gdzie jedna z baterii I korpusu francuskiego również weszła w strefę ostrzału Anglików i artylerzyści uciekli, zostawiając działa, następnie zaś szykowany był atak piechoty.

W 4 etapie nastąpiło chwilowe uspokojenie na lewym skrzydle angielskim, co dało możliwość uporządkowania sił. Na prawym skrzydle Francuzi trafili w końcu artylerią w Hougoumont w przeciągu dwóch etapów niszcząc farmę, przez co los broniących ich oddziałów został przesądzony.
W związku z tym cofnąłem jeszcze swoje wojska za linię wzgórz.
W tej fazie gry rozpoczęły się straceńcze szarże francuskiej kawalerii na moje wojska, które z przerwami będą trwać do końca gry. Pojedyncze pułki, z reguły kirasjerzy z III korpusu kawalerii Kellermana, ale także lansjerzy z dywizji Pire wjeżdżają niejednokrotnie między silne czworoboki aby zmusić stojącą za nimi artylerię do oddania strzału. W większości przypadków poświęcenie kilku jednostek dawało chwilowy rezultat taktyczny w postaci odciągnięcia ognia artylerii, przez co atakująca po kawalerii piechota mogła atakować spokojnie. Straty francuskiej kawalerii były jednak ogromne: w 9 etapie, gdy kończylismy grę wyeliminowałem w całości 6 z 8 pułków kawalerii z III korpusu, dwa pułki z dywizji Pire, w pozostałych dwóch pułkach z korpusu Kellermana zostały 3 punkty siły, doliczając do tego uszkodzoną artylerię można powiedzieć, że korpus ten pod koniec walk miał siłę pułku kawalerii ze słabą artylerią.

Po pierwszym ataku na moim prawym skrzydle nastąpiły kolejne, marszałek Motyllo :wink: niczego sobie nie żałował i puszczał do szarży kolejne pułki kawalerii. Atakował jednocześnie piechotą. I oto w pewnym momencie przed oczami stojących w pierwszej angielskich artylerzystów baterii Sandhama i Cleevsa (Ci drudzy to prawdę mówiąc Niemcy z K.G.L. - King German Legion) ukazali się sami grenadierzy konni gwardii (etap wcześniej szarżowali dragoni gwardii)...
Stojący opodal czworobok dał salwę, która nie poskutkowała, po czym salwę musiały oddać obie baterie. Grenadierzy stracili połowę składu, ale szarżowali dalej zmuszając artylerzystów kolejnej baterii do ucieczki pod czworobok. Salwy z kolejnych dwóch czworoboków zadały kolejny punkt siły strat grenadierom, ale nie spowodowały ich przejścia w stan ucieczki.
wyjście na tyły grenadierów uniemożliwiło odwrót przed atakiem piechoty stojącemu w pierwszej linii czworobokowi przez co został on okrążony i wybity. Ogólnie nastąpił atak piechoty na całym odcinku, który przyniósł częściowe przełamanie. W kolejnym etapie udało mi się częściowo odzyskać pozycje.

W dodatku artylerzyści, którzy wcześniej uciekli od ostrzału artylerii wrócili do swoich dział i rozpoczęli ostrzał, wspomagające ich z boku dwie dalsze baterie przestrzeliły tyralierę, po czym dobrali się do czworoboków, do których strzela się bardzo efektywnie jako że to szyk zwarty.

Tymczasem na angielskim lewym skrzydle i na centralnej drodze na Mont Saint Jean rozpoczęły się bardziej intensywne walki piechoty. 6 batalionów gwardii przeszło wzgórza obrywając przy tym od ostrzału angielskiej artylerii, a piechota d'Erlona bezskutecznie zaatakowała czworobok wspierany przez artylerię. Dwa bataliony strzelców gwardii, które wdarły się najdalej zostały otoczone i wybite, dwa dalsze cud uratował przed podobnym losem, gdyż niewiele brałko a zostałyby rozszarżowane przez kawalerię Sommerseta. Po tym Francuzi wycofali się i więcej nie atakowali na kierunku drogi na Mt. Saint Jean nie widząc szans nawet gwardią na przełamanie angielskich pozycji w tym rejonie.
Na skrajnym lewym skrzydle walczyła w większości kawaleria i artyleria konna. Kawaleria francuska poniosła znaczne straty, ginęły nieraz całe pułki, i to także elitarne, jak Lansjerzy gwardii, którzy zostali wyeliminowani w całości.

