Jak Bonaparte przykładu nam nie dawał czyli iberyjskie rozdrapywanie ran

Od wybuchu rewolucji francuskiej (1789) do roku 1900.
Awatar użytkownika
Leliwa
Hetman polny koronny
Posty: 5299
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:00
Lokalizacja: środkowe Nadwieprze
Has thanked: 39 times
Been thanked: 255 times

Jak Bonaparte przykładu nam nie dawał czyli iberyjskie rozdrapywanie ran

Post autor: Leliwa »

Ciekawy tekst z Polonia Christiana, szczególnie ze względu na przytoczone fragmenty wspomnień żołnierskich
Pamięć o zbrodniach na hiszpańskich cywilach, w tym o gwałtach na zakonnicach Saragossy winna być wyrzutem sumienia dla naszych bonapartystów.

Inwazja i opór
Napoleon zafundował sobie wojnę w Hiszpanii na własne życzenie. Przez długie lata ten kraj był sojusznikiem Francji w konflikcie z ich odwieczną rywalką – Anglią. Iberyjscy marynarze krwawili u boku Francuzów pod Trafalgarem (1805); dla wsparcia Napoleona Madryt wystawił też trzy dywizje piechoty. Nawet gdy w roku 1808 do Hiszpanii wkroczyły wojska francuskie, zrazu witano je przyjaźnie, jako sprzymierzeńców w planowanej operacji przeciw probrytyjskiej Portugalii. Ale Napoleonowi to nie wystarczyło. Postanowił pozbawić władzy i uwięzić panującą rodzinę królewską, zaś koronę przekazać swemu bratu Józefowi.
W owym czasie familia Bonapartych łapczywie zagarniała wciąż nowe połacie Europy. Jednak tym razem „mały kapral” przeliczył się srogo. Hiszpanie nie poparli narzuconego im władcy ani „reform” przyniesionych na ostrzach obcych bagnetów. 2 maja 1808 roku w Madrycie wybuchło powstanie, krwawo stłumione przez Francuzów; potem walki rozlały się na cały kraj. Zawiązywały się lokalne junty, wystawiając regularne wojsko, rozwinęła się też potężnie guerilla (partyzantka).

Swoi i obcy
Napoleon podczas swych brudnych wojen chętnie posługiwał się sojusznikami, z bolesnym dla nich skutkiem, o czym przekonali się już wcześniej choćby polscy legioniści, niemal doszczętnie wygubieni na San Domingo.
Podczas hiszpańskiej kampanii co szósty żołnierz pod francuską komendą był cudzoziemcem. Skierowano tu również kilka formacji złożonych z Polaków – pułk lekkokonnych gwardii cesarskiej, Legię Nadwiślańską, Dywizję Księstwa Warszawskiego, razem około 20 000 żołnierzy. Okryli się chwałą pod Somosierrą, Tudelą, Almonacid de Toledo, Fuengirolą, Albuherą i w wielu innych bitwach. Tego wojska będzie bardzo brakowało nad Wisłą w roku 1809, gdy na nasze ziemie spadnie austriacki najazd.
Dla Hiszpanów była to również (a może przede wszystkim) wojna religijna, z wrogą ideologią oraz jej wyznawcami, którzy upokarzali Kościół, profanowali świątynie i mordowali duchowieństwo. Istotnie, rzucała się w oczy agresywnie bluźniercza postawa ogromnej części żołnierzy wojsk napoleońskich. W owym czasie francuski Kościół nie podniósł się jeszcze z porewolucyjnych zgliszcz. Młodzież powoływana w szeregi, częstokroć zdemoralizowana bezbożnym wychowaniem w latach politycznego zamętu, chętnie angażowała się w antyreligijne ekscesy.
Antoni Kulesza, podoficer Pułku Ułanów Nadwiślańskich, bezpardonowo ocenił francuskich sojuszników: „Głoszą się oni za cywilizatorów świata. Wyznaję, żem przestał w to wierzyć, patrząc jedynie na ich okrucieństwa i nienasyconą chciwość łupu w rabowaniu wszystkich i wszystkiego, co im pod rękę podpadło; domów Bożych nawet nie oszczędzając, dla których nie tylko nie mieli żadnego poszanowania, ale je bezcześcili w sposób najhaniebniejszy; Hiszpanie ich słusznie za bezbożników uważali. Tu ukazała się cała różnica narodowego charakteru Polaków: kiedy Francuzi obdzierali kościoły, nasi żołnierze śpiewali tam ze skruchą, korząc się przed ołtarzami”.
To prawda, na takim tle większość Polaków wyróżniała się pozytywnie. W oczach tuziemców byli buenos católicos romanos (dobrymi rzymskimi katolikami), w odróżnieniu od francuskich herejes (heretyków). Istnieje wiele świadectw o wzorowym postępowaniu naszych żołnierzy wobec ludności, jak również o kurtuazyjnym zachowaniu Hiszpanów wobec Polaków. Jednakże prędko po obu stronach jęła postępować brutalizacja działań. Wir nienawiści wciągał w mroczną otchłań wciąż nowych siewców zła.

