Ponieważ koledzy z forum pękają ze śmiechu na myśl o mnie i może innych grających we France`40 (w tym wątku:
http://strategie.net.pl/viewtopic.php?f=67&t=14460) odniosę się jeszcze tutaj do problemu dowodzenia w grze, żeby tam nie schodzić z tematu.
France nie ma w ogóle systemu dowodzenia. Jego wpływ, razem z paroma innymi czynnikami, oddają żetony GQG. Z biegiem czasu ich liczba maleje, zgodnie z założeniem projektanta, że gdy obrona krzepnie, grający stroną francuską może kontratakować. Wygląda to tak, że począwszy od 3 etapu gry co dwa kolejne jeden taki żeton jest permanentnie usuwany z gry. Co turę wykonuję się też rzut kostką, żeby losowo, ale na czas jednej tury, zdjąć dodatkowo jeden lub dwa takie żetony (lub żaden). Teoretycznie więc mamy na planszy tych żetonów jeszcze mniej. Są one jednak rozkładane dowolnie przez grającego stroną niemiecką, zatem trzeba się spodziewać, że zawsze przykryte będą nimi oddziały albo najlepsze, albo te na najważniejszym kierunku. Oddział sparaliżowany GQG jest bezwartościowy. Może się bronić i przejść dwa heksy, nie może wejść we wrogą strefę kontroli. Z punktu widzenia Niemców dobre rozmieszczenie GQG to połowa sukcesu. Sklecenie Francuzami jakiejś linii obrony przy szybko przemieszczających się Niemcach, gdy samemu nie dość, że nie posiada się tak szybkich jednostek, to jeszcze pozostałe pozakrywane są GQG, nie jest łatwe. Ale, jak wspomniałem, z czasem liczba tych żetonów maleje, a rośnie liczba przysyłanych oddziałów francuskich i brytyjskich. W tej grze kontratak staje się możliwy.
Czy to założenie o możliwości kontratakowania Francuzami jest słuszne? Mówię tylko o kontratakowaniu, bo na planszy początkowa sytuacja jest taka, że decyzja Gamelina jest już wcielona w życie i Francuzi i tak pomaszerowali na północ, nie zostawiając za Mozą tyłowych jednostek. Podstawowy błąd dowództwa francuskiego jest więc oddany przez sytuację początkową i na to gracz nie ma wpływu. Natomiast faktycznie w okolicy 7-9 tury (od 20 maja, a wtedy, o ile dobrze pamiętam, Niemcy byli już przy kanale, co gra też przewiduje dając tym oddziałom możliwość wyjechania poza planszę i nie narażenia się na kontratak), a może nawet wcześniej, choć to już zależy od tego, na jaką skalę ten kontratak przygotowujemy, staje się możliwe uderzenie na niemieckie skrzydła. Taki kontratak był historycznie możliwy i jest dziwne i niewiadome, dlaczego się nie odbył. Jeżeli gra miałaby symulować w pełni krańcową bierność dowództwa francuskiego, to trzeba by całkiem zabronić grającemu Francuzami wykonywanie podobnych ruchów. Mógłby się tylko bronić, opóźniać przeciwnika i cofać się na kolejne linie obronne, co przy przerwanym froncie jest zresztą pozbawione sensu. Przy takim podejściu mamy w najlepszym razie temat na grę solo.
Myślę, że Simonitch dobrze to rozwiązał. Niełatwo jest wygrać Niemcami, niełatwo jest się pozbierać Francuzami. Nie wiem, czy miałaby sens gra, w której strona francuska musiałaby się zachowywać ściśle tak, jak historycznie. Zwłaszcza, że przecież mieli wszystkie środki i nawet odpowiednią sytuacje do tego, żeby Niemców uderzyć. Jeśli robić grę z kampanii francuskiej, to tylko w ten sposób, bo inaczej gra po prostu nie będzie miała sensu. Nawet gdyby wszystkie 6 żetonów GQG pozostawało od początku do końca na żetonach, to i tak nie oddawałoby to sposobu działania wojska francuskiego, bo nie chodziło przecież o samo użycie pojedynczych dywizji, ale w ogóle o zamysł kontrataku na większą skalę, i to wtedy, gdy okazja sama się pojawiła, ale z niej nie skorzystano. Tego żetony nie zabronią.
Konkludując, Niemcami koniecznie trzeba wykorzystać początkowe dni, gdy żetonów GQG jest najwięcej, a obrona rozbita. Wydaje mi się, że zdobywanie innych celów - rozbijanie się o linię Dylu, czy atak na Reims - jest pozbawione sensu, bo pochłania potrzebne siły na najważniejszym odcinku. Jeśli chce się wygrać historycznie, nie można grać tak jak grał Saw. Natomiast można, grając tak w tę grę, wygrać Niemcami, bo punkty zwycięstwa przydzielane są też za "niehistoryczne" cele. I temu rozwiązaniu też pewnie starsi, lepsi i bardziej doświadczeni gracze zarzucą wiele i zaczną zrywać boki ze śmiechu. Cóż, kto co lubi. Gra wojenna jak gra wojenna, każda ma inny poziom złożoności i kładzie nacisk na inne rzeczy. Nigdy zresztą nie widziałem nic złego w graniu w słabe gry (którą ta nie jest). Podobnie nie widzę nic złego w tym, że do takiej gry zasiada osoba, która nie miałaby zielonego pojęcia o tej czy innej kampanii, czy w ogóle nie zajmuje się historią. Taka rozgrywka zawsze niesie jakąś wartość poznawczą, zwłaszcza dla młodych stażem i wiekiem graczy.
PS. Dopiero teraz zauważyłem na zdjęciach stopy. Piękne ujęcia. Stylowe. Szkoda tylko, że brak profilu!