II Pola chwały (28-30 września 2007)

Impreza historyczno-wargamingowa odbywająca się co roku w Niepołomicach pod Krakowem w drugiej połowie września.
Islam Gerej III
Sergent-Major
Posty: 194
Rejestracja: środa, 24 maja 2006, 17:02
Lokalizacja: Kraków - Stare Miasto
Been thanked: 4 times

Post autor: Islam Gerej III »

Obrazek

Czołem waszmościom!

Obrazek
Pospolite ruszenie szlachty ziemi krakowskiej oraz Zamojskie Bractwo Rycerskie. Nieco przysłonięty w tle mości Jacek Komuda

Obrazek
Wszystkich po trochu...


Obrazek
Jako, że wkręcam się pomału w epokę napoleońską...:)

Obrazek
"Godzina szósta, minut trzydzieści..."

Obrazek
Są i zabici...


Póki co tyle, większość zdjęć jest autorstwa członka Zamojskiego Bractwa Rycerskiego.

Zabawa była przednia, cieszy fakt że rozwija się "sekcja" rekonstrukcyjna na Polach Chwały. Całkiem fajnie wyglądał przekrojowo-epokowy obóz wojskowy grup. Na dłuuuuuugo zapamiętam (Zapamiętamy z kompanami) szczególnie noc z soboty na niedziele. Ale już na pewno to nas zapamiętają niepołomiczanie po tejże nocy:P Oj działo się...żałuje tylko, że nie skusiłem się na żadną potyczkę w "napoleońca" figurkowego. Za to z emocjami śledziłem sytuacje na polu bitwy pod Pharsalos...tak co 5h zastanawiałem się co zmieniło się na planszy od mojej poprzedniej wizyty w "waszej" sali.

Pozdrawiam!
Awatar użytkownika
wujaw
Général de Brigade
Posty: 2075
Rejestracja: sobota, 11 marca 2006, 11:15
Lokalizacja: Bydgoszcz
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Post autor: wujaw »

Aaaa!!!
To Ty byłeś tym szlachciurą, który dokuczał miłośnikom prawdziwej strategii!!! :twisted:
Islam Gerej III
Sergent-Major
Posty: 194
Rejestracja: środa, 24 maja 2006, 17:02
Lokalizacja: Kraków - Stare Miasto
Been thanked: 4 times

Post autor: Islam Gerej III »

Aaaa!!!
To Ty byłeś tym szlachciurą, który dokuczał miłośnikom prawdziwej strategii!!! Twisted Evil
No wiesz, tfu! wypraszam sobie...żebyś sczezł chłopie! Miłośnicy prawdziwej strategi produkowali wiadra potu na przy zamkowych łąkach w niezliczonych potyczkach i pojedynkach. I w ogóle co to za sformułowanie: "dokuczał" ?
JA tylko zgrabnie relacjonowałem na głos moje wrażenia z aktualnie rozgrywanych BATALII i BITEW :cool:
Pozdrawiam, wybaczcie ironię:)
Awatar użytkownika
wujaw
Général de Brigade
Posty: 2075
Rejestracja: sobota, 11 marca 2006, 11:15
Lokalizacja: Bydgoszcz
Has thanked: 1 time
Been thanked: 2 times

Post autor: wujaw »

Islam Gerej III pisze:
No wiesz, tfu! wypraszam sobie...żebyś sczezł chłopie! Miłośnicy prawdziwej strategi produkowali wiadra potu na przy zamkowych łąkach w niezliczonych potyczkach i pojedynkach. I w ogóle co to za sformułowanie: "dokuczał" ?
Aaaa!Sorki.
Wszystko dlatego, że do nas przychodziłeś bez wiadra...
:lol:
Awatar użytkownika
Teufel
Legatus Legionis
Posty: 2424
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 15:55
Lokalizacja: Stadt Thorn/Festung Posen
Has thanked: 17 times
Been thanked: 53 times

Post autor: Teufel »

Legiony i ja mamy się dobrze.
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43346
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3919 times
Been thanked: 2489 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Ha! Znakomite. Cóż, ja niestety nie wziąłem w tym roku aparatu, ale to już ostatni konwent, na którym popełniam ten błąd. Za to postaram się to wynagrodzić Waszmościom nieco dłuższym elaboratem, ale to w osobnym poście poniżej (nie mam zdjęć to chociaż coś więcej napiszę). Pożartowałem sobie i trochę z rekonstruktorów, i mam nadzieję, że tak moje wypociny potraktują :wink:

PS. Teufel, może by się dało img dodać do tych linków tak żeby się od razu otwierały po wejściu na stronę, chyba że wolisz tak jak jest.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43346
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3919 times
Been thanked: 2489 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Relacja z konwentu POLA CHWAŁY (28-30 września 2007, Niepołomice)

