Takie tam przemyślenia. Gra jest fajną odmianą szachów i system kart jest rewelacyjny. Ale ja muszę...
Widać, że gra została potraktowana jako system, wszystko zostało temu podporządkowane dla wygody (dobra?) gracza.
Tak przynajmniej tłumaczone są wszystkie skróty i nieścisłości w stosunku do rzeczywistości historycznej. Łącznie z legendarną już bitwą.
Mnie drażnią dwa elementy. Pierwszy moim zdaniem niepotrzebnie wpływa na grę i utrudnia życie graczowi, drugi wprowadził by pewnie dużo zamieszania i autor dlatego zapewne z niego zrezygnował.
1.
BP zwiększające wielkość kolumny.
Jak wiemy każde 1 BP to dwa punkty stosu, które gracz musi pieczołowicie doliczać. Jest to koszmarnie upierdliwe gdy mamy kolumnę na poziomie 40 kilku punktów. Wskaźnik wielkości kolumny lata wtedy jak poziom baterii smartfonu.
Jak było realnie? W większości opracowań oraz w książce Crevelda o logistyce ukazuje się, że poziom liczby wozów przy wojsku, jak również osób cywilnych dostarczających usług, w tym pożywienia był... stały. To nie jest tak, że jak zgarnęliśmy więcej żywności to musimy zabrać okolicznym chłopom więcej wozów. Na każde 50-100 ludzi przypadał jeden wóz, oprócz licznych oficerskich, kupieckich i markietańskich. A nawet jeżeli trzeba było kilka wozów wynająć to ich liczba w stosunku do starej niewiele zmieniała.
Czy większe obciążenie po rabunkach zwiększały obciążenie taboru? Nie. Jedzenie było konsumowane na bieżąco, a nieliczne zapasy były na tyle nieistotne wagowo, że nie wpływały.
Trzeba wręcz tutaj poruszyć inną kwestię, świetnie skądinąd przedstawioną w Unhappy King Charles.
W Wojnie Trzydziestoletniej każdej armii towarzyszyli niekombatanci w liczbie równej lub 1,5 raza przewyższającej liczbę kombatantów.
Czyli armia 15 tysięczna liczyła 30-45 tysięcy ludzi (sic!).
Maksymalne armie liczące ze względów logistycznych maksymalnie i w porywach 30 tysięcy ludzi (oczywiście na krótko można było zgromadzić w jednym miejscu kilka armii) - to de facto 60-75 tysięcy ludzi.
I tu jest haczyk. Te różne masy poruszały się z różną prędkością! Po prostu jak o świcie pierwsi wychodzili to wieczorem ostatni musieli dojść do obozu. Teraz trzeba sobie policzyć jak szybko szli, ilu ludzi w danym punkcie w jakim czasie itp. Historycy podają, że średnio duża armia poruszała się do... 15 km dziennie, a z dużą liczbą taboru i artylerią oblężniczą do 10 km dziennie.
W grze wydaje się, że Hull te różne prędkości starał się pokazać różną konsumpcją i różnymi punktami CP.
Nawet jeżeli przyjmiemy to za prawdę, to sam przepis o zwiększaniu kolumny przez BP jest bezsensowny, tym bardziej, że powoduje, że kolumna z dużą liczbą taborów lepiej rabuje i szturmuje. (?)
2.
Brak trwałych zniszczeń.
Autor dużo pisze o zniszczeniach na terenach przeciwnika jako elemencie strategii obu stron. Są nawet za to przyznawane punkty zwycięstwa. Prawdą jest, że marsz Szwedów do Bawarii był spowodowany chęcią ekonomicznego i moralnego zmuszenia Bawarii do odstąpienia Cesarza i wyjścia z wojny (komiczne przy tym jest to, że po uzyskaniu godności elektora Maksymilian zaproponował Francji sojusz przeciw Cesarzowi. Francja odmówiła, a potem latami opłacała różne wojska by pokonać Bawarię).
Ale nie jest to już do końca prawdą po stronie katolickiej. Tilly nie chciał nigdy prowadzić tak niegodnej wojny, a spustoszenia wynikały z braku pieniędzy na żołd. Dla Wallensteina był to też jedynie sposób utrzymania żołnierzy, a nie celowa polityka. Ale autor gry generalnie nie ustalił celów w scenariuszach, uznajmy więc, że nie miał pojęcia po co obie strony ze sobą walczyły.
Wracając do problemu. Czy to wolicjonalnie, czy to z obiektywnych powodów (wooow) oddziały obu stron poza zbieraniem żywności niszczyły zasoby, dobra materialne, paliły wsie i miasteczka. Ludność uciekała do lasu tracąc często dobytek i narzędzia lub z obszarów objętych dłuższymi walkami emigrowała. A w grze?
Żołnierze to aniołki. Zabiorą jedzenie, podziękują, zapłacą i idą dalej. Przychodzi przesilenie wiosny z latem i zdejmujemy żetony F1, potem zamieniamy żetony F2 na F1. Wszyscy mili, pulchni, piekarze pieką nowe chleby, masarze szykują kiełbaski dla głodnej czeredy. Raj.
Rzeczywistość była bardziej ponura. Wojsko rabowało swoich i obcych tam gdzie nie dostawało pieniędzy lub tam gdzie było mało żywności.
I tego w grze brakuje. Bardzo. Ale to pewnie zburzyłoby szachowy nastrój gry pod tytułem kto oblegnie i zdobędzie więcej miast i twierdz za więcej punktów zwycięstwa.
Ufff.