1. Pamietniki mjr Kazimierza Ducha, uczestnika Zamachu po stronie Piłsudczyków, z tych bardziej obiektywnych.
Kto zacz:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kazimierz_Duch
Źródło:
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=48093
Zachęcam gorąco by przeczytać całe wspomnienie, nie jest tego dużo, a jest to jedno z nielicznych dość obiektywnych wspomnień piłsudczyków (rządowi zapisali całe tomy i ich wspomnienia sa łatwo dostępne).
A propos naszej dyskusji o losach zamachowców po zwycięstwie Rządu:
A propos zaciekłości niektórych uczestników walk:W Szkole Podchorążych zamknięto mnie w sali, gdzie, gdzie znajdowało się dziesięciu oficerów z 1 p. szwoleżerów, złapanych rano na terenie koszar, oraz płk. z 22 p.p. Kazimierza Hozera, który dostał się do niewoli. Nasz los był niewesoły. Za bunt przeciwko prawowitej władzy mieliśmy stanąć przed sądem wojennym. Gdyby wojska rządowe odniosły zwycięstwo, bylibyśmy według kodeksu wojskowego ukarani rozstrzelaniem. Wynik walki był niepewny, na wszelki wypadek każdy z nas zostawił krótkie zarządzenie ostatniej woli dla rodziny. Na rozmowach zszedł nam czas do północy. Kolacji nie dostaliśmy. Uważano widocznie, iż jest to zbyteczne, gdyż następnego dnia czekała nas kara śmierci. W oczekiwaniu smutnego końca przedrzemaliśmy do rana.
Około godz. 9. rano o mało nie zostałem zabity we własnym mieszkaniu. Kiedy usiadłem spokojnie w WC i swoim zwyczajem zacząłem czytać gazety, poczułem jakby uderzenie kijem w głowę i silny trzask w futrynę drzwi. Jednocześnie usłyszałem strzał karabinowy. Obróciłem się do okna i zobaczyłem uciekającego do koszar żołnierza szwadronu przybocznego. Łotr ten, widząc mnie w otwartym oknie (nie wiedziałem, że był zakaz ich otwierania) podszedł bliżej i wymierzył mi strzał w tył głowy. Kula jednak tylko mnie musnęła, utkwiwszy w futrynie. Do dziś przechowuję ją na pamiątkę. Życia nie straciłem tylko dlatego, że ten dureń nie wiedział, jak strzela się z bliskiej odległości. Trzeba było celować w spód głowy.
A propos załamania się Piłsudskiego:
Około godz. 7. wieczorem pojawił się z dużym sztabem J. Piłsudski. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim strasznym stanie. Był zupełnie zielony na twarzy, trząsł się i mówił coś niezrozumiale. Podszedłem salutując i wskazałem mu gabinet komendanta miasta, gen. Surzyńskiego (znajdującego się w tym czasie w orszaku prezydenta Wojciechowskiego). Następnie poprosiłem Marszałka, aby wypoczął, gdyż w takim stanie nie może nikogo przyjmować. Spojrzał na mnie w milczeniu, ale zastosował się do tego. Mimo woli stałem się świadkiem jego chwili słabości (podobnie jak gen. Rozwadowski w 1920 r., gdy Piłsudski, załamawszy się wobec ogromu klęsk, myślał o samobójstwie). W tym dniu musiało mu być przykro, iż widział go w tym stanie b. oficer Drużyn Strzeleckich, których Marszałek tak nie lubił. W każdym razie zajściami w pierwszym dniu przewrotu był silnie wstrząśnięty. Zamknął się w pokoju i pozostawał tam dość długo. Od czasu do czasu słychać było jego kroki.