Historia a taktyka w grze

Iganie 1831, Ostrołęka 16 lutego 1807 i inne gry oparte na zasadach systemu
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43333
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3916 times
Been thanked: 2488 times
Kontakt:

Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Ostatnio miałem okazję poczytać trochę różne pamiętniki i teksty źródłowe. Chciałem się podzielić z Wami paroma z nich z krótkim komentarzem. Mam nadzieję, że uda mi się pokazać jak zasady "Ostrołęki 26 maja 1831" mają się do historii i porównać to i owo.

Fragment z pamiętnika gen. Dezyderego Chłapowskiego obejmujący działania wojenne w kwietniu 1831 roku:

Nazajutrz, skoro świt, Kozacy zaczęli się uwijać i strzelać z jańczarek do czat naszych.

Około 8-mej z rana przybył oficer z Dębego z wiadomością, że Diebitsch nie szedł do Dębego, ale się cofnął. Oficer ten przywiózł nam rozkaz pochodu naprzód, ale nie do Liwia, tylko do Stanisławowa, bardziej w prawo na Pustelnik do Zimnejwody. Główną kwaterą stanął Skrzynecki w Jędrzejowie, zajął więc pozycyę bardziej skupioną.

Ruszyliśmy tedy naprzód. Krakusy lubelskie na czele, spędzili Kozaków i Kamiński, dowódzca 1-go szwadronu, szedł ostro za nimi. Droga tak była szeroka, że szwadron frontem postępował. Gdy uszedł milę drogi borem od Okuniewa, Kozacy poczęli się zatrzymywać i gęściej strzelać z jańczarek. Trzeba było uderzyć na nich, ale jak tylko szwadron kłusem puścił się, znikli na prawo i lewo w lesie, a odkryli kolumnę jazdy regularnej, która zajmowała całą drogę. Nie można się było namyślać. Szarżuj! – daję rozkaz Kamińskiemu i mogłem to uczynić bezpiecznie, bo za jego szwadronem o 200 kroków maszerowała cała dywizja jazdy naszej. Krakusy wpadły na kolumnę, która ich, stojąc w miejscu, przyjęła, co jest wielkim błędem w jeździe. Pierwszy jej szwadron wystrzelił z karabinków do Krakusów. Nie zatrzymało to ich wcale. Wpadli i pomieszali się z Rosyanami, którzy zaraz pierzchnęli, ale już Krakusy byli pomiędzy nimi i gonili ich półtorej mili aż za Stanisławów. Wzięto do niewoli 85 huzarów (z pułku pawłogradzkiego) a po tej półtoramilowej drodze leżało kilkunastu zabitych.

Wzięli także Krakusy jednego oficera z obciętem uchem, którego zaraz opatrzył nasz chirurg. Reszta oficerów naprzód uciekła. Zapewne lepsze mieli konie.

Popaśliśmy konie pod Stanisławowem. Zapytałem się tego oficera o nazwisko. Odpowiedział mi po francusku, że się zowie Turkiel i że jest Finlandczyk. Przy śniadaniu rozgadał się z nami i tak przychylnie nam o różnych stosunkach mówił, żeśmy poznali, iż on Polak. Zapewne raz powiedziawszy inaczej, wstydził się odwoływać, my też jego powody szanowaliśmy i nie nalegaliśmy, choć z całej jego mowy niewątpliwie znać było, że nasz rodak.


D. Chłapowski, Szlakiem Legionów. Z pamiętników generała Dezyderego Chłapowskiego, t. II. Wojna 1830-1831, Warszawa-Kraków 1903, s. 46-47

Na początku mamy pokazane działania oddziałów kozackich, które jako kawaleria nieregularna nie wdają się z jazdą polską w bezpośrednią walkę, ale starają się ją wciągnąć w głąb własnych sił, tak by wystawić na atak rosyjskiej kawalerii regularnej. W grze oddają to zasady o ataku pozorowanym Kozaków. Do starcia rzadko kiedy dochodzi, natomiast efektem może być utrata sprawności bojowej przez jedną albo obie strony.

