Artyleria konna i kawaleria w I wojnie św.

Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2490 times
Kontakt:

Artyleria konna i kawaleria w I wojnie św.

Post autor: Raleen »

Niżej fragment książki z okresu I wojny światowej, napisanej przez oficera artylerii. Poświęcona jest niby całości dziejów artylerii konnej, ale skupia się jednak na okresie pierwszowojennym. Niżej najciekawszy, w mojej ocenie, fragment, przedstawiający praktyczne doświadczenia autora, czy też znane pośrednio autorowi. Jest nie tylko sporo o artylerii konnej, ale i o kawalerii.

J. Gąsiorowski, Artyleria konna. Szkic dziejów, organizacji i taktyki, Warszawa 1917, s. 18-23:

5. Doświadczenia z wojny obecnej

Marzenia kawalerzystów nie spełniły się; wojna przyznała słuszność tym z taktyków – lord Roberts, gen. Herschelmann, gen. Pedoya, – którzy twierdzili, że epoka szarż już minęła, że natarcie konne jest jedynie w wyjątkowych warunkach możliwe, że zwycięstwo odniesie ten oddział, który wcześniej do walki pieszej ssiądzie z koni. Na francuskim teatrze wojennym niewiele używano konnicy; poza działaniami dywizji jazdy przy armji gen. Klucka (marsz na Paryż) już sam rodzaj terenu (liczne kultury, drogi, rowy) utrudniał użycie tej broni, to też wkrótce przeważna część jazdy została przeniesiona na front rosyjski. W Tyrolu, w Serbji i Czarnogórze teren górzysty wykluczał w ogóle możliwość działań jazdy. Niedawne walki w Rumunji, a zwłaszcza pościg w Dobrudży dał pole do działania kawalerji, spowodował nawet powiedzenie gen. Mackensena, że kawalerja bułgarska jest najlepszą z tych, które dotąd spotkał, ale szczegóły tych działań nie są jeszcze zbyt znane.

Rosyjski teatr wojny dał pewne doświadczenia, zwłaszcza w początkach wojny. Próba szarży, podjęta przez austrjacką dywizję na pograniczu północno-wschodnim Galicji, zakończyła się rozbiciem dywizji i utratą prawie całej artylerji. Dywizje kawalerji, operujące na północ od zbiegu Wisły i Sanu, po nieudanych próbach walk konnych, weszły w związek z armją, idącą na Lublin, i głównie ubezpieczały jej lewe skrzydło, mając przeważnie do czynienia z silniejszą liczebnie piechotą, a później zasłaniały odwrót armji w stronę Krakowa. Najwięcej sposobności do walk konnych miała jazda będąca na lewym brzegu Wisły. Gdyż tam z obu stron było mało wojsk, a Rosjanie także działali konnicą (dywizja, później korpus gen. Nowikowa). Ale i tu nie było szarż kawalerji. Rosjanie nie przyjmowali natarcia konnego; bronili się spieszeni ogniem karabinów ręcznych i maszynowych. Nieraz pozornie przyjmowali szarżę, lecz w ostatniej chwili, na krótką odległość, linje ich rozstępowały się, a atakujący oddział wpadał w niszczący ogień (np. Iłża w sierpniu 1914). Sami także rzadko szarżowali; czynili to wtedy, gdy mogli znienacka napaść na wojska w kwaterach, na tabory w czasie odwrotu lub cofające się bezładnie oddziały. Znane są konne natarcia rosyjskiej jazdy z czasów ostatniej ofensywy. Podobne i inne próby nie udawały się, o ile tylko napadnięty w jakikolwiek sposób próbował się bronić. W październiku 1914 r. natarł szwadron jazdy rosyjskiej na dwie maszerujące kolumny amunicyjne; dowódca jednej z nich stracił głowę i kazał uciekać, postradał przy tym rannych i zabitych 1 oficera, 4 ludzi i 6 koni. Komendant drugiej kazał swym kilkunastu ludziom położyć się w rowie przydrożnym i strzelać; Rosjanie cofnęli się, straciwszy kilkanaście koni i ludzi, kolumna wyszła cało bez strat.