Jasna Góra znad Ebro
Wkrótce po stłumieniu madryckiego zrywu, w Saragossie, stolicy Aragonii, władzę objęła powstańcza junta. Na czele stanął generał José Palafox. Jego podwładni wierzyli żarliwie, że nie są sami.
Niewiele lat po śmierci Chrystusa, św. Jakub Apostoł próbował ewangelizować okolice Caesaraugusty (dzisiejszej Saragossy). Doznawszy szeregu niepowodzeń święty miał już dość nawracania opornych tubylców i postanowił powrócić do Jerozolimy. Wtedy objawiła mu się Matka Boża na kolumnie podtrzymywanej przez anioły. Nakazała Apostołowi trwanie w misji i wzniesienie ołtarza obok kolumny, która pozostała widomym znakiem prawdziwości wizji. Tradycja podaje, że kolumna znajduje się do dziś w bazylice Nuestra Seňora del Pilar w Saragossie. Matka Boża na Kolumnie przez wieki patronowała Hiszpanom i osobom z hiszpańskiego kręgu kulturowego. Żołnierze Palafoxa symbolicznie złożyli dowództwo w Jej ręce.
Francuzi zażądali kapitulacji Saragossy. Pertraktacje odbyły się w iście spartańskim stylu.
- Paz y capitulazion! - Pokój i kapitulacja! - zaproponował wysłannik najeźdźców. Generał Palafox był równie oszczędny w słowach:
- Guerra a cuchillo! - Wojna na noże!
Od czerwca do sierpnia 1808 roku miasto szturmowały wojska francuskie, w tym będąca na ich żołdzie polska Legia Nadwiślańska. Zaciekły bój toczono o każdą ulicę, każdy dom. Wielokrotnie dochodziło do walk wręcz. Artyleria rujnowała kolejne kwartały. Obrońcy nie ustępowali, a wspierała ich żywym murem cała ludność miasta.
4 sierpnia, podczas szturmu generalnego, 2. pułk Legii zajął klasztor żeński przy bramie Carmen. To wówczas doszło do zdarzeń, które splamiły polski mundur. Zdemoralizowane żołdactwo gwałciło nieszczęsne mniszki. Niektóre ofiary, by ocalić cześć, odebrały sobie życie; inne popadły w obłęd.
Po dwóch miesiącach bojów Francuzi ustąpili. Powrócili niebawem, 20 grudnia. Znów zagrzmiały działa, ruszyły szturmy, a ulice spłynęły krwią. Kolejne wezwania do kapitulacji spotkały się z odpowiedzią obrońców: - Hasta la ultima tapia! - Do ostatniego muru!
Zakonnicy zagrzewali do walki z bezbożnym wrogiem. Wśród wojsk oblężniczych rozeszły się wieści o cudach, o potężnej mocy chroniącej bazylikę Nuestra Seňora del Pilar. Najprzedniejsi puszkarze napoleońscy czynili starania, by celnym strzałem obalić wieżę kościoła - na próżno. Z niewytłumaczalnych powodów pociski omijały Boży przybytek. Wewnątrz świątyni, u stóp posągu Maryi wierni składali niewybuchy francuskich bomb i granatów, jako dziękczynne wota.
„Nowa jak gdyby obrona Jasnej Góry przed szwedzkim wojskiem – oceniał historyk Marian Kukiel. – Ale rolę Szwedów pełniła teraz z bohaterską odwagą piechota nadwiślańska […], krwawo okupując każdy krok naprzód w owem strasznem a heroicznym mieście”.
Dzień za dniem trwało zaciekłe zabijanie. Obie strony nie brały jeńców. Francuzi masowo mordowali ludność cywilną. Zablokowano dostawy żywności – w mieście rychło nastał głód, wybuchła epidemia tyfusu. Wszędzie unosił się trupi zaduch, na ulicach zalegało tysiące zwłok. Bohaterskie miasto konało. Kapitan Józef Mroziński zapisał słowa: „Zdawało się, że walczymy tylko o cmentarz”.
Saragossa, wyniszczona bojem, głodem i tyfusem, skapitulowała 21 lutego 1809 roku. Doliczono się 15.000 zabitych i zmarłych obrońców, jak też 53.873 cywilów. Zwycięzcy rozpoczęli grabież miasta. Kiedy niedobitki wynędzniałych obrońców maszerowały w niewolę, wielu napoleońskich oficerów nie kryło swej pogardy dla tak „niegodnych” przeciwników, którzy na długie tygodnie zatrzymali pod murami najświetniejsze wojsko Europy. Jednakże większość polskich weteranów wspominała saragossan z bezbrzeżnym szacunkiem.