W tym przypadku Kozacy, choć mieli do czynienia z nowym pułkiem polskiej jazdy (ze starymi pułkami zwykle nawet nie próbowali takich numerów tylko od razu uciekali) wiele nie zwojowali i po wstępnych harcach wycofali się. Wycofując się Kozacy odsłaniają kolumnę rosyjskiej jazdy regularnej (huzarów) stojącą w lesie. Czy było to zamierzone, czy też Polakom udało się ją zaskoczyć w momencie, gdy nie zdążyła się rozwinąć - trudno powiedzieć. Z opisu wynika, że kolumna stała na drodze, prawdopodobnie w lesie albo tuż przed nim (bo mowa jest o tym, że Kozacy zniknęli w lesie odjeżdżając na prawo i lewo).

Rosyjscy huzarzy przyjmują szarżę w miejscu, co jak wyraźnie stwierdza Chłapowski, jest wielkim błędem w jeździe. Odpowiada to w grze sytuacji, gdy kawaleria nie wykonała kontrszarży. Nie uzyskuje wówczas modyfikacji za szarżę, które normalnie by otrzymała, gdyby kontrszarżowała. Rosjanie próbują strzelać z karabinków, co kończy się tak jak niemal zawsze kończyło się w tej epoce, czyli nie przynosi większego efektu. Po tym jak Polacy ich dopadają, dość szybko idą w rozsypkę.

Straty ponosi niemal wyłącznie jedna strona - pokonani. Są one dość duże, bo szarżę przyjmowali w miejscu (być może żeby prowadzić ostrzał część zsiadła z koni) i przewaga Polaków była wyraźna. Do tego z całokształtu wynika, że Polacy byli rozwinięci w linię, a Rosjanie w kolumnie. Po stronie polskiej wygląda na to, że szarżował jeden szwadron, a reszta prawdopodobnie stała w rezerwie. Wystarczyło to, żeby rozbić co najmniej dwa szwadrony przeciwnika, bo jest tam mowa o tym, że po klęsce pierwszego szwadronu kolejny wraz z nim uciekł. Stąd też widać, że przewaga liczebna nie była w takich walkach decydująca. Mimo tego wszystkiego w chwili rozpoczynania ataku wynik walki nie był pewny, ale Polacy mieli za plecami dalsze jednostki, które mogły udzielić im wsparcia. Tak też bywa w grze, gdzie podczas walk kawaleryjskich ważne jest by za pierwszą atakującą jednostką mieć kolejne, które mogą później kontrszarżować, gdy przeciwnik wygra i zdecyduje się wyprowadzić własny atak.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43333
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3916 times
Been thanked: 2488 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Inny fragment pamiętnika gen. Dezyderego Chłapowskiego obejmujący działania wojenne w kwietniu 1831 roku:

Miller przeszedł bród i zostawiwszy przy nim pułk augustowski na przypadek, gdyby od Mokobud nieprzyjaciel chciał mu tył zabrać, sam z 1-szym pułkiem ułanów tylko ruszył naprzeciw pięciu szwadronom, które nad rzeką ku niemu się zbliżały. Z tej strony rzeki mogliśmy widzieć każdego naszego i nieprzyjacielskiego żołnierza. Było ich trzy szwadrony strzelców konnych z niebieskimi wyłogami, a na skrzydłach po jednym szwadronie ułanów białych. Skoro Miller tak się do nich zbliżył, że już kłusem w linii szli ku niemu, tak ostro na nich uderzył, że zaraz ich złamał, pomieszał się z nimi i w lasek aż za piechotę zapędził. Przed piechotą, rzecz oczywista, kazał zatrąbić zebranie i rejteradę. Cofnął się, przeszedł bród i powrócił do nas, przywodząc ze 150 niewolników. W tej szarży odznaczył się Stanisław Błociszewski, który był adjutantem przy pułkowniku Bukowskim. Tylko dwóch ułanów było rannych od piechoty.