Tegoroczny konwent POLA CHWAŁY był kolejną, drugą już odsłoną imprezy, która ma na celu integrację środowiska wargamingowego i promowanie historii jako pasji. W porównaniu do zeszłorocznej edycji, w tym roku było więcej osób, co świadczy o tym, że konwent się rozwija. Rozszerzono też czas trwania imprezy, tak że w tym roku zaczynała się w piątek wieczór, a kończyła w niedzielę, obejmując cały weekend. Konwent, tak jak rok temu, ogólnie wypadł znakomicie. Przede wszystkim duży wpływ na to miała praca włożona przez organizatorów, w tym głównego organizatora konwentu – Roberta Kowalskiego, któremu już na wstępie należą się w związku z tym szczególne podziękowania. Zacznę od spraw może nieco bardziej przyziemnych, „logistycznych”. Po pierwsze, samo miejsce konwentu, którym był zamek w Niepołomicach, klimatyczne pomieszczenia, dużo miejsca, którego w tym roku aż nam zbywało (dysponowałem dwoma salami pod same planszówki), niesamowita atmosfera. Mało która impreza o tematyce wargamingowej może poszczycić się taką lokalizacją. Często konwenty odbywają się w salach szkolnych czy na uczelniach, w zatłoczonych salkach domów kultury itp. Po drugie, organizatorowi, jak rok temu, udało się zapewnić uczestnikom darmowy nocleg w pobliskiej szkole. Tym razem można było sobie poradzić nawet bez karimaty, bo na miejscu była ograniczona liczba koców i oczywiście dla wszystkich materace. Na mało którym konwencie organizator jest w stanie załatwić uczestnikom darmowy nocleg. Oczywiście poza tym były dostępne i inne opcje, jak noclegi w domkach gospodarstwa agroturystycznego aż po apartamenty na zamku, na które też była zniżka. Dodając do tego, że sam udział w konwencie był darmowy oraz, że zapewniono częściowo darmowe wyżywienie uczestników (kupony do pobliskiej restauracji, kiełbaski z grilla w sobotni wieczór oraz bigos w niedzielne przedpołudnie) wydaje mi się, że pod względem „logistyki” jest to dziś najlepszy konwent w Polsce, spośród imprez zajmujących się wargamingiem. Widać, że organizatorom zależy na tym, aby przyciągnąć ludzi, a nie na tym, aby na nich zarabiać. Nie udało się co prawda w tym roku zapewnić pełnego wyżywienia, ale niezmiennie kibicujemy głównemu organizatorowi w jego negocjacjach z władzami samorządowymi odnośnie przyszłorocznego konwentu.

Jak typowy materialista zacząłem od spraw przyziemnych, bo często są one dla wielu osób istotne, gdy decydują się czy na daną imprezę się wybrać czy nie. Jednak konwent to przede wszystkim ludzie. Nie bez znaczenia była i jest formuła konwentu przewidująca udział wielu pasjonatów, hobbystów, interesujących się historią czasem także zawodowo, najczęściej jednak niezawodowo. W tym roku tej różnorodności również nie brakowało. Były na konwencie i gry wojenne (planszowe, figurkowe, jak i komputerowe), były grupy rekonstrukcji historycznej z różnych epok (średniowiecza, Rzeczypospolitej Obojga Narodów, epoki napoleońskiej, II wojny światowej), były pokazy tańców dworskich, średniowiecznych i z okresu renesansu i baroku), zaś spragnieni wiedzy mogli jej nabyć na organizowanych w niedzielę przez historyków z UJ wykładach, głównie na tematy związane z historią wojskowości, wśród wykładowców były także takie osoby jak Jacek Komuda. W tym roku konwent dość licznie zaszczycili również goście z zagranicy, głównie z Holandii i z Czech, z niektórymi udało się nawiązać bliższy kontakt.

