1960: The Making of the President (Z-Man Games)

Planszowe gry historyczne (wojenne, strategiczne, ekonomiczne, symulacje konfliktów) dotyczące okresu po II wojnie światowej.
Awatar użytkownika
Strategos
Censor
Posty: 8264
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:53
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Strategos »

Dwa razy chyba już się zdażyło ,że wygrał kandydat na którego oddała głos mniejsza część wyborców amerykańskich ( między innymi pojedynek Bush - Gore ) ! I to się nazywa demokracja :lol2:
"Bądź szybki jak wicher, spokojny jak las, napastliwy i żarłoczny jak ogień, niewzruszony jak góra, nieprzenikniony jak ciemność, nagły jak piorun"

Sun Tzu
Awatar użytkownika
Strategos
Censor
Posty: 8264
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:53
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Strategos »

Piąta gra przypominała walkę bokserską w której liczony w pierwszej rundzie bokser powoli odzyskiwał werwę zaczął zadawać szereg podstepnych ciosów połaczonych z klinczem aby dotrwać do siódmej rundy w której niesiony dopingiem na sali po wdaniu się w zażąrtą wyymianę ciosów całkowicie sparalizował akcję ofensywne przeciwnika i ... na kilka sekund przed gongiem padł bez życia z ywrazem osłupienia na twarzy po ciosie "ostatniej szansy" rywla.

Grałem Kennedym a żona Nixonem.
Początek bardzo trudny dla Kennedyego. Nixon szybko złożył wizytę na Wschodzie gdzie zaczał systematycznie demolować wpływy przeciwnika po zagraniu karty zmniejszającej ilośc pkt CP niebieskich.

Ciśnienie wzrosło gdy do ręki Żony doszły niebezpieczne eventy. Nie zawahała się ich użyć :). Znów powtórzyła się historia z pronixonowskimi mediami ale tym razem pzrewaga w mediach żony trwała tylko jeden tydzień
.Zacięte zmagania toczyły się non stop na Wschodzie. Na Południu pojawił się tylko Kennedy i to w wyniku eventu . Przyjął zapewnienie ,że całe Południe na niego zagłosuje i już go tam nie było.

Debatę przegrałem i żona podjęła kolejna próbę podporządkowania Nowego Yorku przy okazji przygotowując się do zajęcia innych pobliskich stanów. Nie mogłem oddać Nowego Yorku , Pensylwanii oraz Conecticut tego ostatniego z uwagi na event dający sznasę na przejęcie wpływów w Kalifornii w dniu elekcji .
Zrezygnować z Massachusetts Kennedy nie mógł ... ze względów prestiżowych.

Nieoczekiwanie tuż po zakończeniu debaty posiadanie dużej pzrewagi w ilości punktów operacyjnych pozwoliło mi na skracanie dystansu do prwoadzacego na wschodzie Nixona.
Praktycznie na początku ostatniego tygodnia oazało sie,że w większości stanów nikt nie uzyskał przewagi. Bazą Kennedyego stała się Pennsylwania a Nixon ostatkiem sił umocnił się w Nowym Yorku .

Ostatnie rozdanie
Skrzydła Nike zaczęły łopotać mi nad głową kiedy zobaczyłem ,że mam w ręku kartę marzenie uniemożliwającą zdobycie przez Nixona wpływów w tych stanach gdzie prowadzi Kennedy.( Eisenhower Silence)
Korzystajac z inicjhatywy zagrałem ją jako pierwszą i śmiało ruszyłem na podbój Srodkowego Zachodu
.Żona po zagraniu eventów pzrejeła kilka stanów na Południu . Potem wróciliśmy na Wschód gdzie do samego końca ustalaliśmy jak będzie wyglądała sytacja Nowego Yorku w dniu Wyborów . Wdawąło sie ,że jest pięknie no bo miałem odłożone dwie karty pozwalajace na dwie akcje w dniu wyborów w tym stanie w warunkach kiedy na polu stanu pozostała niebieska kostka...
Żona miała karte pozwalajacą na dodatkowy support check w dowolnym stanie ale liczyłem na to ,że jeśli sytuacja się ułoży po mojej mysli to zmuszę ja do obrony Kalifornii przed moją akcją z eventu w tym stanie.
No tak ale jak można wygrać grę kiedy wszystkie 4 ( 3 +1) akcje przeciwniczki przynoszą jej sukces ?!
Nowy York padł ( zabrakło jednej kostki) , Teksas padł , Tennese padło, Wisconsin padł Massachusetts skapitulował .
Moja obronna akcja w Pensylwanii okzała się niepotrzebna a o poparciu w Kalifornii mogłem tylko pomarzyć.
286 do 251 dla Nixona.
Nokaut !