D. Chłapowski, Szlakiem Legionów. Z pamiętników generała Dezyderego Chłapowskiego, t. II. Wojna 1830-1831, Warszawa-Kraków 1903, s. 43

Szarża kawalerii widziana z bliska i opisana przez doświadczonego oficera kawalerii. Co prawda krótko, ale nadal sporo można z tego fragmentu wyciągnąć. Po stronie polskiej szarżowała nie byle jaka jednostka, bo 1 Pułk Ułanów, a więc oddział elitarny. Stąd starcie okazało się dość jednostronne, ale nawet bez tego zwykle walki kawalerii wyglądały tak, że jedni brali górę nad drugimi i generalnie rozstrzygały się dość szybko. Widzimy, że kawaleria polska porusza się kłusem, a więc powoli. Gwałtownie przyspiesza dopiero w chwili, gdy Rosjanie ruszają do kontrszarży. Starcie trwa krótko. Przeciwnik zostaje złamany i traci 150 ludzi wziętych do niewoli. Przy ocenie strat i przekładaniu tego na grę trzeba brać pod uwagę, że ta walka odpowiada starciu 2, a nawet 3 jednostek (dywizjonów) kawalerii w grze, bo po stronie rosyjskiej mamy 5 szwadronów, a po stronie polskiej cały pułk. Straty polskie są właściwie żadne. To też cecha charakterystyczna walki kawalerii. Podczas starcia następuje chwilowe zmieszanie szyków, ale jak wynika z kontekstu zostaje ono szybko opanowane. Po rozbiciu kawalerii przeciwnika, nasi ułani trafiają na wrogą piechotę, której mimo swoich walorów bojowych w ogóle nie atakują i dla pamiętnikarza jest to oczywiste dlaczego tak nie robią. Podobnie bywa w grze, gdzie atak kawalerii na przygotowaną do walki i nienaruszoną piechotę zwykle kończy się przegraną kawalerii, nawet jeśli była lepsza jakościowo.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43333
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3916 times
Been thanked: 2488 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Tym razem nie źródło, ale ciekawe, przekrojowe opracowanie, jedno z wielu popełnionych przez dr. Wojciecha Stanisława Mikułę na temat polskich powstań narodowych. Autor specjalizuje się w powstaniu kościuszkowskim, w drugiej kolejności na liście jego zainteresowań jest powstanie styczniowe, a listopadowe chyba najmniej, ale mimo to nadal można co nieco z jego książek wyciągnąć. Kiedyś, u schyłku czasów słusznie minionych, pisał o bitwie pod Grochowem.

Namiary na publikację: W. Mikuła, Powstania polskie. Szkice z dziejów walk o niepodległość 1794-1864, Warszawa 2014. Na okładce straszy rozpikselowany ułan z 2 Pułku Ułanów z okresu powstania listopadowego, za co mam nadzieję, że odpowiedzialne osoby z wydawnictwa M.M. będą się długo smażyć w wydawniczym piekle, bo tak zepsuć okładkę książki rzadko się zdarza... Całość liczy sobie 458 stron. Niektóre rozdziały są przekrojowe, inne dotyczą konkretnych aspektów poszczególnych powstań, przy czym tak jak sygnalizowałem, najwięcej autor ma do powiedzenia o powstaniu kościuszkowskim.

Ciekawa dla nas rzecz, o której chciałem wspomnieć, znajduje się na s. 213. Mowa tam o kolumnach pułkowych. Autor pisze, że w okresie powstania listopadowego (czy też całego Królestwa Polskiego) początkowo dominowały kolumny batalionowe, a później stosowano pułkowe, a nawet brygadowe, co opatrzone zostało następującym przypisem:
Kolumna pułkowa nie oznaczała, iż cały pułk szykował się w zwartej masie. Najczęściej kolumna pułkowa składała się z kolumn batalionowych, maszerujących jedna za drugą. Czyniło to ugrupowanie kolumnowe bardziej elastycznym, zdolnym do wykonywania manewrów na polu walki, dawało możliwość szybkiego zasilania oddziałów znajdujących się w boju.
Z kolei na s. 224 mamy schemat ukazujący atak piechoty w szyku kolumnowym. Obok siebie nacierają trzy batalionowe kolumny, poprzedzane tyralierami.