Zacznę pokrótce od części konwentu, na których mniej bywałem z tej racji, że jako organizator części planszówkowej konwentu, byłem głównie nią zajęty. W podziemiach, jak rok temu, rozstawili się grający w gry figurkowe. Rozpoczęło się to już w piątek wieczór, jednak nie wszyscy przybyli pierwszego dnia, wiele osób pojawiło się dopiero w sobotę. Systemów i grup było wiele, nie będę się silił na wymienienie wszystkich, pozostawiając to komuś z osób zajmujących się bliżej tymi grami, kto zapewne napisze osobną relację i przedstawi tę część konwentu w sposób zdecydowanie bardziej kompetentny. Wspomnę tylko, że bardzo miło mi się przez chwilę siedziało przy stanowisku systemu „Operation Overlord”, prowadzonym przez naszych dobrych znajomych, Dragona i Przemosa. W sobotę zauważyłem, że przeżywali w pewnym momencie najazd młodzieży, która licznie się garnęła do stołu chcąc spróbować swoich sił. Stanowisko było do tego dobrze umiejscowione, bo niemal przy samym wejściu i naprzeciwko księgarni. W sobotę i w niedzielę mieliśmy okazję obserwować pokaz tańców dworskich, skądinąd przez przemiłe dziewczyny, które przechadzając się w piątkowy wieczór i sobotni poranek koło naszych heksagonalnych plansz wyrażały spore zainteresowanie nimi, co z kolei niewątpliwie wzbudziło zainteresowanie po drugiej stronie (przynajmniej z mojej strony jako organizatora). Obserwując pokaz tańców miałem wrażenie, że spora część widowni nieco przysypiała. Ożywiła się dopiero, gdy koledzy tancerek z bractwa rycerskiego zaczęli wywijać mieczami. Fakt, że oba te pokazy miały miejsce tuż po sobie znakomicie skontrastował pozycję i rolę społeczną kobiet i mężczyzn w średniowiecznym społeczeństwie. W niedzielę po pokazie zaproszono osoby z widowni do nauki tańca, co było świetnym posunięciem, ożywiając atmosferę na zamkowym dziedzińcu. W sobotę, jak i również w niedzielę miały miejsce pokazy grup rekonstrukcyjnych. Osobiście obserwowałem dwa pokazy, w niedzielę rano. Najpierw rekonstrukcję małej bitewki, a właściwie zajazdu szlacheckiego z XVII wieku zorganizowanego przez . Dzielni szlachcice, kozak i dziewka, oraz żołnierz cudzoziemskiego autoramentu dopełniali krajobrazu potyczki. Najpierw oglądaliśmy harce kozaka z polskimi szlachcicami, a następnie symulowany atak jednej grupy na drugą, mający na celu porwanie i uprowadzenie dziewki. Napastnicy po salwie armatniej ruszyli na wrogi obóz i dość szybko uporali się z obrońcami, a przynajmniej z większością z nich. Po dobyciu obozu okazało się jednak, że bardziej niż dziewka zainteresowała ich armata obrońców, którą uprowadzili w pierwszej kolejności (ot tak to z fanami militariów bywa). Następnie jednak wrócili i po dziewkę. Gdy inscenizacja zbliżała się do końca większość walczących leżała pokotem na murawie. Ostatni walczyli jeszcze między sobą. Co ciekawe, na uboczu w jakiś sposób przeżył atak wspomniany piechur cudzoziemskiego autoramentu. Koniec końców wyszło tak, że w wyniku drugiej oddanej salwy (gdy tamci się bili on zdążył jedynie dwa razy strzelić – taka była w tamtej epoce broń i taka dola piechura, że gros czasu poświęcał na ładowanie broni) powalił ostatniego czy jednego z dwóch ostatnich walczących... Następna rekonstrukcja, napoleońska była ciut bardziej rozbudowana i mogła robić większe wrażenie. Ponieważ część rekonstruktorów, która miała odgrywać piechotę aliancką, niestety nie dotarła, zorganizowano symulowane starcie żołnierzy napoleońskich – jedni odgrywali zbuntowany oddział piechoty Księstwa Warszawskiego, drudzy inny oddział napoleoński. Rekonstruktorzy zaprezentowali szereg manewrów jakie stosowała napoleońska piechota na polu bitwy, różne sposoby prowadzenia ostrzału i krótkie starcie wręcz. Dużą zaletą pokazu był prowadzony w jego trakcie komentarz historyczny. Prowadzący pokaz Jan Nałęcz kolejno opowiadał licznie o tej porze zgromadzonym widzom co kolejno działo się na polu bitwy. Bez tego pokaz byłby zapewne dużo mniej wartościowy i nie spełniłby swojej roli. Wiem, że dość ciekawie przebiegał również pokaz grupy rekonstrukcyjnej z okresu II wojny światowej, jednak nie dane mi było się na niego załapać.

Przechodząc wreszcie do planszówek, którymi głównie się zajmuję, i którymi zajmowałem się również na konwencie, odnotowałem, że w tym roku pojawiło się liczniejsze grono graczy i było sporo osób nowych, które były po raz pierwszy. Co ważne, nie popełniliśmy zeszłorocznego błędu i zrezygnowaliśmy w tym roku, przynajmniej z piątku na sobotę z nocnych rozgrywek, co pozwoliło większości się wyspać i grac efektywnie przez 3 dni. Część osób, które przyjechały w sobotę i miała w związku z tym świeższe siły pozostała na nocne rozgrywki z soboty na niedzielę. W sumie większość osób stawiła się już w piątek i pozostała na konwencie niemal do końca, można więc powiedzieć, że planszówkowcy okazali się w tym roku jedną z wytrwalszych ekip na „Polach chwały”. Poza naszymi dwoma salami warto wspomnieć, że grano jeszcze w sali Wargamera w nową grę autorstwa Roberta Żaka „Hannibal Barkas” (a właściwie jej prototyp) oraz trafiłem również w podziemiach, gdzie były figurki, na grających w „Axis & Allies”. Główna grupa graczy skupiła się jednak w Sali Freskowej Zamku i sali z nią sąsiadującej.

Grano w bardzo wiele gier i to z różnych stajni. Zarówno w stare gry Dragona, jak i GMT i inne zachodnie twory, jak również w gry TiSu, w „Orła morskiego” oraz w testową wersję „Byczyny 1588”. Na konwencie były więc grane i prezentowane: „Wiedeń 1683”, „Kircholm 1605” oraz „Waterloo 1815”, Dragona. Licznie zagrywano się w „Command&Colours”, w które niestety w związku z zaangażowaniem na innych frontach nie udało mi się zagrac. Ponadto było wiele gier starożytnych: Lilibeum, Farsalos, Lyginus, królował zwłaszcza system Great Battles of History, nad którym zasiadła przede wszystkim zdeklarowana ekipa jego fanów z Torunia i Bydgoszczy. Z innych gier grano w „War Galley” oraz „Flying Colours”, zachodnią brygadową wersję bitew Waterloo i Ligny, dostarczoną przez Grenadyera, sporo grano również w „Orła morskiego”, zwłaszcza z udziałem autora w sobotnie popołudnie, dość długo rozłożone było i oglądane „Risorgimento 1859”. Razer z Gonzo grali w sobotę gry Dragona i TiSu z systemu Wielkich Bitew, głównie w „Budapeszt 1945” oraz w stare „Arnhem 1944”, zaś w niedzielę Gonzo i Krzysztof testowali nową grę TiS pt. „Afrika Korps”. Na koniec pojawiły się jeszcze „Ścieżki chwały”, w które zagrywali się nasi nowi konwentowicze. Rozgrywka na tyle ich wciągnęła, że obawialiśmy się, iż nie skończą do zamknięcia konwentu. Niestety nie znalazłem zbyt wielu chętnych do testowania autorskiej gry Witolda Janika „Byczyny 1588” – barierą okazała się znajomość „Kircholmu 1605”, na której to gry zasadach oparta jest „Byczyna 1588”. Drugą moją osobistą porażką jest fakt, że nie udało mi się skończyć na konwent mojej „Ostrołęki 1831”, cieszy mnie jednak, że spotkałem wiele osób, które mi pracach nad nią niezmiennie kibicują. Poza tymi dwoma wyjątkami, wszystkie rozgrywki przebiegały znakomicie, a sukcesy na polach bitew, jakie w bojach odniosłem, mogłyby wynagrodzić każdemu strategowi wszelkie trudy tego konwentu. To pokrótce, a nawet bardzo pokrótce o rozgrywkach. Jeśli coś przekręciłem albo niedokładnie opisałem z góry przepraszam, pisałem z pamięci. Dzięki temu, że tekst jest w formie elektronicznej, ma to tę zaletę, że zawsze mogę go odpowiednio uzupełnić, co też pewnie z czasem uczynię.