Demony wojny

Wojna w Hiszpanii trwała sześć długich lat, wiążąc setki tysięcy żołnierzy Bonapartego. W końcu Korsykanin wycofał się. Nie potrafił ujarzmić tego narodu.
Konflikt był okrutny, obie strony nie przebierały w środkach. Mordowanie jeńców było na porządku dziennym. Pochody wojsk napoleońskich znaczyły rzezie ludności cywilnej, gwałty, rabunki i podpalenia. Hiszpanie, a w szczególności niekontrolowane przez nikogo oddziały gerylasów (partyzantów) nie pozostawały dłużni, niekiedy posuwając się do bestialstwa wobec pojmanych wrogów. „Nie masz pastwienia się i tortur, których by się Hiszpanie na jeńcach francuskich nie dopuścili” – zżymał się ułan Kajetan Wojciechowski. Wypowiedź ta bywa do dziś cytowana z lubością przez polskich bonapartystów, skrzętnie przemilczających fakt, iż kawalerzysta uzupełnił swą relację stwierdzeniem: „Nie masz swawoli i rozpusty, której by się żołnierz francuski nie dopuścił w Hiszpanii”.
Wielu naszych weteranów potrafiło zachować obiektywizm. Anonimowy autor „Nocy Nowego Roku w Hiszpanii” zaświadczył: „Tajemne morderstwa, wykonywane na naszych żołnierzach, zdarzały się niejednokrotnie. […] My nawzajem z naszej strony, ani pojmanym gerylasom, ani wieśniakom, którycheśmy z bronią w ręku poza ich domem schwycili, nie dawaliśmy pardonu, lecz po odbytym czem prędzej doraźnym sądzie, rozstrzeliwaliśmy ich lub wieszali natychmiast”.
Wspomniany ułan Kulesza także przedstawił rzecz uczciwie: „Każda na świecie wojna rzeczą nieludzką jest i barbarzyńską; hiszpańska jednak kampania Napoleona była, rzec można, z bezprzykładną w dziejach obu stron zaciętością. Ale jeśli rozpaczliwa obrona siedzib własnych od obcego najazdu nie tylko tę zaciętość tłumaczyła, lecz chlubę nawet przynosiła Hiszpanom, jak wytłumaczyć i czym usprawiedliwić barbarzyństwo Francuzów?”
Niestety, wśród naszych rodaków byli i tacy, którzy uwierzyli w „cywilizacyjną misję” niesioną na francuskich bagnetach. Stanisław Broekere pisał z wyższością o tuziemcach: „Daj Boże, aby naród ten wyszedł z tak zaślepionej ciemnoty, a podążył do prawdziwej oświaty społeczeństwa”. Tenże „oświecony wyzwoliciel” bez żenady opisywał los pochwyconych partyzantów: „Nie oszczędzaliśmy ich bynajmniej, wieszając codziennie 7 lub 8 na balkonach w Maladze lub innych miastach”. Wymowny jest jego opis zdobywania Malagi w lutym 1810 roku: „Kogo tylko spotkaliśmy na ulicy, czy to starca, młodzieńca, kobietę lub dziecko — wszystko padło trupem. Takim sposobem zginęło przeszło 600 mieszkańców”. Broekere pisał też o zabijaniu wziętych do niewoli mnichów: „Wielu z nich znajdowało się w polu chcąc walczyć, trzymali w jednej ręce krzyż, w drugiej wizerunki świętych. […] Często się […] zdarzyło, że będąc schwytani przez naszych ułanów polskich, na miejscu zaraz ubici zostawali”. W takim samym duchu wypowiadał się także Stanisław Hempel: „Hiszpanów wszelkimi sposobami nakłaniamy do spokojności. Księży połowę jużeśmy powiesili”.
Reakcja przeciwnika była łatwa do przewidzenia. Po bitwie stoczonej w kwietniu 1812 r. pod Peñaranda de Duoro Hiszpanie powiesili 60 pojmanych żołnierzy Legii Nadwiślańskiej. Oficer francuski Sonneville utrzymywał, że w tym samym roku między Saragossą a Jaką miał natrafić na miejsce masowej kaźni „setek” polskich legionistów, rozstrzelanych po wzięciu do niewoli.
Bonapartyści znad Wisły chętnie przywołują relację ułana Wojciechowskiego o barbarzyńskim mordzie we wsi Villa Ferdinando, gdzie gerylasi spalili żywcem dwudziestu kilku Polaków. Niektórzy nasi dziejopisowie przyznają półgębkiem, że w odwecie polscy ułani „spalili wieś”, choć rzeczony Wojciechowski otwarcie napisał, iż zemsta nie ograniczyła się do zniszczenia zabudowań („Obstąpiona wieś do szczętu spalona została, a mieszkańcy bez różnicy płci i wieku wykłuci”). Nie bez powodów 1. Pułk Ułanów Nadwiślańskich (przemianowany potem na 7. Pułk Szwoleżerów) znany był wśród miejscowych jako los picadores del inferno (piekielni lansjerzy).
Kiedy jedni mordowali i gwałcili, inni próbowali ocalić swe dusze. Wypełniali swój żołnierski obowiązek, zarazem bezkompromisowo odrzucając wszelki relatywizm moralny. Wśród tych ostatnich był Andrzej Daleki, którego rozważania przywracają wiarę w człowieczeństwo: „Ale tak to już na wojnie bywa, że nieraz żołnierz myśli, iż mając broń w ręku, wszystko mu wolno. Lecz na wojnie te same są przykazania Boskie, co i w innym czasie, i co grzechem w czasie spokojnym, jest grzechem i na wojnie”.