Temat ten przewijał się już w związku z tym co można znaleźć w innych publikacjach. W każdym razie na potrzeby gry, jeśli zastanawiacie się jak rozumieć takie duże kolumny pułkowe czy składające się z kilku batalionów, niekoniecznie należy je traktować jako jedną całość, ale np. jako 2-3 bataliony posuwające się do ataku obok siebie.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43333
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3916 times
Been thanked: 2488 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Inny pamiętnik - anonimowego oficera 1 Pułku Ułanów, określanego literami A.G.:

Po bitwie pod Grochowem i po skończeniu zawieszenia broni, podczas którego staliśmy po wsiach za Warszawą, pułk nasz przeszedł pod rozkazy jenerała Umińskiego. Był to dzielny jenerał jazdy, osobiście mężny, ale nie zawsze roztropny. Zwykł on był tak lekko na kartę stawiać ludzi na polu bitwy, jak swoje talary przy zielonym stoliku, o stratę jednych i drugich nie wiele się troszcząc. Z jego więc korpusem staliśmy wzdłuż Liwca, broniąc przeprawy nieprzyjacielowi przez rzekę. – Było to jakoś w ostatnich dniach Marca. Pułk nasz od rana był w assekuracyi dział. Piechota nasza strzelała się już od kilku godzin na moście, wstrzymując gwałtem cisnące się nań kolumny rosyjskie, których baterye z przeciwnego brzegu raziły nas mocno. Nie masz przykrzejszej służby, zwłaszcza dla młodego żołnierza, jak assekuracya dział. Kto się chełpi, że w pierwszym takim ogniu nie zadrżał, jest ten pusty fanfaron i kłamca. Inna rzecz, pierwsza szarża kawaleryi, lub atak na bagnety, to wprawia w pewien szał odurzenie, aż do zapomnienia się, zatem zapala odwagę młodego żołnierza. Ale w assekuracyi, to nieczynne w miejscu oczekiwanie śmierci lub kalectwa, ten czas wolnego rozmysłu nad skutkami, ten widok błysku na nieprzyjacielskim dziale, u którego za każdym strzałem dymiącą paszczę w prost naszych piersi spostrzegamy, i te dzikie podskoki rykoszetującej kuli, której przybycia z stoicyzmem jednak oczekiwać w miejscu potrzeba, lub pęknięcia granata co przed twym koniem padł, i bucząc wierci młynka, a kroku jednak przed nim cofnąć ci nie wolno, jest nad wszelki wyraz niesmacznem i ckliwem. Nasze stare Napoleończyki śmieli się z nas młodzików, gdyśmy za każdą kulą, co po nad nas przeleciała, schylali głowy mimo przekonania o całej śmieszności podobnej ostrożności, ale to było coś silniejszego nad wszelkie rezonowania. Kłaniaj jej się mój panie jak chcesz grzecznie, pocałuje się dla tego jak jej się spodobasz, – mruczeli za nami wytrawione wiarusy, i spokojnie siedząc na koniach fajki palili albo tytoń żuli. –
– Ha, nie będzie powiedziano, pomyślałem sobie, że się boję; otóż i ja dla lepszej fantazyi zapalę sobie fajkę i niech się dzieje co chce.
A tymczasem z prawej i z lewej strony co chwila ktoś jęknął, i potoczył się na ziemię. Niemiałem czem skrzesać ognia, więc stojąc na prawem skrzydle 4go szwadronu podjechałem na lewe szwadronu 3go, bom dojrzał Augusta Przyłuskiego, młodego i dzielnego co się zowie całą gębą ułana, z najobojętniejszą miną fajkę palącego.
– Wiesz co Auguście, – rzekłem doń, nadstawiając mu z konia moją fajkę, do której ognia skrzesał, podobno my się dziś nie odliczemy.
– A niech tam diabli wezmą! Wszystko mi jedno, odrzekł mi na to obojętnie, i gdy zarzący czyr do mej fajnki wkłada, naraz słyszę jakiś koło mnie szum gwałtowny, a potem głuche klapnięcie, i zaraz potem koń Przyłuskiego wybiegł z szeregu, a on biedak przeszyty na wskroś 6ciufuntówką, zbroczony tarzał się w piasku. Kula uderzyła, i zgruchotawszy olstrę z pistoletem, przeszyła przez niego, a potem na tyle konia mantelzak leżący w szmaty rozerwała i potem ugodziła w pierś konia pod karabinierem w drugim szeregu stojącego, przeszła przez całę jego długość, i daleko jeszcze poza kolumną naszą zaryła się w grunt. – Odjechałem na miejsce w milczeniu, straciwszy zupełnie i smak i ochotę do fajki.