Na koniec relacje z rozgrywek w „Kircholm 1605”, „Wiedeń 1683” i „Waterloo 1815”, w których miałem przyjemność uczestniczyć.

Kircholm 1605
Była to moja pierwsza od dłuższego czasu rozgrywka w tą grę, więc przystąpiłem do niej nie bez obaw. Jednak i mój przeciwnik – Profes, nie miał z grą z tego co pamiętam od dłuższego czasu styczności. Rozgrywaliśmy scenariusz dowolny. Profes grał Polakami (a właściwie Litwinami), ja Szwedami. Obie armie rozpoczęły bitwę oddalone od siebie. Pierwsza jej część była dość nudna, bo sprowadzała się do podchodzenia Polaków pod stanowiska obronne Szwedów, którzy zaczaili się na górze opodal Kircholmu, formując linię obrony. Gdy wojsko Rzeczypospolitej zbliżyło się do zastępów Karolusa, piechota dała ognia. Pierwsze salwy nie spowodowały szkód w szykach przeciwnika. W następnym etapie jednak Polacy zaczęli przeprowadzać dość dziwny z mojego punktu widzenia manewr: zaczęli obracać stojące na froncie chorągwie petyorców, ustawione w szyk uderzeniowy bokiem do Szwedów, aby przepuścić przez interwały między nimi husarię. Zemściło się to srogo na Polakach, ponieważ idąca w szyku podstawowym przez interwały husaria była ciut łatwiejszym celem ostrzału i dzielnym piechurom szwedzkim udało się ją dwa czy trzy razy trafić. Dalszym czynnikiem, który miał wpływ na późniejsze działania, było podchodzenie husarii, które zostało przeprowadzone tak, że gdy zbliżała się do szwedzkiej piechoty, zabrakło jej punktów ruchu, aby zrobić to w jednym skoku, przez co piechota szwedzka mogła strzelić więcej razy. W tej fazie ostrzał przeprowadziła również szwedzka artyleria. Pokiereszowane kilka chorągwi husarskich oraz obrócenie bokiem do szyku wojsk szwedzkich stojących w szyku uderzeniowym chorągwi petyhorców okazało się wystarczającą zachętą do przeprowadzenia generalnej szarży szwedzkiej rajtarii, która częstokroć atakując petyhorców od boku, rozbiła szereg ich jednostek i po wykonaniu pościgu znalazła się w pobliżu drugiego rzutu polskiej jazdy, utrudniając mu przeprowadzenie w następnym etapie szarży. Ta sytuacja oraz rozbicie szeregu chorągwi pierwszego rzutu, zdecydowały o porażce armii Rzeczypospolitej. Profes nie wykorzystał jeszcze jednego czynnika – polskiej piechoty i artylerii, które podczas podchodzenia jazdy pod stanowiska Szwedów pozostały w tyle i praktycznie nie wzięły w ogóle udziału w bitwie.