W tych warunkach artylerja konna nie miała sposobności do przygotowania szarży przeciwnika. Niejednokrotnie mogła natomiast próbować działania ognia na kolumny konnicy w marszu, lub w czasie rozwijania się; o ile szybko i celnie rozpoczęła ogień, wyniki były świetne. W czasie wspomnianej potyczki pod Iłżą, brygada konnicy rosyjskiej z jedną baterią chciała zajść na tyły wojsk austrjackich. Przedsięwzięcie mogło się łatwo udać, gdyż kawalerja była rozsypana po napadzie w kwaterach, a teren bardzo dogodny do obejścia. W chwili, gdy obchodząca kolumna rozwijała się już do natarcia, została wzięta pod ogień przez dwie baterje; dziesięciominutowe strzelanie wystarczyło, by uniemożliwić wyzyskanie obejścia i odepchnąć przeciwnika ze znacznymi stratami.

Nie mając możliwości atakowania konno, musieli kawalerzyści przeważnie walczyć pieszo; z początku z niechęcią zrzucili powabny mundur, wzięli łopatki i bagnety, dostali więcej amunicji – jednym słowem stali się „piechotą na koniach”. W związku z tym i taktyka artylerji konnej uległa zmianie; szyki przewidywane dla walki konnej, poszły w zapomnienie, pozostała tylko jako różnica w porównaniu z taktyką artylerii polowej: wielka szybkość w marszach, ruchliwość, zręczność w zajeżdżaniu na stanowiska i w opuszczaniu ich; konieczność przystosowania się do szybkich zmian w położeniu i stąd potrzeba inicjatywy, samodzielności i dobrego a prędkiego strzelania, bez używania skomplikowanych środków pomocniczych. W czasie walk pozycyjnych kawalerja szła zwykle na odpoczynek, zaś artylerji używano na stanowiskach stałych, jak zwykłej polowej. Wówczas pojawiło się zdanie, że artylerja konna jest bronią zbędną.

Zdanie to jest z gruntu błędne. Jak długo będzie istniała jazda, tak długo musi też istnieć i artylerja konna, gdyż baterje polowe nie mogą spełnić nawet tych z wymienionych zadań artylerji, działającej w związku z konnicą. Zapomniano, że prócz szarży ma kawalerja wiele innych ważnych zadań wymagających szybkości i długich marszów, jak: dalekie wywiady, pościg, zasłanianie odwrotu, przesłanianie i – zadanie przewidywane niejasno przez regulaminy, a wielokroć spełniane w obecnej wojnie – bywa używana jako „ruchoma rezerwa armji” w razie niepowodzenia, dla chwilowego zamknięcia luki w linji frontu, zanim piechota nie nadejdzie. Te wszystkie działania wymagają bardzo wielkiej szybkości, zdolności do odbywania długich marszów, a więc lepszego materjału końskiego, bardzo dobrego wyszkolenia w jeździe konnej i zmniejszenia obciążenia koni – to wszystko warunki, jakich baterje polowe nie mają. Można przytoczyć wiele przykładów. W czasie strategicznego odwrotu Hindenburga w stronę Krakowa i ku granicy śląskiej (październik-listopad 1914), mieszany korpus jazdy przesłaniał te działania i nowe grupowanie sił, ucierając się w okolicach Warty-Kalisza-Koła. Gdy Hindenburg rozpoczął ofensywę, Rosjanie – korpus Nowikowa – cofnął się nagle za Wartę ku Szadkowi. Kawalerja i oddziały piechoty dostały rozkaz ścigania, mosty na Warcie były zerwane; jazda i artylerja konna przeszły rzekę w bród, mimo wysokiego stanu wody, i, maszerując całą noc już następnego dnia odparły Rosjan spod Szadek. Piechota i artylerja nadążyły dopiero po zbudowaniu mostu, w 36 godzin później.