Pamiętniki ułana [skreślił A.G. oficer 1go pułku Ułanów b.w.p.], Lwów 1855, s. 72-74.

Opis pokazuje jak działały różne rodzaje amunicji artyleryjskiej w tym okresie i jaka była siła przebicia kuli armatniej. Jednocześnie widzimy cechy charakterystyczne ówczesnej taktyki, która wymagała przede wszystkim, aby żołnierze utrzymywali szyk, nawet gdyby narażało to oddział na straty. Spokojne stanie w ogniu przez żołnierzy było bardzo wysoko cenioną umiejętnością. Uchylanie się przed kulami było zaś ganione i piętnowane jako przejaw tchórzostwa, ze wszystkimi tego ciężkimi konsekwencjami (natury moralnej) dla żołnierza.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43333
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3916 times
Been thanked: 2488 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Ciąg dalszy opowieści anonimowego ułana (a właściwie oficera ułanów):

Dowodził nami podpułkownik Konopka. Jeden szwadron zostawił w odwodzie, oparty o Liwiec, a we trzy postępowaliśmy zwolna. Na raz ujrzeliśmy na przeciw nas rozwijające się z lasu kolumny jazdy rosyjskiej. Piękny to zaiste i wspaniały widok posuwających się zwolna, jak dwie ciężarne chmury naprzeciw siebie do walki kilku ściśniętych szwadronów jazdy. Tą uroczystą i jakąś poważną ciszę przerywa tylko od czasu do czasu furkanie niecierpliwych koni, pojedyncze odezwanie się trąbki, lub głuche szczęknięcie o strzemię pałasza. Koń uchem strzyże, a żołnierz z natchnięcia od wzburzonych uczuć piersią, oba z uwagą słuchają trąbki, która jedyną tu teraz tylko jest komendą. Obok dowódzcy jadący trębacz zadzwonił dwa krótkie odboje, wszystko stanęło.

Teraz mogliśmy ich już rozeznać. Było 5 szwadronów ułanów, i nieco strzelców konnych. W tej krótkiej już przed starciem się chwili, dowódzcy przebiegli jeszcze kilka razy szeregi, zalecając żołnierzom odwagę, zimną krew. Kazano poprawić jeszcze kulbak, popodpinać mocniej czapki, skrócić cugle, i stać.

Potem posunęliśmy się kłusem. Trąbki uderzyły we flankiery. Z obu stron plutony flankierskie rozsypane jak wachlarze się rozwinęły, i harcując strzelały do siebie. My tymczasem oczekiwaliśmy w miejscu niecierpliwie ostatniego już znaku do attaku! Na raz flankiery zwołano, nasz dowódzca krzyknął: „Do ataku broń!” Z przeciwnej strony ujrzeliśmy jak migiem błysły z pochew szaserskie pałasze, a ułańskie lance schyliły się w pół ucha końskiego i ledwo tylko co początek sygnału atakowego dosłyszeliśmy, którem potem cała pułkowa muzyka zagrzmiała, z pod koni rwany grunt bryzgał już w górę, i z straszliwym okrzykiem hurra! wpadliśmy na siebie… Najprzód strzały z karabinków szaserskich powitały nas, ale prócz jednego z naszych, któren dostał kulką w same usta, żaden nie spadł z konia. Potem pomieszaliśmy się tak, że w tym serdecznym uścisku ani cięcia nawet dać było sobie nie podobna, ale to trwało tylko chwilę, bo wnet nieprzyjaciel tył podał. Tu dopiero zaczął się prawdziwy taniec. Niech sobie co chcą mówią zwolennicy dzisiejszej taktyki wojennej, co za pomocą matematycznego obliczenia, działobitniami jedynie rozstrzygają losy bitew, utrzymując, że to jest niby postęp, zwycięztwo ducha nad siłą brutalną. Ja się na to niezgadzam.