Wiedeń 1683
Rozgrywka w tą grę toczyła się niemal równolegle do rozgrywki w „Kircholm 1605”, można więc powiedzieć, że grałem symultanę. Mój przeciwnik – Paulus, grał Turkami, ja grałem sprzymierzonymi. Graliśmy wariant bez szturmu Wiednia. Paweł próbował się początkowo bronić blisko lasu wiedeńskiego i miejscami kontratakować, jednak szybko zorientował się, że jazda turecka w walkach wręcz nie ma większych szans z silnymi regimentami piechoty austriackiej i niemieckiej, które dość szybko i łatwo wypierały go z kolejnych pozycji, miejscami zadając straty. Spowodowało to zmianę koncepcji obronnej mojego przeciwnika. Starał się ustawić linię za strumieniami, niestety do jej wypełnienia brakowało mu nieco piechoty. Silnie i stosunkowo długo broniło się miasteczko Unter Dobling nad Dunajem, gdzie Paweł skomasował duże zgrupowanie artylerii. Trwało to jednak jedynie do czasu aż w centrum piechota niemiecka nie opanowała płaskowyżu. Zejście piechoty na równinę w zwartym silnym szyku umożliwiło przesunięcie w ten rejon jazdy Lubomirskiego. W decydującym momencie walk na lewym skrzydle sprzymierzonych, jazda Lubomirskiego oraz kawaleria saska elektora Jana Jerzego III, wykonały skuteczną szarżę na janczarów oraz stojącą obok nich spieszoną jazdę turecką. Wskutek słabego ognia pojedynczego oddziału szarża miała duże szanse powodzenia. Po rozbiciu pierwszej jednostki oddziały Lubomirskiego szarżowały dalej, okrążając dwie z wysuniętych bliżej stanowisk austriackich grupek oddziałów, co wraz z frontalnym atakiem przeprowadzonym na nie przez piechotę austriacką przypieczętowało ich los. Po tych wydarzeniach na skrajnym lewym skrzydle sprzymierzonych, naprzeciw Austriaków, pozostała już tylko prawie sama jazda turecka. Na prawym skrzydle trwały walki w pagórkach między Tatarami a zgrupowaniem Jabłonowskiego, osłaniającym siły główne z prawej flanki, Wspomnę tylko w tym miejscu, że mój przeciwnik miał spore szczęście do sojuszników, którzy wyjątkowo mu dopisali. Na placu boju walczyli bowiem po stronie Osmanów zarówno Mołdawianie i Wołosi, jak i Tatarzy, którzy przybyli w pełnym składzie. Walki z polską dragonią były jednak dla nich bardzo trudne, ze względu na jej skuteczny ogień i szczególną wrażliwość Tatarów na ogień (dodatkowy modyfikator przy ostrzale). Udało mi się w związku z tym po kilku nieudanych atakach wyeliminować kilka jednostek, tak że Tatarzy jako zgrupowanie zostali zdemoralizowani. W centrum Turcy próbowali atakować jazdę i piechotę Sieniawskiego. W pewnym momencie udało się zgrupowaniu polskiej piechoty z samym hetmanem na czele podejść do skraju zboczy, gdzie zaczynały się winnice i skutecznie dopaść dwa oddziały jazdy sipahów z ich dowódcą Osmanem paszą. W walce przy stosunku +5, wyrzuciłem 1, co oznaczało eliminację dwóch jednostek i dowódcy. Załamało to morale tej formacji na dłuższy czas. Pojawienie się jazdy polskiej i austriackiej w centrum na równinę zwiastowało szarżę. Wyjście zabezpieczyła polska piechota. Zostało ono przeprowadzone w ten sposób, że Turcy mieli bardzo utrudniony atak jako pierwsi, zaś w następnym etapie do szarży ruszyli Polacy, którzy rozbili stojącą tuż przed obozem konnicę turecką, eliminując przez okrążenie kilka jednostek. Aktywne działania Turków, mimo wywieszenia sztandaru Proroka, oraz klęski na skrajnym lewym skrzydle i w centrum, załamały morale, przede wszystkim wśród największej formacji Turcy, której morale około 15-16 etapu wynosiło kilkanaście punktów (z początkowych 45) i ostro pikowało w dół. Mniej więcej w tym momencie zakończyliśmy. Na skrajnym lewym skrzydle prawdopodobnie Austriakom łatwo byłoby pobić Turków, dysponujących tam jedynie samą konnicą. Podobnie było w centrum, gdzie po szarży między Wiedniem a armią polską stał na namiotach tylko jeden szereg pułków tureckiej konnicy. Załamanie morale zapewne przypieczętowałoby los armii osmańskiej, a czasu było jeszcze do końca sporo (ponad 10 etapów gry). Mojemu przeciwnikowi też udało się, co trzeba przyznać, zadać w jednym miejscu poważne straty Austriakom. Dość niespodziewanie zaatakował na zdezorganizowane dwa pułki dragonów austriackich i pułk kirasjerów przy stosunku +1 i wyrzucił 1, co spowodowało ich eliminację i mocno osłabiło morale Austriaków. Z innych charakterystycznych rzeczy, Paweł dużo sił skupił do obrony szańców tureckich w centrum, sądząc, że mogą być one jedną z ważniejszych pozycji i że będą silniej atakowane. Jak to często bywa, wyszło zupełnie na odwrót. Armia chrześcijańska omijała podczas całej gry szańce szerokim łukiem, a mojemu przeciwnikowi, wskutek skoncentrowania w centrum większości piechoty, która w dużej mierze się tam nudziła, brakowało jej na innych odcinkach, gdzie z kolei jazda turecka, sama niemogąca strzelać, bohatersko osłaniała swoje pozycje i starała się trzymać linię, co było jednak bardzo utrudnione. Po stronie sprzymierzonych również miejscami panował chaos, jednak skuteczne działania w centrum i na odcinku austriackim przyniosły na tyle dobre efekty, że szala zwycięstwa przechyliła się na stronę chrześcijan.