Błona podłości
Racja stanu nakazywała Polakom stać przy Napoleonie, który chętnie, gdy wymagały tego jego interesy, pozował na wskrzesiciela i gwaranta naszej suwerenności. Jednakże polska obecność na Półwyspie Iberyjskim pozostawiła po sobie nie tylko dumę ze wspaniałych zwycięstw. Czy wieszanie hiszpańskich księży i chłopów naprawdę przysłużyło się sprawie niepodległości Polski? Czy gwałty na zakonnicach dają się w jakikolwiek sposób usprawiedliwić?
Boleśnie targają sumieniem słowa hiszpańskiej odezwy: „Polacy! Porzućcie barwy wasze, karmazyn z białem, barwy honoru i niewinności. Wy sami wolności pozbawieni, nachodzicie obcy kraj, katolicki jak wasz, żeby go wolności pozbawić...”
Okres zaborów nie sprzyjał rozliczeniom. Tym niemniej Stefan Żeromski dał w „Popiołach” wspaniały literacki opis szturmu Saragossy, nie omijając rzeczy drastycznych. Pisarz był wierny swej dewizie rozdrapywania ran, by nie zabliźniły się błoną podłości. O sprawach niewygodnych pisali uczciwi historycy, jak Marian Kukiel, dramatycznej prawdy nie ukrywało też wielu pamiętnikarzy.
Potem dla wielbicieli historii prawdziwej nastały trudne czasy. W międzywojniu Józef Piłsudski wyrażał się o Napoleonie jako o swym „umiłowanym wodzu”, a ogłoszony w 1927 roku oficjalnym hymnem państwowym Mazurek Dąbrowskiego pouczał przecież, iż „dał nam przykład Bonaparte”… W okresie PRL w dobrym tonie, mile widzianym przez czerwonych cenzorów i wydawców, było pomstowanie na „hiszpański ciemny motłoch, podburzony przez fanatyczny kler i opłacony angielskim złotem”. Teza o niewyrobionych politycznie chłopach - zbuntowanych przeciw postępowej władzy, omotanych przez księży i sterowanych przez angielską agenturę - budziła oczywiste skojarzenia z komunistyczną wizją polskich „band reakcyjnego podziemia” (Żołnierzy Wyklętych). W takim przekazie nie mogło być wiele miejsca na wyrzuty sumienia, na szacunek dla dzielnego przeciwnika, na dostrzeżenie jego racji.