(…)

Gdy tuman kurzu, wzniesiony kopytami końskiemi opadł cokolwiek, ujrzeliśmy kilkunastu z przeciwnej strony rozciągnionych na piasku, strąconych w starciu się lancami naszych. Potem zaczęły się pojedyncze gonitwy i harce. Tu jeden obskoczony od dwóch lub trzech przeciwników, broni się uparcie, a jeżeli posiłek mu nie nadbiegł, uległ, lub rozbrojon dostaje się w niewolę. Tam ucieka jeden ścigany od kilku, staje, pali z pistoletu, kładzie trupem jednego, znowu pomyka, a tymczasem nabija broń, znów staje, strzela i zmusza do ucieczki napastników. I znów skupiają się pojedyncze rozrzucone oddziały, uderzają na siebie, i znów w rozsypce częściowe utarczki, gonitwa, dopokąd wreszcie jedna strona nie zniknie całkiem z placu. Winienem tu opowiedzieć dwa prawdziwie bohaterskie czyny.

Podpułkownika ułanów rosyjskich obskoczyło trzech naszych, żądających, aby się poddał. Lecz na całą odpowiedź jednego ciężko ranił, a dwom bronił się zacięcie, notabene pałaszem przeciw lancom. Nasi ułani widząc jego upór, prosili go, ledwie nie zaklinali, aby się zdał, lecz nadaremnie. Nieustraszony ten oficer ani słuchać tego niechciał, poległ wreszcie z bronią w ręku! Cześć, męstwu prawdziwemu, chociaż nieprzyjaciela. Żona jego, i dorosła córka co mu towarzyszyły w tej wyprawie, z pobliskiej karczmy (o czem my się dopiero wracając do obozu dowiedzieli) ze strychu patrzały na śmierć męża i ojca i mdlały biedne! Zabraliśmy je z sobą i powóz któren miały ukryty w wiklinach nad Liwcem. Nazajutrz jenerał odesłał je do forpoczt rossyjskich.

Drugi podobny czyn był starego żołnierza, rosyjskiego także. Zabito pod nim konia i kiedy po zakończonej już sprawie otrzymawszy plac bitwy, w 120 jeńców i tyleż koni zabieraliśmy się do pochodu, i tylko pojedynczy ludzie, dalej zapędzeni, jeszcze się zbierali, on, z lancą w obu rękach na ziemi stojąc, sam jeden wśród nas, nie dał nikomu do siebie przystąpić, lecz się oganiał, lub grotem odgrażał. Nadaremnie przekładali mu oficerowie, aby się poddał. Na całą odpowiedź palnął jednego drzewcem przez plecy, i znów groził. Nadjechał Konopka i starał się przekonać go „że dał już dowody prawdziwego męstwa i wierności, co my umiemy cenić i dla tego też będzie u nas jako dzielny żołnierz ze wszelkimi względami uważanym, lecz potrzeba, aby nam zaufał, i broń złożył, bo zresztą dalszy z jego strony opór jest już nierozsądkiem”. On to spokojnie wysłuchał, ale w końcu pchnął w głowę podpułkownika, szczęściem, że ceratówkę tylko przeszył. Widząc to jeden z naszych, najechał go koniem tak, że się przewrócił a potem lancą przebił leżącego. Szczerze żałowaliśmy go, bo jakkolwiek opór podobny zdaje nam się w takim już razie być szaleństwem, ale zawsze ta pogarda życia i poświęcenie się za swoją sprawę, jest wielkodusznością prawdziwą.