Jestem nadal w szoku :shock: . Nie wiem jak to się stało ...

Prowadzę już tylko 3 do 2.
Ostatnio zmieniony środa, 3 września 2008, 20:08 przez Strategos, łącznie zmieniany 2 razy.
"Bądź szybki jak wicher, spokojny jak las, napastliwy i żarłoczny jak ogień, niewzruszony jak góra, nieprzenikniony jak ciemność, nagły jak piorun"

Sun Tzu
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Arteusz pisze:Najśmieszniejsze jest to, że Kennedy wygrał ilością 0,17 % głosów wyborców ale w ilości głosów elektorskich już bardzo wyraźnie (84 głosy więcej). To pokazuje całą złożoność systemu amerykańskiego i jego pewną dziwaczność.
Czyli wygrał z przewagą ponad 100.000 głosów - zatem wyraźną.

Amerykański system wyborczy jest na pewno skomplikowany, ale czy dziwaczny? Jest próbą (chyba udaną, skoro trwa w tej postaci bez oznak nadchodzącego tąpnięcia) pogodzenia wagi "głosu ludu" z wagą "głosu stanów". Dotyczy to zresztą nie tylko wyborów prezydenckich, ale całego systemu politycznego i wzajemnego zbalansowania siły "reprezentantów stanów" i "reprezentantów narodu."

Ale nie będę w to wnikał, bo kiepsko się w tym orientuję. Mam nadzieję, że Legun, który ma to wszystko w małym palcu, rzuci nam przysłowiowy snop światła i podzieli się własnymi opiniami.

EDIT: Nic z tego na razie nie będzie. Właśnie się dowiedzaiłem, że Legun wyjeżdża na dwa tygodnie.
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Strategos
Censor
Posty: 8264
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:53
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Strategos »

Andy pisze:
Arteusz pisze:Najśmieszniejsze jest to, że Kennedy wygrał ilością 0,17 % głosów wyborców ale w ilości głosów elektorskich już bardzo wyraźnie (84 głosy więcej). To pokazuje całą złożoność systemu amerykańskiego i jego pewną dziwaczność.
Czyli wygrał z przewagą ponad 100.000 głosów - zatem wyraźną.
Ale jak ocenić ostateczne wyniki wyborów takie jak te :

Jest rok 2000 :

George W. Bush 50,460,110 głosów 47.87% głosujących 271 głosów elektorskich
Albert Gore Jr. 51,003,926 głosów 48.38% głosujących 266 głosów elektorskich

I nie jest to niespodzianka albowiem w 1888 roku było tak :

Benjamin Harrison 5,443,633 głosujacych 47.80% głosów 233 głosów elektorskich
Grover Cleveland 5,538,163 głosujących 48.63% głosów 168 głosów elektorskich

Swoisty urok ^^ demokracji pośredniej jest również odczuwalny gdy zagrywamy w MP 1960 kartę niezależnych elektorów .

Edit Również ciekawa jest ta tabelka :
Election 1960 :arrow: "States with the Smallest Margin of Victory"
w pwoływanym prze ze mnie atlasie :


http://uselectionatlas.org/RESULTS/
"Bądź szybki jak wicher, spokojny jak las, napastliwy i żarłoczny jak ogień, niewzruszony jak góra, nieprzenikniony jak ciemność, nagły jak piorun"

Sun Tzu
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Tak, atlas jest kapitalny!

A co do podanych przez Ciebie liczb: cóż, reguły są znane przed wyborami. Skoro umówiono się, że zwycięzca w stanie bierze wszystkie głosy elektorskie, to biorąc pod uwagę bardzo zróżnicowaną liczbę mieszkańców poszczególnych stanów (i elektorów) taki wynik jest po prostu możliwy.