Waterloo 1815
W sobotę przeprowadziliśmy rozgrywkę szkoleniową w „Powrót Grouchyego”, a następnie rozgrywkę w pełny scenariusz historyczny w „Waterloo 1815”. Moi przeciwnicy – Monthion i Bartek grali Francuzami, a ja sprzymierzonymi. Bartek, z racji mniejszego doświadczenia dostał zadanie szturmowania Hougoumont i zdobycia go oraz prowadzenia walk na tym odcinku. Monthion dźwigał główny ciężar walki na całej planszy, a głównie w centrum i na prawym skrzydle Francuzów. Naprzeciw Hougoumont Bartek posunął się do przodu po czym nie do końca wiedział co zrobić z powierzonymi mu oddziałami. Skoncentrował posiadaną artylerię II Korpusu Reille’a, rozpoczął posuwanie się dywizją kawalerii Pire do oflankowania Anglików oraz szturmował Hougoumont, jednak w zwykłych kolumnach, co zakończyło się w związku z tym niepowodzeniem. Na prawym skrzydle Monthion skoncentrował poważne siły, jednak głównie kawalerii, gros piechoty, w tym gwardia kierowało się na centrum. Podchodząca na prawym skrzydle artyleria francuska próbowała pojedynków z bateriami lorda Wellingtona, jednak te z racji pierwszeństwa w prowadzeniu ognia, dużej koncentracji oraz dobrych pozycji, szybko zadały straty kilku z francuskich baterii. O braku sukcesów artylerii francuskiej zadecydowało też to, że do walki wchodziła częściami, przez co Anglicy mieli przewagę nad kolejno wychodzącymi na stanowiska bateriami d’Erlona. Główny ciężar walk dźwigała jednak piechota francuska. Wskutek niewątpliwego zamieszania występującego na niektórych odcinkach armii angielskiej, będącego pokłosiem niedokończonego przegrupowania, udało się kilku kolumnom wedrzeć w pozycje korpusu Pictona. W centrum gwardia, podprowadzona pod pozycje angielskie, przez pewien czas stała nie mogąc się zdecydować co do kierunku uderzenia. Monthion zastanawiał się nad połączeniem ataku piechoty z wyprowadzeniem na stanowiska ogniowe artylerii, co jednakże było dość utrudnione. Około 5-6 etapu nastąpił generalny atak na całym prawym skrzydle francuskim i w centrum. Atakujące kolumny zostały jednak mocno przerzedzone przez ogień licznych baterii artylerii, który w połączeniu z ogniem karabinowym czworoboków zmusił co drugą z nich do ucieczki. Te, które przetrwały ostrzał wykonały atak na bagnety, wskutek którego rozbiły dwa z czworoboków, w tym jeden szkocki. Jednak w kolejnym etapie okazało się, że nacierające kolumny w kilku punktach nie były dość dobrze zabezpieczone przed spodziewanym kontratakiem wojsk Wellingtona. W centrum dwie z kolumn zostały więc rozbite przez pułk ciężkich dragonów Somerset, zaś na prawym skrzydle kolumna dowodzona przez samego d’Erlona znalazła się po nieudanym teście morale, mimo zwycięskiego starcia, w stanie ucieczki. Otoczona przez niderlandzkie tyraliery została wkrótce wyeliminowana. Decydujące walki zostały jednak stoczone w centrum, w prawej jego części. Uparcie szarżującej w tym rejonie kawalerii francuskiej udało się przedrzeć się w jednym z punktów przez linię artylerii, mimo ostrzału dwóch baterii artylerii i podwójnego ostrzału z pełnego czworoboku. Francuzi przypłacili to co prawda utratą jednego z pułków huzarów, ale następnemu pułkowi udało się przedrzeć. Sprowadzona też została na ten odcinek dywizja ciężkiej kawalerii gwardii, która próbowała przełamać najmocniej ostrzeliwane pozycje, krwawiąc gęsto, ale osiągając swoje. Wskutek tych działań Francuzom udało się niemal otoczyć pierwszy z czworoboków znajdujący się w centralnie położonej dolince (dającej zasłonę przed ogniem wrogiej artylerii). Artylerzyści dwóch najbliżej położonych baterii musieli zostać wycofani. Wydawało się, że Francuzi lada moment przełamią ten odcinek obrony armii Wellingtona i wyjdą na jej tyły. Jednak w tym czasie do akcji wkroczyły oddziały lekkiej kawalerii angielskiej i niderlandzkiej. Huzarzy i lekcy dragoni przedarli się na tyły szarżując między dwoma czworobokami francuskiej piechoty. Ponieśli przy tym straty od gęstego ognia obrońców, równające się niemal połowie składu niektórych pułków, jednak tym co się przedarli. udało się skutecznie zaatakować. Rozbili głównie ciągnącą za czworobokami artylerię, udało im się też wespół z piechotą otoczyć i wytłuc niemal do nogi pułk lansjerów gwardii, który beztrosko posuwał się za artylerią w szyku kolumnowym. Wyjście lekkiej jazdy na tyły czworoboków umożliwiło frontalny atak na nie kolumnom angielskiej gwardii. Nie mogące się wycofać czworoboki były na tym odcinku frontu łatwo rozbijane przez nacierające kolumny. W tym czasie Monthion postanowił dodać swoim wojskom ducha. Sam cesarz Napoleon, który jak wiemy z historii, kulom się nie kłaniał, stanął na czele jednego z regimentów kawalerii gwardii i ruszył do szarży. Pierwsza szarża zakończyła się powodzeniem, jednak podczas kolejnej cesarz poległ. Na polu bitwy rozległy się gromkie okrzyki. Francuzi oczywiście zapewniali, że cesarz nie zginął, a jedynie „odszedł”, tak jak to później mawiali o carze Aleksandrze I, który też miał nie umrzeć, ale porzucić władzę, by spędzić koniec swego życia jak pustelnik (wierzono, że ukrywał się pod koniec życia w jakimś klasztorze w Portugalii). Faktem jest jednak, że począwszy od tego etapu, fortuna wojenna, do tej pory sprzyjająca Francuzom, opuściła ich i zagościła na stałe u Sprzymierzonych. Chaos po stronie francuskiej pogłębiła śmierć na polu chwały marszałka Neya i kilku innych dowódców (w sumie w naszej rozgrywce Francuzi stracili ich pięciu). Pod Hougoumont tymczasem trwały walki pozycyjne, a właściwie należałoby powiedzieć ostrzały pozycyjne. Dzielni strzelcy angielscy uzbrojeni w sztucery Bakera rozpędzili w pierwszej chwili kierowane przez Bartka, stojące w pierwszej linii kolumny i linie, a ostrzał prowadzony z zabudowań Hougoumont rozgonił podchodzących pod zameczek artylerzystów. Mój przeciwnik wyciągnął jednak wnioski z tych wydarzeń i próbował następnie atakować strzelców tyralierami. W każdym razie nigdy już nie wystawiał kolumn w pierwszej linii. Ostatnimi epizodami bitwy były szarże kawalerii na lewej flance Anglików, a zarazem prawej Francuzów. Monthion nie dysponował tu dużą przewagą (a nawet trudno powiedzieć by dysponował jakąkolwiek przewagą), jednak jak sądzę, liczył, że zgodnie z ogólnymi założeniami obronnymi będę i tutaj się cofał. Tymczasem również na tym odcinku, angielska kawaleria, w tym rejonie bardzo silna, bo w sporej części składająca się z pułków ciężkich dragonów Ponsoby'ego, niespodziewanie zaatakowała francuskich kawalerzystów i mając nad nimi przewagę niemal doszczętnie rozbiła. Trochę podobnie działo się na drugim skrzydle, gdzie jednak nie dysponowałem tak dobrą kawalerią, więc tylko sprawne manewrowanie i brak doświadczenia mojego przeciwnika umożliwiały doprowadzenie do jakichkolwiek sytuacji gwarantujących zwycięstwo. Szarże zatrzymały się na pułkach francuskich karabinierów, które mając wysokie morale, nawet atakowane z flanki były w stanie wytrzymać szarże lekkiej kawalerii angielskiej i hanowerskiej. Bitwa dogasała. Za wzgórzami tłoczyły się grupy oddziałów francuskich w stanie ucieczki. Również sprzymierzeni mieli nieco rozbitych oddziałów, jednak w porównaniu do Francuzów było ich znacznie mniej. W kilku miejscach Sprzymierzonym udało się całkowicie pobić nacierające siły i to byłoby zapewne decydujące dla ewentualnych dalszych zmagań.