Jak wspomniałem jeńców 120 i tyleż koni dzielnych, było owocem tej krótkiej wyprawy. Z naszej strony poległ jeden żołnierz i kilkunastu mieliśmy rannych. Nasz obóz, stojąc na wyniosłem miejscu pod miasteczkiem Liwem, patrzał się na całą tę utarczkę, a gdyśmy już w wieczór z łupem i niewolnikiem wracali, zaszedł nam drogę z całym sztabem i muzyką Umiński, i trzykrotnem okrzykiem „vivat ułany!” powitał. To atoli zwycięztwo wiele nas później kosztowało. Rossyjski ten korpus był zacholerzony. Wiara nasza przez ciąg kilkomiesięcznej kampanii biwakując ciągle, obdarła się i zbrukała całkiem. W mantelzakach zabranych z koni, znalazła się bielizna ładna, kolorowa, i obuwie nowe, w które nasi zaraz się postroili i zarazili. We dwa dni potem w obozie naszym straszna wybuchła cholera! Łupem jej stał się nasz dzielny podpułkownik Konopka, waleczny kapitan Dąbrowa i wielu oficerów, wojsko zaś, szczególniej piechotę, tak zmiatało nagle, że wśród śpiewów, śmiechu i żartów, nagle człowiek padał, czerniał i w okropnych kurczach, w kilka godzin kończył bez ratunku. Liw cały, wszystkie ambulanse i szpitale polowe zapełniły się konającymi, trwoga ogarnęła najtęższe umysły, także nawet co w obec latającej na placu bitwy do koła śmierci nie zadrżeli.


Pamiętniki ułana [skreślił A.G. oficer 1go pułku Ułanów b.w.p.], Lwów 1855, s. 75-80.

To samo starcie 1 Pułku Ułanów z kawalerią rosyjską w okolicach Liwa. Tym razem opisuje uczestnik walki. Najważniejsze z pierwszej części opisu jest to, że w walce doszło do zmieszania się kawalerii. Wstępne manewry flankierów poprzedzające starcie jak widać wystąpiły, ale nie miały większego znaczenia dla przebiegu walki, bo przed szarżą flankierzy wrócili do szeregów. Natomiast inaczej niż to podawał Chłapowski, z opisu wynika, że Rosjanie kontrszarżowali, albo przynajmniej próbowali. Dalsza część to typowe żołnierskie opowieści, zamieściłem je by lepiej osadzić tę walkę czasowo i oddać klimat tamtych czasów.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43333
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3916 times
Been thanked: 2488 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Kiedyś ktoś mnie pytał ilu tyralierów Rosjanie wydzielali z każdego batalionu. Wertując niedawno książkę Puzyrewskiego przy okazji znalazłem, a że nieraz bywa, iż zapomina się namiary na dane informacje tzn. pamięta się informację, ale człowiek nie pamięta skąd ją wziął, to żeby nie umknęło:

W pułkach liniowych z batalionu wysyłano cztery plutony tyralierskie po 24 ludzi.

Do powyższego zdania jest przypis: Regulamin używania strzelców w musztrach liniowych, 1820 r.

A. Puzyrewski, Wojna polsko-ruska 1831 r., Warszawa 1899, s. 34

Zatem w armii rosyjskiej tego okresu zgodnie z regulaminem cały batalion powinien wydzielać 4 x 24 czyli 96 żołnierzy do tyraliery. Jest to liczba zbliżona do tego co mamy w grze.

Poza tym na s. 38-40 Puzyrewski cytuje instrukcję gen. Neidhardta stworzoną tuż przed wkroczeniem armii rosyjskiej do Królestwa Polskiego, gdzie czytamy (s. 40):

Co do tyralierów, to polecone było wysyłać ich nie więcej nad 100 z batalionu i w ogóle nie rozsypywać batalionu w tyraliery.

Na instrukcję Neidhardta powoływałem się w zasadach gry. Mamy zatem u Neidhardta potwierdzenie wcześniejszych wytycznych przewidzianych w regulaminie. I przy okazji widać dlaczego w grze piechota rosyjska nie może wydzielać większej liczby tyralierów ani przechodzić całymi batalionami w szyk tyralierski. Gra i tak dopuszcza tu trochę większe liczby, ale wynika to ze skali (1 punkt siły = 75 żołnierzy, więc musiałem dokonać wyboru jak "zaokrąglić" i żeby walki miały sens, z uwagi na to, że Polacy i tak mają silniejszą tyralierę, zaokrągliłem w górę, więc ściśle rzecz biorąc w grze Rosjanie wydzielają po 150 żołnierzy).
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
cadrach
Capitaine
Posty: 875
Rejestracja: niedziela, 6 listopada 2011, 10:30
Lokalizacja: Puszcza Piska
Has thanked: 82 times
Been thanked: 139 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: cadrach »