Bracia w bólu
Jak się zdaje, najwięcej zrozumienia okazali Hiszpanom nasi weterani, których złe wiatry historii zagnały na iberyjską ziemię. W pamiętnikach i listach raz po raz możemy natrafić na fascynację tamtym odległym, a przecież tak bliskim nam narodem.
Szwoleżer Józef Załuski, uczestnik przesławnej szarży pod Somosierrą, nie krył swej sympatii dla dzielnych wrogów: „Nie chcemy opuścić sposobności oddania naszego świadectwa narodowi hiszpańskiemu, iż jeżeli się lubi sam nazywać: heroica nacion, to jest takim istotnie. Nic w Hiszpanii nie znaleźliśmy podłego; wiele, bardzo wiele do naśladowania. Cóż tam cudzoziemcowi, nachodzącemu kraj ich, narzekać na sztylety, kiedy tam nikt nie chodzi bez sztyletu”.
Ta wojna miała wiele odcieni. Wśród wojennych okropieństw było miejsce i na miłość. Niejeden polski najezdnik stanął na ślubnym kobiercu z iberyjską wybranką u boku. Zjawiskiem wymykającym się prostym ocenom (a u nas słabo nagłośnionym) jest fakt licznych dezercji z formacji polskich w Hiszpanii, idących w setki żołnierzy. Niektórzy uciekinierzy mogli być zwykłymi dekownikami, którzy mieli dość wojny i żołnierskich trudów, i dlatego szukali schronienia wśród miejscowej ludności. Wielu jednak świadomie przeszło na stronę wroga, wstępując do hiszpańskiej partyzantki i walcząc z bronią w ręku przeciw wojskom okupacyjnym. Była to najradykalniejsza forma sprzeciwu wobec polityki Napoleona.
Ułan Wojciechowski pozostał wierny napoleońskim sztandarom, ale również uwiecznił ówczesne dylematy: „Stary ksiądz kanonik […] zapytał nas jednego razu: - Dlaczego Polacy tej samej religii, co Hiszpanie, są jednak ich nieprzyjaciółmi? Czyśmy kiedy wasz kraj naszli, wasze mienie zabrali, wasze znaczenie zniszczyli? Powiedzcie otwarcie, dlaczego tak ślepo za cudzą sprawę poświęcacie. To przyjdźcie do nas i my wam chleba damy, a będziecie braćmi naszymi.
Trudna była odpowiedź na wyrazy prawdy wyrzeczone przez starca, westchnąłem głęboko, a westchnienie moje może i on zrozumiał”…
Tomasz Tymowski w „Dumaniach żołnierza polskiego w starożytnym zamku Maurów nad Tagiem”, pisanych na gorąco, niemal na polu bitwy, zapytywał:
Czemuż tak piękny wawrzyn krew bliźniego plami?
Gromiliśmy nieszczęsnych, nieszczęśliwi sami.



Andrzej Solak
"Z kości moich powstanie mściciel"
Napis na grobie Stanisława Żółkiewskiego w Żółkwi.
Awatar użytkownika
Monthion
Sous-lieutenant
Posty: 478
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 14:55
Lokalizacja: Kraków
Has thanked: 6 times
Been thanked: 16 times

Re: Jak Bonaparte przykładu nam nie dawał czyli iberyjskie rozdrapywanie ran

Post autor: Monthion »