O długości odbywanych dróg świadczą najlepiej cyfry wzięte z działań jednego dywizjonu konnej artylerji: w jednym z pierwszych miesięcy wojny odbyto 678 km., przy czym wyliczone są tu tylko marsze z kwatery na stanowiska (nieraz kilka na dzień), zbaczania z drogi i t.p. do marca 1916 odbyła jedna baterja przeszło 8000 km.; jeśli odrzuci się od tego czas spędzony na odpoczynku i na pozycjach stałych, wypada około 30 km. marszu na dzień. W sierpniu 1916 r. odbyła jedna baterja wytężone marsze, robiąc dziennie 46, a raz nawet 62 km.; marsze przez dzień cały i noc następną bynajmniej nie należały do rzadkości; marsze te odbywano w różnych porach roku, w różnych warunkach atmosferycznych i na drogach, w Królestwie, których zły stan jest znany, a często nawet bez dróg lub po bagnach Polesia. Przez wiele rzek i rzeczek, nieraz trudniejszych do przejścia – trzeba było przejść bez mostu (Warta, Kamienna, Czarna, Bzura, Pilica, Wolbarka i in.). Że to wszystko przewyższa zdolność pochodową baterji polowych, nawet lekkich – to jasna, a doświadczenie potwierdza ten sąd; baterje te, przydzielane niekiedy do jazdy, zostawały zawsze w tyle, nie mogąc nadążyć, lub przejść przez przeszkodę.

Konieczność istnienia konnej artylerji nie leży w samej tylko zdolności do odbywania długich marszów. Nawet piesza walka kawalerji ma w sobie cechy odróżniające się od walk piechoty. Typ najczęstszy walki był następujący: szybki marsz z kawalerją aż do miejsca, gdzie nieprzyjaciel stawił opór; kawalerja musiała ssiadać z koni i posuwać się linją tyralierską, jak piechota, ponieważ zaś miała więcej sił od niej, główna rola spadała na artylerję; przewidywania regulaminu niemieckiego (n. k. 473) i niektórych taktyków, że kawalerja stanie się pewnego rodzaju osłoną dla artylerji, sprawdziły się na wojnie obecnej w zupełności, a nawet znalazły wyraz w rozkazie jednego z dowódców korpusu kawalerji (październik 1914 r.). Przy tym typie walki trzeba było jednak zachować całą ruchliwość baterji i pogotowie wobec niespodzianek, gdyż w razie słabego oporu po kilku strzałach kawalerja znów siadała na koń i marsz szedł dalej, albo też odparta musiała się wycofać, nie zawsze troszcząc się o baterje; zaś stale nieubezpieczone skrzydła zmuszały nieraz do nagłej zmiany frontu, aby odeprzeć obejście; nieraz zdarzało się, że baterja strzelała dwoma działami w kierunku frontu, dwoma zaś innemi pod kątem prostym ku skrzydłom. W tym typie walk było bardzo korzystnym przydzielanie artylerji – baterji, plutonu, a nawet działa z wózkiem amunicyjnym – do straży przedniej lub do bocznych kolumn; znaczenie artylerji konnej jako „artylerji straży przedniej”, zrozumieli Niemcy, przydzielając luźne baterje konne, nie mające związku dywizjonowego, do oddziałów piechoty (np. do armji Woyerscha).

Podobnie w czasie pościgu rola artylerji była wielka. Rosjanie cofali się do przygotowanych pozycji, skąd zwykle tylko ogniem działowym można ich było wyrzucić. Tu bardzo pożytecznemi okazały się baterje konne haubic polowych, które jako czwarte baterje w dywizjonach, zostały wprowadzone w niektórych dywizjonach austrjackich; istnienie dwóch rodzajów dział w artylerji konnej bardzo odpowiada różnorodności spotykanych zadań, a haubica polowa, dzięki swej lekkości, bynajmniej nie krępuje ruchliwości oddziału; tak samo liczba czterech baterji czterodziałowych na dywizję kawalerji nie okazała się krępująca, czego niektórzy się obawiali. Szybkość ogniowa baterji z 4-ch dział okazała się zupełnie wystarczająca nawet w walkach pozycyjnych i przy odpieraniu natarcia piechoty (ogień zaporowy), przy sprawnej usłudze dział można to zadanie zupełnie dobrze spełnić, tylko materjał artyleryjski nieco prędzej się niszczy, gdyż w strzelaniu tym nie można wyłączać kolejno plutonów, co jest praktykowane w baterjach 6-cio działowych.