Swoje nadrealistyczne marzenia można też zrealizować wydzielając tyralierę o sile 1.5. Wartość będzie zaokrąglona i tak do 2, a liczebność będzie się zgadzać ;-)
no school, no work, no problem
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43333
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3916 times
Been thanked: 2488 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Walka tyralierów na bagnety – z walk pod Dobrem i Kałuszynem (15-17.II.1831). Fragment z książki Wiesława Majewskiego „Grochów 1831”, odwołujący się do wspomnień z epoki:

Rosjanie wkrótce rzucili tu do walki swoich tyralierów. Polscy z kompanii grenadierskich II i III batalionów 3 pułku liniowego „powstali z ziemi”, gdzie leżeli dla uniknięcia strzałów armatnich. W miarę jak „łańcuch [tyralierów rosyjskich] coraz stawał się silniejszym, także czołowe kompanie obu batalionów 3 pułku liniowego „poszły w rozsypkę dla wzmocnienia naszych tyralierów. Tu zaczęła się zacięta walka tyralierska, kilkanaście razy, ruszając na bagnety, spędzaliśmy rosyjskich tyralierów na ich kolumny” – pisze Aleksander Kociatkiewicz, kadet III batalionu 3 pułku.

W. Majewski, Grochów 1831, Warszawa 1982, s. 128
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
Awatar użytkownika
Raleen
Colonel Général
Posty: 43333
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:40
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3916 times
Been thanked: 2488 times
Kontakt:

Re: Historia a taktyka w grze

Post autor: Raleen »

Inny fragment z Majewskiego o walkach tyralierów. Walki 18.II.1831:

Na zachód od karczmy Janówek, na północ od drogi otwierała się obszerna polana. Żymirski zajął tu stanowisko u wyjść z lasu, rozstawiając sześć dział (2 na szosie, 4 przy karczmie). Odwrót osłaniał batalion 2 pułku strzelców pieszych, „w tyraliery rozsypany”, natarczywie przez wielką masę tyralierów party, wychodząc w rozsypce z lasu, formował się w batalion [tj. w kolumnę batalionową] na wielkiej polanie. Śliczny to był widok – pisze naoczny świadek S. Jabłonowski – widzieć pod silnym ogniem nieprzyjacielskim ruch tego oddziału, który odbywał się z taką spokojnością i akuratnością, jakby na paradzie na placu Saskim. Jeszcze nie wszystkie siły polskie się rozwinęły. Radziejowski służący w I batalionie 4 pułku strzelców pieszych zapamiętał, że „sformowani, sekcjami maszerowaliśmy spokojnie szosą, gdy zaczęły nas niepokoić wystrzały ręcznej broni nieprzyjacielskiej”. Jazda przeciwnika stanęła na szosie, rzucił on natomiast kilka batalionów przez las. Ogień tyralierski trwał krótko i nieprzyjaciel zaczął się w kolumnach posuwać naprzód.

W. Majewski, Grochów 1831, Warszawa 1982, s. 135

Opis pokazuje jak wykorzystywano tyralierę. Zwróćcie uwagę, że po stronie polskiej w tyraliery został rozsypany cały batalion 2 pułku strzelców pieszych. Tak też jest w grze, gdzie polska lekka piechota (pułki strzelców pieszych, jednostki strzelców nowej formacji) może całymi batalionami dzielić się na pododdziały tyralierów. I Polacy starali się jednak ograniczać, tzn. nie przechodzili w tyralierę większą liczbą żołnierzy niż było konieczne. Gdy było trzeba, piechota lekka przeformowywała się z powrotem w kolumny, tak jak to uczynił batalion 2 pułku strzelców pieszych.
Panie, weźcie kości w rękę i wyobraźcie sobie, że gracie z królem Kastylii, i rzucając je na stół zdajecie wszystko na los bitwy. Jeśli dopisze wam szczęście, zrobicie najlepszy rzut, jaki kiedykolwiek uczynił król na ziemi; a jeśli rzut wam się nie powiedzie, inaczej nie odejdziecie z gry, jak z honorem.

Gil de Osem do króla Portugalii Jana I Dobrego przed bitwą pod Aljubarrotą (14.VIII.1385)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ostrołęka 26 maja 1831”