Na zakończenie chciałbym podziękować wszystkim moim Szanownym Przeciwnikom za wspólne rozgrywki. Moją relację, zapewne nie wolną od subiektywizmu, potraktujcie proszę jedynie jako wrogą propagandę, którą nie należy się zanadto przejmować (choć trochę przejmować się trzeba). Oby kolejny konwent wypadł co najmniej tak dobrze jak ten i oby nigdy nie zabrakło nam czasu do spotkania nad heksagonalną planszą.

Raleen
Ostatnio zmieniony czwartek, 4 października 2007, 21:37 przez Raleen, łącznie zmieniany 1 raz.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Islam Gerej III
Sergent-Major
Posty: 194
Rejestracja: środa, 24 maja 2006, 17:02
Lokalizacja: Kraków - Stare Miasto
Been thanked: 4 times

Post autor: Islam Gerej III »

Dzielni szlachcice, kozak i dziewka, oraz żołnierz cudzoziemskiego autoramentu dopełniali krajobrazu potyczki. Najpierw oglądaliśmy harce kozaka z polskimi szlachcicami, a następnie symulowany atak jednej grupy na drugą, mający na celu porwanie i uprowadzenie dziewki. Napastnicy po salwie armatniej ruszyli na wrogi obóz i dość szybko uporali się z obrońcami, a przynajmniej z większością z nich. Po dobyciu obozu okazało się jednak, że bardziej niż dziewka zainteresowała ich armata obrońców, którą uprowadzili w pierwszej kolejności (ot tak to z fanami militariów bywa). Następnie jednak wrócili i po dziewkę. Gdy inscenizacja zbliżała się do końca większość walczących leżała pokotem na murawie. Ostatni walczyli jeszcze między sobą. Co ciekawe, na uboczu w jakiś sposób przeżył atak wspomniany piechur cudzoziemskiego autoramentu. Koniec końców wyszło tak, że w wyniku drugiej oddanej salwy (gdy tamci się bili on zdążył jedynie dwa razy strzelić – taka była w tamtej epoce broń i taka dola piechura, że gros czasu poświęcał na ładowanie broni) powalił ostatniego czy jednego z dwóch ostatnich walczących
Rad, że ktoś docenił nasze poświęcenie i poświęcił naszym wspomnianym harcom kilka zdań, dziękuje w imieniu XVIInastek (Zwanych również gorącymi siedemnastkami). Co do armaty, to przecie nie od dziś wiadomo że lufa więcej znaczy niźli jakaś tam dziewka choćby najprzedniejszej krasy...to i szlachta wolała te 100 kg spiżu mieć ze sobą co by po przetopieniu było na tygodniowa biesiadę:)
Żałujcie również panowie żeście naszego NOCNEGO pokazu walki nie oglądali jaki dla miejscowej ludności wystawialiśmy w parku. Zaiste polała się gęsto krew...