Na skrajnym prawym skrzydle nie udało się podczas odwrotu wycofać dwóch baterii konnych Uxbridga i jednej niderlandzkiej - niestety wpadły one po paru etapach w ręce wroga.

Ostatecznie Francuzi ściągnęli w ten rejon silną artylerię pieszą i rozpoczęli pojedynek artyleryjski ze stojącymi na przeciwległych wzgórzach 4 bateriami: 2 angielskimi i dwoma niderlandzkimi. Tutaj warto wspomnieć, że Niderlandczykom dodawał ducha sam lord Wellington, dzięki czemu lepiej strzelali niż by wskazywało na to ich morale :) .
Z kolei silna francuska artyleria konna (5 czy 6 baterii) ustawiła się przy krawędzi i próbowała stąd ogniem flankowym ostrzeliwać.
Na tym skrzydle do końca gry dużo już się nie zmieniło. Na skrajnej prawej flance trwały najintensywniejsze walki, Francuzi przeprowadzili tu dwa ataki piechoty: w trakcie jednego z nich zginął d'Erlon otoczony ze swoją kolumną przez angielską piechotę. W szarżach na tym odcinku zginęli też Milhaud - dowódca IV korpusu kawalerii i Pajol - dowódca I korpusu kawalerii.

Również bardzo krwawe, chyba najbardziej w całęj grze walki, toczyły się na prawym skrzydle, prócz wspomnianych szarż kawalerii, pod koniec gry od czasu do czasu starałem się bronić czworobokami przed atakiem kolumn piechoty, tym bardziej gdy były one zdezorganizowane, a po drugie istniała szansa zmusznia ich ostrzałem do odwrotu, co umożliwiało mi wykonanie pościgu i uniknięcie walki, którą z zasady czworoboki przegrywały. Parę razy się udało, parę razy nie, czasem nie było zresztą wyjścia, bo gdy dwa czy trzy z czworoboków zostały otoczone pozostało już tylko liczyć na celność karabinów, która niestety zawiodła.

Ogólnie walki były bardzo krwawe. Na koniec Francuzi zachodzili armię sprzymierzoną od jej prawej flanki, jednak tutaj spotkali całkiem spore siły Brunszwiku wymieszane z batalionami angielskimi, przez co nie kwapili się zbytnio do ataku. Na lewej części prawego skrzydła - między prawym skrzydłem a centum, w 8 czy 9 etapie kawaleria gwardii Sommerset i dragoni hanowerscy wykonali skuteczną szarżę na wrogie pozycje odzyskując pola gdzie stały pierwsze działa: najpierw huzarzy zaszli od boku dwie artylerie francuskie pilnujące tyłów linii; niestety artylerzyści odparli atak, ale potem nie mogli już strzelać...a następnie dragoni gwardii uderzyli od frontu: kontrszarżujące kolejno dwa pułki kirasjerów, w tym drugi z Kellermanem - dowódcą 3 korpusu kawalerii dostały się w skuteczny ogień stojącego na sąsiednim polu czworoboku, wskutek czego pierwszy z nich od razu uciekł, a drugi stracił 1 punkt siły, po czym został zniszczony przez naszych dragonów (miał 2 PS), Kellerman poległ jeszcze od ostrzału. Po tej akcji Francuzi nie mieli już sprawnej kawalerii od La Haye Sainte do Hougoumont. Na ich skrajnej prawej flance znajdowały się jedynie dwa osłabione pułki lansjerów, osłabiony pułk kirasjerów i żandarmi gwardii. Również angielska kawaleria ciężka straciła w tej fazie walk cały jeden pułk, który zapędził się za daleko po tym jak po raz kolejny udało mu się rozbić grenadierów konnych gwardii.

Ogólnie bitwa była krwawa. Francuzi stracili 6 dowódców: d' Erlona, Reilla, Kellermana, Milhauda, Pajola i Lobau, Anglicy zaś Hilla i ks. Wilhelma Orańskiego. Na prawym skrzydle było bardzo dużo ucieczek, więcej chyba po stronie francuskiej, choć i u mnie nie brakowało. Największe straty poniosłem wskutek okrążenia dwóch czworoboków i walk piechoty na prawym skrzydle i pod koniec, po jednym z ostatnich ataków.