W odwodzie artylerja konna miała równie ważne zadanie. Wskutek szybkiej zmiany w położeniu, trzeba było nieraz zajeżdżać na stanowiska otwarte, niekiedy bezpośrednio za linją kawalerji, lub nawet przed nią, o ile w ogóle była albo też strzelać, mając tylko kilkunastu jeźdźców osłony. Zdarzało się, że kawalerja za wcześnie się wycofała, odsłaniając zupełnie skrzydło, wówczas baterje stanowiły straż tylną, zmieniając się kolejno; jedna zostawała na stanowisku i strzelała, inne cofały się i znów zajeżdżały na pozycje, umożliwiając swym ogniem wycofanie pierwszej baterji.

O ile artylerja konna nie brała udziału w wielkich przedsięwzięciach, jak artylerja polowa w związku z piechotą, o tyle dostawała nieraz bardzo trudne zadania, będąc używana z kawalerją jako „ruchoma rezerwa armji”. Zwykle bezpośrednio po bardzo wytężających i uciążliwych marszach trzeba było zamykać lukę, powstałą na froncie, czekając, aż nadejdzie piechota, a nieraz odpierając uparte natarcia. Tu znów wobec braku sił, rozciągłości odcinka – główne zadanie spadało na artylerję. Warunki taktycznie trudne, zupełnie nieznany odcinek i niewyjaśnione położenie – to wszystko wymagało od oficerów wielkiej inicjatywy i bystrości, a inne okoliczności, jak oderwanie od związku własnej dywizji, trudności w dostaniu żywności, furażu i amunicji – wymagały bardzo dobrego materjału ludzkiego i sprężystej organizacji służby administracyjnej.”
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Re: Artyleria konna i kawaleria w I wojnie św.

Post autor: Andy »

Raleen pisze:poza działaniami dywizji jazdy przy armji gen. Klucka (marsz na Paryż)
Czy to nie Mossor podnosił, jakie możliwości mogło dać utworzenie przez Niemców korpusu kawalerii, operującego na północnym skrzydle idących do przodu armii? Manewr obejścia Paryża mógłby wtedy zostać utrzymany, nawet przy zmianie ogólnego kierunku natarcia ("ścięcie zakrętu" przed Paryżem). Na ile zmieniłoby to sytuację ogólną, jak by wpłynęło na ruch 6 armii francuskiej z Paryża, czy uniemożliwiłoby zwrotu zaczepnego nad Marną - nie wiem. Ale "wyścig do morza" wyglądałby na pewno inaczej.
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43348
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3922 times
Been thanked: 2490 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Tak, Mossor sporo się o tym rozpisywał, tyle że on myślał o zgrupowaniach kawalerii na wysokim szczeblu - najlepiej armii konnej, w każdym razie czymś większym niż korpus, a tutaj zdaje się autor aż tak wysoko się nie wznosi. Mossor, o ile dobrze kojarzę, był pod dużym wrażeniem działań Armii Konnej Budionnego i te doświadczenia z nią związane starał się przenieść na I wojnę św. W każdym razie o możliwościach Armii Konnej Budionnego też całkiem sporo pisał.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Witold Janik
Namiestnik
Posty: 332
Rejestracja: środa, 27 grudnia 2006, 17:21
Lokalizacja: Raszyn 1809
Has thanked: 300 times
Been thanked: 12 times
Kontakt:

Re: Artyleria konna i kawaleria w I wojnie św.

Post autor: Witold Janik »

Świetny artykuł. Dobrze było - po latach, albo znów, nie pamiętam - przeczytać. Dzięki :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia I wojny św.”