A w niedzielenej rekonstrukcji napoleońskiej również miałem okazje wziąć udział jako na prędce zaciągnięty kanonier. Dane mi było jak na żołnierza przystało dzielnie swoimi zwłokami most zablokować, będąc na wpół przerzucony po salwie przez barierkę.

Odnośnie planszówek się nie wypowie bo znów zacznę ironizować na temat tempa i żywiołowości gier o tematyce starożytneji. Pozdrowienia dla Antka, któremu szczególnie przygryzałem...wybacz:)

Kłaniam się
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43346
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3919 times
Been thanked: 2489 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Tak już sobie z Bogusiem żartowaliśmy, że za rok chyba zostawimy organizatorkę. Będzie więcej czasu pooglądać cały konwent.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Itagaki
Général de Brigade
Posty: 2011
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:42
Lokalizacja: Dublin
Been thanked: 2 times

Post autor: Itagaki »

Zamieszczę swoje fotki i tu

Hannibal Barkas Leonardo(wersja beta :) ):
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Farsalos z GBoH:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek



Flying Colors - Carpendown - rumun (Br) vs Grenadyer (Dutch) (Udowadniam, że nawiązanie walki z bryt. liniowcami to nie najlepsza taktyka ;) )
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Kircholm i testowa Byczyna:
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Wiedeń:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Samurai GMT (Mikata-Ga-Hara):
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek



Oraz grupy rekonstrukcyjne pod tym linkiem:
http://s38.photobucket.com/albums/e133/ ... nstrukcje/

Krótki filmik z tańcem średniowiecznym
http://s38.photobucket.com/albums/e133/ ... I_1058.flv

i jak się tylko zuploaduje będzie krótki napoleończyków :)
Ostatnio zmieniony czwartek, 4 października 2007, 21:26 przez Itagaki, łącznie zmieniany 1 raz.
Everyone sees that even a beautiful full moon starts to change its shape becoming smaller as the time passes. Even in our human lives things are as it is.
Takeda Harunobu
Islam Gerej III
Sergent-Major
Posty: 194
Rejestracja: środa, 24 maja 2006, 17:02
Lokalizacja: Kraków - Stare Miasto
Been thanked: 4 times

Post autor: Islam Gerej III »

Nie działa link z grupami rekonstrukcyjnymi <Wiadra łez wylane>...a zdjęcia śliczne, poznaje wielu ludzi, których anonimowość wcześniej mi doskwierała :D
Kurka, czemu ja nie widziałem Byczyny, na pewno bym się skusił...kto u was wygrał? Zamoyski czy Habsburg?
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43346
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3919 times
Been thanked: 2489 times
Kontakt:

Post autor: Raleen »

Nie doszło do żadnych rozstrzygnięć pod Byczyną :)
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Itagaki
Général de Brigade
Posty: 2011
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:42
Lokalizacja: Dublin
Been thanked: 2 times

Post autor: Itagaki »

Link poprawiony :)

...i napoleończycy - ach ta piękna dwufuntówka :roll:
http://s38.photobucket.com/albums/e133/ ... I_0971.flv
Everyone sees that even a beautiful full moon starts to change its shape becoming smaller as the time passes. Even in our human lives things are as it is.
Takeda Harunobu
Gonzo
Podpułkownik
Posty: 974
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:20
Lokalizacja: Kraków
Been thanked: 29 times
Kontakt:

Post autor: Gonzo »

Raleen pisze:Razer z Gonzo grali w sobotę gry Dragona i TiSu z systemu Wielkich Bitew, głównie w „Budapeszt 1945” oraz w stare „Arnhem 1944”
Małe sprostowanie. Na stole leżał i Budapeszt i Arnhem ale graliśmy tylko w Arnhem.
Awatar użytkownika
Razer
Appointé
Posty: 44
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 19:19
Lokalizacja: Bielsko-Biała

Post autor: Razer »

Z punktu widzenia planszówkowców było znacznie lepiej niż w zeszłym roku - dwie sale, na górze , nie w piwnicach - czułem że impreza jest tylko dla nas :D Nie wiem czy można to nazwać luksusem, ale grupowe jedzenie kiełbasek na dziedzińcu zamkowym w towarzystwie ludzi z ,,różnych epok'' było ciekawym przeżyciem. Trzeba było usłyszeć panów łuczników, którzy przy butelce wódki bajali panienki z francuskiego ruchu oporu (2WŚ) w sposób iście ... oldschoolowy :D No i ciekawe czy ktoś zwrócił uwagę , że na piętrze zamku była wystawa obrazów, która na co dzień jest do obejrzenia w Sukiennicach :!: Kolacja w towarzystwie dzieł Matejki, Siemiradzkiego,Malczewskiego :D

Mnie się impreza podobałaaaa, ale chyba ciut mniej niż w zeszłym roku. Zapewne dlatego, że w sobotę nie było chętnych do rozgrywek w planszówki z drugiej wojny :/ jedynie Gonzo, mistrz wszystkich systemów... no i kto kogo wyłatał? Hę? Gonzo mi takie baty spuścił pod Nijmegen, że straciłem 2/3 sił z 82 DPD ... aż szkoda było w niedzielę przyjeżdżać, jeszcze by mi Gonzo poprawiny urządził.

Tu parę moich fotek ekipy od planszówek (było więcej ale się okazało że bez lampy się rozmazały, a szkoda):

http://rapidshare.com/files/60438490/EKIPA.rar.html

Zdjęcia grup rekonstrukcyjnych będą jak załaduję.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Konwent POLA CHWAŁY”