Dopóki nie zlikwidują stanów i nie zaprowadzą u siebie zunifikowanego państwa, może się to zdarzać. ;)

Ale oczywiście niewiele rozumiem z tego, co się stało w 1960 roku w Alabamie i Mississippi. :D
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Strategos
Censor
Posty: 8264
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:53
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Strategos »

Wyniki tych wyborów były zawsze zgodne z regułami wymyślonymi ... no już trochę czasu upłynęło od wymyślania :) ale jak dla mnie to w XXI wieku w kraju o ugruntowanej demokracji smutek ogania na myśl o tym ,że Prezydent byłby niekiedy pozbawiony możliwości wygłoszenia spicza zaczynajacego się od prostej i sprawdzonej formuły "większość z Was Rodacy obdarzyła mnie zaufaniem ..." ;D
A tekst " Co prawda głosowało na mnie kilka milionów Amerkanów mniej niż na przeciwnika ale reguły przed wyborami znaliście więc(...) [cezura ;) :!: ] ..." byłby trochę nieprzekonywujący ;)
"Bądź szybki jak wicher, spokojny jak las, napastliwy i żarłoczny jak ogień, niewzruszony jak góra, nieprzenikniony jak ciemność, nagły jak piorun"

Sun Tzu
Awatar użytkownika
Jasz
Général de Brigade
Posty: 2146
Rejestracja: poniedziałek, 11 września 2006, 21:12
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Jasz »

Polemizował bym, w końcu to nie naród wybiera tylko stany. Jak sam nazwa wskazuje Stany Zjednoczone Ameryki to coś innego niż państwo w rozumieniu europejskim. Chyba bardzie pasowałoby tu porównanie do UE niż do jedngo państwa. W Unii decyduje wola państw członkowskich a nie "wola" wszystkich obywateli liczona "do kupy".
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Kompromisowo: w wyborach prezydenckich decyduje wola obywateli poszczególnych stanów. :D

Za to bardzo sprytnie rozłożona jest władza między Senat (reprezentacja stanów), Izbę Reprezentantów (reprezentacja obywateli USA) i prezydenta (reprezentanta i tego, i tego).

Na pewno nie możemy patrzeć na ich system polityczny z europejskiej perspektywy - oni inaczej rozkładają akcenty.
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Arteusz
Praetor
Posty: 3144
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
Lokalizacja: Kielce
Been thanked: 1 time

Post autor: Arteusz »

Andy pisze: Ale oczywiście niewiele rozumiem z tego, co się stało w 1960 roku w Alabamie i Mississippi. :D
A stało się tak ponieważ wybrani elektorzy nie maja żadnego obowiązku głosować na kandydata, którego zadeklarowali że będą popierać. W USA jest rodzaj tradycji że elektor głosuje na swojego kandydata na którego powiedział że będzie głosował, ale nie ma takiego przymusu. Jest to rodzaj umowy dżentelmeńskiej pomiędzy nim a wyborcami. W większości przypadków przestrzegany przez elektorów, bo kto chciałby stracić zaufanie wyborców. Tutaj się wyłamano podejmując decyzję o wstrzymaniu sie od głosów. Poszło o sprawy wewnątrz partyjne.
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Awatar użytkownika
Strategos
Censor
Posty: 8264
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:53
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Strategos »

Jasz pisze:Polemizował bym, w końcu to nie naród wybiera tylko stany. Jak sam nazwa wskazuje Stany Zjednoczone Ameryki to coś innego niż państwo w rozumieniu europejskim. Chyba bardzie pasowałoby tu porównanie do UE niż do jedngo państwa. W Unii decyduje wola państw członkowskich a nie "wola" wszystkich obywateli liczona "do kupy".
Andy i Jasz macie racje oczywiście (całkowicie słusznie rozumujecie od strony formalnej :) ).
Tyle że patriotyzm amerykański wykracza ponad możliwy ,w najbliższym czasie patriotyzm, unijny tym samym głos obywatela amerykańskiego wyberajacego jednego z najpotężniejszych ludzi na świecie powinien mieć tę samą wagę niezależnie od tego gdzie (obywatel )mieszka .
Innymi słowy :jeśli mamy jeden zjednoczony naród ( My Naród :) a nie ja Texańczyk i Ty Rhode Islandczyk ;) ) to przynalżność obywatela do takiego czy innego stanu nie powinna mieć chyba aż takiego znaczenia kiedy wybiera najważniejszego urzędnika federalnego .
"Bądź szybki jak wicher, spokojny jak las, napastliwy i żarłoczny jak ogień, niewzruszony jak góra, nieprzenikniony jak ciemność, nagły jak piorun"