Francuzi rzucili na mnie wszystkie siły i pod koniec 9 etapu nie bardzo było jak i co wycofywać, a w 10 etapie wychodziły pierwsze oddziały pruskie. Przez te 9 etapów grałem więc tak naprawdę w scenariusz "Cienka czerwona linia", atakowała mnie prawie cała gwardia, w użyciu był także cały VI korpus Lobaua i kawaleria Pajola.

Mimo to ogólnie udało się utrzymać pozycje. Najbardziej negatywnie wpłynęło na walkę zamieszanie na początku gry na lewym skrzydle; dogadywaliśmy wtedy jeszcze z debejem (gdy grał jeszcze ze mną) szczegóły ustawienia i niestety nie przypilnowałem wszystkiego jak należy: brakowało troszkę później Niderlandczyków, którzy zanim powrócili zreorganizowani minęło trochę czasu i brakowało troszkę wiekszych ilości kawalerii - z tym możnaby zagrać na tym odcinku bardziej ofensywnie.

Rozgrywka zakończyła się pertraktacjami pokojowymi, gdyż obie strony po grze od 11 rano do około 12 czy 1 w nocy były na tyle zmęczone psychicznie i fizycznie, że postanowiły zakończyć. Tak więc ustaliliśmy remis ze wskazaniem na mnie... i uraczyliśmy się słowackim piwem dostarczonym przez Motyla (za co należą mu się szczególne podziękowania 8) ).

Najbardziej się cieszę, że udało mi się przetestować na porządnym przeciwniku angielską linię obrony i że ogólnie się ona sprawdziła. Drobne niedociągnięcia są raczej winą wodza i dadzą się wyeliminować...

Pozdrowienia dla Motyla, dbj i Damiana Kocota. Jeszcze raz dziękuję za wspaniałą rozgrywkę. Mam nadzieję, że relacja nie była zbyt wybiórcza; pisałem głównie o tym co mi najbardziej utkwiło w pamięci, nie robiłem żadnych zapisków na bierząco.
Ostatnio zmieniony wtorek, 6 marca 2007, 17:58 przez Raleen, łącznie zmieniany 3 razy.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
dbj
Capitaine
Posty: 847
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 15:09
Lokalizacja: Muszyna
Has thanked: 269 times
Been thanked: 255 times
Kontakt:

Post autor: dbj »

Moją grę w Waterloo po stronie angielskiej można nazwać epizodyczną, wiązało się to z obowiązkami organizatora całych manewrów, stąd te wszystkie niedociągniecia na prawym angielskim skrzydle podczas pierweszej fazy gry.

Przechodząc na stronę Francuzów (niestety konieczne to było ze wzgledów kadrowych) przejałem prawy ich odcinek. Mój poprzednik, przystepując do bitwy miał opracowany plan natarcia i od pierwszych etapów go realizował. Niestety podczas przekazywania odcinka, zawiodła łczaność (sic!) i nie było mozliwości przekazani wszystkich uwag i koncepcji natarcia, które już sie rozpoczeło, dlatego opracowaszy swoją koncepcję, byłem zmuszony do przegrupowania cześci wojsk, jednoczesnie prowadząc natarcie, co niekorzystnie wpłyneło na tempo natarcia. Dopiero po kilku etapach mając odpowiednio ugrupowane wojska mogłem robić swoje. Jak się okazało nie starczyło czasu.
O wartości obronnego ugrupowania przeciwnika, skutecznie mogłem się przekonać dopiero prowadzac natarcie, co wpłynęło na zmiany niektórych decyzji.
Reasumując, pod wpływem wymieninych czynników, parawe skrzydło Francuzów, które powinno dużo skuteczniej walczyć z anglikami, nie zrealizowało postawionego przed nim zadania, w czym nalezy upatrywać powodów niepowodzenia, jakim niewatpliwie było prowadzenie rozmów pokojowych.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2491 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Tak, zmiana dowództwa na prawym skrzydle francuskim bardzo mi pomogła :) . Ale też zamieszanie jakie panowało w pierwszych 2-3 etapach u Anglików gdy jeszcze graliśmy po jednej stronie trudno mi było nadrobić później w niektórych miejscach. Trochę się to zrównoważyło.

Potwierdza się stara prawda, że lepiej nie zmieniać wodza i koncepcji walki w trakcie bitwy.