Ciekawy punkt widzenia ale z kolei nie zwracający uwagi na paradoks jakim był stosunek Hiszpanów do swoich angielskich sojuszników. Tych, którzy uprzednio były uważani za plugawych heretyków, którzy swoich współobywateli może już nie eksterminowali, ale wciąż mieli za ludzi drugiej kategorii a katolickich Irlandczyków traktowali wyjątkowo podle. Nie przypadkiem w ramach hiszpańskiej gwardii królewskiej funkcjonowały 3 pułki piechoty irlandzkiej (Hibernia, Irlanda i Ultonia) złożone z emigrantów z tego kraju (podaję za R.Bielecki "Somosierra 1808"). Zresztą z wzajemnością bo Anglicy mieli ich za zacofanych, nietolerancyjnych brutali rządzonych przez despotów. Może to po prostu było jak tak to ujął Charles Esdaile w "Peninsular War: A New History" "though the British, Spaniards and Portuguese hated one another, in the end they hated Napoleon still more". A Polacy nawet jeśli nie nienawidzili Hiszpanów czy Anglików to na pewno Napoleona lubili i szanowali bardziej od nich. Śmiesznym epilogiem do tej historii jest francuska interwencja w Hiszpanii w ramach Świętego Przymierza w 1823 r. dowodzona przez byłych bonapartystów nieraz walczących przeciwko ludowi hiszpańskiemu (i wierze katolickiej) marsz. Oudionot, Moncey, czy gen. Molitor, którzy teraz jako stateczni legitymiści pomagali królowi Hiszpanii poskromić swoich poddanych parę lat wcześniej za niego dzielnie walczących, ale których wojenny czas zbyt usamodzielnił i zliberalizował...
Awatar użytkownika
Leliwa
Hetman polny koronny
Posty: 5299
Rejestracja: czwartek, 22 grudnia 2005, 18:00
Lokalizacja: środkowe Nadwieprze
Has thanked: 39 times
Been thanked: 255 times

Re: Jak Bonaparte przykładu nam nie dawał czyli iberyjskie rozdrapywanie ran

Post autor: Leliwa »

Monthion pisze: poniedziałek, 5 kwietnia 2021, 16:42 Ciekawy punkt widzenia ale z kolei nie zwracający uwagi na paradoks jakim był stosunek Hiszpanów do swoich angielskich sojuszników. Tych, którzy uprzednio były uważani za plugawych heretyków, którzy swoich współobywateli może już nie eksterminowali, ale wciąż mieli za ludzi drugiej kategorii a katolickich Irlandczyków traktowali wyjątkowo podle. Nie przypadkiem w ramach hiszpańskiej gwardii królewskiej funkcjonowały 3 pułki piechoty irlandzkiej (Hibernia, Irlanda i Ultonia) złożone z emigrantów z tego kraju (podaję za R.Bielecki "Somosierra 1808"). Zresztą z wzajemnością bo Anglicy mieli ich za zacofanych, nietolerancyjnych brutali rządzonych przez despotów. Może to po prostu było jak tak to ujął Charles Esdaile w "Peninsular War: A New History" "though the British, Spaniards and Portuguese hated one another, in the end they hated Napoleon still more". A Polacy nawet jeśli nie nienawidzili Hiszpanów czy Anglików to na pewno Napoleona lubili i szanowali bardziej od nich. Śmiesznym epilogiem do tej historii jest francuska interwencja w Hiszpanii w ramach Świętego Przymierza w 1823 r. dowodzona przez byłych bonapartystów nieraz walczących przeciwko ludowi hiszpańskiemu (i wierze katolickiej) marsz. Oudionot, Moncey, czy gen. Molitor, którzy teraz jako stateczni legitymiści pomagali królowi Hiszpanii poskromić swoich poddanych parę lat wcześniej za niego dzielnie walczących, ale których wojenny czas zbyt usamodzielnił i zliberalizował...
Słusznie zwracasz uwagę na ten paradoks. Po prostu większym wrogiem był Napoleon. Pozostając przy tej samej Hiszpanii to karliści uważali, że posiłki przysłane im przez Hitlera to "Enemigos de nuestro Señor y Salvador Jesu Cristo" ale pozostali posłuszni władzy zwierzchniej która poszła na układ z nimi. Jak sympatie ludu hiszpańskiego się zmieniają, a raczej zmieniają się nacje dokonujące inwazji na Hiszpanię pokazała wcześniejsza jeszcze o sto lat wojna o sukcesję hiszpańską, w której też kraj był terenem rywalizacji brytyjsko-francuskiej, ale Hiszpanie popierali bardziej francuskich Bourbonów, bo byli katolikami a nie heretykami. Była guerilla antybrytyjska wtedy.
Poza tym były jeszcze liczniejsze (5 regimentów) wojska złożone z emigrantów szwajcarskich do Hiszpanii (Ruttiman, Yann, Reding, Schwaler and Courten). To była można powiedzieć elita piechoty hiszpańskiej i w wojnie z napoleonem zdarzało się że walczyli przeciwko Szwajcarom w służbie cesarskiej. Część z tych drugich przeszła do służby hiszpańskiej po bitwie pod Baylen.
"Z kości moich powstanie mściciel"
Napis na grobie Stanisława Żółkiewskiego w Żółkwi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia XIX wieku”