Sun Tzu
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Strategos pisze:Innymi słowy :jeśli mamy jeden zjednoczony naród to przynalżność obywatela do takiego czy innego stanu nie powinna mieć chyba aż takiego znaczenia kiedy wybiera najważniejszego urzędnika federalnego .
Otóż to: ten naród nie jest "zjednoczony" w takim stopniu, żeby to czynić (bo mielibyśmy już odpowiednią poprawkę). Patriotyzm "amerykański" współgra harmonijnie z patriotyzmem stanowym.
Arteusz pisze:A stało się tak ponieważ wybrani elektorzy nie maja żadnego obowiązku głosować na kandydata, którego zadeklarowali że będą popierać. W USA jest rodzaj tradycji że elektor głosuje na swojego kandydata na którego powiedział że będzie głosował, ale nie ma takiego przymusu. Jest to rodzaj umowy dżentelmeńskiej pomiędzy nim a wyborcami. W większości przypadków przestrzegany przez elektorów, bo kto chciałby stracić zaufanie wyborców. Tutaj się wyłamano podejmując decyzję o wstrzymaniu sie od głosów. Poszło o sprawy wewnątrz partyjne.
Dzięki za przybliżenie tej kwestii. Teraz rozumiem, dlaczego niejaki Harry Byrd (bezpartyjny) dostał w Alabamie równe 0 (zero) głosów, ale pozyskał 6 głosów elektorskich. Dla porównania: Kennedy 318.303 głosów i 5 elektorów, a Nixon 237.981 i 0 (zero) elektorów! :)
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Strategos
Censor
Posty: 8264
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 17:53
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Strategos »

Moje uwagi to takie moje wybrzydzanie. Niech wybierają jak chcą nie zwracajac uwagi to co tu piszę ;) .
Per saldo : jestem ostatecznie za obecnym systemem bo zapewnia doskonałą zabawę w MP 1960 :jupi:
Ostatnio zmieniony wtorek, 2 września 2008, 12:51 przez Strategos, łącznie zmieniany 2 razy.
"Bądź szybki jak wicher, spokojny jak las, napastliwy i żarłoczny jak ogień, niewzruszony jak góra, nieprzenikniony jak ciemność, nagły jak piorun"

Sun Tzu
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

I tego się trzymajmy! :)
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
Awatar użytkownika
Arteusz
Praetor
Posty: 3144
Rejestracja: niedziela, 7 października 2007, 16:17
Lokalizacja: Kielce
Been thanked: 1 time

Post autor: Arteusz »

Ja jestem ciekaw czy ktoś z graczy na świecie (głównie w USA) pokusi się o przeróbkę 1960 na obecne wybory. Taki 2008: The making of the president.
Moje gry
Szlachectwa nie nabiera się przez urodzenie, ale przez czyny.
"Moim obowiązkiem, jako patrioty, nie jest umrzeć za swój kraj, ale sprawić, żeby wróg oddał życie za własny".
Awatar użytkownika
Andy
Grossadmiral
Posty: 9508
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:49
Lokalizacja: Piastów

Post autor: Andy »

Prosisz - masz:

Obrazek
Źródło: BGG

;)
Never in the field of human conflict has so much been owed by so many to so few...
Premier Winston Churchill, 20 sierpnia 1940 r.
...and for so little.
Porucznik pilot Michael Appleby, dzienny żołd 14 szylingów i 6 pensów
ODPOWIEDZ

Wróć do „Po II wojnie światowej”