Oj czuję, że następnym razem też będziecie musieli naszykowac trochę słowackiego piwska :twisted:
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
dbj
Capitaine
Posty: 847
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 15:09
Lokalizacja: Muszyna
Has thanked: 269 times
Been thanked: 255 times
Kontakt:

Post autor: dbj »

Tylko słowackie piwo zadziała jak Ty je bedzisz pił i to w zancznych ilościach, a my pozostaniemy abstynentami do końca rozgrywki.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2491 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

dbj pisze:Tylko słowackie piwo zadziała jak Ty je bedzisz pił i to w zancznych ilościach, a my pozostaniemy abstynentami do końca rozgrywki.
Co za poświęcenie.... :D do końca rozgrywki :twisted:
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Leliwa
Hetman polny koronny
Posty: 5299
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:00
Lokalizacja: środkowe Nadwieprze
Has thanked: 39 times
Been thanked: 255 times

Post autor: Leliwa »

W grze "Austerlitz 1805" Davida Foxa (GMT), jest wskazówka jak uczynić grę bardzo realistyczną. Gracz walczący jednostkami Buxhowdena powinien przed grą wypić ok. 1 butelki wina. :twisted:
Z pewnościa wtedy wczuje się świetnie w owego wodza i styl jego dowodzenia.
"Z kości moich powstanie mściciel"
Napis na grobie Stanisława Żółkiewskiego w Żółkwi.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2491 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

To jest pomysł :D :!:

Ale serio, zawsze myślałem jak osłabic moce dowódcze jednej ze stron, a tu taki miły i przyjemny (przynajmniej dla niektórzych sposób).

Tylko co zrobic z Napoleonem, nie będę czekac na hemoroidy :lol: .
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
motyl
Chorąży
Posty: 266
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:04
Lokalizacja: Muszyna / Lublin KUL

Post autor: motyl »

Waterloo w Muszynie to była brawdziwa jatka. Najgoręcej było jak Napoleon mógł zginąć, pomimo zmiennego szczęścia, podczas rzutu kostką za sprawdzenie, czy Cesarz zginie pomógł mi dyrektor Ośrodka Kultury pan Zbigniew Bajorek... Napoleon przeżył.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2491 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

O tak, w panu Zbigniewie czuc było ducha starego Rzeckiego :wink: i czuje, że jak by się zapoznał z zasadami i czas mu pozwolił chętnie by się do nas przyłączył.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
motyl
Chorąży
Posty: 266
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:04
Lokalizacja: Muszyna / Lublin KUL

Post autor: motyl »

Od początku zapał i pomoc w organizacji manewrów była wielka ze strony dyrekcji Ośrodka Kultury i bardzo dobrze, bo zdaje się, że kolejne manewry w Muszynie też odbędą się w MGOKu.

Mam nadzieję, że kolejnym razem to Rysiu bedzie prosić kogoś o pomoc w rzutach :wink:
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2491 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Następnym razem przeszkolę jakiegoś skrzydłowego żebym sam nie musiał dowodzic całością. Wtedy szybciej by się grało dwóch na dwóch.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
motyl
Chorąży
Posty: 266
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:04
Lokalizacja: Muszyna / Lublin KUL

Post autor: motyl »

To prawda. Jak się gra samemu po jednej stronie w Waterloo to jest ciężko. Zwłaszcza gdy ma się dwóch przeciwników. To bardzo męcząca gra. Przed Manewrami w Lublinie grałem w Hougoumont Anglikami na Gladkiego i Marcina. Zarwaliśmy nockę przed główną imprezą. Myślę, że to też miało jakiś wpływ na to, że nas rozwaliłeś. Zresztą patrząc na zdjęcia to miny mamy niezbyt tryskające energią.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2491 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

No, ostatniego dnia tak :) Gladky zadziałał jak sabotażysta :lol:
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
motyl
Chorąży
Posty: 266
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:04
Lokalizacja: Muszyna / Lublin KUL

Post autor: motyl »

Choć z drugiej strony miło wspomina się taki kilkudniowy maraton.
Gorzej jest jak trzeba to odespać... No ale to też są uroki manewrów.
Awatar użytkownika
Gladky
Sous-lieutenant
Posty: 372
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 16:59
Lokalizacja: Tuchów/Lublin
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: Gladky »

Raleen pisze:No, ostatniego dnia tak :) Gladky zadziałał jak sabotażysta :lol:
Sabotażysta samobójca...
Bo nie dosć że się gdzieś w tym Hougomonth zapędziałem kawalerią, to sam też się nie wyspałem, zresztą efekty widać i po mnie na niektórych zdjęciach...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Konwenty”