Zawodnik z ekipy oraczy. Typ 35 z napędem prawie jak Titanic (kotły opalane ropą, ale za to para buch w maszyny potrójnego rozprężania).
Na Dalekiej Północy raczej typ wołu roboczego także do eskorty konwojów.
Dopiero robiąc grę człowiek zaczyna pewne rzeczy ze sobą wiązać. Niemcy musieli do Kirkenes dowieźć ropę, bo kolej tam nie dojeżdżała, zresztą do Narwiku tylko ze Szwecji, a nie wiem czy Szwedzi przepuszczali niemieckie transporty z ropą. Węgiel - co wiem z dobrego artykułu o działaniach brytyjskich OP na komunikacjach pod Norwegią - Niemcy wozili wodą, bo kilka transportowców wylądowało pod lustrem Morza Północnego. Bez ropy wielkie okręty miały ograniczone możliwości działania. Jeszcze bardziej, bo nie wolno było ich zbytnio narażać, co niemieckie decyzje o atakach czyniło gra w statki - Alianci zawsze osłaniali konwoje ciężkimi okrętami artyleryjskimi, a nawet znacznie słabsze od niemieckich okręty artyleryjskie potrafiły zrobić nieźle krzywdę (patrz pocisk 203 z HMS Norfolk, który 25/26 grudnia 1943 koło Nordkappu "tylko" zniszczył urządzenia radarowe pancernika "Scharnhorst" i zabił ich obsługę). W normalnych warunkach Norfolk tylko rozśmieszyłby Niemców (którzy w drugiej rundzie jednym pociskiem 280 rozbili 1/4 brytyjskiej artylerii głównej - znowu z obsługą), a tak znienacka, w nocy polarnej i wśród zamieci śnieżnej rozbił im okulary i wtedy Niemcy ruszali się jak krety. Po omacku, co skończyło się wjazdem pod lufy znacznie groźniejszego i dysponującego znakomitym radarem artyleryjskim przeciwnika.
Wracamy do niemieckich oraczy.
Stary, ale jary. 
